„Myślałem, że przeżywam najpiękniejszy romans życia, lecz dostałem w twarz od losu. Moja kochanka miała sporo za uszami”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„Ganiłem się w myślach za to, że przez chwilę wydawało mi się, że między mną a tą piękną kobietą mogłoby się zdarzyć coś więcej. Skoro nie potrafiłem nawet poprosić o numer telefonu... Tymczasem dobry los wziął sprawy w swoje ręce. A właściwie Asia wzięła”.
/ 31.10.2022 17:15
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Nic nie trwa wiecznie. Wiem, bo trochę już w życiu widziałem. Mimo wszystko trudno mi się się z tym pogodzić. Szczególnie gdy w grę wchodzą gorące uczucia. Powiem szczerze – nie byłem szczególnie zadowolony, że delegowano mnie na tę uroczystość.

Regionalne Święto Jadła Tradycyjnego brzmi może całkiem ciekawie dla kogoś, kto będzie się na nim bawił, ale dla mnie to kolejna stracona sobota. Perspektywa spędzenia połowy gorącego dnia w galowym mundurze nie napawała mnie radością, jechałem więc tam bez entuzjazmu. Władze lokalne często zapraszają służby mundurowe do udziału w takich imprezach, a my, dbając o nasz wizerunek, akcentujemy swoją obecność

w społeczeństwie. Moim zadaniem było dobrze wyglądać i uśmiechać się. Scenariusz imprezy standardowy: na początku msza w katedrze, potem jakiś poczęstunek na stojąco, przejście do amfiteatru, promocja i pokaz stanowisk powiatów. Na mszy były tłumy. „Popatrzę przynajmniej na ładne buzie” – pomyślałem, siedząc znudzony w kościelnej ławce. Dla faceta po tak zwanych przejściach, już nie młodzieniaszka, to jedyna frajda – w końcu niezależnie od wieku wszystkie panie były wystrojone i szykownie ubrane.

W pewnym momencie mój wzrok padł na jakąś kobitkę przed czterdziestką, siedzącą przy kolumnie. Zauważyłem, że i ona zerka w moją stronę. Miała starannie upięte włosy i gustowny żakiet. „Ładna” – pomyślałem mimo woli.

Kolejny punkt imprezy to mały raut

Dobra restauracja i bardzo smaczne przystawki. Nie wypada jednak opychać się smakołykami i trzeba choćby udawać zainteresowanie zaproszonymi gośćmi. Mój uniform wyróżniał mnie z tłumu, więc wiele osób zagadywało o to czy tamto, szukając tematu do rozmowy. Również tamta ślicznotka z kościoła. Jak się okazało, miała na imię Joanna i reprezentowała nieznany mi dom dziecka z odległego powiatu.

Rozmawiało nam się nadspodziewanie dobrze, więc w miłej atmosferze przeszliśmy do amfiteatru na kolejną część Święta. Po drodze dyskretnie przyglądałem się Asi: wąska talia, frywolnie wypięta pupa, zgrabny biust i ładny makijaż. Słowem – piękna! I na dodatek bardzo miła. Przy tym wydawała się trochę speszona, prawie nie podnosiła wzroku.

Po kwadransie dotarliśmy do celu i tu, niestety, spotkała mnie mała przykrość. Krótkie, choć ciepłe rozstanie. Było mi naprawdę smutno, że doszliśmy już do amfiteatru. Nie chciałem być nachalny i prosić o numer telefonu, więc skończyło się na serdecznym pożegnaniu. „Szkoda” – pomyślałem, trochę zły na siebie za ten brak śmiałości. Może gdyby nie mundur, byłoby łatwiej i poprosiłbym o kontakt. Wizytówki też nie dało się wcisnąć... „Nie, naprawdę nie wypadało pytać o numer telefonu” – usprawiedliwiałem się przed sobą, choć sam w to nie wierzyłem.

Reszta imprezy minęła bez większych wrażeń. Cały czas wypatrywałem w tłumie Asi, jednak na próżno. Służbowy radiowóz odwiózł mnie do domu znudzonego jak mops po dwóch godzinach. Byłem pewien, że dalszego ciągu tej znajomości nie będzie.

Ot, zamieniliśmy parę zdań i tyle. Ganiłem się w myślach za to, że przez chwilę wydawało mi się, że między mną a tą piękną kobietą mogłoby się zdarzyć coś więcej. Skoro nie potrafiłem nawet poprosić o numer telefonu... Tymczasem dobry los wziął sprawy w swoje ręce. A właściwie Asia wzięła.

Minęło kilka miesięcy. Któregoś dnia, gdy byłem w biurze, nasza sekretarka połączyła mnie z interesantem, twierdząc, że dzwonią z jakiegoś domu dziecka. „Znów ktoś szuka wsparcia, a ja przecież nic nie mogę im zaoferować” – pomyślałem niechętnie i podniosłem słuchawkę telefonu. Ku mojemu zdumieniu i całkiem nieuzasadnionej radości usłyszałem znajomy miły i ciepły głos. To była Asia. Złożyła mi życzenia z okazji imienin!

