„Na 1. rocznicę ślubu nie dostaliśmy od teściowej prezentu. Zamiast kwiatów przyniosła propozycję nie do odrzucenia”
„Może powinniśmy po prostu zapłacić i mieć święty spokój? Ale przecież to byłoby przyznanie, że miała rację, że mogła nas oszukać i nic z tego nie wyniknie. Nie mogłam jej na to pozwolić”.

- redakcja
Po roku małżeństwa mogłam śmiało powiedzieć, że nasze życie z Tomkiem wyglądało całkiem zwyczajnie. Wynajmowaliśmy niewielkie mieszkanie, spłacaliśmy raty kredytu na wkład własny, liczyliśmy wydatki, ale byliśmy szczęśliwi. Każdego dnia uczyliśmy się, co to znaczy być razem – dzielić rachunki, obowiązki domowe i drobne nieporozumienia. To były proste rzeczy, które składały się na nasze małżeństwo.
Teściowa chciała wielką imprezę
Wesele, które mieliśmy rok temu, było piękne, choć dalekie od tego, czego pragnęłam. Nie ukrywam – wolałabym coś kameralnego, ale to moja teściowa, Barbara, miała inne plany. Wmówiła nam, że „ślub jest tylko raz w życiu i musi być z prawdziwego zdarzenia”. Sama zaproponowała, że dołoży się do organizacji, nalegając przy tym na konkretną salę, oprawę muzyczną i… nawet liczbę gości.
Czułam, że wszystko idzie nie po mojej myśli, ale tłumaczyłam sobie, że to jej sposób na okazanie wsparcia. Nie myślałam o pieniądzach. To miała być jej forma prezentu ślubnego. Wszystko zmieniło się, gdy pewnego dnia, przy niedzielnym obiedzie, Barbara rzuciła coś, co sprawiło, że mój żołądek się ścisnął.
Siedzieliśmy przy stole w mieszkaniu teściowej. Miało być miło – niedzielny obiad, domowy rosół i schabowe. Rozmawialiśmy o niczym konkretnym, gdy nagle teściowa, z pozornie niewinnym uśmiechem, powiedziała:
– Wiecie, przydałoby się, żebyście zaczęli oddawać mi te pieniądze za wesele. Nie chcę się narzucać, ale jednak to była spora suma.
Zamarłam. Widelec, który trzymałam w dłoni, zatrzymał się w połowie drogi do ust. Spojrzałam na Tomka, ale on nagle bardzo zainteresował się swoim ziemniakiem.
– Ale… myślałam, że to był prezent – wydusiłam, czując, jak coś ściska mnie w żołądku.
Barbara spojrzała na mnie jak na dziecko, które nie rozumie prostych rzeczy.
– Nigdy tak nie mówiłam, kochana. Wesele było wasze, a ja tylko pomogłam tymczasowo. Nie mam zamiaru robić problemu, ale wiecie, sama też mam swoje wydatki.
Czułam, jak zalewa mnie fala gorąca. Gdyby powiedziała to rok temu, moglibyśmy podjąć decyzję. Ale teraz? Po roku? Kiedy byliśmy po uszy w kredycie? Po powrocie do domu spojrzałam na Tomka, który wciąż milczał.
– Powiedz mi, że to nieprawda – zażądałam. – Że nie wiedziałeś o żadnej pożyczce.
Mąż nerwowo przeczesał włosy dłonią.
– Ja… myślałem, że to tylko takie gadanie…
Wtedy wiedziałam, że zaczyna się problem, którego nie zamierzałam tak zostawić.
Czułam się oszukana
Nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo Barbary. „Nigdy tak nie mówiłam” – a jednak pamiętałam jej entuzjazm, gdy mówiła, że chce nam pomóc. Nie było mowy o żadnej pożyczce! Czułam się oszukana, jakbym została wciągnięta w jakąś dziwną grę, której zasad nie znałam.
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy. Opowiedziałam jej wszystko, licząc na jakieś wsparcie.
