„Na Tinderze chciałam znaleźć miłość życia, a znalazłam przyjaciela. Sylwester nawet nie chciał iść ze mną do łóżka”

para która się przyjaźni fot. Adobe Stock
„Oboje czuliśmy, że coś się powinno wydarzyć. Był piątkowy wieczór, a my odbyliśmy już trzecią randkę. W końcu on do mnie podszedł, przyciągnął mnie mocno do siebie, objął, pocałował i… nic.”
/ 04.03.2021 09:32
para która się przyjaźni fot. Adobe Stock

Już od rana świeciło słońce i nie mogłam usiedzieć w domu. Poszłam do parku Skaryszewskiego. Siadłam na ławce, zwróciłam twarz ku słońcu.

– Tato, weź mnie na ręce!

Spojrzałam w kierunku dziecięcego głosu. Barczysty mężczyzna podniósł córeczkę, żeby pokazać jej stado kaczek płynące po tafli wody. Zaraz dogoniła ich kobieta. Poczułam żal, zawiść i zazdrość. Wszystko naraz.

Dlaczego ja nie mogłam tak mieć? Od rozstania z Krzysztofem minęło już pół roku

Poznałam go dwa lata wcześniej na służbowym wyjeździe. Przedłużyłam pobyt nad morzem i spędziliśmy bajeczny tydzień. Później spotykaliśmy się, kiedy on mógł przyjechać do Warszawy. W końcu przyznał się, że jest żonaty i ma dwoje dzieci. Napisał mi to w mailu! Nawet nie miał odwagi powiedzieć mi tego w oczy. Przysłał mi wiadomość, że wciąż kocha żonę i nie może ryzykować straty tego, co ma.

Otrząśnięcie się po tym rozstaniu zajęło mi kilka miesięcy. W końcu zrozumiałam, że Krzysztof był draniem, który mnie wykorzystał. Siedząc w parku i przyglądając się szczęśliwej rodzince karmiącej kaczki, pomyślałam, że jestem już gotowa na nowy związek. Bardzo go pragnęłam. Też chciałam chodzić z kimś na spacery, trzymać się za ręce. A potem wracać do domu i razem gotować obiad.

Kiedyś, jeszcze zanim poznałam Krzysztofa, miałam założone konto na Tinderze

Nigdy z niego nie korzystałam. Stworzyłyśmy mój profil z koleżankami bardziej z ciekawości i dla zabawy. Przyszło mi do głowy, że teraz może się przydać. Początki nie były obiecujące. Popisałam z kilkoma mężczyznami, ale żaden mi się na tyle nie spodobał, żeby umówić się z nim na randkę. Teraz znowu odpaliłam aplikację. Czekało tam na mnie wielu potencjalnych kandydatów. Obejrzałam propozycje portalu.

Jeden chłopak rzucił mi się w oczy. Nie miał żadnego opisu, tylko zamieścił linka do piosenki Łukasza Zagrobelnego „Sama szczerość“. Nie dość, że był to mój ulubiony wykonawca, to po ostatnim związku szukałam właśnie wyłącznie prawdy i szczerości. Właściciel konta dołączył zdjęcie. Spodobał mi się, miał na oko trzydzieści pięć lat, szeroki uśmiech i postawną, dobrze zbudowaną sylwetkę. Na pewno trenował jakiś sport. Na imię miał Sylwester. Nie zastanawiając się za dużo, napisałam do niego.

Zaczęłam od tego, że nie interesuje mnie bycie tą drugą, więc jeśli szuka kochanki, może sobie od razu darować znajomość ze mną.

– Pomyśli, że jesteś jakąś psychopatką – załamała ręce moja koleżanka Patrycja.
– Nie szkodzi. Ja już zmarnowałam za dużo czasu na jednego oszusta. Jak ma się okazać, że jestem tylko atrakcją na boku, to dziękuję bardzo! – skwitowałam.

Jednak Sylwester był zafascynowany tym, jaka jestem bezpośrednia i szczera

Zapewnił mnie, że jest singlem, przeprowadził się do Warszawy na początku roku i uwielbia dziewczyny, które wiedzą, czego chcą. Jakby tego było mało, na miejsce spotkania zaproponował Park Skaryszewski.

– Do tej pory dużo w stolicy nie widziałem, ale to miejsce jest piękne – napisał, a ja poczułam, jak koło serca robi mi się ciepło.

Umówiliśmy się na weekend, ale wieczorami i podczas wolnych chwil w pracy pisaliśmy do siebie. Mieliśmy wiele wspólnego. Oboje kochaliśmy filmy Almodovara, jazdę na rowerze oraz tajską kuchnię. Starałam się nie nakręcać na tę znajomość, bo przecież nie widzieliśmy się na żywo. Jednak przed zaśnięciem, przekręcając się w nocy w łóżku z boku na bok, rozmyślałam, jak szczęśliwa mogłabym być u boku Sylwestra.

