Wstałem jak zwykle za późno. Budzik już dawno przestał dzwonić, a ja z automatu przewinąłem go w głowie na drzemkę, której nawet nie pamiętam. Z kuchni dobiegały dźwięki – stukot filiżanki o blat, szelest folii od kanapek. Ilona pewnie już przygotowywała się do wyjścia, jak co rano. Nasze poranki były ciche, beznamiętne. Niby każde wiedziało, co ma robić, ale czasem miałem wrażenie, że coś ważnego nam uciekło.
Zerkając w lustro podczas golenia, dostrzegłem w sobie człowieka, którego ledwo poznawałem. Szarawe cienie pod oczami od nieprzespanych nocy, skóra niezdrowo blada – oto efekt ciągłego życia na pełnych obrotach. Tylko praca, rachunki, terminy. Święta? Komercyjny absurd. Mikołajki? Jeszcze większa strata czasu. Kiedyś z Iloną wymienialiśmy drobne prezenty – czekoladki, książki, kartki z zabawnymi życzeniami. Teraz wszystko to wydawało się... infantylne.
Wszedłem do kuchni, gdzie czekała na mnie kawa – Ilona zawsze robiła ją wcześniej. Nie spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Michał, może zwolnij trochę, co? – zagadnęła, podając mi kubek. – Mikołajki są tylko raz w roku.
Zamruczałem coś pod nosem, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Zwolnić? Tylko w reklamach święta wyglądają jak w bajce – mruknąłem, przeglądając maile w telefonie.
Nie odpowiedziała. Westchnęła tylko cicho i wyszła z kuchni. Poczułem ukłucie winy, ale zaraz wróciłem do planowania dnia. Na refleksje brakowało mi czasu. Tak przynajmniej sobie wmawiałem.
Poczułem się jeszcze gorzej
Wieczór zapowiadał się zwyczajnie – szybka kolacja, prysznic, może jeszcze rzut oka na zaległe maile. Nie spodziewałem się niczego szczególnego, bo i z jakiej okazji? Śnieg za oknem prószył, jakby z przekory, próbując stworzyć atmosferę świąt, której w naszym domu dawno już nie było. Ilona krzątała się po salonie, coś układała na stoliku. Wreszcie podeszła do mnie z nieśmiałym uśmiechem, trzymając w dłoniach małą, niepozorną torebkę.
– Mam coś dla ciebie – powiedziała cicho.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Przez myśl mi nie przeszło, że znowu podtrzymuje tradycję tych drobnych mikołajkowych podarków.
– Serio? Ilona, myślałem, że już dawno wyrośliśmy z takich rzeczy – mruknąłem, ale sięgnąłem po torebkę.
Rozpakowałem ją od niechcenia, bardziej z poczucia obowiązku niż ciekawości. W środku był... szalik. Nie nowy, nie elegancki, nie w kolorze, który by mnie ucieszył. Stary, zmechacony, wręcz lekko sprany. Patrzyłem na niego przez dłuższą chwilę, próbując zrozumieć, co to właściwie miało znaczyć.
– To ma być prezent? – spytałem, marszcząc brwi. – Znalazłaś go w szafie? Stary, zniszczony szalik? Serio, Ilona?
Żona nie odwróciła wzroku, choć widziałem, że coś w niej pęka. Próbowała zachować spokój, ale jej głos zdradzał cichą nutę rozczarowania.
– Michał, ten szalik to coś więcej. Chciałam, żebyś o czymś sobie przypomniał.
Prychnąłem.
– Czym niby miałbym się zachwycić? To już chyba nie ten czas na sentymenty.
Jej twarz stężała, usta zacisnęły się w wąską linię. Po chwili wzięła głęboki oddech.
– Może właśnie tego nam brakuje… – odpowiedziała cicho i wyszła z pokoju.
Zostałem sam z tym... szalikiem. Spojrzałem na niego z irytacją. Położyłem go na fotelu, jakby był zbędnym balastem. Ale coś we mnie drgnęło. Przemykał mi przez głowę jakiś niewyraźny obraz, wspomnienie, którego nie potrafiłem jeszcze uchwycić.
