„Na majówkę mąż rozpalił nie tylko grilla, ale też ogień w łóżku sąsiadki. Pożałują tego obydwoje”

grillujący mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„– Coś się stało? Wyglądasz dziwnie – zauważyłam, że mój mąż był jakiś wczorajszy, miał zmiętoloną koszulę. – Mogę wiedzieć, gdzie byłeś? – Och, po prostu razem rozpalaliśmy tego... no grilla – odpowiedział nieco zdyszany, nerwowo uśmiechając się”.
/ 29.04.2024 20:30
grillujący mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Czułam, że ta kobieta nieźle namąci w moim życiu. To przeczucie potęgowała dyskusyjność jej urody – była brzydka, a jednocześnie na swój sposób pociągająca. Niestety, nie wiedziała, z jakim draniem się zadała. Bardzo się zdziwi.

Zapowiadało się miłe spotkanie

Już od południa rozchodziły się stamtąd zapachy soczystych befsztyków
Pewnego piątku poszłam z mężem do sąsiadów na majówkę, celebrującą nadejście wiosny. Widziałam w tej domówce dużo sensu – podobno głośne rozpoczęcie nowego sezonu agrarnego pobudza płodność natury, przynajmniej w sensie symbolicznym. Poza tym, każdy pretekst jest dobry, aby pójść na fajną imprezę, szczególnie na ogniście smakowitego grilla.

Dlatego tego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Może rzeczywiście wiosna lepiej przygrzeje, jeśli porządnie „przygrillujemy” – myślałam, zakładając swoje ulubione kremowe szpileczki. Już od czternastej rozchodziły zza płotu zapachy grillowanych żeberek, soczystych befsztyków i odgłosy coraz bardziej rozgadanych ludzi. Podobno zaproszona była również nasza nowa sąsiadka. Z trudem udało mi się podkręcić lokówką włosy i zrobić makijaż, bo mąż zablokował łazienkę na dobrą godzinę.

– Kochanie, co ty tam robisz? Wychodź, bo w takim tempie nie zdążymy do wieczora – krzyknęłam.

W końcu wyszedł, wypachniony na pół kilometra jakimś nieznanym mi dotąd zapachem.

O szesnastej staliśmy z mężem pod bramą sąsiadów. Zadzwoniłam. Bramka otworzyła się. Weszliśmy. Nie wiem dlaczego, ale od razu rzuciła mi się w oczy. Stała pośrodku podestu z kieliszkiem białego wina w smukłej dłoni, a wokół niej kręciła się grupka facetów – wpatrzonych w jej wyraźnie zarysowany biust, opięty bawełnianą, cielistą sukienką. Wydała mi się nieco znudzona i jakaś rozkojarzona.

– Jak ci się podoba nowa okolica? – usłyszałam słowa Marka, barczystego blondyna mieszkającego na przeciwko.

–  Rewelacja, nigdy dość dobrego jedzenia i przystojnych sąsiadów – odpowiedziała z udawanym entuzjazmem nowa sąsiadka, machinalnie trzepocząc czarnymi rzęsami i odchylając do tyłu blond grzywkę.

Całkiem dobra flirciara z ciebie, Aniu! – powiedział inny „przystojniak”. – I jaka pociągająca.

–  Heh, dziękuję za miły komplement – odpowiedziała i rozejrzała się po zgromadzonych gościach, zatrzymując wzrok na mnie i na moim mężu. Spuściła wzrok.

Czułam, że nieźle namąci w naszym życiu.

Moje przeczucie potęgowała pewna nieoczywistość, dyskusyjność urody pani sąsiadki. Bo owszem, dziewczyna miała ładnie zarysowane, zmysłowe usta, blond włosy, zgrabną figurę, ale asymetrycznie zbyt duży nos, nieciekawe, małe oczy i... wyjątkowo krzywe nogi. Była zwyczajnie brzydka, a jednocześnie, przyznaję, na tyle zmysłowa i tajemnicza, że nawet dosyć seksowna. Co ja mówię, ona była bardzo seksi! Na przykład kiedy gestykulowała, jej dłonie układały się w jakimś zmysłowym, magnetycznym rytmie. Kręciła przy tym delikatnie i niewymuszenie biodrami. Aż mnie samą, kobietę to zaciekawiło.