Sobota powitała mnie piękną pogodą. Widać było już przez okno, że wiosna coraz śmielej sobie poczynała. Podekscytowana poszłam do parku na spotkanie z moim przeznaczeniem. Już z daleka go zauważyłam. On mnie też i posłał mi uśmiech jeszcze piękniejszy niż na zdjęciu w internecie.

Oboje byliśmy trochę onieśmieleni. Sylwester opowiadał mi o rodzinnym Wrocławiu i powodach, dla których się przeprowadził. Ja tam kiedyś byłam, więc porównywaliśmy wrażenia. Później przeskoczyliśmy na temat ostatnio oglądanych seriali. Okazało się, że mamy podobny gust. Zanim się obejrzeliśmy, zrobiło się późno. Nie przyszło mi do głowy, że czas z nowo poznanym człowiekiem minie jak z bicza strzelił! Przegadaliśmy pięć godzin!

Umówiliśmy się na następny dzień. Poszliśmy do azjatyckiej restauracji na obiad. Kiedy go zobaczyłam, wchodząc do lokalu, nagle uderzyła mnie pewna myśl. Serce nie bije mi już tak mocno, jak wtedy, kiedy do siebie pisaliśmy. A przecież mam go na wyciągnięcie ręki. Przyjrzałam mu się dokładniej. Był dobrze ubrany, zbudowany, miał białe zęby, ładnie pachniał. Ale jakoś nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy pójść do łóżka.

– To na pewno lęk przed kolejnym zawodem – zawyrokowała Patrycja. – Boisz się, że zostaniesz porzucona, to żniwo toksycznego związku z Krzysztofem.

Kolejne dni poświęciłam na rozgryzienie tego zagadnienia

Podpytywałam Sylwestra o jego dziewczyny. Chciałam wyczuć, czy nie ma przypadkiem kogoś we Wrocławiu. Wszystko wskazywało na to, że jest szczery. Miałam ochotę znowu zobaczyć Sylwestra, ale nie umierałam z tęsknoty. Dobrze nam się rozmawiało, nadawaliśmy na tych samych falach. Ale miałam wrażenie, że coś tu nie gra. Nie było między nami napięcia, ekscytacji, flirtu. Owszem, uważałam, że jest przystojny, ale jego widok nie powodował gęsiej skórki, jak widok Krzysztofa.

Z drugiej strony tamten działał na mnie piorunująco, ale był podłym kłamcą. Może taka chemia na początku wcale nie była potrzebna? Umówiliśmy się na kolejny piątek. Poszliśmy do kina, a potem zaprosiłam go do siebie na drinka. Był speszony, ale przystał na tę propozycję. Ja sama niby tego chciałam, ale wchodziłam do mieszkania na miękkich nogach. Uwielbiałam Sylwestra, wypełnił okropną pustkę, która zionęła w moim życiu, mogłam z nim o wszystkim pogadać, pośmiać się, pójść do kina, ale czy coś więcej?

Sylwestrowi spodobało się moje mieszkanie. Przy samej półce z książkami spędziliśmy pół godziny. Wypiliśmy przy tym butelkę wina. Zrobiło się późno. Sylwester podchwycił mój wzrok, który padł na zegar.

– Już jedenasta – powiedział, a w jego głosie wychwyciłam coś, jakby trwogę.

Oboje czuliśmy, że coś się powinno wydarzyć. Był piątkowy wieczór, a my odbyliśmy już trzecią randkę. W końcu on do mnie podszedł, przyciągnął mnie mocno do siebie, objął, pocałował i… nic. Żadnych fajerwerków, motyli w brzuchu, ciar. Spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle wybuchnęłam śmiechem.

Przez sekundę Sylwester wpatrywał się we mnie oniemiały, ale zaraz dołączył. Kiedy już się uspokoiliśmy, otworzyłam kolejną butelkę wina. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma między nami chemii i nic na to nie poradzimy. Gadaliśmy do bladego świtu. Dawno tak wspaniale nie spędziłam czasu.

Sylwester był cudowny, ale w ogóle nie nadawał się na mojego chłopaka. Nie znalazłam dzięki Tinderowi miłości, ale przyjaciela od serca. I jestem pewna, że jak już w końcu się zakocham, Sylwester będzie pierwszą osobą, której o tym powiem. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Mój mąż miał raka płuc, więc zostałam z nim z obowiązku
Dobrze nam się układało, ale po 15 latach małżeństwa stałam się nagle tylko... kumplem
Zabiłam męża dla pieniędzy z ubezpieczenia, bo chciałam opłacać młodego kochanka

Redakcja poleca

REKLAMA