„Myślałem, że łączy nas tylko przyjaźń, ale Basia chciała mi wskoczyć do łóżka. Moje małżeństwo omal nie legło w gruzach”

mężczyzna, którego małżeństwo się rozpada fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Wiedziałem, że wraz z usunięciem Staszka z mieszkania nie skończą się moje kłopoty. Ela po całej awanturze nie odezwała się do mnie ani jednym słowem. W milczeniu opatrzyła moje rany, a potem odwiozła Gabrysię do swoich rodziców. Stamtąd przysłała esemesa, że dziś nie wróci na noc do domu”.
/ 13.08.2023 07:45
mężczyzna, którego małżeństwo się rozpada fot. iStock by Getty Images, fizkes

Z Basią zawsze wiedzieliśmy, że możemy być tylko przyjaciółmi. Owszem, był w naszym życiu okres, kiedy tworzyliśmy parę. Ale już po miesiącu mieliśmy siebie tak serdecznie dość, że się rozstaliśmy. Po prostu różniliśmy się za bardzo. Ona była systematyczna, poukładana, i tego samego oczekiwała od swojego mężczyzny. Ja byłem roztrzepany, wiecznie miałem tysiąc różnych pomysłów na życie i niespecjalnie potrafiłem fascynować się wahaniami cen na rynku nieruchomości, które ona bacznie śledziła. Basia najpierw pytała: „Ile?”, natomiast ja: „Mogę ci jakoś pomóc?”. Mówiąc krótko, zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.

Jednak tak bardzo się lubiliśmy, że przyjaźń między nami zniosła nawet ten nasz nieudany związek. I mimo upływających lat, różnych profesji i zainteresowań, wciąż utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Czasem dzwoniliśmy ot, tak – pogadać. Czasem spotykaliśmy się na dwie, trzy godziny, gdy któreś męczył jakiś większy kłopot. Bo wiedzieliśmy, że ta osoba naprzeciw nas jest zapewne jedyną na świecie, której możemy się tak otwarcie do czegoś przyznać. I to się nie zmieniało, choć oboje byliśmy już dawno po ślubie, mieliśmy dzieci.

Nie opowiadaliśmy o naszej zażyłości

W tej naszej przyjaźni było też coś z owocu zakazanego. Właściwie nie informowaliśmy drugich połówek o naszych wzajemnych kontaktach. Owszem, moja Ela wiedziała, że jest jakaś Basia, z którą się bardzo lubię. Z kolei Staszek Basi też kojarzył, że jest jakiś Kuba, który dawno temu dla jego żony napisał kilka wierszy. Ale to wszystko. Nie wtajemniczaliśmy ich w zażyłość naszego związku, nie opowiadaliśmy, czy i kiedy się spotykamy.

Czasem nawet miałem wyrzuty sumienia, że nie mówię żonie o Basi. Z drugiej strony, jak miałem jej oświadczyć, że jest w moim życiu jeszcze jedna bardzo ważna kobieta? Tak ważna, że kiedy zadzwoniła do mnie któregoś dnia i poprosiła o pilne spotkanie, zdecydowałem się przełożyć inne rzeczy, żeby tylko mieć dla niej czas.

Czekała na mnie w kawiarnianym ogródku. Chociaż powoli zapadał wieczór, lipcowe słońce świeciło wciąż mocno. To jednak nie tłumaczyło tego, że Basia miała na nosie ogromne przeciwsłoneczne okulary, zupełnie niepasujące do jej stroju. A można jej było zarzucić wiele rzeczy, tylko nie to, że nie potrafiła się elegancko i gustownie ubrać. Dlatego od razu coś mnie tknęło i zapytałem wprost:

– Staszek cię uderzył?

Nie zaprzeczyła, więc wiedziałem, że mam rację. Wiele lat przyjaźni sprawiło, że świetnie się znaliśmy. I wiedzieliśmy dużo o sobie.

Co zamierzasz?

– Nie wiem…

– Wiesz. Inaczej nie chciałabyś się za mną spotkać.

– Ale to nie jest takie proste. Mamy Kamila, no i… wiesz.

 – Wiem. Twój tata wciąż kocha Staszka nad życie. Uważa go za syna, którego nigdy nie miał – stwierdziłem, aż kręcąc z niedowierzaniem głową. – Ale to jest twoje życie, twój problem i musisz coś z tym zrobić. Inaczej to się będzie powtarzać...

