Prezes wraz z całą dyrekcją postanowił zorganizować niesamowite przyjęcie z okazji rocznicy istnienia przedsiębiorstwa. Jako miejsce na tę wyjątkową okoliczność wybrali prestiżowy i szykowny lokal. Na uroczystość zostali zaproszeni wszyscy zatrudnieni oraz kluczowi kontrahenci firmy. Szkoda tylko, że wszyscy musieli się pojawić bez osób towarzyszących…
Musiałam pójść na tę imprezę
Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale przed tym wieczorem ani razu nie bawiłam się nocą bez Michała, mojego kochanego małżonka. Szczerze mówiąc, ogólnie rzadko zdarzało mi się imprezować. Z Michałem znamy się od czasów szkolnych. Niedoświadczone dzieciaki. Obydwoje małomówni i opanowani.
Przylgnęliśmy do siebie i tak już zostało. Zamiast klubów czy dancingów preferujemy wspólne wypady, jazdę na rowerach, spływy kajakowe albo relaksujące seanse filmowe, a od świeżych znajomości i zgiełku – wąskie grono zaufanych przyjaciół. Nie miałam najmniejszej ochoty pojawiać się na imprezie integracyjnej mojej firmy.
– Nie widzę siebie tam. Co ja tam będę robić? – zastanawiałam się głośno, rozmawiając o tym z mężem, kumpelami z pracy, a w końcu poszłam też do szefa. Ten spojrzał na mnie groźnie i stwierdził oschle:
– Jak wszyscy, będzie pani tańczyć i popijać wino, pani Irenko. W ogóle nie dopuszczam do siebie myśli, że ktoś z mojego zespołu mógłby się nie pojawić.
– Skoro w ogóle nie dopuszcza, to chyba nie masz wyjścia – podsumował Michał. – Ale nie zamartwiaj się tym za bardzo, w końcu to nic strasznego. Kto wie, może nawet będziesz się dobrze bawić? Jeden wieczór i już będziesz z powrotem.
Nie chciałam iść sama
– Chciałabym tam pójść razem z tobą – powiedziałam smutno.
– Oj, skarbie – objął mnie ciasno ramionami. – Dobrze wiesz, że te imprezy to dla mnie jeszcze większa udręka niż dla ciebie. Leć, baw się dobrze, a potem zdasz mi relację, co słychać w wielkim świecie – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
No cóż, pozostało mi tylko przestać narzekać. Skoro mój mąż nie widział nic złego w moim samodziałowym wyjściu na imprezę, to ja też uznałam, że nie ma co się przejmować. „Dam radę. Co więcej, przygotuję się do tego jak należy!” – zdecydowałam. Sięgnęłam do głębi szafy po elegancką sukienkę. Dorzuciłam do niej jeszcze parę modnych szpilek…
– Wyglądasz jak prawdziwa gwiazda – zachwycał się Michał, gdy nadszedł dzień przyjęcia. – Trzymaj się, kochanie, i wracaj do mnie czym prędzej – pocałował mnie z czułością.
– Nie będziesz się tu nudził beze mnie? – pogłaskałam go delikatnie po twarzy.
– Po prostu pójdę spać – machnął ręką. – Leć już, taksówkarz czeka.
Spółka dała z siebie wszystko. Lokal był olbrzymi i cudownie przystrojony. Przy wejściu wisiały wieńce z kwiatów. Z każdej strony biło światło. Gości witali od progu eleganccy kelnerzy, niosąc tace wypełnione musującym winem. Stoły dosłownie pękały w szwach od wyszukanych potraw. Na dobrze oświetlonej estradzie popisywał się popularny prezenter z telewizji. Czułam się trochę niepewnie w otoczeniu tego całego zbytku, więc dla dodania sobie odwagi wypiłam jednym haustem powitalnego szampana.
Uciekłam w szampana
– Poproszę jeszcze jeden kieliszek – zwróciłam się do przechodzącego w pobliżu kelnera.