Takie nieoczywiste urody uzyskiwane pokątnymi ścieżkami gustu wydają się zabójczo niebezpieczne... – rozmyślałam, bawiąc się szklanką z sokiem pomarańczowym. Przywołałam się jednak po chwili do porządku – nie po to przyszłam na smakowitego grilla, aby dywagować o jakiejś lafiryndzie.

– Misiu, idę przypudrować nosek, tylko bądź grzeczny – powiedziałam, rozglądając się dokoła. – Nałóż mi trochę mięsa i ziemniaczków.

– Ok, tylko trochę się tutaj rozejrzę  – powiedział.

Rozejrzę? Kurczę, co on kombinował, albo co kombinowała moja nakręcona wyobraźnia...

– Idź lepiej pomóż trochę przy grillu, jesteś przecież w tym dobry – krzyknęłam z oddali, dochodząc do holu prowadzącego do łazienki.

Przejrzałam się w lustrze, widząc zaokrągloną tu i ówdzie brunetkę o dużych, brązowych, przenikliwych oczach.

Co oni tam robili?

Kiedy wróciłam, męża nie było już w zasięgu mojego wzroku. Apetycznie skwierczało mięso. Poszłam w kierunku grilla. Nałożyłam sobie dwa kawałki dosyć wysmażonej karkówki i trochę warzyw.

– Widział ktoś mojego Kamila? – spytałam sąsiadów stojących nieopodal.

Pomógł podpalić grilla i wsiąkł gdzieś – odpowiedział korpulentny rudzielec, przyglądając mi się badawczo. Nie znałam go.

Poszłam w kierunku altany, rozejrzałam się. Nigdzie go nie było, ale najbardziej nie było go tam (parafrazując moją ukochaną Agnieszkę Osiecką stęsknioną za Jeremim Przyborą), gdzie jeszcze do niedawna stała... Anna. Bo jej także nigdzie nie było.

Poczekałam jeszcze z dziesięć minut, zdenerwowana chciałam iść w siną dal ulicy, odwróciłam się w kierunku bramki i nagle dostrzegłam ją i... mojego Kamila wracających na posesję. Wiedziałam, że kobieta mieszka dwa domy dalej. Czyżby...

– Co tutaj robisz, yyy, co wy tutaj robicie?

– Wracamy – odpowiedział głupio Kamil.

– No widzę, coś się stało? Wyglądasz dziwnie – zauważyłam, że mój mąż był jakiś wczorajszy, miał zmiętoloną koszulę. – Mogę wiedzieć, gdzie byłeś?

– Och, po prostu razem rozpalaliśmy tego... no grilla – odpowiedział nieco zdyszany, nerwowo uśmiechając się.

– Gdzie? Na ulicy?

– Kamil umie wszędzie bardzo dobrze rozpala. – uśmiechnęła się z kolei zagadkowo Anna.

Przez chwilę popatrzyli sobie w oczy. Co to znaczy, że Kamil umie wszędzie bardzo dobrze rozpalać?

– Aha – udałam spokojną. – Dobrze, to wy tu sobie rozpalajcie się do woli, a ja wracam do domu.

– Kaśka... – odpowiedział mój mąż, przechylając się w moją stronę i... uwidaczniając kawałek szyi umazanej śladem po jasnoróżowej szmince.

Miałam w głowie gotowy pomysł

Odwróciłam się wtedy na pięcie i szybko poszłam do domu. Łzy leciały mi po policzkach, kalecząc zamarzniętymi soplami serce,  mimo słonecznej pogody – przynajmniej tak to wtedy czułam. Siedziałam na kanapie w salonie i zastanawiałam się, co robić  byłam niemal pewna, że mój mąż tego wieczora rozpalał nie tylko tego nieszczęsnego grilla, ale i ogień w łóżku sąsiadki. Trzęsły mi się dłonie.

