Pod sceną był tłok, ludzie podskakiwali, tańczyli, wykrzykiwali słowa refrenu. Zespół dawał z siebie wszystko, publiczność szalała, podkręcone na maksa basy dudniły, wzniecając wibracje w całym ciele.
Lubiłam takie klimaty, doskonale się bawiłam, koncert w plenerze był wielkim wydarzeniem, na które czekało się cały rok. Andżelikę z Tomkiem wchłonął tłum, ale nie byłam sama
Obok mnie wytrwale gibał się Paweł
– Hej! – wyrzucił w górę ręce, szukając u mnie wzrokiem aprobaty.
Ubawiłam się, śmieszny był z niego gość, trochę nieprzystosowany, lecz miły. Nagrodziłam go uśmiechem, ktoś mnie popchnął, między nas wdarli się jacyś ludzie, zakotłowało się. Wyrwałam się z największego ścisku, tracąc dobre miejsce pod sceną i znalazłam się dalej, na trawniku koło kępy drzew, gdzie było luźniej i chłodniej.
Tu też tańczono, ale było spokojniej, co nie do końca mi się spodobało. Nie po to przyszłam na koncert, żeby stać pod drzewem, w dodatku sama. Gdzie się podział Paweł?
Dobra, nie zginie, później go znajdę. Para obok mnie wymieniała pocałunki, odsunęłam się, żeby im nie przeszkadzać. Wyglądali na takich szczęśliwych, że nagle odczułam, jak bardzo jestem samotna.
Otoczona ludźmi, ale sama jak palec
Zatęskniłam za miłością, wszechogarniającym uczuciem niepozostawiającym miejsca na wątpliwości i na myślenie. Jeśli się kocha, to się wie i już. Nie trzeba się zastanawiać, miłość nie ma nic wspólnego z rozumem a ten ostatni jest stanowczo przereklamowany.
Cofnęłam się jeszcze dalej od sceny, między drzewa, gdzie nie docierało światło reflektorów. Masochistycznie nie odrywałam wzroku od całującej się pary, nic więc dziwnego, że na kogoś wpadłam.
– Przepraszam – obejrzałam się.
Chłopak chyba nie dosłyszał, nie zrobił żadnego gestu, stał jak pomnik, bez ruchu. Uświadomiłam sobie, że na koncercie rzadko kto się tak zachowuje, ten stanowczo odbiegał od wzorca, wyglądał, jakby czaił się w zacienionym przez drzewa zakątku. Niedaleko byli ludzie, ale jak to na koncercie, zajęci sobą i muzyką. Mogłabym krzyczeć do woli, nikt by nie zareagował.
Zrobiłam w tył zwrot i pobiegłam w kierunku tłumu. On był szybszy, dopadł mnie już po kilku krokach i złapał za ramię.
– Tania, nie poznajesz mnie? – nie usłyszałabym, co mówi, gdyby nie przyłożył ust prawie do mojego ucha. Nie umarłam ze strachu tylko dlatego, że w tym momencie go poznałam. Darek! Doskonale znałam jego dotyk. Ciarki na plecach, muśnięcie oddechu na włosach…
Moje ciało zareagowało jak kiedyś
Chociaż minęło już tyle lat. Ile? Musiałam to powiedzieć głośno albo Darek odczytał słowa z ruchu warg, bo strasznie się zdziwił.
– Co, ile? Nie spytasz, skąd się tu wziąłem? Nic się nie zmieniłaś, Taniu, zawsze byłaś dla mnie zagadką. Dziewczyna z miasta, śliczna, wygadana i pewna siebie.
– I chłopak ze wsi, zakompleksiony, ale wierzący w siebie jak nikt, kogo znałam – dokończyłam. – Podziwiałam cię, miałeś osobowość.
– Poważnie?
– Czyżbym nigdy ci tego nie powiedziała?
– Teraz możesz to zrobić, bo nadal ją mam – zamknął mnie w ramionach, mocno przytulając. – Jeszcze się nie przywitaliśmy – mruknął, wyjaśniając, co robi. – Tania, Tania, nie wiesz, jak bardzo wtedy zalazłaś mnie, szesnastoletniemu za skórę.