Z uśmiechem na ustach podsunął mi tacę tuż przede mną. Przeszłam w głąb pomieszczenia, rozglądając się za znajomymi z pracy. Nim je dostrzegłam, opróżniłam drugi kieliszek. Bez wahania chwyciłam następny… Bąbelki delikatnie zawróciły mi w głowie, poczułam, jak napięcie ze mnie schodzi. Dyskretnie spojrzałam w stronę wielkiego lustra wiszącego na ścianie.
„Wyglądasz olśniewająco!” – pochwaliłam się w myślach. „Nie trać ducha!”. Z uśmiechem na twarzy energicznie pomaszerowałam w stronę środka sali.
Nie minęło dużo czasu, a już fantastycznie spędzałam czas z dziewczynami z pracy – Hanią i Basią. Do naszego grona dołączyła też ekipa marketingowców z tego samego piętra biurowca. Alkohol rozwiązał języki, rozmowy zrobiły się luźniejsze, posypały się dowcipy i wszyscy ruszyli w tany…
– Irena, chciałbym ci kogoś przedstawić. To Kuba, nasz kluczowy kontrahent – ni stąd, ni zowąd Marcin, którego znałam z marketingu, chwycił mnie za ramię. – Jakubie, poznaj Irenę, ona jest niekwestionowaną królową logistyki w naszej firmie – rzucił, szczerząc zęby w przyjaznym uśmiechu.
Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą niezwykle atrakcyjnego, wysokiego mężczyznę o śródziemnomorskiej aparycji, odzianego w elegancki, kremowy garnitur.
– Cieszy mnie to spotkanie – wyciągnęłam rękę na przywitanie.
– Zechciałaby pani zatańczyć ze mną? – zapytał prosto z mostu, przeszywając mnie na wskroś spojrzeniem swoich czarnych oczu.
– Jasne, z przyjemnością – odpowiedziałam swobodnie.
Głowa mi szumiała i czułam się z tym cudownie. Niezależna, wolna, szalona, atrakcyjna…
Poczułam się z tym źle
Wspomnienie tego wywołuje u mnie zażenowanie, ale najwyraźniej coś mi odbiło i bez opamiętania flirtowałam z Jakubem. Co więcej, bardzo mi się to podobało. Przez cały czas tańczyliśmy, rozmawialiśmy i, niestety, sączyliśmy wino.
Nowo poznany mężczyzna snuł barwne opowieści o swoich podróżach w odległe zakątki świata. Najbardziej przypadł mu do gustu Meksyk, więc żarliwie namawiał mnie, bym poznała tamtejsze smaki.
– Musisz tego skosztować, nie ma innej opcji! – nalegał. – Dlatego w niedzielę zapraszam cię na obiad do meksykańskiej knajpy – podał nazwę popularnej restauracji. – Jak ci się widzi ten pomysł?
– Bardzo chętnie – odpowiedziałam, posyłając mu promienny uśmiech.
Byłam już nieco wstawiona i tak zachwycona, że działałam zupełnie intuicyjnie… W mgnieniu oka nastała północ. To mnie odrobinę otrzeźwiło. „Kurczę, planowałam zajrzeć na moment, a tkwię tu grubo ponad cztery godziny” – przyszło mi do głowy i jak Kopciuszek zdecydowałam czym prędzej ewakuować się z tej imprezy. Nim magia się skończy.
– Wybacz, Kuba, ale naprawdę muszę lecieć – oznajmiłam koledze.
– Pozwól, że cię podprowadzę – grzecznie zasugerował.
– Daj spokój, dam radę sama.
– Ale ja jednak nalegam.
– Nie ma takiej potrzeby, po prostu zamów mi taksę – poczułam się nieco skrępowana jego naporem.
– Są zaparkowane pod wyjściem – machnął ręką w tamtą stronę.