– To absurd – stwierdziła. – Jeśli teściowa miała takie zamiary, powinna jasno to powiedzieć wcześniej.
– No właśnie! – podchwyciłam.
– Ale może powinnaś jej oddać, żeby mieć spokój? – wtrącił się ojciec.
Zamurowało mnie.
– Jak to? Mam oddać jej pieniądze, choć nigdy się na to nie umawialiśmy? – czułam, jak rośnie we mnie gniew.
Ojciec westchnął.
– Wiem, że to nieuczciwe, ale to rodzina. Może nie warto się kłócić?
Nie podobało mi się to. Dlaczego to ja miałam się dostosować? Tego samego dnia zadzwoniłam do Barbary.
– Przykro mi, ale nie możemy oddać tych pieniędzy. Nie mieliśmy pojęcia, że to pożyczka – powiedziałam twardo.
W słuchawce zapadła chwila ciszy, po czym usłyszałam lodowaty ton:
– To bardzo nieładnie z twojej strony, Anetko. Myślałam, że jesteś osobą z zasadami, ale widać się pomyliłam.
Zacisnęłam zęby. Zaczęła się wojna.
Miała swoje tajemnice
Nie mogłam znieść tej sytuacji. Czułam się oszukana i upokorzona. Co gorsza, Tomek zachowywał się tak, jakby chciał to wszystko przeczekać. Nie rozumiał, że dla mnie to nie była drobna sprzeczka, tylko fundamentalna sprawa – nie chodziło tylko o pieniądze, ale o zasadę.
Wieczorem, gdy siedzieliśmy w salonie, w końcu nie wytrzymałam.
– Tomek, błagam cię, powiedz mi prawdę. Wiedziałeś o tym? Twoja matka nigdy nie mówiła, że to prezent?
Mąż spuścił głowę i zaczął nerwowo bawić się obrączką na palcu.
– No… mówiła coś kiedyś, że może kiedyś… że jak będzie potrzebować, to… – zaczął, ale przerwałam mu natychmiast.
– Że może kiedyś?! I nic mi nie powiedziałeś?!
– Myślałem, że to takie gadanie. Wiesz, jak mama lubi przesadzać… – próbował się tłumaczyć, ale we mnie już wszystko kipiało.
– Tomek, czy ty rozumiesz, co zrobiłeś? Pozwoliłeś mi żyć przez rok w przekonaniu, że to był prezent, a teraz nagle okazuje się, że mamy dług?!
– Nie sądziłem, że ona naprawdę zażąda zwrotu – powiedział cicho.
Zacisnęłam pięści. To nie była tylko wina Barbary. Tomek wiedział, że teściowa nie wykluczała, że będzie chciała tych pieniędzy z powrotem, i nie uznał za stosowne mnie o tym poinformować. Zrozumiałam jedno – zostałam sama w tej walce.
Nie zamierzałam tego zostawić
Moja frustracja narastała z każdym dniem, a Tomek tylko dolewał oliwy do ognia, próbując unikać tematu. „Nie róbmy z tego afery”, „To tylko pieniądze”, „Może jakoś się dogadamy” – powtarzał, ale ja nie zamierzałam się dogadywać na warunkach Barbary. Postanowiłam porozmawiać z nią twarzą w twarz. Zadzwoniłam i oznajmiłam, że chcę się spotkać.
Kiedy przyszłam do jej mieszkania, czekała już na mnie, siedząc przy stole z filiżanką herbaty i miną pełną wyższości.
– Miło, że jednak przyszłaś – powiedziała chłodno.
Usiadłam naprzeciwko niej i wzięłam głęboki oddech.
– Chcę to wyjaśnić. Nigdy nie umawiałyśmy się na pożyczkę. Nie powiedziałaś mi o tym ani razu przed ślubem. Nie mogę oddać pieniędzy, których nawet nie traktowałam jako dług.
Uniosła brew i odłożyła filiżankę.
