Od zawsze kochałem taniec. To była moja ucieczka od świata, sposób na wyrażanie tego, czego nie potrafiłem ubrać w słowa. Marcin, mój najlepszy przyjaciel, zawsze żartował, że na parkiecie jestem jak ryba w wodzie. Poznaliśmy się jeszcze w liceum, a od tamtej pory staliśmy się nierozłączni. Marcin był człowiekiem pełnym życia, energii i uśmiechu, który potrafił zarazić każdego w swoim otoczeniu. Kiedy ożenił się z Anią, wiedziałem, że znalazł swoją drugą połowę.
Pasowali do siebie idealnie
Ania była nie tylko żoną Marcina, ale także moją uczennicą. Zaczęła uczęszczać na moje zajęcia taneczne, żeby być bliżej niego, bo Marcin, choć niezbyt uzdolniony w tym kierunku, uwielbiał patrzeć, jak inni tańczą. Widziałem, jak taniec zmienia Anię, jak z każdą lekcją staje się pewniejsza siebie, jak rozkwita. Cieszyło mnie, że mogłem być częścią tego procesu, pomagać jej i jednocześnie wzmacniać więź, którą łączyła ją z Marcinem.
Niestety, życie ma swoje własne plany. Marcin zginął w wypadku. Ta wiadomość była jak cios w serce, coś, czego nie potrafiłem zrozumieć ani zaakceptować. Świat przestał mieć sens. Ania została sama, a ja nie wiedziałem, jak jej pomóc.
Odwiedziłem ją pierwszy raz po pogrzebie. Dom, który wcześniej tętnił życiem, teraz był pogrążony w ciszy. Ania wyglądała na zagubioną, jakby jej dusza odeszła razem z Marcinem. Było w niej coś, co mnie przerażało – jakby przestała wierzyć, że kiedykolwiek będzie jeszcze szczęśliwa.
– Jak się trzymasz? – zapytałem niepewnie, siadając naprzeciw niej w salonie.
Podniosła na mnie puste oczy, w których nie było już tej iskry, którą tak dobrze znałem.
– Nie wiem… Jak mam żyć bez niego? Byliśmy nierozłączni.
Czułem, jak coś zaciska się na moim sercu. Widziałem jej ból, który był tak ogromny, że sam nie wiedziałem, jak go udźwignąć.
Musiałem być silny dla niej
– Wiem, Aniu – odpowiedziałem cicho. – Ale jesteś silna. Wiem, że teraz to trudne, ale zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze.
Te słowa wydawały mi się puste, choć były szczere. Czułem, że to, co mogłem jej ofiarować, nie wystarczało, by zapełnić tę pustkę. A jednak była między nami ta nić porozumienia, która nie pozwalała mi od niej odejść. Z każdym dniem, z każdą wizytą, czułem, że Ania staje się dla mnie kimś więcej, niż tylko żoną mojego najlepszego przyjaciela. To uczucie przerażało mnie, ale nie potrafiłem go zignorować.
Mój własny świat, który od zawsze kręcił się wokół tańca i przyjaźni z Marcinem, teraz zaczynał wirować wokół Anny. Zastanawiałem się, czy to było sprawiedliwe wobec pamięci kumpla, czy to, co czułem, było czymś więcej niż tylko współczuciem. Czy może… już od dawna istniało we mnie to uczucie, którego nie chciałem sobie uświadomić?
Tamtego dnia, stojąc przed drzwiami mieszkania Ani, czułem niepokój, jakiego dawno nie doświadczałem. Minął tydzień od pogrzebu Marcina, ale ta chwila wciąż wydawała się nierzeczywista, jakby to był jakiś koszmarny sen.
Zebrałem się na odwagę i nacisnąłem dzwonek. Przez chwilę wydawało mi się, że w mieszkaniu panuje absolutna cisza. Potem usłyszałem jej kroki, powolne i ciężkie, jakby każdy krok wymagał od niej ogromnego wysiłku.
Wyglądała źle
Drzwi otworzyły się cicho. Ania stanęła przede mną. Jej twarz była blada, oczy podkrążone, jakby nie spała od kilku dni. Uśmiechnęła się smutno, ale ten uśmiech był bardziej formalnością niż wyrazem prawdziwych uczuć.
– Piotrek… – jej głos był cichy, prawie szept. – Dziękuję, że przyszedłeś.
– Nie mogłem postąpić inaczej – odpowiedziałem, starając się, by mój ton był ciepły i uspokajający. – Jak się masz?
Skinęła głową, jakby odpowiedź na to pytanie była zbyt trudna do sformułowania. Zaprosiła mnie gestem do środka. Usiadłem na kanapie, a ona zajęła miejsce naprzeciwko mnie, wpatrując się w przestrzeń. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Każde słowo wydawało się banalne i niewystarczające. W końcu Ania przerwała ciszę.