Świat się dla mnie skończył, jak wyjechałaś, planowałem uciec z domu, zobaczyć cię i umrzeć albo dostać się na statek i popłynąć w świat. Chciałem ci zaimponować, jeszcze nie zdecydowałem jak.
– Ale nie uciekłeś? – z trudem uniosłam przyklejoną do jego bluzy twarz, myśląc z niepokojem, że pewnie tusz mi się rozmazał. Darek za mocno mnie ściskał, zapomniałam już, jaki jest silny.
– Zostałem, musiałem pomóc w gospodarstwie – odparł poważnie. – Ale myślałem o tobie dzień w dzień, przeważnie przed zaśnięciem. Wyobrażałem sobie, co teraz robisz, jak wyglądasz, zastanawiałem się, co ci powiem, jak wrócisz.
Wyzwoliłam się z jego objęć
Ja też pamiętałam tamto lato, nie zapomina się o pierwszej miłości. Spadła na mnie nieoczekiwanie, nie planowałam, że będzie nią wiejski chłopak, w dodatku o rok młodszy. Wtedy uchodziło to za obciach, wstydziłam się tego, co czuję, gdybym miała cokolwiek do powiedzenia, w życiu bym go nie wybrała. Ale nie miałam wpływu na emocje, które mnie ogarnęły, to się po prostu stało. Zakochałam się.
Miałam siedemnaście lat, spędzałam nudne lato u babci na wsi, rodzice zesłali mnie tam, żebym dotrzymała jej towarzystwa. Babcia nie czuła się dobrze, ale nie potrzebowała mnie przez cały dzień, wymykałam się więc do sadu, pobyć trochę we własnym towarzystwie, równie nudnym jak to lato.
Słuchałam muzyki i próbowałam czytać, ale nie mogłam się skupić. Kiedy książkę przesłonił cień, nawet się ucieszyłam. Koło mnie stał chłopak. Znałam Darka z widzenia, nigdy z nim nie rozmawiałam, nie interesował mnie, jednak w tej sytuacji stanowił pożądane towarzystwo.
Stał jak kołek i gapił się na mnie jak cielę na malowane wrota, uznałam to za objaw zachwytu, co z miejsca nastroiło mnie do niego przychylnie. Posunęłam się, znacząco, poklepując koc, na którym leżałam. Usiadł sztywno i dalej nic nie mówił. Zaproponowałam wyprawę nad rzekę. Zerwał się i już był gotów do wymarszu.
Słońce, woda, wpatrzony we mnie chłopak
Uznałam, że lato nie jest jeszcze zupełnie stracone. Jak się rozruszał, okazał się całkiem do rzeczy, goniliśmy się po płyciźnie, chlapiąc wodą, opalaliśmy, obiecał, że nauczy mnie nurkować. Doceniłam jego zgrabną sylwetkę, spaloną na brąz skórę i szare oczy, w których widziałam uwielbienie. Wakacje już nie były takie nudne, Darek spadł mi z nieba.
Każda chwila spędzona bez niego była zmarnowana. Wymykałam się na spotkania ukradkiem, nie chciałam, żeby ktokolwiek o nich wiedział. Chłopak był fajny, ale małolat, rok różnicy w tym wieku to przepaść, nie życzyłam sobie żartów na ten temat. Niby mi nie pasował, ale lubiłam go, a nawet więcej. Miał zwyczaj zbliżania twarzy do mojej, odwracałam głowę a on szeptał mi do ucha.
Jego oddech unosił moje włosy, uwielbiałam to uczucie, pełne oczekiwania na to, co może się wydarzyć. Darek nie posunąłby się dalej, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.
Babcia już dawno spała, a ja siedziałam na parapecie w otwartym oknie, czekając na umówiony sygnał. Cichy gwizd oznajmił, że Darek czeka. Przerzuciłam nogi przez parapet i zeskoczyłam prosto w georginie. Tratowałam je co wieczór, rano reanimowałam wodą, a dzielne kwiatki wstawały, zacierając ślady moich nocnych eskapad.
Wymknęłam się na spotkanie z chłopakiem, który miał być wakacyjnym substytutem towarzystwa rówieśników, a niespodziewanie stał się kimś więcej. Jego dotyk, głos powodowały żywsze bicie serca, każda chwila spędzona bez niego wydawała mi się marnotrawieniem czasu. Nie myślałam o tym, że mamy go zbyt mało, wakacje się kończyły, niedługo będę musiała wracać. Żyłam tylko tym, co tu i teraz, cieszyłam się każdą chwilą, wciąż głodna nowych wrażeń.