– Tak myślisz? A może to…

– Baśka, posłuchaj. Jestem pewny, że to nie pierwszy raz, choć nigdy wcześniej mi się do tego otwarcie nie przyznałaś. Ale ja zawsze czułem, że w nim jest coś takiego dzikiego, nie do poskromienia, co kiedyś wyjdzie na jaw, gdy znajdzie się w podbramkowej sytuacji…

– No właśnie, on ma kłopoty w firmie. Bank chce mu zabrać…

– Basiu, to może być powód do tego, żeby facetowi szło gorzej w łóżku, a nie żeby bił żonę.

– Ale może powinnam go zrozumieć, wybaczyć …

– Zrozumieć i wybaczy można to, że mu idzie gorzej w łóżku, a nie to, że cię tłucze.

– Co ty cały czas z tym łóżkiem?! – zdenerwowała się.

– Bo wiem, jakie to dla ciebie ważne. I wiem, że jeśli wciąż się wahasz, to dlatego, że akurat pod tym względem jest wciąż między wami super.

Otworzyła usta, chcąc coś jeszcze powiedzieć, lecz zrezygnowała. Przez następnych kilka chwil bawiła się łyżeczką do kawy, nerwowa przekręcając ją w dłoni. Czułem, że zaraz podejmie jakąś bardzo ważną decyzję, więc też milczałem, czekając spokojnie, aż coś w końcu powie. Wreszcie cicho, niemal bezgłośnie, wyszeptała:

– Kuba... Pomożesz mi się wyprowadzić?

Oczywiście przytaknąłem, chociaż wiedziałem, że sprowadzam sobie na głowę mnóstwo kłopotów. Przede wszystkim byłem pewien, że Staszek tak łatwo nie pogodzi się z odejściem żony, a już tym bardziej syna, który był jego oczkiem w głowie. Na dodatek sytuację komplikował ojciec Basi, który też z pewnością nie zaakceptuje tak łatwo decyzji córki. Pocieszające było jedynie to, że Basia miała gdzie pójść, bo z przedmałżeńskich czasów ostała się jej kawalerka. Co prawda, obecnie wynajmowała ją komuś, ale to nie problem.

Należało tylko poczekać na wyprowadzenie się lokatorów i można było powoli przenosić rzeczy do nowego mieszkania. Musieliśmy tylko rzecz całą mądrze przygotować od strony logistycznej, bo na wszystko mieliśmy raptem jeden dzień, a konkretnie czas, który Staszek spędzał w firmie.

Moja ślubna zaczęła nabierać podejrzeń

W trakcie realizacji naszego planu pojawił się jednak nowy problem: moja żona. Jasna sprawa, nie mogłem jej wtajemniczać w to, co robię z Basią. Ale tym razem nie była to już przecież pojedyncza rozmowa czy krótkie spotkanie. Teraz musiałem poświęcić kilka wieczorów, aby pomóc Basi porządkować i lekko odremontować kawalerkę, zakupić do niej niezbędne meble. Tego się nie dało przeoczyć i moja żona to zauważyła.

Któregoś wieczoru zapytała mnie nawet wprost, czy kogoś mam. Naturalnie, wyśmiałem jej podejrzenia, bo przecież byłem jej wierny. Ale też czułem się trochę nie w porządku, że nie informuję jej o wszystkim i moje zaprzeczenia nie wypadły chyba nazbyt przekonująco.

Na dzień przeprowadzki, który przypadał na piątek, wziąłem wolne w pracy, żeby pomóc Basi przewieźć rzeczy. Wszystko poszło nam na szczęście sprawnie. Potem Basia pojechała po syna do szkoły. Korzystając z tego, że zaraz i tak zaczynały się wakacje, chciała z nim wyjechać na parę dni, żeby przeczekać pierwszy atak furii męża. Tak bardzo się spieszyła z tym wyjazdem, że nawet zapomniałem jej oddać drugiego, zapasowego kompletu kluczy od jej mieszkania, który mi wcześniej dała.

Kiedy wróciłem do domu, odetchnąłem zadowolony, że już po wszystkim i wreszcie będę mógł wrócić do normalnego życia. Wziąłem prysznic i zacząłem przeglądać repertuary kin, żeby zaprosić żonę i córkę na jakiś familijny film. Coś nawet udało mi się wybrać i właśnie chciałem z Elą o tym porozmawiać, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć. Spojrzałem przez wizjer i zobaczyłem po drugiej stronie wściekłą twarz Staszka.

W pierwszym odruchu miałem ochotę udać, że nikogo nie ma w domu. Ale on wciąż dzwonił tak natarczywie, że w korytarzu pojawiła się Ela.

Czemu nie otwierasz?