Miałam wyrzuty sumienia
W pośpiechu zaczęłam pakować swoje rzeczy. Tuż przed zatrzaśnięciem drzwi samochodu, mój kompan krzyknął jeszcze:
– No to widzimy się w niedzielę, cześć Irenko. Będę czekał o piątej po południu.
„Kurczę blade, co ja najlepszego zrobiłam?!” – pomyślałam z przerażeniem. „Czemu w ogóle się z nim zapoznałam?!”. Ale taryfa już gnała w kierunku mojego domu. Czułam się jak ostatnia idiotka. „Ale narobiłaś, babo!” – miałam do siebie żal. „W domu czeka na ciebie zakochany po uszy małżonek, a ty lecisz na randkę z jakimś gościem? Na cholerę ci to było?”.
Średnio umiałam sobie odpowiedzieć na to pytanko. To był taki odruch, chwilowe zamroczenie, nieźle podkręcone procentami. W końcu nie planowałam zdrady Michała!
Kiedy wyszłam spod prysznica, nadal czułam lekki niepokój. Na szczęście mój mąż spał jak zabity. Pozwoliłam, by kojąca woda zmyła ze mnie to gryzące poczucie, że zrobiłam coś złego. Pod ciepłymi strumieniami udało mi się wmówić sobie, że w sumie nic takiego się nie wydarzyło. No dobra, może odrobinę przeholowałam… Chyba dlatego, że ten chłopak był taki sympatyczny i atrakcyjny. Pozostawała jeszcze jedna kwestia – umówione meksykańskie jedzenie, z którego musiałam jakoś zrezygnować.
Tylko jak to zrobić?
Nie wymieniłam się z nim danymi kontaktowymi, nie wiedziałam nawet jak się nazywa. Wprawdzie mogłam podejść do kolegi z marketingu i podpytać o tego gościa, ale czułam się niezręcznie. Obawiałam się również, że ktoś zacznie plotkować. Jeszcze by sobie pomyśleli, że mam jakieś ukryte zamiary wobec Jakuba, a w efekcie mój Michał by się o wszystkim dowiedział i miałabym przerąbane.
Cały tydzień główkowałam, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, ale jakoś nie wpadłam na żaden sensowny pomysł.
W niedzielę Michał od pobudki tryskał energią i humorem.
– Wiesz co? Zaprosiłem do nas Piotrka i Jankę – rzucił przy porannej kawie. – Chyba dobrze zrobiłem, no nie?
– No tak, w sumie tak – odparłam z lekkim wahaniem. – Ale fajnie by było, gdybyś mnie zapytał wcześniej, no wiesz, przed faktem.
– O co chodzi? Mamy jakieś inne zobowiązania? – zerknął na mnie zaskoczony.
– Nie, coś ty! – niemal wykrzyknęłam.
– Hej, wszystko gra? – chyba nie wyglądałam najlepiej, bo mój mąż od razu się zatroskał.
– Ach, trochę mnie głowa boli– moja odpowiedź mijała się z prawdą. – To kiedy będą?
– Gdzieś koło piętnastej, tak myślę.
„Nie widzę innego wyjścia, jak tylko zbyć tego całego Kubę” – przemknęło mi przez myśl. Nie do końca byłam zadowolona z takiej opcji. W końcu to nasz klient.
Zjawili się kumple. Udawałam, że wszystko gra, ale w środku aż się gotowałam. „Myśl, kobieto, myśl!” – powtarzałam sobie w duchu. „Musisz coś wykombinować…”.
Nagle mnie olśniło.
– Słuchajcie, moi drodzy, jest tak cudnie i gorąco, może skusicie się na jakieś lodziki? – rzuciłam niby od niechcenia do wszystkich.
Pomysł przypadł im do gustu.
– Dobra, to w takim razie wyskoczę do tego sklepu parę kroków stąd i wybiorę – odparłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Naprawdę masz na to ochotę? – dopytywał się Michał. – A może ja się przejdę?
