Znalazłam faceta swojego życia. Kochałam go i planowałam z nim wspólną przyszłość. Chwila słabości spowodowała, że do końca życia będę żyła w niepewności.
Chciał zmienić swoje życie
Piotr wyprowadził się z dużego miasta, bo go przytłaczało. Zaczął przeszkadzać mu hałas, gwar, ciągła gonitwa. Zamieszkał nieopodal naszego miasteczka, w niewielkim domku na obrzeżach lasu. Odpowiadał mu ten kontrast, ponieważ jak twierdził, w tym miejscu mógł się odnaleźć na nowo. Zrezygnował z pracy w dużej korporacji i postanowił w swoim gospodarstwie otworzyć stadninę koni.
Miał dużo funduszy, przez lata na stanowisku dorobił się dobrych pieniędzy, ale nie to się dla niego liczyło. Chciał spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i właśnie dlatego trafił na naszą wieś. Początkowo okoliczni sąsiedzi patrzyli na niego ze zdziwieniem, bo nie wierzyli, że taki młody facet może chcieć mieszkać pośrodku niczego, w dziurze bez perspektyw. A gdy dowiedzieli się o jego planach na biznes, od razu uznali go za dziwaka, a może nawet oszusta, który chce na wioskę sprowadzić wstyd. Długi czas zastanawiałam się, skąd w ludziach bierze się takie myślenie...
Z czasem zainteresowanie Piotrem osłabło. Okoliczni zrozumieli, że nie jest dla nich zagrożeniem. Kilka osób znalazło u niego zatrudnienie – niektórzy pomagali w opiece nad końmi, inni zajmowali się niezbędnymi naprawami w gospodarstwie. Kilka młodych dziewczyn zajmowało się opieką nad gośćmi przyjeżdżającymi na jazdy. W ten sposób Piotr wpasował się w naszą społeczność i nikt go już nie traktował jak wroga.
Jeszcze jedną ważną zaletą Piotra był jego wygląd. Przystojny brunet z zielonymi oczami, muskularnym ciałem i błyskiem inteligencji w oku. Emanował spokojem i dobrocią, miał nietuzinkowe poczucie humoru. Wszystko to sprawiło, że wiele moich rówieśniczek interesowało się tym 30-letnim kawalerem. Wiele robiły, by zwrócił na nie swoją uwagę. Krótkie spódniczki, wydekoltowane bluzki, zalotne spojrzenia spod długich rzęs...
Szybko się w sobie zakochaliśmy
Wśród dziewczyn mógł przebierać jak w ulęgałkach, ale to ja zawróciłam mu w głowie. Szara mysz, która na lekcje jazdy konnej przyprowadzała raz w tygodniu swojego siostrzeńca! Szybko zaczęliśmy się ze sobą spotykać, bo od razu nawiązała się między nami cudowna nić porozumienia, a w powietrzu wokół wyczuwalna była chemia.
Zakochałam się, przepadłam bez pamięci. On również zapewniał mnie o swoich uczuciach. Wiedziałam, że to ten jedyny, z którym chciałabym być na zawsze. Dlatego, kiedy podczas romantycznej kolacji przy świecach, wyciągnął z pudełeczka złoty pierścionek z niebieskim oczkiem, nie czekałam na jego pytanie. Od razu rzuciłam mu się na szyję i powiedziałam, że z radością zostanę jego żoną.
Nasze rodziny się poznały i wspólnie ustalaliśmy szczegóły ślubu. W rodzinie Piotra była nietypowa tradycja – wszystkie pary pobierały się w czerwcu, zatem i my powinniśmy zrobić tak samo.
– Czerwiec to piękny miesiąc. Moi dziadkowie, rodzice, ciocia i wujek stawali na ślubnym kobiercu właśnie wtedy, bo wierzyli, że to magiczny czas. Pomyśl sobie, że później wszyscy razem świętowali swoje rocznice ślubu – Piotr opowiadał mi to z uśmiechem.
Dla mnie nie miało to większego znaczenia. Ja po prostu chciałam z nim być. Piotr od razu też zaczął snuć plany o powiększeniu rodziny. Był jedynakiem, więc marzył o domu, w którym jego dzieci nie będą czuły się samotne. Dwójka pociech to dla niego było absolutne minimum – najpierw parka, chłopiec i dziewczynka, a później już niech będzie, co los da.