– To jest takie dziwne. Cały czas czuję, jakby on miał zaraz wejść do pokoju, uśmiechnąć się, opowiedzieć mi o czymś zabawnym… Ale nie wchodzi. I nie wejdzie. Już nigdy.
Zacisnąłem zęby, czując, jak coś ciężkiego osiada na mojej piersi. Chciałem znaleźć jakieś słowa, które mogłyby jej ulżyć, ale wiedziałem, że takie nie istnieją.
Czułem się bezradny
– To normalne, Aniu – odpowiedziałem w końcu. – To uczucie, że on wciąż jest blisko… To wszystko dlatego, że był dla ciebie całym światem. Byliście nierozłączni.
Spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłem cień bólu, który wydawał się niemal namacalny.
– Tak… Byliśmy. Teraz czuję się, jakby część mnie umarła razem z nim. Nie wiem, jak mam dalej żyć. Jak wstać rano i udawać, że wszystko jest w porządku.
– Nie musisz nic udawać. To normalne, że jest ci ciężko. Ale pamiętaj, że nie jesteś sama. Ja jestem tutaj, żeby ci pomóc, żeby być przy tobie. Cokolwiek by się działo, możesz na mnie liczyć.
Wtedy spojrzała na mnie inaczej, jakby dopiero teraz naprawdę zdała sobie sprawę z mojej obecności. Było coś intensywnego w jej spojrzeniu, coś, co sprawiło, że poczułem ciepło rozlewające się po całym ciele. To była ulotna chwila, ale wystarczyła, bym poczuł, jak coś we mnie pęka, jak coś, co starałem się tłumić, zaczyna rosnąć.
– Jesteś jedynym, który rozumie, jak bardzo mi go brakuje – wyszeptała, a jej głos zadrżał.
Moje serce przyspieszyło
Czy mogłem jej powiedzieć, że czułem to samo? Zamiast tego po prostu wyciągnąłem rękę i delikatnie dotknąłem jej dłoni. Była zimna, jakby życie wypływało z niej razem z bólem. Ale w tym geście, w tej chwili ciszy między nami, poczułem coś, co było zarówno przerażające, jak i nieuniknione. Czułem, że ten dotyk zmienia wszystko. Że już nigdy nie będę patrzył na Annę tak, jak patrzyłem wcześniej.
Mijały tygodnie, a ja coraz częściej odwiedzałem Anię. Nasze rozmowy stały się głębsze, pełne wspomnień o Marcinie, ale i chwil, które spędzaliśmy tylko we dwoje. Każda wizyta była dla mnie próbą – balansowałem na granicy przyjaźni i czegoś więcej, co zaczynało rosnąć w moim sercu.
Pewnego wieczoru, po długim spacerze, wróciliśmy do jej mieszkania. Ania zaparzyła herbatę, a potem usiedliśmy na kanapie, milcząc. Nagle położyła głowę na moim ramieniu, a ja poczułem, jak coś we mnie pęka. Z jednej strony wiedziałem, że nie powinienem, ale z drugiej… nie mogłem się powstrzymać.
– Dziękuję, że jesteś – szepnęła, a ja poczułem, jak jej dłoń szuka mojej. Zamiast odpowiedzieć, tylko mocniej ją przytuliłem, próbując zignorować bijące w piersi serce. Czułem, że zbliżamy się do punktu, z którego nie będzie powrotu.
Na chwilę świat zniknął
Byliśmy tylko my – ja i ona, a reszta nie miała znaczenia. Jednak wciąż walczyłem ze sobą, wiedząc, że to uczucie, które zaczynało dominować, nie było tylko wynikiem żałoby.
Podczas jednej z naszych cotygodniowych lekcji tańca napięcie między nami stało się wręcz namacalne. Ania była wyjątkowo cicha, jakby coś ją dręczyło, a jednocześnie trzymała się mnie bliżej niż zwykle. Kiedy puściłem muzykę i przyciągnąłem ją do siebie, jej oddech przyspieszył, a ja poczułem, jak traciłem nad sobą kontrolę.
– Aniu, ja… – słowa uwięzły mi w gardle, a jedyne, co mogłem zrobić, to przyciągnąć ją jeszcze bliżej. Nasze twarze dzieliły centymetry, a potem już nic – nasze usta spotkały się w długim, pełnym emocji pocałunku. Gdy odsunęliśmy się od siebie, zamarliśmy, pełni wyrzutów sumienia.
– Co my zrobiliśmy? – wyszeptała, drżąc.
– Nie wiem… Ale nie mogłem tego powstrzymać.
Po tamtym pocałunku nasze spotkania stały się jeszcze bardziej skomplikowane. Chociaż próbowaliśmy udawać, że nic się nie stało, atmosfera między nami była naładowana emocjami. Każdy dotyk, każde spojrzenie kryło więcej, niż mogliśmy przyznać przed sobą. Wiedziałem, że to, co robimy, jest niebezpieczne – dla nas obojga.
