„Na 18-stkę córka zażyczyła sobie auto. Chyba nie ma świadomości, że w portfelu mam pajęczynę zamiast pieniędzy”

mężczyzna z portfelem fot. Getty Images, Pawel Wewiorski
„– Zawsze tak mówisz! – wybuchła nagle. – Zawsze coś się nie zgadza, zawsze są jakieś wymówki. A inni mogą! Dlaczego inni mogą, a my nie? Co ja mam powiedzieć, kiedy koleżanki pytają mnie, co dostanę na osiemnastkę? Że dostanę pajęczyny?”.
/ 12.09.2024 21:15
mężczyzna z portfelem fot. Getty Images, Pawel Wewiorski

Nie mogłem uwierzyć, że moja córka zaraz kończy osiemnaście lat. Jeszcze niedawno biegała po podwórku w sukience, która ledwo sięgała jej kolan, a teraz prosi o coś, co wykracza poza moje możliwości finansowe. Czułem się źle z tym, że jej odmawiam... Ale z drugiej strony, to trochę przegięcie, żeby kupować osiemnastolatce tak drogą „zabawkę”.

Widziałem w jej oczach rozczarowanie

– Tato – zaczęła nieco nieśmiało, ale wiedziałem, że to tylko pozory. Zawsze, kiedy czegoś naprawdę chciała, umiała być bardzo przekonująca. – Wiesz, że zbliżają się moje urodziny...

– No wiem, wiem – odpowiedziałem, udając beztroskę, choć w środku coś zaczynało mnie uwierać.

– No i... pomyślałam sobie, że... skoro większość moich koleżanek dostała na osiemnastkę samochód, to może i ja... – jej głos brzmiał, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.

Poczułem, jak nogi uginają się pode mną, ale starałem się nie dać tego po sobie poznać. Samochód? Samochód? Czy ona nie widzi, w jakim jesteśmy położeniu? Może wydaje jej się, że pieniądze rosną na drzewach, ale w rzeczywistości... cóż, w rzeczywistości portfel świecił pustkami.

– Samochód? – powtórzyłem, starając się, żeby mój głos brzmiał spokojnie. – Ale skąd mamy na to wziąć pieniądze? Wiesz przecież, że nasza sytuacja finansowa nie jest teraz najlepsza...

Zawahała się. Przez chwilę widziałem w jej oczach to, czego tak bardzo się obawiałem – rozczarowanie.

– No tak... – mruknęła, spuszczając wzrok na podłogę. – Ale większość moich znajomych dostała samochód. To normalne. Nawet Kasia, która ledwo zdała egzamin, ma już swoje auto. Tato, ja... chciałabym mieć coś swojego. Coś, co da mi niezależność.

Nie chciałem jej wszystkiego mówić

Zabrzmiała tak poważnie, że aż mnie zatkało. Moja córka. Ta sama dziewczyna, którą musiałem przekonywać, żeby zapięła pasy bezpieczeństwa, teraz mówi mi o niezależności. Moje myśli zaczęły błądzić gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie życie było proste, a ja mogłem jej wszystko zapewnić, bez zastanawiania się nad każdą złotówką. Ale to nie było nasze życie. Nasze obecne życie to było liczenie każdego grosza. Każdego. Nawet na chleb.

Nie chciałem jej wszystkiego mówić, żeby nie obarczać jej ciężarem i nadmiarem obowiązków. Poza tym po co ma wiedzieć, jak mamy ciężko. Miała skupić się na nauce i na przyjemnościach młodego wieku, a nie na lamentowaniu nad rachunkami za prąd.

– Kochanie – zacząłem, czując, jak ciężar rozmowy przygniata mnie coraz bardziej – wiem, że to dla ciebie ważne. Naprawdę rozumiem. Ale musisz zrozumieć, że nie stać nas na samochód. Nawet używany. Portfel mam prawie pusty. Pajęczyny się tam zbierają, zamiast pieniędzy.

Na jej twarzy pojawił się cień złości. Może to dobrze. Lepiej, żeby była zła, niż smutna.

Poczułem, jak coś we mnie pęka

– Zawsze tak mówisz! – wybuchła nagle. – Zawsze coś się nie zgadza, zawsze są jakieś wymówki. A inni mogą! Dlaczego inni mogą, a my nie? Co ja mam powiedzieć, kiedy koleżanki pytają mnie, co dostanę na osiemnastkę? Że dostanę „pajęczyny”?

Cisza. Patrzyłem na nią i czułem, jak serce mi się łamie. Bo tak naprawdę nie chodziło tylko o samochód. Chodziło o to, że czuła się gorsza. Inna. A ja, jako jej ojciec, nie mogłem jej tego dać. Nie mogłem sprawić, żeby poczuła się tak, jak chciała.

