„Na komendzie zeznałem, że to ja zabiłem, nie moja ukochana. Wziąłem to na siebie, bo ona miała studia i była w ciąży”

mężczyzna który udawał że jest zabójcą by chronić ukochaną fot. Adobe Stock
– Wziąłem winę na siebie, bo ją kochałem. Bo miała studia i była w ciąży. Obiecała czekać. Za naiwność się płaci. Nawet mnie nie odwiedziła. Choćby raz. Dziś ma innego, dwójkę dzieci, mieszka w wiosce pod miastem. Chyba jest szczęśliwa. A ja za niewinność odsiedziałem...
/ 28.04.2021 15:05
mężczyzna który udawał że jest zabójcą by chronić ukochaną fot. Adobe Stock

Kiedy na osiedlowym parkingu spotkałem pana Stasia, sąsiada, przez moment myślałem, że to jednak nie on. Zazwyczaj spokojny emeryt o wyglądzie dobrodusznego dziadzia klął, aż uszy więdły.

– Panie Stanisławie, na Boga, co się stało?

Mieląc w ustach przekleństwa, wskazał na swój samochód, starą, poczciwą skodę, która teraz prezentowała sobą obraz nędzy i rozpaczy – przebite opony, porysowana karoseria, wybite dwie szyby, wyrwane i skradzione radio, a na masce napis sprayem: ZGRED. Wyglądało na robotę jakiegoś wandala, ale pan Staś miał swoją teorię.

– To jak nic ten diabeł spod dziewiątki. Jak nic to on, drań jeden – mamrotał.

Choć nie znałem człowieka, zrobiło mi się nieswojo

Gdy wprowadzałem się do bloku numer szesnaście, „diabeł spod dziewiątki” przebywał w więzieniu. Słyszałem o nim niestworzone historie: że morderca, gwałciciel, pedofil i terrorysta. Jednego dnia był Arabem, drugiego Cyganem, trzeciego zaś zwykłym chłopakiem z blokowiska, który zdziczał nie wiedzieć czemu. Od dozorcy, jedynego w miarę pewnego źródła informacji, dowiedziałem się, że gość dostał osiem lat za zabójstwo, ale wyszedł po sześciu czy siedmiu za dobre sprawowanie.

Dobrze sprawujący się morderca? Czy to nie paranoja albo inny oksymoron? Z drugiej strony, nikt nie znał okoliczności samego przestępstwa, a plotek narosło wokół tyle, że można by nimi obdzielić pół osiedla. Ja zaś, choć prawnikiem nie jestem, wiem, że minimalny wyrok za odebranie człowiekowi życia to właśnie osiem lat. Jeżeli „diabeł” dostał tylko tyle, widać nie zrobił niczego drastycznego ani okrutnego. Co nie znaczy, że paliłem się do mieszkania z nim pod jednym dachem.

Nie słuchałem dalszego pomstowania pana Stanisława, który jeszcze długo cedził bluzgi przez zęby. Mimo to w trakcie pracy ciągle analizowałem słowa dozorcy: „Monitoring? Panie, a skąd środki? Kamery każdy by chciał, ale płacić nie ma komu” – usłyszałem od niego. Gdyby na parkingu zainstalowano kamery, pan Staś bez problemu znalazłby winnego, a tak pozostawało zgłoszenie na policję i uzbrojenie się w cierpliwość.

Pan Stanisław jest mocny, ale tylko w gębie

Następnego dnia wieczorem, gdy wracałem z pracy, w windzie spotkałem innego sąsiada, pana Wiesława, hydraulika po pięćdziesiątce. Cały w nerwach kręcił obfitego wąsa i syczał:

– Stary, zgrzybiały dziad, cholera!
– Co się stało, panie Wieśku? Wredny klient?
– A idź pan! – żachnął się i zmełł przekleństwo. – Klienci przy tym dziadydze, pies z nim tańcował, to anioły.

Domyśliłem się, że chodzi o pana Stanisława, bo tajemnicą poliszynela było to, że ci dwaj panowie nie przepadali ze sobą.

– Przylezie taka menda i zrzędzi. Nie ma co robić na tej zasranej emeryturce, to łazi i wierci ludziom dziurę w d… już wolę, jak mi Majewska na balkon zagląda, gdy suszę gacie!
– Chodzi o samochód?
– Tak! Żebyś pan wiedział, panie Marku. Przylazł dzisiaj z samego rana, wali w drzwi i drze japę: „Wyłaź, draniu! Wiem, że to ty!”.
– A wczoraj pomstował na tego spod dziewiątki – przypomniałem.