– Nie, skarbie, dziś to ja potrzebuję się dotlenić. No i mam lepsze rozeznanie w temacie lodów – zażartowałam figlarnie. – Dobiegnę tam na własnych nogach, dobrze mi to zrobi – szczebiotałam radośnie. – Migusiem wracam.
Wpadłam do samochodu i z piskiem opon podjechałam pod knajpę, gdzie miałam spotkać się z Kubą. Już na mnie czekał. Kiedy mnie zobaczył, wstał. W jego spojrzeniu dostrzegłam zdziwienie. Cóż, nie włożyłam nic eleganckiego, tylko jakąś bluzę dresową i jeansy… Chyba wcale nie wyglądałam jak ta królewna z firmowej imprezy.
– Strasznie mi przykro, ale nie zjem z tobą obiadu! – zakomunikowałam, zanim zdążył się odezwać.
Nie był zły
– Nawet nie usiądę. Przepraszam cię, to nie ma sensu, że się z tobą spotkałam. Jestem w związku małżeńskim i darzę swojego partnera ogromnym uczuciem. Moja obecność tutaj to błąd, mam nadzieję, że to rozumiesz. Owszem, nasza rozmowa i taniec na tamtej imprezie były fantastyczne, ale nie zamierzam kontynuować tej relacji. Specjalnie przyszłam, aby ci to powiedzieć. Nie chciałam, żebyś na darmo na mnie tutaj czekał… – wypaliłam za jednym zamachem całą kwestię, którą chciałam poruszyć odnośnie tego tematu.
– Irena, co ty tutaj… – w jego głosie czuć było zaskoczenie, ale bardziej rozbawienie niż złość.
Poczułam, jak schodzi ze mnie całe napięcie.
– Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć – przyznał. – Jestem pod wrażeniem, że w ogóle dotarłaś!
– Przestań, naprawdę nie planowałam, żeby tak się stało – odparłam. – Strasznie cię przepraszam… – zerknęłam na zegarek. Minęło zaledwie dwadzieścia minut od kiedy wyszłam z domu. – Muszę już pędzić, jestem strasznie spóźniona! – rzuciłam na odchodne, machając mu ręką.
Po prostu dałam nogę
Wracając z wyprawy po zakupy, zdecydowałam się na zakup przypadkowych lodów na pobliskiej stacji paliw. Moja nieobecność trwała nieco dłużej niż zwyczajowy spacer do sklepu za rogiem, lecz nikt z towarzystwa nawet tego nie spostrzegł. Zastałam gości dokładnie w takich pozycjach, w jakich ich opuściłam, a Michał raczył ich własnoręcznie przygotowanym napojem. Czysta idylla.
Czmychnęłam do kuchni, gdzie jednym haustem opróżniłam szklankę zimnej wody. Dopiero wtedy poczułam autentyczną ulgę. Po chwili rozłożyłam lody na niewielkie talerzyki i w mgnieniu oka dołączyłam do reszty ekipy. Misja zakończona sukcesem!
Jeśli mam być szczera, to wieczorna randka z obcym gościem raczej nie przeszłaby jako tylko zwyczajne spotkanie koleżeńskie. Mój mąż miałby niezłe pretensje, gdyby się o tym dowiedział. Pewnie by się wkurzył już na samą myśl, że w ogóle poszłam na taki wypad. No i moje wybryki podczas imprezy też by mu nie leżały. Dobrze, że prawda o tym wszystkim nigdy do niego nie dotrze…
Irena, 36 lat
Czytaj także:
„Urocza sąsiadka była bardziej niedostępna niż Himalaje. Zaliczałem gafę za gafą, aż wreszcie odkryłem na nią sposób”
„Wakacje w Łebie to była tragedia. Teściowa czuła się jak na all inclusive, a ja biegałam wokół niej jak służąca”
„Każda kolejna randka była nudniejsza od poprzedniej. Gdy rzuciłam facetom wyzwanie, znalazłam perłę wśród chwastów”