Coś mi on przypominał
Szalik leżał na fotelu, jak wyrzut sumienia. Co jakiś czas przechodziłem obok niego, próbując udawać, że nic nie widzę. Ale to nie było łatwe. Za każdym razem, gdy zerkałem w jego stronę, czułem coś dziwnego – nie irytację, jak wcześniej, a raczej dziwne ukłucie... wspomnienia? Jakby ten szalik coś do mnie mówił.
W końcu, po godzinie bezsensownego gapienia się w ekran telefonu, sięgnąłem po niego. Materiał był miękki, choć miejscami zużyty. Kremowy kolor, gdzieniegdzie poprzetykany delikatnymi nitkami błękitu. Przyjrzałem mu się dokładniej – miał mały rozdarcie na końcu, ledwo zauważalne.
– Skąd ja to znam... – mruknąłem pod nosem, obracając szalik w dłoniach.
Przez głowę przemykały mi obrazy, ale były rozmazane, jakby ktoś próbował ustawić ostrość w starym projektorze. Zmarszczyłem brwi, próbując wyłapać jakiś szczegół.
„Ten kolor. Faktura. Przecież to niemożliwe...” – pomyślałem i nagle poczułem coś dziwnego. Jakby gdzieś w środku mnie, bardzo głęboko, coś pękło, a w to miejsce wlało się ciepło.
Oparłem się na kanapie, z szalikiem w dłoni. Zacząłem analizować, skąd go kojarzę. Wyglądał znajomo – nie, więcej niż znajomo. W mojej głowie zaczęły pojawiać się mgliste wspomnienia. Autobus? Zima? Przystanek?
Nagle coś mnie tknęło. Wstałem i podszedłem do okna, patrząc na prószący śnieg. Zacząłem przypominać sobie szczegóły. Kiedy to było? Piętnaście lat temu? Nie... może więcej? Wspomnienie było jak przebłysk światła w ciemnym tunelu – krótkie, ale intensywne. Pamiętałem, że kiedyś oddałem komuś szalik. Dziewczynie? Tak, dziewczynie na przystanku. Drżała z zimna, a ja... oddałem jej swój szalik.
Ale czy to był ten sam? Czy to w ogóle możliwe? Ilona...
Odwróciłem się w stronę drzwi, za którymi zniknęła Ilona. Poczułem narastającą potrzebę, by coś powiedzieć, zapytać, wyjaśnić. Ale zamiast tego usiadłem z powrotem. Zamiast działać, siedziałem tam, trzymając ten szalik, jakbym nagle znalazł coś bezcennego, choć jeszcze nie rozumiałem jego pełnego znaczenia.
To było tak dawno temu
Siedziałem z tym szalikiem, jakbym nagle wpadł na coś, co próbowało się wydostać z zakamarków mojej pamięci. Obrazy zaczynały nabierać wyrazu, a ja wracałem do tamtej zimy, kiedy wszystko było prostsze – zanim życie zaczęło przypominać gonitwę bez mety.
To był grudzień. Zimny, śnieżny wieczór. Wracałem z uczelni, zmęczony i zły, bo autobus spóźniał się już od kilkunastu minut. Przystanek był pusty, poza jedną osobą – dziewczyną, która wyglądała, jakby zaraz miała zamarznąć. Miała na sobie cienki płaszcz i rękawiczki z wieloma dziurami. Drżała z zimna, ale uśmiechała się, patrząc na wirujące płatki śniegu.
Pamiętam, jak wtedy się zawahałem. Byłem typem faceta, który raczej unikał rozmów z obcymi. Ale coś mnie w niej ujęło – może ten uśmiech, kontrastujący z jej widocznym chłodem? Zrobiłem krok do przodu i zanim zdążyłem się zastanowić, zdjąłem swój szalik.
– Nie zamarznij tu, proszę – powiedziałem, podając jej go.
Ona spojrzała na mnie zaskoczona, a potem rozpromieniła się takim uśmiechem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem.
– Serio? – zapytała. – A co z tobą?
– Dam radę – wzruszyłem ramionami, starając się wyglądać nonszalancko, choć sam już zaczynałem odczuwać mróz.