Pan Wiesław lekko się zmieszał wzmianką o „diable”, lecz po chwili wrócił mu rezon.

– Bo może to i sprawka tego spod dziewiątki, ale co z tego? Pójdzie się awanturować do kryminalisty? Dostałby ze dwa razy w ten pusty łeb i by mu się odechciało. Przekalkulował i ubrdał sobie, że to ja wykorzystałem sytuację, coby mu dogryźć. I nie dość, że ma okazję się przyczepić i żółć z wątroby zrzucić, to jeszcze pieniędzy żąda! Prędzej mu wysadzę w powietrze tego grata, niż naprawię!

– Na pana miejscu uważałbym z takimi deklaracjami. Ściany mają uszy.
– Mam to gdzieś! Sąsiad nade mną robi w ubezpieczeniach. Wykupiłem autocasco za nieduży pieniądz i teraz może się dziać wola nieba. Panu też radzę wykupić.
– Panie Wiesiu, a na co mi autocasco na pełnoletnie auto? – spytałem z uśmiechem.
– No, wie pan, tutaj różne rzeczy się dzieją. Miłego dnia! – rzucił, wychodząc z windy.

Muszę przyznać, że mieszkanie w tym bloku bardzo mi odpowiada. Poza okresami, gdy wybucha jakaś awantura, na przykład kłótnia sąsiadów o samochód, zazwyczaj dzieje się tutaj niewiele, przynajmniej z mojej perspektywy. Jeśli nie wychodzę rano po bułki do osiedlowego sklepiku – centrum plotek i nowinek – a kontakty z wścibskimi paniami cierpiącymi na nadmiar wolnego czasu ograniczam do krótkiego „dzień dobry”, nie mam powodów do narzekań.

Na studiach mieszkałem w bloku o wyjątkowo cienkich ścianach

Regularnie ci z góry, kiedy brało ich na amory, budzili dziecko tych z dołu, które poza spaniem i jedzeniem zajmowało się jedynie płaczem. Parka się migdaliła, bachor ryczał, a ja miałem noc z głowy. Tutaj nic takiego mi nie groziło. Mieszkam na przedostatnim, siódmym piętrze, gdzie mało komu chce się zaglądać. Gdyby nie winda, nawet ksiądz po kolędzie by nie przychodził.

Ale choć zazwyczaj ignoruję osiedlowe swary, tym razem byłem autentycznie ciekawy, co wyniknie z całej afery. Nie dalej jak dwa dni później z samochodowym problemem musiał się uporać Szymon, młody biznesmen z parteru. Miał niedużą firmę i auto w leasingu. Zobaczyłem go stojącego przy zdewastowanym oplu. Gdzieś dzwonił z telefonu komórkowego, zapewne chcąc zgłosić szkodę.

– Witam sąsiada – rzekłem.
– A witam, witam. Jak tam? – nie wyglądał na przejętego nieprzyjemną sytuacją.
– Widzę, że klątwa pana Stanisława i pana dopadła – zauważyłem.
– Ano dopadła, ale przezorny ubezpieczony i mądry Polak przed szkodą. Tylko dlaczego tak ciężko się do nich dodzwonić? Jak kasę przytulić, to pierwsi, a jak coś załatwić, to „wszyscy konsultanci są zajęci”.
– Pan zadzwoni pod ofertę, od razu odbiorą, a potem pan powie, że ze szkodą. Sąsiad spod szóstki tak mi kiedyś doradził.
– To może być dobry pomysł… – to mówiąc, rozłączył się.
– Spod szóstki? Tak się trochę jakby garbi? Ten agent ubezpieczeniowy?
– Tak.
– Rozmawiałem z nim wczoraj. Ostrzegał mnie przed tym kryminalistą spod dziewiątki. No bo mam ładne auto, a to może być komuś solą w oku. Powiedziałem mu, że mam leasing, więc muszę wóz ubezpieczyć tak czy siak. No to radził mi polisę na życie wykupić, skoro w bloku mamy mordercę, ale mu powiedziałem, że jak mnie zabiją, to co mi po pieniądzach. Chyba nie zrozumiał żartu.
– Myśli pan, że to ten były więzień tak pana urządził? – zainteresowałem się.
– A kto inny? Parking ogrodzony przecież, to musi być ktoś od nas.

Niby racja. No i nie da się zaprzeczyć, że akty wandalizmu pojawiły się zaraz po tym, jak niesławny sąsiad opuścił więzienne mury. Według plotek był zdolny do wszystkiego.

