„Na działce chcę odpoczywać, a nie wysłuchiwać hałasów. Sąsiedzi mają w nosie prośby o ciszę. Chcą wojny, to będą ją mieli”

kobieta, która próbuje odpocząć fot. Adobe Stock, Philipimage
„Nic nie robią sobie z moich protestów, bo jak twierdzą, mają prawo odpoczywać po swojemu. Zapraszają znajomych, grillują, plotkują kłócą się. Czasem mam wrażenie, że kiedy chcę poleżeć na leżaku, specjalnie krzyczą, pogłaśniają muzykę, żeby zrobić mi na złość”.
/ 31.01.2023 07:21
kobieta, która próbuje odpocząć fot. Adobe Stock, Philipimage

Wiem, co ludzie o mnie mówią. Że jestem starą, zgryźliwą babą, że wszystko mi przeszkadza i na wszystko narzekam. Ale jak nie narzekać, skoro na własnym kawałku ziemi nie mam chwili spokoju?

Działkę chciałam kupić już od dawna. Nawet miałam na nią odłożone pieniądze. Swego czasu ojciec zostawił mi w spadku całkiem pokaźną sumę na koncie. Nie roztrwoniłam jej na głupoty, tylko postanowiłam zainwestować w ziemię. Marzyłam, by po przejściu na emeryturę wynieść się z miasta na wieś.

Przez kilka lat szukałam odpowiedniego miejsca: nie za blisko, żeby smród spalin nie dochodził, ale też nie za daleko, z dobrym dojazdem, by podróż nie trwała wiecznie. No i przede wszystkim spokojnego, żebym mogła odpocząć po trudach codziennego dnia. Nie interesowały mnie tereny działkowe, na których ludzie gnieżdżą się jeden obok drugiego w ogródkach niewiele większych od chusteczki do nosa. Szukałam działki, na której mogłabym urządzić ogród z prawdziwego zdarzenia. I postawić coś więcej niż altankę i leżak.

Wiosną, trzy lata temu wreszcie znalazłam wymarzoną ofertę. Rolnik sprzedawał pole na obrzeżach wsi podzielone na tysiącmetrowe działki. Część z nich już zagospodarowano, reszta czekała na nabywców. Okolica była przepiękna – cisza, spokój, las pod nosem, rzeczka niedaleko. I tylko 30 kilometrów od mojego mieszkania. Gdy wybrałam się tam po raz pierwszy, podróż samochodem zajęła mi zaledwie czterdzieści minut. A jak potem znalazłam drogę przez las – jeszcze krócej. Od razu zakochałam się w tym miejscu. Nie zastanawiając się długo, podpisałam umowę kupna.

Myślałam, że się uspokoją

Kilka dni później wynajęłam fachowców, którzy ogrodzili poletko drewnianym płotem i postawili niewielki, całoroczny domek. A ja zaczęłam urządzać wymarzony ogród. Spędzałam na działce każdą wolną chwilę. Sadziłam krzewy i drzewka, wyznaczałam rabatki. Po kilku tygodniach miałam wszystko – ogródek kwiatowy, zielnik i warzywnik.

Tymczasem wokół mnie zagospodarowywali się nowi sąsiedzi. Podczas pierwszego sezonu nie miałam nawet okazji dobrze ich poznać. Każdy zajęty był pieleniem, sadzeniem, budowaniem. Zapamiętałam więc tylko, że ci po lewej mają dwoje dzieci, po prawej to jakaś młoda para. Na tyłach ulokowało się starsze małżeństwo z wielkim owczarkiem niemieckim, a z przodu wdowa. W tym samym mniej więcej wieku co ja, czyli przed sześćdziesiątką.

Cieszyłam się z takiego sąsiedztwa. Mieszkać samotnie, na odludziu, to jednak strach. Nawet pies mi nie przeszkadzał. Uznałam, że taki potężny zwierzak skutecznie odstraszy szczekaniem wszystkich intruzów. Niestety, podczas poprzedniego sezonu zmieniłam zdanie.

Już na początku maja na działkach pojawili się wszyscy sąsiedzi. Zaczęły się grille, śmiechy, hałasy. W każdy weekend przyjeżdżało mnóstwo ludzi. Nawet starsi państwo mieli gości. Okazało się, że należą do jakiegoś koła miłośników scrabbli. Nie miałabym nic przeciwko temu, to przecież bardzo pożyteczna gra. Ćwiczy umysł, wzbogaca słownictwo. Tyle tylko, że oni się potwornie przy tej grze kłócili… Byłam przerażona.

Z jednej strony miałam krzyczące dzieciaki, z drugiej głośną muzykę, z trzeciej na zmianę kłócących się i godzących graczy. I na dokładkę wiecznie ujadającego psa. Chwilami myślałam, że zwariuję. Tylko wdowa zachowywała się przyzwoicie. Czasem zapraszała do siebie kilka koleżanek. Ale panie siadały w ogrodzie, piły herbatę i po cichu rozmawiały. Tak, jak być powinno.