Czułam się samotna
Nie powiem, na początku byłam nieco przytłoczona, wszystko działo się bardzo szybko. Poza tym to zazwyczaj kobiety pierwsze poruszają temat macierzyństwa, a ja chciałam jeszcze poczekać i nacieszyć się wspólnym życiem z moim wybrankiem.
Piotr bardzo poważnie myślał o naszej rodzinie i o tym, aby zapewnić jej odpowiednie zabezpieczenie finansowe. Stajnia przynosiła dochody, nawet całkiem niezłe, ponieważ zjeżdżało się do nas wiele bogatych osób chcących oddać się swojej pasji. We dwójkę żyło nam się na wysokim poziomie, ale mój ukochany miał świadomość, że po pojawieniu się dzieci, potrzeby będą znacznie większe.
Z tego powodu zaczął zastanawiać się nad budową w naszym gospodarstwie pensjonatu. Plany budowy i przepisy prawne całkowicie go pochłonęły. Czasami znikał na cały tydzień z domu i wyjeżdżał do miasta, by skonsultować projekty nowych budynków. Wszystkiego chciał dopilnować sam. Uczestniczył też w wielu targach hotelarskich, jeździł na szkolenia z obsługi gości.
Nie było go, a ja tęskniłam. Byłam sama i smutna, mimo że wszystko między nami się dobrze układało. Pilnowałam naszych koni, zajmowałam się goścmi, doglądałam wszystkiego. Byłam też zmęczona, potrzebowałam rozrywki i rozmowy. I to właśnie doprowadziło do tego, że na chwilę straciłam rozum.
Po prostu przestałam myśleć
Krzysiek był naszym stałym gościem. Przyjeżdżał do nas regularnie ze swoim synem. Był rozwodnikiem. Wiele razy ze sobą rozmawialiśmy, wymienialiśmy się uwagami na temat postępów jego dziecka w nauce jazdy konnej. Zdarzyło nam się również wypić ze sobą kawę w naszej altance. Do niczego jednak nigdy nie doszło. To były czysto koleżeńskie, z czasem może przyjacielskie rozmowy.
Nie ukrywam, że interesowała mnie jego aparycja, w pewien sposób mnie pociągał, ale na zasadzie zakazanego owocu. Kochałam Piotra, z nim planowałam ślub, ale miło było spędzać z kimś samotne popołudnia, gdy mój narzeczony zatracał się w planowaniu naszej przyszłości.
Pewnego majowego dnia, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, a ja zamykałam stajnie na noc, na naszym podjeździe zatrzymał się samochód Krzyśka. Był sam, bez syna. W pierwszym momencie pomyślałam, że coś się stało, może mały o czymś zapomniał. Ale nie... To nie był powód wizyty Krzysztofa.
Podszedł do mnie, spojrzał mi głęboko w oczy i namiętnie pocałował. W mojej głowie zawirowało. Wiedziałam, że nie powinnam odwzajemniać tych czułości, ale już nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Skierowaliśmy się z Krzyśkiem prosto do sypialni. Objęci padliśmy na łóżko, w którym do tej pory kochałam się z Piotrem. Wiedziałam, że nie powinnam oddawać swojego ciała Krzysztofowi, ale to było silniejsze ode mnie. Po prostu było to lekarstwo na moją samotność.
Rankiem obudziłam się z ogromnymi wyrzutami sumienia. Poprosiłam kochanka, by opuścił mój dom, bo chciałam zostać sama i przemyśleć to, co się stało.
– Marta, mam nadzieję, że na tym nie zakończy się nasza znajoma. Odezwij się do mnie, było nam naprawdę bardzo dobrze – Krzysiek rzucił na odchodne.
Nie wiedziałam, co robić
W przyszłym miesiącu miałam przed ołtarzem, przy 150 osobach, przysięgać miłość i wierność Piotrowi. Jak mogłam to zrobić, skoro zdradziłam go już przed ślubem? Dlaczego to zrobiłam, skoro naprawdę bardzo go kochałam? Czułam się fatalnie, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Zdecydowałam jednak, że o niczym nie powiem swojemu narzeczonemu. Będzie to moja tajemnica, o której będę wiedziała tylko ja i Krzysztof.
Piotrek niczego nie wyczuł, nie miał żadnych podejrzeń. Po powrocie z konferencji obdarował mnie bukietem różowych goździków, które uwielbiałam. W miłej atmosferze planowaliśmy ostatnie szczegóły naszego ślubu i wesela.