Przebiegłam przez ogródek i wpadłam na Darka
Wyciągnął ręce, żeby mnie złapać, przylgnęłam do niego i objęłam dłońmi jego głowę. Chyba to ja pierwsza go pocałowałam, ale nie jestem pewna, może po prostu nasze usta się spotkały, bo oboje bardzo tego chcieliśmy. Więcej nic się nie zdarzyło, oderwaliśmy się od siebie, zdziwieni tym, co zaszło.
Jeszcze przed chwilą oficjalnie byliśmy kumplami, ale po wybuchu namiętności nic już nie mogło być jak przedtem. Rozkwitła letnia miłość, pachnąca zżętym zbożem, nagrzaną słońcem skórą i ziołami tratowanymi przez stado krów pasących się nad rzeką.
Takie wspomnienia zostają na długo, kto wie, czy nie na zawsze, a teraz wróciły i uderzyły z siłą lipcowej burzy. Darek znów pojawił się w moim życiu, kompletnie mnie zaskakując, ale i uszczęśliwiając. Idealnie wybrał moment, wtedy też znalazł się w sadzie we właściwej chwili, jakby wiedział, że jestem samotna i potrzebuję go. Nagle pomyślałam, że on to właśnie ten właściwy, mogłoby nam się udać, pierwsza miłość nigdy nie umiera, doskonale to czułam, kiedy trzymał mnie w objęciach.
– Skąd wiedziałeś, że będę na koncercie? – spytałam, próbując się do niego znów przytulić. Odsunął mnie, żeby widzieć moją twarz. Też dobrze, lubiłam patrzeć mu w oczy.
– To tajemnica, nigdy ci jej nie wyjawię – uśmiechnął się przekornie – a naprawdę, to powiedziała mi twoja babcia.
No jasne, babcia. Kochana moja babcia
Przeprowadziła się do nas, jej gospodarstwo zostało sprzedane. To dlatego nigdy nie wróciłam na wieś i nie spotkałam ponownie Darka. Mogłabym, gdybym się postarała, ale po kilku miesiącach letnie wspomnienia zbladły, doszłam do wniosku, że nie ma po co ich reanimować. Teraz byłam mądrzejsza, nie zrezygnowałabym tak łatwo, właśnie nadarzała się okazja, żeby naprawić błąd.
Na dobry początek pocałowałam go. Zaskoczony nie zareagował, jednak już po chwili zmienił zdanie.
– Tania, poczekaj – lekko się odsunął i spojrzał na mnie zdezorientowany. – Jesteś cudowna, ale może najpierw pogadajmy.
– O czym? – atmosfera sklęsła, coś tu było stanowczo nie tak. Odszukał mnie, zależało mu, więc jaki miał problem? Nie widzieliśmy się ponad dziesięć lat, szmat czasu, ale to niczego nie zmieniało.
– Szukałem cię, bo musiałem się upewnić – Darek mówił szybko, jakby się bał, że nie zdąży. – Wiele lat siedziałaś w mojej głowie, idealizowałem cię, żadna dziewczyna ci nie dorównywała. Nie przyjechałaś, więc uznałem, że nie będziesz zadowolona, jeśli cię odwiedzę, tym bardziej że nie dałaś mi numeru telefonu. Byłem szczęśliwy, kiedy mnie wybrałaś, ale zawsze wiedziałem, że trafiło na mnie przypadkiem. Miałem fart, po prostu nikogo lepszego nie było w okolicy. Kiedy mnie pocałowałaś, nabrałem nadziei, że to na poważnie.
– Tak było – zapewniłam pośpiesznie.
– Może i było – zgodził się – ale potem wróciłaś do domu i zapomniałaś o mnie. A ja nie mogłem wyrzucić cię z głowy, to była prawdziwa obsesja, zawsze tak jest, że jedno kocha bardziej. Padło na mnie.
– Możemy jeszcze wszystko naprawić – powiedziałam z wahaniem.