Na początku nie protestowałam. Łudziłam się jeszcze, że to faza przejściowa. Sąsiedzi chcą się pochwalić działkami przed znajomymi, stąd tak wielu gości. I po pewnym czasie wszystko się uspokoi. Mijały jednak kolejne tygodnie, a zamiast lepiej było gorzej. To właśnie wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę tym młodym, którzy balowali z przyjaciółmi przy głośnej muzyce od rana do późnej nocy. Żeby to chociaż była jakaś porządna muzyka, to sama chętnie bym posłuchała. Ale to był łomot! Od tego: „umc, umc, umc!” rozbolała mnie głowa.

Potem zbeształam dzieciaki, które biegały po działce jak oszalałe, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy. Aż się dziwiłam, że nie ochrypły. Normalny człowiek dawno by stracił głos! A scrabblistów poprosiłam, żeby zrobili coś z tym ujadającym psem. No i przestali się tak na siebie wściekać. Bo zamiast kłócić się, czy dany wyraz jest poprawny czy nie, można zajrzeć do słownika.

Niestety moje prośby nie skutkowały. Mimo że powtarzałam je co tydzień, czasem kilka razy dziennie. Sąsiedzi uspokajali się na chwilę, a potem wszystko wracało do normy.

Po pewnym czasie w ogóle przestali reagować. Ba, pod koniec sezonu zaczęli nawet pyskować. Od młodych usłyszałam, że przyjeżdżają tu po to, żeby się się wyszaleć. A jak pragnę ciszy, to powinnam przenieść się do klasztoru. Matka powiedziała, że dla mojej wygody nie zamierza przywiązywać dzieci do drzewa i ich kneblować, a scrabbliści poradzili, żebym poszukała sobie przyjaciół, to może wtedy nie będę taka zgryźliwa. A na koniec dodali, że pies szczeka tylko wtedy, gdy zbliżam się do ich siatki. Bo niby wyczuwa agresję.

Myślałam że pęknę ze złości. Obiecałam sobie, że jeśli w następnym sezonie nic się nie zmieni, to podejmę bardziej radykalne kroki…

Chcą mnie wykurzyć? Niedoczekanie!

Jak się zapewne domyślacie, nic się nie zmieniło. Sezon działkowy właśnie się zaczął, a sąsiedzi traktują mnie jak powietrze. Nic nie robią sobie z moich protestów. Zapraszają znajomych, grillują, hałasują, kłócą się. Czasem mam wrażenie, że specjalnie krzyczą, pogłaśniają muzykę, żeby zrobić mi na złość. Któregoś dnia podsłuchałam, jak mówili, że najlepiej by było, żebym sprzedała działkę i przeniosła się gdzie indziej. Bo coraz trudniej im znieść to moje marudzenie…

Jestem na granicy wytrzymałości. Zdesperowana pobiegłam nawet do sąsiadki z przodu, tej wdowy. Miałam nadzieję, że chociaż ona mnie zrozumie i poprze w walce z pozostałymi sąsiadami. Przecież jej też musi przeszkadzać ten wieczny hałas! Niestety, srodze się na niej zawiodłam.

– Pewnie, że wolałabym, żeby było ciszej – powiedziała. – Ale to przecież działki. Ludzie mają prawo odpoczywać tak, jak im się podoba. Trudno wymagać, by zrezygnowali z własnych przyjemności. Trzeba być wyrozumiałym… Tymi wiecznymi pretensjami tylko wrogów sobie pani narobiła. Nie lepiej, zamiast walczyć, spróbować się dogadać i zaprzyjaźnić z ludźmi? Wtedy na pewno znajdziecie jakieś rozwiązanie, które wszystkich zadowoli – dodała na koniec i zrozumiałam, że na jej pomoc nie mam co liczyć.

Przemyślałam sobie wszystko Nie zamierzam z nikim się dogadywać ani poddawać. I mam gdzieś, że nikt mnie nie lubi. Nie pozwolę się terroryzować. Wbrew temu, co myślą o mnie sąsiedzi, nie jestem zgryźliwą babą, która o wszystko się czepia. Rozumiem, że działka to miejsce odpoczynku, i każdy ma prawo relaksować się, jak chce. Ale jeśli oni mają prawo do zabawy, to ja mam prawo do spokoju. Tymczasem nie ma chwili ciszy! Nawet jak któryś z sąsiadów nie przyjedzie, to drudzy hałasują ze zdwojoną siłą. Tak być nie może!

Zbyt długo byłam cierpliwa i pobłażliwa. Jak jeszcze raz nadepną mi na odcisk, to zacznę pisać skargi do wójta, dzwonić na policję. Mają na sumieniu kilka grzeszków. Palą śmieci na działce, mają nieszczelne szamba. Znajdzie się na nich bat. A działki nie sprzedam, niedoczekanie! Zbyt długo szukałam tego miejsca, i włożyłam w nie mnóstwo pieniędzy i pracy.

Czytaj także:
„Wpuściłam do łóżka kolegę męża, ale to nie była zdrada. Rafałowi oddałam ciało, ale nigdy nie dałam mu swojego serca”
„Unikałam mężczyzn jak ognia, ale doskwierała mi samotność. Wpadłam na genialny plan – zrobię sobie dziecko”
„Robiłam wszystko, żeby zadowolić męża, ale ten drań okłamywał mnie. Nawet narodziny córki nie sprawiły, że był szczęśliwy”

Redakcja poleca

REKLAMA