To był moment, w którym zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że jedziemy tym samym autobusem. Kiedy w końcu przyjechał, usiedliśmy obok siebie i kontynuowaliśmy rozmowę. Była ciepła, mimo że trzęsła się z zimna. Opowiadała o studiach, o rodzinie, o tym, że lubi śnieg, ale nienawidzi zimy. Śmiałem się z tego i obiecałem jej, że kiedyś zabiorę ją na spacer w środku zimy, żeby zmieniła zdanie.
Przypominałem sobie te szczegóły, jakby ktoś odtwarzał mi stary film. Pamiętałem, jak wysiadaliśmy razem, choć jej przystanek był kilka kilometrów od mojego. Zapytałem wtedy:
– Oddasz mi ten szalik przy następnym spotkaniu, co?
A ona spojrzała na mnie przekornie i powiedziała:
– Tylko jeśli mnie jeszcze kiedyś znajdziesz.
To wspomnienie uderzyło mnie jak nagły podmuch wiatru. Nie był to zwykły szalik. Był początkiem wszystkiego.
Spojrzałem znowu na zmechacony materiał w moich rękach. Czy Ilona pamiętała to wszystko? A jeśli tak, dlaczego nigdy wcześniej o tym nie mówiła?
Zrobiłem z siebie idiotę
Nie wytrzymałem. Wstałem z kanapy i ruszyłem do sypialni, gdzie Ilona czytała książkę. Leżała oparta o poduszkę, a jej mina była spokojna, choć coś w jej oczach mówiło, że nadal czuje się dotknięta moją reakcją na prezent. W rękach trzymałem szalik.
Stanąłem w drzwiach i przez chwilę po prostu na nią patrzyłem. Wydawała się taka... krucha, jak tamtego zimowego wieczoru na przystanku. Wziąłem głęboki oddech.
– Ilona – zacząłem niepewnie. – To ten szalik, prawda? Ten... z przystanku.
Uniosła wzrok znad książki, jakby przez chwilę nie rozumiała, o czym mówię. A potem jej twarz się rozjaśniła.
– Przypomniałeś sobie – powiedziała cicho, z nutą ulgi.
Podszedłem bliżej, usiadłem na brzegu łóżka.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytałem, obracając szalik w dłoniach. – Dlaczego teraz?
Ilona zamknęła książkę i odłożyła ją na stolik. Przez chwilę milczała, jakby układała sobie myśli.
– Znalazłam go, kiedy porządkowałam rzeczy na strychu – zaczęła. – Był w kartonie z rzeczami, o których dawno zapomnieliśmy. Wiesz, Michał, ten szalik... to dla mnie coś więcej. To wspomnienie, moment, w którym wszystko się zaczęło. Zastanawiałam się, czy jeszcze pamiętasz.
Patrzyła na mnie z takim spokojem, a jednak jej oczy zdradzały coś więcej. Czekała na moją reakcję, na jakąś odpowiedź.
– Pamiętam – przyznałem, choć czułem wstyd za swoje wcześniejsze słowa. – Pamiętam tamten wieczór, jakby to było wczoraj. Ilona, przepraszam. Zachowałem się jak...
– Jak kretyn – dokończyła z delikatnym uśmiechem, a potem dodała ciszej: – Ale to już nieważne.
Zacisnąłem dłonie na szaliku i spojrzałem na nią z wdzięcznością.
– Wiesz, czasem mam wrażenie, że zgubiłem gdzieś tego faceta, którym byłem wtedy. – Mówiłem szczerze, choć każde słowo wydawało mi się ciężarem. – Ale ty ciągle o nim pamiętasz.
Żona pochyliła się lekko w moją stronę.
– Wcale go nie zgubiłeś. On tu jest, tylko czasem potrzebuje przypomnienia.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc tylko przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Jej ciepło przypominało mi, dlaczego to wszystko się zaczęło.
Szalik, choć wciąż zmechacony i stary, nagle wydał mi się najpiękniejszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałem.
Michał, 38 lat
Czytaj także:
„Nietrafiony prezent na urodziny zniszczył moje małżeństwo. Sama nagrodziłam się za 12 lat w łóżku ze zdrajcą”
„Liczyłam na gorące Święta z kochankiem, a on pokrzyżował moje plany. Rodzina jest dla niego ważniejsza”
„Od 2 lat nienawidzę Wigilii, Świąt i Kevina w telewizji. Wszystko przez okropną niespodziankę rodziców”