Cóż, jeśli kogoś zabił, czym było dla niego zniszczenie samochodu? Fraszką

Nawet rozważałem wykupienie polisy autocasco na mojego grata, lecz po dłuższym namyśle jednak się nie zdecydowałem. Raz, że samochód stary, a dwa, że po mieście przeważnie poruszam się publiczną komunikacją – taniej i omijam korki. Auto służyło mi głównie do dłuższych lub niezaplanowanych wyjazdów. Może zamiast autocasco jakiś niedrogi pakiet assistance? – zastanawiałem się. W razie czego dadzą mi auto zastępcze na czas naprawy lub po kradzieży.

Postanowiłem zagadnąć o to sąsiada spod szóstki przy najbliższej okazji. Kilka dni później doświadczyłem największego strachu w swoim życiu. Wracałem z pracy jak setki razy wcześniej. Na parterze przy windzie natknąłem się na nieznajomego. Nie widziałem go tu nigdy wcześniej. Nie wzbudził moich obaw – ot, elegancki gość z bukietem kwiatów. Zamieniliśmy kilka niezobowiązujących zdań podczas podróży w górę. Wydał mi się bardzo uprzejmy, wręcz czarujący.

Kiedy winda minęła piąte piętro, wydedukowałem, że zapewne udaje się do pani spod dziesiątki, niebrzydkiej trzydziestopięciolatki do tego stopnia zaangażowanej w rozwój kariery, że zapomniała o mężczyznach. Byłem rad, że zmieniła zdanie.

– Miłego dnia – rzekł z uśmiechem, wychodząc.

A mnie aż zmroziło, kiedy ujrzałem, jak znika w mieszkaniu numer dziewięć. Chryste! Jechałem w windzie z zabójcą! Gdy tylko dźwig stanął na moim piętrze, pognałem czym prędzej do mieszkania. Drżały mi ręce i nie mogłem wcelować kluczem w zamek. Cały czas miałem wrażenie, że facet spod dziewiątki stoi za mną z nożem. Wciąż zerkałem przez ramię, nakręcając własną paranoję coraz bardziej.

Śmiałem się z bohaterów horrorów, którzy nie potrafią uciec przed zagrożeniem i w ogóle zachowują się jak ostatnie fajtłapy, a w obliczu strachu sam zmieniłem się w galaretę. W końcu udało mi się otworzyć drzwi, wpadłem do środka i postanowiłem nie wychodzić bez wyraźnej konieczności. Na rozum wiedziałem, że panikuję bez sensu, bez podstaw, ale mój strach nie miał nic wspólnego z logiką. Był zwierzęcy. Był strachem zająca umykającego przed wilkiem.

Dwa dni później spotkałem go na klatce. Czy żarówka musiała się przepalić akurat dzisiaj? Akurat teraz! Widziałem jego wyprostowaną sylwetkę. Nie widziałem twarzy, ale doskonale wiedziałem, kto przede mną stoi. Psychol spod dziewiątki. Co ma za pazuchą? Pistolet? Nóż? Kij bejsbolowy? Jak zamierza mnie sprzątnąć? I dlaczego właściwie? Ale z drugiej strony, nie miał powodu do niszczenia samochodów, a jednak to robił.

Facet wyciągnął nieuzbrojoną rękę w moją stronę

Pokiwał na mnie palcem wskazującym, a potem wycelował nim w sufit. Mam iść na dach? Po co? Zamierza mnie zrzucić? I co mu z tego przyjdzie?! Od razu jego będą podejrzewać. Nie chciałem iść, ale jakby mnie tym placem zahipnotyzował. Ruszyłem przed siebie. On za mną. Otworzyłem drzwiczki na dach i wyszedłem na zewnątrz. Po chwili pojawił się za mną. Niemalże czułem jego złowrogi oddech na karku. To znaczy wydawał mi się złowrogi i pomyślałem, że pora żegnać się ze światem. Bezwiednie zrobiłem znak krzyża, choć ostatnio w kościele byłem na pogrzebie matki.

– Mogę chociaż wiedzieć za co?
– Słucham? – spytał zdziwiony, tym samym łagodnym głosem, którym rozmawiał ze mną tamtego dnia w windzie. Obróciłem się w jego stronę i wydukałem:
– Chce mnie pan pobić albo zabić?
– Mamuniu, skąd ten pomysł? – żachnął się, ale spojrzał w moje przerażone oczy i smętnie pokiwał głową.

– Ach, już rozumiem. Moja sława mnie wyprzedza… Bez obaw, naprawdę niegroźny ze mnie facet. Zwłaszcza że jestem na warunku. W moim wypadku można sądzić po pozorach, nie po plotkach, bo jestem dokładnie taki, na jakiego wyglądam. Miły i uprzejmy… – uśmiechnął się. – Po prostu chyba wiem, kto buszuje przy samochodach, i chciałbym mieć świadka. Mnie nikt nie uwierzy, z powodu mojej, hmm, sławy.