– Nie chcę, żebyś czuła się gorsza – powiedziałem cicho, po chwili. – Ale samochód to nie jest rozwiązanie. Samochód to nie jest to, co daje ci wartość, kim jesteś. Niezależność to nie kwestia tego, czy masz auto.

– Łatwo ci mówić – rzuciła sucho. – Ty masz samochód.

Westchnąłem. Mój stary, ledwo zipiący samochód, który ledwo przechodził przegląd, był jedynym, co nas ratowało przed codziennym staniem na przystankach w deszczu i mrozie. Był to też jedyny sposób na to, żeby jak człowiek przewieźć zakupy ze sklepu do domu. Ale co jej miałem powiedzieć? Że ten samochód to więcej problemów niż radości?

Musiałem być realistą

– Posłuchaj, rozumiem, że to dla ciebie ważne – powtórzyłem, próbując załagodzić sytuację. – Ale musimy być realistami. Może za jakiś czas, jak poprawi się nasza sytuacja, będziemy mogli o tym pomyśleć. Na razie musimy sobie radzić tym, co mamy.

– Na razie? Na razie?! – w jej głosie brzmiała gorycz. – Zawsze jest jakieś „na razie”.

Poczułem, jak coś we mnie pęka. Wiedziałem, że ma rację. Zawsze to ja byłem tym, który mówił „kiedyś”, „później”, „może za rok”. Nigdy „teraz”. Bo zawsze było coś ważniejszego. Zawsze.

– Przepraszam, kochanie. Naprawdę chciałbym ci to dać. Ale nie mogę – odpowiedziałem, starając się, żeby mój głos nie drżał.

Przez chwilę nie odpowiadała. Stała, patrząc na mnie, a ja nie wiedziałem, co jeszcze mogę powiedzieć. Czułem się bezsilny. Byłem jej ojcem, powinienem móc jej wszystko dać, a tymczasem... byłem jak ktoś, kto ciągle oferuje pustą obietnicę.

– Wiesz, co? – powiedziała w końcu. – Nie musisz mi nic dawać. Poradzę sobie sama.

Odwróciła się i wyszła z pokoju, zostawiając mnie z poczuciem porażki. To, co powiedziała, było jak cios. Poradzę sobie sama. Czy to właśnie oznaczała jej niezależność? Że odsuwa się ode mnie, bo ja nie potrafię jej dać tego, czego potrzebuje? Siedziałem tak jeszcze długo po tym, jak wyszła. W ciszy.

Zapominamy, ile dla siebie znaczymy

Wieczorem, kiedy już kładłem się spać, drzwi do mojego pokoju uchyliły się i stanęła w nich ona. Jej twarz była miękka, łagodniejsza niż wcześniej. Przez chwilę milczała, a potem cicho powiedziała:

– Przepraszam, tato. Nie chciałam być niemiła. Wiem, że robisz, co możesz.

Uśmiechnąłem się smutno, ale szczerze.

– Nic się nie stało, kochanie. Wiem, że to dla ciebie trudne. Ja też chciałbym, żeby było inaczej.

Podeszła do mnie i usiadła na brzegu łóżka.

– Wiem, że nie możemy mieć wszystkiego. Ale czasem... po prostu trudno się z tym pogodzić – dodała cicho.

– Wiem, rozumiem. I chciałbym, żebyś wiedziała, że nawet jeśli nie mogę ci dać wszystkiego, to zawsze będę cię wspierał, jak tylko potrafię.

Spojrzała na mnie, a ja zobaczyłem w jej oczach coś, co sprawiło, że przez chwilę czułem się lżejszy. Nie była zła. Była po prostu młoda i chciała więcej, niż mogłem jej dać. I choć nie mogłem jej kupić samochodu, to mogłem dać jej coś innego. Mogłem dać jej siebie.

– Kocham cię, tato – szepnęła, po czym wstała i wróciła do swojego pokoju.

Leżałem jeszcze chwilę, zastanawiając się nad tym, jak to się stało, że moja mała dziewczynka tak szybko dorosła. Czasem zapominamy, jak wiele dla siebie znaczymy, nawet kiedy nie możemy spełnić wszystkich oczekiwań. Czasem to nie rzeczy materialne się liczą, ale to, że potrafimy się wspierać.

Stefan, 54 lata

Czytaj także:
„Córka zażądała wyprawki szkolnej za grube tysiące. Podobno bez markowych rzeczy nie ma co pokazywać się w klasie”
„Teściowa chciała mi zapłacić 50 tysięcy za odejście od jej syna. Podsuwała mi nawet pod nos kochanków”
„Biologiczna matka przypomniała sobie o mnie po 30 latach. Miała nadzieję, że zostanę sponsorem jej życia towarzyskiego”

Redakcja poleca

REKLAMA