Gdy człowiek się boi, że z jego dzieckiem dzieje się coś złego, że może stać mu się jakaś krzywda, jest gotowy na wszystko. I nawet najbardziej skłóceni ze sobą rodzice, w takiej sytuacji potrafią wspólnie działać.
Miało być wyjątkowo
Swój wieczór panieński będę pamiętała do końca życia. Oczywiście zaprosiłam same dziewczyny. Atmosfera fantastyczna, tyle że alkohol lał się jednak zbyt obficie. Największą atrakcją miał być występ dwóch striptizerów około północy. Było po godzinie 23.00, gdy rozległ się dzwonek u drzwi.
Otworzyłam. Ujrzałam dwóch policjantów. Wpuściłam ich do środka. Byłam pewna, że to właśnie wynajęci striptizerzy w przebraniu. Policjanci byli jednak strasznie poważni. Pokazali legitymacje, które wyglądały prawdziwie, i to mnie trochę zdziwiło. Chcieli rozmawiać z moją przyjaciółką Beatą.
Nadal uważałyśmy to za świetny dowcip. Mimo upomnień przybyszów nie wzięłyśmy ich na poważnie. Kompletnie pijana Beata zaczęła się stawiać, obrażać ich, była wulgarna i napastliwa. Policjanci okazali się, niestety, prawdziwi, i zabrali ją na komisariat. Następnego dnia dowiedziałam się, że Beata obrażała ich całą drogę i była agresywna. Została zatrzymana w areszcie pod zarzutem znieważenia funkcjonariuszy policji. Ale nie tylko dlatego…
Policjanci pojawili się na naszej domówce, ponieważ mąż Beaty, z którym była w separacji, zgłosił zaginięcie ich synka, i to ją oskarżył o uprowadzenie!
Beata wyrzuciła męża z domu zaraz po tym, jak odkryła jego romans z asystentką. Złożyła pozew rozwodowy. Paweł chciał się z nią pogodzić, kiedyś prosił mnie nawet, żebym się wstawiła za nim u Beaty, mówił, że ten romans był błędem, że naprawdę kocha tylko ją i synka.
Ona jednak była na niego coraz bardziej wściekła, a ostatnio, pałając żądzą zemsty, groziła Pawłowi ograniczeniem praw do dziecka, nawet postraszyła go, że wyjedzie za granicę i zabierze ze sobą Maciusia. Tak naprawdę wcale nie zamierzała tego zrobić.
Bał się o synka
W sobotę, zaraz po wizycie na komisariacie, pojechałam do Pawła. Był wściekły. Mimo to opowiedział mi, co się stało. Beata zadzwoniła do niego w piątek rano i wyjątkowo pozwoliła mu odebrać dziecko od opiekunki i spędzić z nim weekend. Opiekunka to osiedlowa niania, która zajmuje się czwórką dzieciaków. Zaraz po pracy poszedł po syna, ale jego tam nie było.
Kobieta zdziwiona powiedziała, że Maćka odebrała już sąsiadka. Ponoć Beata zadzwoniła i uprzedziła, że sama nie da rady przyjechać po syna, gdyż potwornie boli ją ząb i jest u dentysty. Paweł próbował się dowiedzieć od opiekunki, co to za sąsiadka, ale ta jej nie znała, powiedziała tylko, że była młoda, miła i ruda. Coś ją jednak zaniepokoiło. Gdy owa sąsiadka wyszła, kontrolnie wyjrzała przez okno i zobaczyła, że z tyłu w samochodzie siedziała… Beata.
Poznała ją po bujnych czarnych lokach i charakterystycznej jaskrawoczerwonej torebce, która leżała na półce pod tylną szybą. Zdziwiła się, bo przecież Beata miała mieć w tym czasie wyrywany ząb. Paweł, zdumiony i wściekły, kilka razy dzwonił do Beaty, ale miała wyłączoną komórkę.
– Słuchaj, Zośka – powiedział do mnie na zakończenie. – Nie znam żadnej rudej sąsiadki. Gdy Beata zadzwoniła do mnie wtedy w piątek rano, zapowiedziała też, że odbiorę Maćka po raz ostatni, więc żebym się nim nacieszył. Dlatego od razu pomyślałem, że żona uprowadziła syna i zadzwoniłem na policję.
Na komisariacie Paweł opowiedział o konflikcie z żoną i jej groźbach, że ucieknie z dzieckiem za granicę. Policja wszczęła śledztwo. Przez całe popołudnie nie mogli się skontaktować z Beatą, bo miała wyłączony telefon. Byli u jej rodziców, którzy nie mieli pojęcia ani o problemie Beaty z zębem, ani tym bardziej o zaginięciu wnuka. Natomiast słyszeli, że wybierała się na wieczór panieński. Podali policji mój adres. Stąd nocna wizyta policjantów.
Przez dwa dni nie miałam żadnych nowych wieści, wreszcie Beata została zwolniona z aresztu. Pojawiła się u mnie roztrzęsiona i opowiedziała, co przeżyła na komisariacie. Zabrali ją na przesłuchanie, kiedy tylko wytrzeźwiała. Wtedy dowiedziała się o zaginięciu syna. Przeraziła się. Nic nie wiedziała o historii z bolącym zębem, nie dzwoniła też do opiekunki. Ruda kobieta, o której mówiła dziewczyna, natychmiast skojarzyła jej się z kochanką męża. Ją właśnie oskarżyła o porwanie. Policja poszukuje więc teraz asystentki Pawła.