Po trzech tygodniach od pamiętnej nocy, zaczęłam się źle czuć. Mdliło mnie, miałam zawroty głowy, spóźniał mi się okres. Początkowo zrzuciłam to na karb stresu przed ślubem, bo wielokrotnie mój organizm w ten sposób reagował przed ważnymi wydarzeniami. Miałam umówioną kontrolną wizytę u ginekologa, więc pomyślałam, że opowiem lekarzowi wszystko co mi dolega, a on być może przepisze mi jakieś leki, które mnie nieco uspokoją.
Jednak to, czego dowiedziałam się w gabinecie, zrujnowało mój spokój na zawsze.
Ta informacja była fatalna
Podczas badania ginekologicznego i wykonywania standardowego USG, moja lekarka dosyć wymownie zaczęła patrzeć na monitor. Zaczęłam się stresować, ponieważ pomyślałam, że dzieje się coś złego. Może zauważyła jakiś guzek albo jakąś nieprawidłowość?
W końcu oderwała wzrok od maszyny i powiedziała to, czego nie chciałam usłyszeć.
– Jest pani w ciąży. Według mnie to 7 tydzień, wszystko rozwija się prawidłowo. – uśmiechnęła się i chyba spodziewała, że ja również okażę radość. Moja mina ją zdecydowanie zdziwiła.
– To musi być błąd. Nie jestem w ciąży. Proszę sprawdzić jeszcze raz.
W tym momencie z drukarki wypadło zdjęcie, na nim widać było malusieńką kropeczkę, która była moim dzieckiem.
– Jestem całkowicie przekonana, że za kilka miesięcy urodzi pani dziecko. Proszę mi wierzyć i oswoić się z tą informacją.
Nie byłam przygotowana na taki szok. Teraz zrozumiałam, że wszystkie inne dolegliwości były spowodowane ciążą, a nie przeżywaniem ślubu. Gdy wyszłam z gabinetu, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Fakt, planowałam dziecko, ale za jakiś czas. Bardziej przerażało mnie to, że nie byłam pewna, kto jest jego ojcem.
Do ślubu został nam tydzień. Od razu po powrocie do domu powiedziałam Piotrowi o ciąży. Był przeszczęśliwy. Już planował zakup wózka i mebelków do pokoju dziecięcego. Niemal od razu chciał wynosić dokumenty ze swojego dotychczasowego biura i zastanawiał się nad nowym kolorem ścian. Ja czułam, że zaraz wybuchnę. Gryzło mnie sumienie.
Panna młoda z brzuchem
Tak jak było to zaplanowane, wzięliśmy ślub. Przy krojeniu weselnego tortu podzieliliśmy się informacją z najbliższymi.
– Słuchajcie kochani, mamy dla Was cudowną wieść – Piotr kipiał radością, a ja chciałam być w innym miejscu. – Tak naprawdę stoimy tu przed Wami, we trójkę, ponieważ już za kilka miesięcy zostaniemy rodzicami!
Na sali wybuchły brawa. Rodzice, ciotki i wujkowie nas wyściskali, znajomi gratulowali nam szczęścia. Dopiero życzyli nam wszystkieo dobrego i powodzenia na nowej drodze życia i dla nich te życzenia właśnie się spełniają.
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Powiedzieć Piotrowi o zdradzie? Czy potrafiłby mnie kochać, gdy znałby prawdę? Co z Krzysztofem? Może jednak powinnam się z nim skontaktować i powiedzieć o owocu naszej upojnej, majowej nocy? A co z dzieckiem? Czy mam zrobić test na ojcostwo, gdy pojawi się na świecie?
Zadręczałam się tymi pytaniami. Nie widziałam dobrego rozwiązania. Zawsze byłam szczera, nigdy nie podejrzewałam, że mogę dopuścić się zdrady ukochanego. A co będzie jeśli zauważy, że dziecko nie jest podobne do niego? Co jeśli ja nie będę mogła zaakceptować swojego dziecka? Jedną głupią decyzją, porywem emocji i chwili, przekreśliłam swój spokój. Wiem, że wyrzuty sumienia zostaną ze mną na zawsze.
Czytaj także:
„Mój stalker okazał się mężczyzną z uwodzicielskim głosem. Wbrew rozsądkowi, chciałam się rzucić w jego ramiona”
„Na widok szefa trzęsłam się z nerwów i bałam się o swoją pracę. Jeden moment w służbowym kantorku wiele zmienił”
„Dopiero po 40-tce poczułam, że chcę być matką. Rodzina puka się w czoło i wytyka mnie palcami. Mam w nosie ich zdanie”