– Anetko, jesteś dorosła. Powinnaś wiedzieć, że nic w życiu nie jest za darmo. Pomogłam wam, bo uważałam, że tak trzeba. Ale teraz sytuacja się zmieniła i te pieniądze mi się należą.
– Naprawdę? I co się stanie, jeśli ci ich nie oddamy? – zapytałam ostro.
Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
– To już zależy od Tomka. Chyba nie chcesz, żeby miał długi u własnej matki, prawda?
Zacisnęłam zęby. Manipulowała nami – i wiedziała, że ma przewagę.
Co powinnam zrobić?
Wyszłam od Barbary z poczuciem, że przegrałam. Była pewna siebie, spokojna, a ja… ja czułam, że nie mam wyjścia. Może powinniśmy po prostu zapłacić i mieć święty spokój? Ale przecież to byłoby przyznanie, że miała rację, że mogła nas oszukać i nic z tego nie wyniknie. Nie mogłam jej na to pozwolić.
W domu Tomek czekał na mnie z niepewną miną.
– I co? – zapytał.
– Twoja matka nie odpuści – powiedziałam twardo. – Ale ja też nie.
Tomek westchnął i usiadł ciężko na kanapie.
– Aneta, nie możemy się z nią kłócić. To moja matka.
– Nie możemy? A może to ona nie powinna robić z nas dłużników?! – podniosłam głos. – Jeśli jej oddamy te pieniądze, to tak, jakbyśmy się zgodzili, że może nas oszukiwać, kiedy tylko chce!
Tomek spuścił głowę.
– A jeśli nie oddamy, to co? – powiedział cicho. – Ona nas nie zostawi w spokoju.
– To niech nie zostawia. Ale nie zamierzam dawać jej ani grosza.
Patrzył na mnie długo, po czym pokręcił głową.
– Może możemy chociaż oddać jej część?
To była chwila, w której zrozumiałam, że nigdy nie będzie w stanie postawić się własnej matce. Może kochał mnie, ale nie na tyle, by walczyć. A ja… ja nie chciałam już walczyć sama.
Nie dostanie złamanego grosza
Nie oddaliśmy tych pieniędzy. Nie dlatego, że nie mogliśmy – mogliśmy. Po prostu nie chciałam tego robić. Tomek próbował negocjować, szukał kompromisu, ale dla mnie sprawa była prosta: jeśli teraz się zgodzimy, Barbara zawsze będzie miała nad nami władzę.
Przez kolejne tygodnie było coraz gorzej. Teściowa zaczęła nas unikać, ale kiedy już się odzywała, jej komentarze były pełne jadu. „Nie wszyscy mają poczucie honoru”, „Są ludzie, którzy potrafią docenić pomoc, i są tacy, którzy biorą i zapominają” – rzucała niby mimochodem, ale wiedziałam, że każde słowo jest skierowane do mnie. Tomek tylko wzdychał, powtarzając: „Ona nigdy tego nie odpuści”. Miał rację. Nie odpuściła.
Nagle stało się jasne, że to nie była tylko kwestia pieniędzy. To była kwestia kontroli. A Tomek, choć mnie kochał, nigdy nie był gotów się jej przeciwstawić. W końcu zaczęłam zauważać, że coraz częściej się kłócimy. Że unika rozmów, że łatwiej mu było udawać, że problem nie istnieje.
Któregoś dnia spojrzałam na niego i zrozumiałam, że nigdy nie będę dla niego na pierwszym miejscu. Że zawsze będzie wybierał spokój z matką kosztem mnie.
Spakowałam walizkę i wyszłam. Nie wiem, czy żałował. Ale ja nie. Nauczyłam się jednej rzeczy: nigdy nie brać pieniędzy od ludzi, którzy uważają, że mogą cię za nie kupić. I nigdy nie wiązać się z kimś, kto nie potrafi powiedzieć „nie” własnej matce.
Aneta, 29 lat
Czytaj także:
„Zrobiłam sobie Dzień Wagarowicza i uciekłam od wnuków. To nie moje dzieci, więc niech rodzice się z nimi męczą”
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”