– Mam jakiś wybór? – rzuciłem hardo. – Oczywiście, może pan odejść.

Zostałem. Do dziś nie wiem, dlaczego. Chyba po prostu mu uwierzyłem

Usiadłem na murku obok skazanego za morderstwo człowieka i czekałem. Obserwowaliśmy osiedlowy parking w milczeniu.

– Nie zrobiłem tego – sąsiad przerwał ciszę. Spojrzałem na niego pytająco.

– Byliśmy z narzeczoną na spacerze. Podszedł do nas jej były, taki typowy kark, co to najpierw działa, potem myśli. Zaczął wyciągać jakieś brudy z przeszłości, popychać moją kobietę, więc wszedłem między nich. Wtedy ona wyjęła z torebki składany nóż, niech pan nie pyta, czemu nosiła w torebce coś takiego, i wbiła tamtemu w szyję. Potem uciekła. Próbowałem go ratować, taki odruch. Nie udało się, facet zmarł. Na komendzie zeznałem, że to ja. Wziąłem winę na siebie, bo ją kochałem. Bo miała studia i była w ciąży. Obiecała czekać… – westchnął. – Za naiwność się płaci. Nawet mnie nie odwiedziła. Choćby raz. Dziś ma innego, dwójkę dzieci, mieszka w wiosce pod miastem. Chyba jest szczęśliwa.

– To przykre.
– Przykry to jest los afrykańskich dzieci, ona zachowała się jak sz****. Sławek jestem – przedstawił się.
– Marek.

Znowu siedzieliśmy i gapiliśmy się na parking, nic nie mówiąc. Sąsiad zapalił papierosa. Mnie też korciło, żeby zapalić, jednakże postanowienie zerwania z nałogiem wygrało. Nie paliłem od czterech miesięcy i wolałem, by tak zostało.

– Ktoś idzie – powiedziałem.

Sąsiad popatrzył przez aparat fotograficzny, który miał na szyi, i uśmiechnął się pod nosem.

– Tak myślałem – mruknął i dał mi spojrzeć. – Uważaj, włączyłem nagrywanie.

W zoomie zobaczyłem na parkingu gościa ubranego na czarno. Sprytnie unikał światła latarni, starając się pozostawać w cieniu, ale było coś znajomego w jego sylwetce.

– Wiesz, kto to? – zapytałem, oddając mu aparat.
– A ty nie? – odbił piłeczkę. – Naprawdę nie znasz nikogo, kto tak się garbi?

Wtedy mnie olśniło. Agent ubezpieczeniowy spod szóstki! Elementy układanki wskoczyły na swoje miejsca. Cwaniak postanowił wykorzystać moment powrotu Sławka z więzienia, by najpierw zastraszyć sąsiadów, a potem namówić ich na podpisanie polisy. Wszyscy obwinialiby za wandalizm Sławka, w końcu kryminalista. Poczułem gniew. Co za draństwo! Ludzie naprawdę daleko się posuną dla kasy.

– Co z nim zrobimy? – spytałem. – Takiego nagrania nie uznają za dowód.
– Wiem. Ale nikt mi nie zabroni pokazać tego filmiku głównemu bohaterowi nagrania. Liczę, że na sam mój widok przed swoimi drzwiami posika się ze strachu. Naprawdę jestem miłym gościem, ale prawdą jest też to, że siedziałem sześć lat za kratami i… przetrwałem. Chodźmy już – wstał. – Robi się zimno.

O cholera, mnie też przeszedł dreszcz, choć wcale nie z powodu aury. Po kilku dniach pan Stanisław oraz biznesmen Szymon dostali pieniądze z nieznanego źródła, za które mogli naprawić swoje auta. Widać sprawcę ruszyło sumienie i sięgnął do kieszeni. Pan Wiesław otrzymał list z przeprosinami za nieprzyjemności i fałszywe oskarżenia. Ja natomiast zostałem uszczęśliwiony pełnym pakietem autocasco na swojego grata wraz z najlepszym możliwym wariantem usług assistance, kompletnie za darmo. A sąsiad spod dziewiątki? Chyba wolał pozostać w opinii mieszkańców diabłem. Przynajmniej ma spokój z wścibskimi sąsiadkami.

Czytaj także:
Gdy chciałem zerwać z ukochaną, groziła samobójstwem
Traktowałam synową jak córkę, ale zmieniła się nie do poznania
Brzydziłam się jeździć do teściów. Traktowali swoje psy jak bóstwa

Redakcja poleca

REKLAMA