Trochę się poczułem niezręcznie, że to kobieta dzwoni z życzeniami. Jeśli już, to wypadałoby chyba, żebym ja pierwszy zadzwonił. Ale przede wszystkim... jak mnie tu znalazła? Przecież nie zostawiłem jej adresu, a identyfikator z nazwiskiem na mundurze był taki malutki, że trudno było z niego cokolwiek odczytać.

Była jednak taka miła...

Musiała być bardzo uparta i wytrwała, skoro do mnie dotarła. Gorączkowe myśli przebiegały mi przez głowę. Co zrobić, żeby kontakt znów się nie urwał? Trzeba się zebrać na odwagę i...

– Czy może mi pani podać numer telefonu służbowego? – spytałem grzecznie. 

– Wolałabym nie. Proszę zapisać sobie numer komórkowy – powiedziała po cichu Asia i podyktowała rząd cyfr.

Tak niewiele o niej wiedziałem! Nie pamiętałem nawet nazwy miasteczka, z którego pochodzi. „Chyba jest mężatką, wspominała poprzednio coś o dzieciach” – pomyślałem i zrobiło mi się smutno.

I włożyła tyle wysiłku w to, by mnie odnaleźć, choć przecież rozmawialiśmy ze sobą bardzo krótko. Więc może jej telefon coś jednak znaczył. Coś więcej... Nie umiałem poskładać sobie tego wszystkiego do kupy.

Pod koniec dnia zdecydowałem się na wysłanie do niej SMS-a z podziękowaniem za życzenia i jakimś głupim pytaniem, które miało być pretekstem do dalszej rozmowy. Zrobiłem to! Odpowiedź nadeszła dopiero następnego dnia: „Nawet Pan nie wie, jak bardzo ważny stał się dla mnie” – napisała Asia. Przyznam, że trochę mnie zamurowało. Co ja takiego zrobiłem? Przecież nawet nie powiedziałem jej niczego szczególnie istotnego. Byłem jedynie grzeczny, jak zwykle na służbowych delegacjach.

A jednak zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Ta kobieta najwyraźniej miała ochotę na romans. Kto wie, co z tego będzie?! Po kilku dniach SMS-y między nami stały się codziennością. Nie wiem, czy więcej ich napisałem, czy odebrałem, lecz było ich coraz więcej i wszystkie pełne ciepła. Równie ciepłe były rozmowy przez telefon. Chociaż gdy do siebie pisaliśmy, stawaliśmy się jakby bardziej otwarci.

I wreszcie nadszedł czas spotkania. Piątkowy wieczór i Teatr Nowy w Poznaniu. Herbaciana róża dla Asi, a w rewanżu jej śliczny uśmiech. Nie pamiętam tytułu przedstawienia, bo nie to wówczas było najbardziej istotne. Najważniejsze, że miałem ją przy sobie. Tyle lat nie umawiałem się na randki, że czułem się trochę nieswojo. Jak jakiś małolat.

Kiedy ona jest w domu, telefon milczy

Niezbyt wiedziałem, jak się zachować. Z początku moja dłoń nieśmiało wsunęła się w dłoń Asi. W połowie sztuki siedzieliśmy już przytuleni niczym para nastolatków. Było wspaniale! I ten gorący pocałunek w samochodzie... Od tamtej pory moje myśli krążyły tylko wokół tej kobiety. Wciąż czułem jej dotyk, jej zapach i to ogromnie ciepło, jakim emanowała. Zasypiałem z jej twarzą przed oczami. Na kolejne spotkanie musiałem jednak poczekać kilka tygodni. Przyznam, trochę mi się to nie podobało.

Asia przyjechała do mnie późnym popołudniem. Jedliśmy lodowe desery, potem owoce i popijaliśmy martini. Świeca tliła się subtelnym płomieniem. Usta Asi znów były takie gorące. Rozpinałem małe guziczki bluzki, tuliłem jej piersi… Asia głaskała mnie po głowie. Jeśli kiedykolwiek wcześniej twierdziłem, że jestem szczęśliwy, myliłem się. Prawdziwe szczęście poznałem dopiero wtedy, gdy zacząłem się z nią spotykać.

– Mój mąż wraca za kilka dni z delegacji – powiedziała pewnego dnia Asia, a ja poczułem lodowaty ucisk w żołądku.

Popołudniami więc, kiedy ona jest w domu, telefon milczy. Jedynie w godzinach pracy mogę pozwolić sobie na krótką rozmowę lub SMS do ukochanej. Życie upływa mi teraz na oczekiwaniu, aż mąż Asi znowu wyjedzie, a my będzie mogli przeżyć chwile szczęścia.

Czytaj także:
„Mąż latami traktował mnie jak worek treningowy. Pokornie znosiłam bicie i upokarzanie, bo bałam się go zostawić...”
„Udawałem, że rozwód spłynął po mnie jak po kaczce, a rozbiłem się na milion kawałków. Tylko nowa miłość mogła posklejać moje serce”
„Żona traktowała mnie jak psa przy budzie i tego samego uczyła córki. Miałem dość tej smyczy i po 40 latach zrobiłem to, co należało”

Redakcja poleca

REKLAMA