„Z Robertem udajemy parę na rodzinnych imprezach, by krewni dali nam spokój. Żadne z nas nie chce się wiązać na stałe”

Udaję przed rodziną, że mam chłopaka fot. Adobe Stock, Syda Productions
„– Byłeś bezbłędny, dziękuję – powiedziałam teraz, gdy otworzył przede mną drzwiczki swojego volvo. – To co, za dwa tygodnie zabieram cię pod Kraków na wesele? – puścił do mnie oko. – Jesteśmy umówieni? – Jasne – uśmiechnęłam się. – Bardzo mnie będą prześwietlać?”.
/ 11.10.2021 14:48
Udaję przed rodziną, że mam chłopaka fot. Adobe Stock, Syda Productions

Miałam już powyżej uszu pytań rodziny: kiedy w końcu znajdę sobie chłopaka. Robert pomógł mi zamknąć usta moim bliskim. A co nas łączy? To tajemnica!

Tort urodzinowy był czystą poezją, a solenizantka wydawała się usatysfakcjonowana, gdy tak siedziała za stołem w szykownej granatowej sukni, ze sznurem perełek na pomarszczonej szyi i wodziła wzrokiem po rodzinie zebranej przy stole.

– Aż się chce znowu człowiekowi żyć – sapnęła z zadowoleniem. – Wszyscy wydajecie się tacy szczęśliwi!

Czy mi się zdawało, że patrzyła akurat na mnie?

Cóż, z całą pewnością nie czułam się dokumentnie pognębiona, jak na poprzednich rodzinnych zjazdach. Nikt nie pytał z litościwym uśmieszkiem: „A ty znowu sama?”. Nie dobiegały mnie strzępy rozmów, z których wynikało niezbicie, że kariera naukowa nie jest dla kobiet.

„Jaki normalny mężczyzna wziąłby za żonę taką, co wszystkie rozumy pozjadała? Podobne mądrale zazwyczaj w życiu są do niczego, ani to obiadu porządnego nie umie zrobić, ani guzika przyszyć. Zresztą, co też to za kariera – grzebanie w jakichś starych tomiszczach!”.

Nie, dziś nic z tych rzeczy. Siedziałam sobie niczym gwiazda, z jednej strony mając, przynajmniej chwilowo zadowoloną, mamę, z drugiej Roberta, troskliwie dolewającego mi właśnie kawy, jakbym sama nie umiała tego zrobić.

– Zatem jest pan lekarzem, młody człowieku – raczyła przemówić babcia i wszystkie głowy odwróciły się w naszą stronę.

– Robię właśnie specjalizację, proszę pani – odparł grzecznie Robert.

– Och, możesz mi mówić „babciu”, jak wszyscy – żachnęła się staruszka i, choć reszta świata mogła uznać to za urocze, doskonale wiedziałam, że mój towarzysz jest testowany.

Bo może jednak nie ma poważnych zamiarów? Może przylepił się do Marzenki na ten jeden raz, żeby załapać się na darmowe frykasy?

– Mówiłbym z wielką chęcią – Robert nie dał się wpuścić w maliny. – Tyle tylko, że nie wiem, czy pani wnuczka nie miałaby mi za złe… Nie jest to kobieta, która lubi chodzenie na skróty.

A to cwaniak! Najwyraźniej postanowił nieźle się bawić

I dobrze, czemu nie?

– Ależ mój drogi – babcię aż zatchnęło. – Co też ty opowiadasz!

Robert uśmiechnął się i rozłożył ręce:

– Co zrobić, taka już jest.

A potem spojrzał na mnie i roztopił się jak masło na patelni… Bardzo czytelnie: choćby mi wyrosły rogi i kopyta i tak będzie mnie kochał aż do śmierci. W sąsiednim pokoju, ktoś puścił muzykę i babcia rzuciła zalotnie:

– To może ja zaproszę miłego gościa do pierwszego tańca...

Miałam nadzieję, że Robert sprosta zadaniu, nie znałam go jeszcze od tej strony. A sytuacja wymagała umiejętności, starsza pani w młodych latach była królową balów. Żadna impreza nie mogła obejść się bez pląsów, a już na pewno nie jej własne urodziny. Nawet osiemdziesiąte! Gdy tylko towarzystwo ruszyło na parkiet, przysiadła się do mnie kuzynka i zaczęła mi gratulować. Super, że mam chłopaka!

Mama spojrzała na nią zimnym wzrokiem

– Po prostu Marzena czekała na odpowiedniego mężczyznę, nie każda się rzuca w objęcia byle kogo!