W końcu poszłam do kuchni i nałożyłam sobie na talerzyk kawałek szarlotki. Zaparzyłam w filiżance zieloną herbatę, wrzuciłam kilka łyżeczek słodzika (jestem na permanentnej diecie) i zaniosłam to wszystko do salonu. Usiadłam na mojej ulubionej czerwonej kanapie i zaczęłam myśleć, masując nerwowo czoło tuż nad brwiami...

Kiedy dwie godziny (dwie godziny!) później mój mąż wrócił do domu w jeszcze bardziej zmiętolonej koszuli, z niezapiętym do końca rozporkiem, (czy on naprawdę miał mnie za idiotkę?), kończyłam pałaszować kolejną porcję szarlotki. Po zapłakanych oczach nie było śladu.

Tak mam, że słodycze mnie uspakajają i... inspirują.

– Cieszę się, że już wróciłeś. Kochanie – krzyknęłam z salonu.

– Yyy, nie gniewasz się, że nie było mnie długo? Zasiedziałem się – powiedział.

– Oczywiście, miałeś przecież ręce pełne roboty.

– Kasia, co ty masz na myśli?

– No grilla trzeba przecież doglądać, a ty jesteś w tym z specem. Masz, kochanie, kawałek szarlotki – podałam mu talerzyk.

Wziął, ale popatrzył na mnie nieco podejrzliwie. Miałam wesoły wyraz twarzy, ale w środku aż się kotłowałam. Mój mąż usiadł na kanapie i jadł ciasto z wyrazem błogiego apetytu.

– Pycha!

Posłałam mu na moment zimne, uważne spojrzenie – widziałam, jak zbiło go ono z tropu. Przyjrzał się jasnobrązowym okruchom szarlotki. Przez moment wahał się, czy jeść dalej, ale uspokoiłam go:

– Jedz misiu, ja pójdę wziąć kąpiel.

Wiedziałam, że... jestem świetną kucharką i w myślach chwaliłam siebie za to.

Skąd miał czas na te wszystkie flądry?

Mija kolejna godzina. Jeszcze tego wieczora zabieram się do realizacji swoich planów. Kamil śpi padnięty po jakże wyczerpującym grillu oraz po konsumpcji szarlotki, doprawionej tabletką nasenną. Uzbrojona we własną inteligencję i jako taką wiedzę na temat obsługi internetu, otwieram jego laptop. Zdobycie dostępu do konta Kamila w mediach społecznościowych nie jest zbyt trudne. Za to w konsekwencji bardzo rozczarowujące.

Okazuje się bowiem, że mój mąż jest zwykłą mendą, a ja przy okazji jestem sierotą, bo wcześniej nie zauważyłam, że w znajomych ma aż 720 osób. Głównie bab. Jakieś Asie, Weroniki i inne żmije. Klikam w powiadomienia. „Dominika zaakceptowała Twoje zaproszenie około godzinę temu”. Godzinę... temu?! Co za padalec. W skrzynce odbiorczej znajduję dziesiątki konwersacji odbytych w ciagu, niech policzę... kilku miesięcy.

Stwierdzam, że mój małżonek to prawdziwy mistrz organizacji wolnego czasu – skąd ma czas na te wszystkie flądry naraz! Dokładniejsza analiza skrzynki odbiorczej messengera pokazuje też kilkutygodniową konwersacje z naszą sąsiadką, Anną. Wygląda na to, że już od tygodnia planowali dzisiejsze pójście do łóżka.

– Mam nadzieję rozpalić dzisiaj twoje ciałko. To do popołudnia.– słowa męża na monitorze migoczą uparcie i ostro wbijają mi się w duszę.

– Chyba się w tobie zakochałam – odpisuje sąsiadka. Wydaje się dosyć zaangażowana w tę relację.

Oddycham głęboko kilka razy, zanim decyduję się działać dalej. Popijam herbatę. Dosypuję dwie łyżeczki zwykłego cukru stojącego na ławie. Wymyślam fikcyjne imię i nazwisko do stworzenia konta  Laura W., nieco dwuznaczne, ale mój mąż to dureń, nie domyśli się. Za to ja dobrze się zabawię. Kładę się do łóżka. Nad ranem mam już wiadomość zwrotną, a godzinę później mój flirt z własnym mężem rozkręca się w najlepsze:

– Co robisz? – pytam.

– Właśnie oglądam twoją fotkę, wyszłaś naprawdę super – Kamil szybko odpisuje.

– Dzięki, tego mi było właśnie potrzeba na początek dnia. Widzimy się później?

– Oczywiście!

Wieczorem flirtujemy jeszcze goręcej. Męża wysyłam do w sypialni, a ja piszę z mojego ulubionego miejsca w salonie.

– Co robisz, ślicznotko? – pyta mój kochanek.

– Naprawiam system. Jestem programistką – wymyślam na poczekaniu.

– Jakiś problem z oprogramowaniem?

– Raczej z twardym dyskiem. Urządzenie padło – piszę dwuznacznie.

– No to raczej ci nie pomogę, tym bardziej zdalnie, Laurko.

– Spoko, nie z takimi dużymi, twardymi dyskami sobie sama radziłam – naprawdę dobrze się przy tym bawię!

Chwila ciszy. Dureń w końcu odpisuje:

– Serio masz aż tak duże doświadczenie?

– Tak, chciałbyś kiedyś się przekonać?

– Pewnie!

Będzie miał niespodziankę

Kolejnego dnia około północy nasz flirt rozkręca się jeszcze bardziej:

– Myślałem o tobie cały dzień, kochanie – przychodzi wiadomość.

– Ja o tobie też, tygrysku – kłamię.

– Bardzo chciałbym być teraz obok ciebie, poczuć twoje ciało – co za pajac!

– Ja też, bardzo. A jak chciałbyś je poczuć? Co chciałbyś ze mną robić?

– Całować cię wszędzie.

– Tak? Mmm – klikam w klawiaturę.

– Tak, kochanie, zdjąłbym ci majteczki. Wyślesz mi?

– Co ci wysłać, mój słodki misiu? – kokietuję w najlepsze.

Cisza. Po minucie mój żałosny mężulo odpisuje:

Zdjęcie bez bielizny – o nie, ale menda!

– Teraz nie mogę, muszę zasnąć, bo rano do pracy.

– A jutro?

– Zobaczymy.

Zamykam laptop. Naprawdę nie wiedziałam, że mój mąż jest aż takim łachudrą. Daję tydzień naszym flirtom. W tym czasie skanuję skrzynkę odbiorczą mojego męża. Zakładam oddzielne konto w banku. Dorabiam klucze od domu  to ja jestem jego jedyną właścicielką. Biorę urlop w pracy. W piątek rano zamykam drzwi za moim mężem wychodzącym jak zwykle do roboty.

Jego ciuchy mam już właściwie spakowane, tylko umieszczam w trzech walizkach. Potem loguję się na wspólne konto i z rozkoszą przelewam wszystkie oszczędności na moje nowe. Zakochanej w nim Annie przesyłam dowody na to, że lowelas ma ją gdzieś. Jego walizki wystawiam przed dom, a swoją wstawiam do taksówki. Jadę na lotnisko  porządnie odpocząć, bo ostatni tydzień zdecydowanie podrażnił moje nerwy.

Katarzyna, 29 lat

Czytaj także:
„Teściowie mieli moje dzieci za wnuki drugiego sortu. Dzieci szwagra spały na kasie, moje od dziadków dostawały ochłapy”
„Mąż trzymał łapę na kasie i wyliczał mi pieniądze na zakupy. Na emeryturze się zbuntowałam i założyłam osobne konto”
„Szybko zostałam wdową i nie wiedziałam, jak żyć. Podczas drugiego ślubu czułam, jakbym zdradzała pierwszego męża”

Redakcja poleca

REKLAMA