– Zośka, nie mogę czekać bezczynnie, aż oni złapią tę szmatę, jedź ze mną do Pawła, bo nie ręczę za siebie – poprosiła Beata.
Sprawa była poważna
Pojechałyśmy. Paweł powiedział nam to samo co policji: że nie wie, gdzie można znaleźć Rudą, bo gdy zakończył romans, zwolniła się z pracy i wyprowadziła do innego miasta. Podał im tylko jej telefon. Na pewno już ją namierzyli. Postanowiliśmy zadzwonić do prowadzącego śledztwo. Okazało się, że była kochanka Pawła ma alibi. Porucznik przy okazji zapytał Pawła o jego matkę, bo nie może się z nią skontaktować.
– Cholera, matki też nigdzie nie ma – zaklął zdenerwowany Paweł. – I nie odbiera telefonu.
– Pogoda jest piękna, pewnie nareszcie pojechała do domku letniskowego, od śmierci męża przestała tam jeździć, a szkoda – stwierdziła Beata. I dodała: – Ale przecież nie będziemy się teraz twoją matką zajmować! Szukajmy Maćka!
– Zośka, mówiłaś kiedyś, że byłaś u wróżki, która ma jakieś nadzwyczajne zdolności, odnalazła kogoś, patrząc na zdjęcie. Śmiałam się wtedy z ciebie… Teraz mi nie do śmiechu. Zadzwoń do niej!
Jeszcze tego samego dnia całą trójką udaliśmy się do tej kobiety. Długo przyglądała się fotografii Maćka. Pierwsze słowa, jakie usłyszeliśmy, brzmiały:
– Chłopczyk żyje i ma się dobrze. Widzę miejsce pod lasem i drewniane domy – mówiła dalej. – Jeden ma niebieskie okiennice, widzę piaskownicę, zabawki… żółty płot.
– Żółty płot? Pamiętasz, Paweł, jak śmialiśmy się z przyjaciółki twojej matki, gdy malowała sztachety na żółto? Z daleka było widać jej posesję, choć znajdowała się na końcu osady, zaraz za domkiem rodziców. Straszna pstrokacizna… To tam jest nasz Maciek? – pytała podekscytowana Beata. – Jedziemy! Natychmiast!
Godzinę później byliśmy już na miejscu. Najpierw wpadliśmy do domku matki Pawła. Drzwi nie były zamknięte na klucz, ale nikogo w środku nie było. Pobiegliśmy więc do domu z żółtym płotem. W ogrodzie siedziały matka Piotra, sąsiadka i młoda rudowłosa kobieta. Piły kawę, a w piaskownicy bawiła się dwójka dzieciaków. Dziewczynka i… Maciuś!
Okazało się, że to one trzy uknuły intrygę. Gdy teściowa Beaty dowiedziała się od syna, że Beata chce pozbawić Pawła praw do dziecka, a nawet wywieźć je za granicę, postanowiła działać. Chciała coś zrobić, żeby nie doszło do rozwodu. Bo to mogło dla niej oznaczać koniec kontaktów z wnukiem. A Maciuś był dla niej jedyną pociechą po śmierci męża. Chciała tylko nastraszyć Beatę i spowodować, by pod wpływem lęku o dziecko zaczęła rozmawiać normalnie z Pawłem.
Miała nadzieję, że taka trauma zbliży ich do siebie. Razem z przyjaciółką i jej rudowłosą córką (rude włosy to przypadek, kobiety nie wiedziały, że kochanka Pawła też jest ruda) wpadły na pomysł sfingowania porwania. Zrobiły to w dobrej wierze. Nie przypuszczały, że sprawą zajmie się policja.
Córka przyjaciółki właśnie wybierała się ze swoim dzieckiem do domku letniskowego. Mogła się zaopiekować dwójką maluchów, a dla Maciusia to miała być dodatkowa atrakcja. Żeby skierować podejrzenie na Beatę, matka Pawła założyła czarną perukę i zdobyła czerwoną torebkę, podobną do tej, którą miała synowa. Postarała się, by dobrze ją było widać w samochodzie. A żeby opiekunka nie rozpoznała po głosie, że to nie matka chłopca dzwoni, teściowa udała, że ma bolący ząb. Ot, i cała zagadka.
Teściowa Beaty osiągnęła swój cel
– Paweł i Beata pogodzili się. Nie wiem jednak, czy zbliżył ich do siebie strach o zaginione dziecko, czy raczej wściekłość na matkę Pawła. Na moim weselu bawili się do rana.
Czytaj także:
„Panna młoda chciała panieński na bogato. Rachunków nie opłaciłam, bo musiałam mieć na jej cuda na kiju”
„Odwołałam ślub, bo na własnym wieczorze panieńskim poznałam miłość swojego życia. Jedno serce złamałam, by inne rozpalić”
„Narzeczony latami ukrywał przede mną swoją prawdziwą pracę. Dopiero na wieczorze panieńskim odkryłam, skąd ma tyle kasy”