Widziałam, że mnie nie słucha
– Odnalazłem cię, bo musiałem się przekonać, czy do końca się od ciebie uwolniłem.
– Że co? – myślałam, że się przejęzyczył.
– Taniu, ja się żenię. Przywiozłem zaproszenia, ty i twoja rodzina musicie być na moim ślubie. Nadal cię kocham, przyjaciółko z dawnych lat, nic tego nie zmieni, ale teraz wiem, że wszystko jest w porządku. Pozbyłem się obsesji na twoim punkcie. Mówią, że dwoje to towarzystwo, troje to tłum, do małżeństwa lepiej nie wnosić w posagu niespełnionej miłości.
Darek odszukał mnie, żeby się upewnić, jak bardzo mu na mnie nie zależy, i to by było na tyle, jeśli chodzi o świeżo odzyskaną nadzieję na wielkie uczucie, pomyślałam ze złością. Stara miłość nie rdzewieje, akurat. Kto wymyśla takie bzdury?
Wściekłam się i to uchroniło mnie przed kompromitującymi łzami, bo tak naprawdę zrobiło mi się strasznie smutno. Czułam się jak dziecko, któremu pokazano, a potem odebrano wymarzoną zabawkę. Na co mi jego zaproszenia, nie pojadę na ślub, nie mam zamiaru patrzeć na jego szczęście.
– Kim ona jest? – spytałam wrogo.
– Poznasz ją, ma na imię Monika. Na pewno ją polubisz, jest fantastyczna dziewczyną.
Przed totalną kompromitacją uratował mnie Paweł, odnajdując nas w samą porę. Tylko dzięki niemu nie powiedziałam dosadnie i nieparlamentarnie, co myślę o Darku i jego narzeczonej.
Na ślub pojechałam, musiałam, żeby zachować twarz
Żeby nie wystąpić bez pary, poprosiłam Pawła, by mi towarzyszył jako mój chłopak. Z nim mogłam być szczera, opowiedziałam, jak pomyliłam się co do Darka, zażądał szczegółów, więc uraczyłam go opowieścią o letniej miłości, obficie skrapiając ją łzami.
Paweł długo milczał, w końcu zgodził się pojechać ze mną, ale postawił warunek. W zamian za dwa dni na weselu zażądał pożyczenia samochodu na weekend.
– Nie wiedziałam, że jesteś taki interesowny – zdziwiłam się.
– Skorzystam i pojadę z kumplami w góry – wzruszył ramionami.
Na ślubie czułam się jak na pogrzebie. Darek i ta jego Monika wyglądali na bardzo szczęśliwych, uroczystość ciągnęła się bez końca, wymknęłam się przed końcowym akordem, Paweł poszedł w moje ślady i uświadomił mi, że jeszcze musimy złożyć młodej parze życzenia.
– I odpracować wesele, jesteś gotowa na pierwszy taniec? – podtrzymał mnie, bo potknęłam się na nierównym chodniku. – Nasz pierwszy taniec, bo gibanie na koncercie się nie liczy. Będziemy zwiewnie sunąć po parkiecie i zakasujemy wszystkich, wliczając w to twojego ukochanego i jego oblubienicę.
Chciałam powiedzieć mu do słuchu, ale nie dałam rady, bo mnie rozśmieszył. Zaliczyłam oburzone spojrzenie starszej pani, wpatrzonej z rozrzewnieniem w wychodzącą z kościoła parę, złapałam Pawła za rękę i pociągnęłam do tyłu, z dala od oczu krewnych Darka.
– Taka już moja dola, zawsze z tyłu – przypomniałam sobie zdarzenie na koncercie.
– Z tyłu też może być fajnie, wiem, co mówię – rzucił Paweł.
To było dziwne, ale nie było wtedy czasu pogadać
Znalazłam się między kuzynami panny młodej, którzy, starannie ustawiając się plecami do Pawła, twierdzili, że zajęli mi kolejkę do składania życzeń. Przysypana lawiną męskiej życzliwości ledwo przebiłam się z powrotem do przyjaciela.
– Masz wzięcie, aż się boję pomyśleć, co będzie na weselu, odbiją mi cię, zanim przypomnę sobie, jak przejść do kontrataku – powiedział ze zgrozą Paweł. – Ćwiczyłem karate w piątej klasie podstawówki – dodał, całkowicie mnie osłabiając.