Basia znikła jak zdmuchnięty płomień świecy, a ja nie mogłam się nadziwić, co też ta moja rodzicielka znów wymyśliła? Zawsze jej źle, zawsze snuje jakieś kombinacje i intrygi. Najpierw ciosała mi kołki na głowie, że jestem za głupia, żeby sobie kogoś „przygruchać”, a teraz okazuje się, że, wręcz przeciwnie, cechuje mnie rozwaga i nie byle jaka roztropność.

Mam nadzieję, że nie dasz sobie sprzątnąć doktorka sprzed nosa byle pindzie – stwierdziła znienacka. – Wieczna nie jestem, a chcę doczekać wnuków.

Już od dawna nie wchodzę z nią w dyskusje, bo to nie ma sensu. Nie da się zadowolić kogoś, kto ma niepohamowany apetyt. Skinęłam więc tylko głową, co mogło oznaczać wszystko i nic, i pomyślałam, że jakoś wytrzymam te dwie godziny. Babcia odholowała mi Roberta i zgarnęłam go w locie, zanim mama zdążyła przymówić się o taniec. Już dość mi narobiła obciachu wcześniej, urządzając mu śledztwo lustracyjne.

Skąd pochodzi, kim są jego rodzice...

Istny detektyw w spódnicy. Ze strachu przed nią całkiem zapomniałam, że właściwie nie tańczę.

– Sorry – szepnęłam, gdy mnie objął. – Ale ja muszę prowadzić, inaczej cię zadepczę na śmierć.

– Mnie to absolutnie nie robi różnicy – roześmiał się. – Możesz szaleć, tylko mnie nie podrzucaj, bo mam lęk wysokości.

No i proszę, całkiem nieźle nam szło i nawet spojrzenia innych nie plątały mi nóg bardziej niż zwykle. Ostrzegłam, że mama się czai na niego, w końcu odrobinę przyzwoitości trzeba mieć.

– To może zatańczmy więcej niż jeden kawałek – zaproponował. – Mógłbym się rozsypać w śledztwie.

Cóż, nie mogłam mieć pretensji. Po prawie trzydziestu latach sama wciąż czułam ucisk w brzuchu, gdy mama pojawiała się na horyzoncie, a co dopiero taki świeżak! Zresztą, wkrótce Roberta przechwyciła ciotka Hela, a następnie stryjenka.

Potem się dowiedziałam, że z jedną dyskutował o jej problemach gastrycznych, a z drugą o reumatyzmie.

A kuzynka Basia ponoć próbowała mu pokazać do zdiagnozowania swoje znamię na piersi, gdy się wymknął do ubikacji na piętrze. Wreszcie poszliśmy pożegnać się z szanowną jubilatką.

– A dlaczegóż to już uciekacie? – mama wyrosła nam za plecami.

– Obowiązki, Robert ma jutro od świtu dyżur.

– Ale ty nie – mama spojrzała na mnie badawczo. – Mogłabyś jeszcze zostać.

– Widocznie woli jechać z chłopcem – uświadomiła ją babcia. – Dziwisz jej się?

Mamę zatkało, kto jak kto, ale własna matka zawsze potrafiła ją osadzić w galopie. Coś tam tylko zamruczała, że się zdzwonimy, bo mamy do pogadania. Niedoczekanie! Na odchodne dostaliśmy jeszcze półmisek z ciastem i wreszcie wyszliśmy z restauracji prosto w mroźną noc. Robert pokazał mi gestem twarze przy szybach, więc oparłam się o niego i tak szliśmy do samochodu.

Szkoda, że nie można mieć faceta od czasu do czasu…

Romantyczne chwile, a potem powrót do normalnego życia, bez cudzego płaszcza na wieszaku, za wielkich butów, o które człowiek się potyka w przedpokoju i natręta, domagającego się uwagi akurat wtedy, gdy ma się pilną robotę do zrobienia.

Dokładnie to samo powiedziałam Robertowi, gdy wkładał mi rękę w gips na nocnym dyżurze półtora miesiąca temu. A on spojrzał na mnie z błyskiem w oku i zapytał, czy na pewno? Może się jednak da? Było pusto, gadaliśmy do rana, a po dyżurze odwiózł mnie do domu i ustaliliśmy plan.

– Byłeś bezbłędny, dziękuję – powiedziałam teraz, gdy otworzył przede mną drzwiczki swojego volvo.

– To co, za dwa tygodnie zabieram cię pod Kraków na wesele? – puścił do mnie oko. – Jesteśmy umówieni?

– Jasne – uśmiechnęłam się. – Bardzo mnie będą prześwietlać?

Stwierdził, że spoko, nikt nie dorówna mojej mamie. Poza tym, wedle jego rachub, powinni być wystarczająco wniebowzięci, gdy przywiezie dziewczynę z krwi i kości, rozwiewając niepokoje, przez które nie śpią po nocach. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA