Zawsze uwielbiałam bale noworoczne. Miały w sobie coś magicznego, jakby nowy rok miał przynieść coś lepszego, coś, na co warto czekać. Może dlatego tak bardzo się starałam, żeby wyglądać tego wieczoru perfekcyjnie. Z daleka mogłam sprawiać wrażenie kobiety spełnionej, zadowolonej z życia. Ale gdy stanęłam przed lustrem, spojrzałam na siebie i zrozumiałam, że to tylko fasada.
Coś się psuło
Tomek, mój mąż, od dłuższego czasu był nieobecny. Fizycznie siedział obok na kanapie, przeglądał telefon, ale mentalnie uciekał gdzieś daleko. Na początku tłumaczyłam to sobie stresem w pracy. Przecież każdy ma gorsze dni. Potem zaczęły mnie dręczyć te noce, kiedy wracał późno, pachniał obcymi perfumami, których nie znałam, a jego wyjaśnienia były coraz bardziej wymijające.
Nie chciałam być jedną z tych kobiet, które węszyły i doszukiwały się zdrady na każdym kroku. Tylko że czasem intuicja jest jak drzazga – kłuje za każdym razem, gdy tylko próbujesz ją zignorować.
– Gotowa? – usłyszałam głos Tomka za plecami.
Odwróciłam się z wymuszonym uśmiechem. Wyglądał elegancko, jak zawsze. Garnitur leżał idealnie, włosy starannie ułożone. Zawsze był przystojnym, towarzyskim mężczyzną, do którego lgnęli ludzie. Ja byłam raczej jego cichym dopełnieniem, kobietą, która dbała, żeby wszystko było na swoim miejscu.
– Gotowa – odpowiedziałam, choć wewnątrz czułam dziwną pustkę.
Zawsze byłam w cieniu
Bale noworoczne były naszym rytuałem. Spotykaliśmy się ze znajomymi, świętowaliśmy. Tomek czuł się jak w swoim żywiole, opowiadał anegdoty. A ja po prostu obserwowałam. Kiedyś tak bardzo mnie to fascynowało. Dziś patrzyłam na niego z innej perspektywy – jakby stał się kimś obcym.
Muzyka dudniła, a ludzie zataczali się w tańcu, rozgrzani winem i atmosferą sylwestrowej nocy. W powietrzu unosił się zapach perfum zmieszanych z potem, a migoczące światła odbijały się od brokatowych sukienek i kryształowych kieliszków. Stałam obok Kasi, mojej przyjaciółki, przy stoliku zastawionym pustymi szklankami i butelką szampana. Rozmawiałyśmy o niczym, jak to zwykle bywa w takich chwilach.
– Lilka, wyglądasz jak milion dolarów – powiedziała Kasia, poprawiając swoje rude loki.
– Tak? Nieźle się maskuję – zażartowałam, choć w moim głosie zabrzmiało więcej goryczy, niż chciałam.
Tomek krążył gdzieś między znajomymi. Śmiał się głośno, obejmując kogoś ramieniem. Jak zawsze. Miał tę umiejętność bycia duszą towarzystwa. Tylko ja jedna wiedziałam, jak często milknął w domu, z głową wlepioną w ekran telefonu.
Robiłam dobrą minę
Kiedy Kasia poszła w tany z mężem, postanowiłam na chwilę usiąść. Szukałam jakiegoś cichego kąta, żeby odpocząć od hałasu i natłoku ludzi. W końcu znalazłam małą sofę tuż obok okna.
Usiadłam i sięgnęłam po kieliszek, patrząc przez chwilę na światełka miasta migoczące za szybą.
Nagle usłyszałam znajomy dźwięk dochodzący z mojej torebki – sygnał SMS-a. Wyjęłam telefon i zdziwiłam się, widząc, że wiadomość przyszła od Tomka. „Pewnie szuka mnie, żebyśmy wznieśli toast” – pomyślałam i uśmiechnęłam się do siebie. Kasia wróciła w samą porę.
– Ooo, mąż coś do ciebie romantycznie wypisuje? – zażartowała, opierając się o sofę. – Zróbmy z tego toast!
Podniosłam brew.
– Zobaczymy, co takiego napisał – powiedziałam z lekkim rozbawieniem.
Otworzyłam wiadomość i odczytałam ją na głos, chcąc podtrzymać żartobliwy nastrój: „Magda, kochanie, nowy rok to nowy początek naszego szczęścia. Kocham cię nad życie i czekam, aż będziemy mogli być razem naprawdę”.
Wbiło mnie w ziemię
Muzyka w tle wciąż grała, ale dla mnie wszystko zamarło. Kasia spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby właśnie zobaczyła zjawę.
– Lilka… chyba coś mu się pomyliło – wyszeptała, próbując zachować pozory normalności.
Patrzyłam na telefon, jakby sam miał mi wytłumaczyć, co właśnie się stało. SMS od Tomka. Żadnej pomyłki. Żadnego złudzenia. Przebiegłam wzrokiem po treści raz jeszcze. Każde słowo paliło mnie w oczy.
Podniosłam głowę i nagle go zobaczyłam. Stał kilka metrów dalej, blady jak ściana, z pustym kieliszkiem w ręce. Patrzył na mnie w panice, jakby już wiedział, że wszystko przepadło.
– Co to miało być, Tomek? – zapytałam głosem, który nie należał do mnie. Był zimny i obcy.
Tomek ruszył w moją stronę szybkim krokiem, próbując wyrwać mi telefon.
– Lilka, daj to. Przeczytałaś coś źle, to pomyłka!
– Kim jest Magda? – spytałam cicho, ale chyba wszyscy to usłyszeli.
Czułam na sobie spojrzenia znajomych. Jedni próbowali udawać, że nic nie słyszeli, inni wymieniali między sobą zaskoczone spojrzenia. Sala, jeszcze przed chwilą pełna śmiechu i toastów, teraz była miejscem, gdzie wszyscy wstrzymali oddech.
– Nie tutaj… Nie teraz… – szeptał Tomek, nerwowo zerkając na ludzi wokół.
– A może właśnie tutaj? Bo wszyscy już i tak wiedzą! – krzyknęłam, nie zważając na to, że drżą mi ręce.
Nie chciałam go znać
Tomek chwycił mnie za rękę, próbując mnie wyprowadzić.
– Lilka, uspokój się, chodź na zewnątrz, wszystko ci wytłumaczę…
– Nie dotykaj mnie! – wyrwałam się z jego uścisku. – Nie tłumacz mi niczego! Już wszystko zrozumiałam.
W jego oczach zobaczyłam panikę. Może pierwszy raz w życiu naprawdę bał się tego, co zrobił. Wstałam i spojrzałam na niego po raz ostatni.
– Szczęśliwego nowego roku – rzuciłam przez zaciśnięte zęby, a potem wyszłam z sali, zostawiając za sobą ciszę, która teraz była głośniejsza od muzyki.
Wyszłam na taras, gdzie nocne powietrze uderzyło mnie w twarz. Trzęsłam się – nie wiem, czy z zimna, czy z szoku. Gdzieś za mną słyszałam kroki Tomka, ale nie oglądałam się.
– Lilka, błagam, to nie tak! – jego głos był pełen desperacji. – Przecież to była pomyłka, ja…
– Pomyłka? – przerwałam, odwracając się. – Nazwałeś mnie Magdą, czy może to ona nazywa się Lila?
Tomek stał bezradnie, jakby nagle nie potrafił znaleźć słów. Znajomi zaczęli wychodzić za nami, udając, że szukają świeżego powietrza. Widziałam Kasię, która stała z boku, gotowa rzucić się na ratunek, ale nie było już czego ratować.
Wyrzuciłam go
– Od jak dawna? – zapytałam cicho.
Tomek opuścił wzrok.
– Lilka, to nie jest rozmowa na teraz…
– Od jak dawna?! – krzyknęłam.
– Kilka miesięcy… – wymamrotał.
Mój oddech stał się płytki. Kilka miesięcy? Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie chwile, kiedy mówił, że zostaje w pracy. Wszystkie wieczory, kiedy nie wracał na czas. Kasia podeszła i położyła mi rękę na ramieniu.
– Lilka, chodź stąd.
– Nie chcę go widzieć – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Spojrzałam Tomkowi w oczy. – I nie wracaj do domu.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów. Nagle miałam wrażenie, że ta noc trwa za długo. Świat walił mi się pod nogami, a ja nie wiedziałam, jak się podnieść.
Drzwi zamknęły się za mną z hukiem. W salonie panowała ciemność, którą rozświetlał tylko księżyc wpadający przez okno. Zdjęłam buty i rzuciłam je w kąt, jakby ich dźwięk mógł rozładować napięcie.
Chwilę później usłyszałam klucz w zamku. Tomek wszedł powoli, jakby bał się, że każdy krok sprowokuje wybuch.
– Lilka, musimy porozmawiać… – jego głos był cichy, jakby próbował mnie uśpić spokojem.
– Nie mamy o czym – odpowiedziałam, stojąc przy stole i zaciskając dłonie na jego krawędzi. – Zdradziłeś mnie. Wszystko, co zbudowaliśmy, to była jedna wielka iluzja.
Zostałam sama
– To się po prostu stało. Nie planowałem tego… – Tomek wyglądał na zmęczonego, ale w jego słowach była nuta irytacji.
– Nie planowałeś? Przypadkiem napisałeś jej, że ją kochasz? Przypadkiem całowałeś? – wyplułam te słowa, a głos mi zadrżał.
– Lilka… – podniósł ręce w geście obronnym. – Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Przepraszam.
– Przepraszam to słowo, które rzuca się, gdy nadepnie się komuś na stopę. Ale ty zrobiłeś coś, czego nigdy ci nie wybaczę.
Milczał. Wpatrywał się w podłogę, jakby szukał tam ratunku.
– Kim jest ta Magda? – zapytałam cicho. – Kim ona jest, że postanowiłeś to wszystko zniszczyć?
– Kimś… kto mnie rozumie – wyszeptał, a ja poczułam, że kolana uginają się pode mną.
– Rozumie? – powtórzyłam, śmiejąc się przez łzy. – To dlaczego nie poszedłeś do niej, gdy potrzebowałeś wyprasowanej koszuli? Dlaczego to mnie zostawiłeś z tym wszystkim? Wynoś się stąd, Tomek. Nie chcę cię widzieć.
Stał jeszcze chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba wiedział, że każde jego słowo będzie gwoździem do trumny. Chwycił kurtkę i wyszedł, zostawiając po sobie ciszę gęstszą niż kiedykolwiek wcześniej.
Lilka, 38 lat
Czytaj także:
„Rodzina uważa, że moje miejsce jest w kuchni przy garach i zmywaku. Nawet córki pomiatają mną jak niedouczoną kucharką”
„Mój facet wolał robić karierę, niż wieść spokojne życie ze mną. Mężczyźni nie potrafią docenić kobiecej troski”
„Ciotka nie słuchała, gdy mówiliśmy, że jej kochanek to dwulicowy drań. Po 15 latach poszła wreszcie po rozum do głowy”