Nie można było się z nim nudzić, o nic nie pytał, był idealnym kumplem na niepogodę, rozśmieszał mnie w sytuacjach, kiedy powinnam płakać.
– Dobra, zatańczymy nasz pierwszy taniec, niech to wesele na coś się przyda – powiedziałam, wsuwając mu rękę pod ramię.
Okazało się, że z nas dwojga to ja nie potrafię tańczyć klasyków, Paweł radził sobie świetnie. Aż bałam się spytać, czy w podstawówce nie należał przypadkiem do kółka tanecznego. Trenowaliśmy właśnie walca angielskiego, zajęta liczeniem kroków nie zauważyłam, kiedy podszedł do nas Darek.
– Mogę porwać Tanię? – spytał kurtuazyjnie mojego partnera.
– Hej, ja umiem mówić, mnie pytaj – zezłościłam się. – Ale dobrze, zatańczę z tobą – zreflektowałam się, widząc jego minę.
Zakłopotany objął mnie i oddaliliśmy się od Pawła
– Głupio wyszło wtedy, na koncercie – zaczął Darek. – Przepraszam, jeśli wprowadziłem cię w błąd.
– Wstrzeliłeś się w nastrój, ale już mi przeszło – uśmiechnęłam się z przymusem.
– Przeżyliśmy cudowne lato.
– Byliśmy dzieciakami.
– Pierwsza miłość jest najsilniejsza – podniósł głowę, szukając wzrokiem dziewczyny w bieli – a potem przychodzi ta prawdziwa. Teraz wiem, że to ona.
– Kto? – spytałam wrogo.
– Monika – odparł z prostotą, którą w nim kiedyś uwielbiałam, a teraz znienawidziłam.
Paweł znalazł mnie na parkingu, gdzie ukryta między samochodami próbowałam dojść do siebie po przeżytym upokorzeniu.
– Złe miejsce, lepiej nam będzie pod żywopłotem – powiedział pouczająco, podzwaniając kieliszkami. – Zwinąłem ze stołu szampana, będę cię doprowadzał do pionu.
– Dzięki – umoczyłam usta w winie. – Tyle lat nie myślałam o Darku, a teraz mam wrażenie, że odebrał mi coś cennego. Czy ja się w nim znów zakochałam?
– Zakochałaś się w uczuciu zwanym miłością – odrzekł filozoficznie Paweł. – Zastanów się, czy kochasz tego fagasa, czy też wspomnienie o niezapomnianym lecie. Miałaś nadzieję, że ono się powtórzy, że znowu będziesz się czuła jak wtedy? – Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki – Paweł dolał mi szampana. – Ludzie się zmieniają, ten koleś to zrozumiał, ale ty jesteś zbyt uparta.
I w dodatku nazwałbym cię zapatrzoną we własny pępek istotą. Jest tyle dziewczyn o kryształowym charakterze, że też musiałem trafić akurat na ciebie.
Brzmiał zupełnie jak Darek
– Ty też żałujesz, że stanęłam na twojej drodze? – spytałam łzawo.
– Nigdy w życiu. Nie zamieniłbym cię na nikogo. Wracajmy na salę, nie opanowałaś jeszcze kroków walca.
Tydzień później Paweł zgłosił się po obiecany samochód, nie wspominając o słowach, jakie padły pod żywopłotem na parkingu domu weselnego. Dałam mu kluczyki i zatrzasnęłam za nim drzwi. Po chwili odezwał się mój telefon.
– Zbieraj się, księżniczko, jedziemy w góry – usłyszałam. – Wykołowałem kumpli, żeby być z tobą, ktoś musi cię pocieszyć, co nie?
Wyjrzałam przez okno. Stał obok samochodu, trzymał słuchawkę przy uchu i patrzył w moje okno.
Czytaj także:
„Mąż marzył o dziecku, a ja nie mogłam spełnić jego pragnienia. Czułam się samotna, aż do tamtego dnia”
„Opiekowałam się dziadkami najlepiej jak umiałam, a oni przepisali dom na mojego leniwego brata”
„Ciągle słyszę, że kariera nie może być celem kobiety. Sąsiadka upiera się, że bez męża i dzieci, życie nie ma sensu”