Straciłem dla niej głowę
Pewnego wieczoru, gdy odwiedziłem Anię, żeby sprawdzić, jak sobie radzi, czułem, że muszę to przerwać, zanim pójdziemy za daleko.
– Aniu, musimy porozmawiać – zacząłem, ale ona przerwała mi, przykładając palec do moich ust.
– Proszę, nie teraz – szepnęła. W jej oczach widziałem mieszaninę bólu i potrzeby, której nie mogłem zignorować. Nasze usta znów się spotkały, a namiętność, którą oboje czuliśmy, wybuchła jak ogień. Przestaliśmy myśleć o konsekwencjach.
Wiedziałem, że to, co się między nami dzieje, nie powinno mieć miejsca. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka, ale nie potrafiłem się od niej oderwać. Byliśmy jak dwa magnesy, przyciągające się mimo wszystko.
Z każdą kolejną nocą spędzoną razem coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że ten związek jest zarówno ucieczką od bólu, jak i jego źródłem. Ale nie potrafiliśmy przestać.
Po tygodniach ukrywania się, nadszedł moment, kiedy musieliśmy się zmierzyć z rzeczywistością. Usiedliśmy naprzeciw siebie w kuchni Ani. Oboje wiedzieliśmy, że nie możemy tak dalej żyć – rozdarci między miłością do Marcina a rosnącymi uczuciami do siebie.
To była ucieczka
– Co my właściwie robimy? – zapytała, spoglądając na mnie z bólem w oczach.
– Aniu… – zacząłem, szukając słów. – Myślę, że oboje się zagubiliśmy. Żałoba, tęsknota… to nas przyciągnęło do siebie. Ale wiem, że nie możemy tak dalej.
– Nie chcę cię stracić – wyszeptała. – Ale czuję się, jakbyśmy zdradzali Marcina. Jakbyśmy niszczyli wszystko, co mieliśmy z nim.
Miałem te same myśli, te same wyrzuty sumienia. Ale jednocześnie nie mogłem znieść myśli o utracie Anny.
– Może potrzebujemy przerwy – powiedziałem z trudem. – Czasu, żeby zrozumieć, czego naprawdę chcemy. Żeby nie podejmować decyzji pod wpływem bólu.
Przytaknęła, ale widziałem, jak bardzo jest to dla niej trudne. Pożegnaliśmy się tego wieczoru z uczuciem, jakby coś ważnego właśnie się skończyło, choć nie wiedzieliśmy jeszcze, co przyniesie przyszłość.
Poczułem, jak serce mi pęka
Minęły tygodnie od naszej ostatniej rozmowy, ale ani ja, ani Ania nie potrafiliśmy odnaleźć spokoju. Myślałem, że przerwa pozwoli nam zrozumieć, czego naprawdę chcemy, ale zamiast tego czułem, jak narasta we mnie tęsknota. Brakowało mi jej obecności, jej dotyku, ciepła, które czułem, gdy byliśmy razem. Wiedziałem, że to uczucie nie zniknie, że nie da się go zapomnieć.
Pewnego wieczoru, nie mogąc już dłużej wytrzymać, stanąłem przed drzwiami jej mieszkania. Serce biło mi jak oszalałe, a dłonie drżały, gdy naciskałem dzwonek. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyłem w jej oczach to samo, co czułem – tęsknotę i ból.
– Piotrek… – zaczęła, ale przerwałem jej, przyciągając ją do siebie.
– Nie mogę bez ciebie żyć – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. – Próbowałem. Naprawdę próbowałem. Ale to uczucie jest silniejsze od wszystkiego, co do tej pory znałem.
Jej oczy mówiły wszystko. W końcu przycisnęła swoje usta do moich, straciliśmy się w pocałunku pełnym pasji i desperacji, jakbyśmy oboje bali się, że to może być nasza ostatnia szansa.
– Może to nie jest właściwe, może powinniśmy czuć wyrzuty sumienia, ale nie potrafię się od ciebie odsunąć.
Tamtej nocy, w jej ramionach, po raz pierwszy od śmierci Marcina poczułem, że znalazłem swoje miejsce. Byliśmy razem – na dobre i na złe. Wbrew wszystkim przeciwnościom, wiedzieliśmy, że nasze uczucia są prawdziwe i że musimy iść za nimi, nawet jeśli to oznacza życie w cieniu przeszłości.
Piotr, 40 lat
Czytaj także:
„Teściowa gnębiła mnie, bo nie mogę mieć dzieci, a mąż mnie nie bronił. W końcu nie wytrzymałam”
„Wzięłam pożyczkę na wyprawkę szkolną córki, bo 300+ to za mało. Mąż się wściekł, że jestem rozrzutna”
„Ostatnią noc wakacji spędziłam z sąsiadem. Naiwnie myślałam, że będzie z tego coś więcej niż tylko ciąża”