Z rezygnacją odsunąłem zasuwkę i otworzyłem drzwi, będąc pewnym, że zaraz usłyszę wściekły wrzask męża Basi. Tymczasem on nie bawił się w subtelności. Od razu wyprowadził prawy prosty na moją szczękę, a ja wylądowałem na przeciwległej ścianie.

Moja żona zaczęła przerażona krzyczeć, a on podszedł do mnie i jeszcze mi dołożył. Dopiero wtedy się odezwał:

– Gdzie jest moja żona i syn?!

– Kim pan jest?! Co pan robi?! Zawołam policję!

Z pokoju wybiegła moja córka, Gabrysia, i stanęła przerażona tym, co zobaczyła. Staszek nie zwracał na nią uwagi.

– Zamknij się, głupia babo, i ciesz się, że ktoś cię wreszcie oświecił! Ten twój mąż śpi z moją żoną, a teraz jeszcze pomógł się jej wyprowadzić!

– Ela, to nie tak… – chciałem zaprzeczyć, ale Staszek walnął mnie z całej siły, tym razem w splot słoneczny, więc straciłem na chwilę możliwość powiedzenia czegokolwiek.

–Przymknij się, kłamco! Od dawna coś podejrzewałem! Wynająłem detektywa, mam wasze zdjęcia w jej kawalerce…

Był tak wściekły, że pewnie pobiłby mnie dużo dotkliwiej, gdyby nie pomoc sąsiadów, którzy usłyszeli krzyki mojej żony i przybiegli na pomoc. A i tak musiało go z mojego mieszkania wywlekać trzech mężczyzn… Nie uspokoił się nawet wtedy, gdy przyjechała policja. Dwóch policjantów ledwo go wepchnęło do radiowozu.

Nie mogłem jednak odetchnąć z ulgą, bo wiedziałem, że wraz z usunięciem Staszka z mieszkania nie skończą się moje kłopoty. Ela po całej awanturze nie odezwała się do mnie ani jednym słowem. W milczeniu opatrzyła moje rany, a potem odwiozła Gabrysię do swoich rodziców. Stamtąd przysłała esemesa, że dziś nie wróci na noc do domu.

Uznałem, że lepiej będzie na razie zniknąć

Przyjechała dopiero rano sama, bez Gabrysi.

– Ela, proszę cię, to naprawdę nie jest… – zacząłem.

– Nie kłam. Już dawno czułam, że coś jest nie tak.

– Ten facet to wariat, przecież sama widziałaś…

– Tak, masz rację, to wariat – odparła. – Ale to, co mówił, wariactwem nie było. Myślałeś, że ja nie zauważę, że w twoim pęku kluczy ostatnio pojawiło się nagle kilka nowych?!

– Ela, ja tylko pomagałem jego żonie się od niego wyprowadzić. To po prostu moja stara, bardzo dobra znajoma, która poprosiła mnie o pomoc…

– Gdyby to była po prostu twoja stara znajoma, tobyś tej znajomości przede mną nie ukrywał! – rozzłościła się.

_ Ale… – wciąż walczyłem.

– A jeśli to zrobiłeś, to musi być to ktoś znacznie więcej!

Próbowałem się jeszcze niezgrabnie tłumaczyć, jednak bez skutku. Na koniec kłótni Ela zażądała, żebym się jak najszybciej wyprowadził z naszego mieszkania, i tylko zostawił adres, na który będzie mogła przesłać pozew o rozwód. Uznałem, że na razie rzeczywiście będzie lepiej, jeśli po prostu zniknę jej z pola widzenia i dam parę dni do spokojnego namysłu. Spakowałem trochę najpotrzebniejszych rzeczy i pojechałem do kawalerki Basi. 

Byłem pewny, że ten wieczór spędzę samotnie. Kupiłem nawet parę piw, bo jak sprawdziłem, miała akurat być transmisja meczu. Usiadłem przed telewizorem w samych majtkach i podkoszulku. Nalałem sobie do szklanki schłodzone piwo. I wtedy usłyszałem zgrzyt klucza w zamku.

Chciałem szybko włożyć spodnie, ale nie zdążyłem. Do mieszkania weszła Basia.

Musiałem wyglądać komicznie z nogawką nałożoną na jedną nogę, podskakując niezdarnie na drugiej. Lecz Basia uśmiechnęła się tylko na chwilę. Zaraz potem spoważniała, podeszła do mnie i obejrzała dokładnie moje podbite oko.

Przepraszam, to moja wina – powiedziała. – Twoja żona pewnie myśli, że my…

– Nieważne – machnąłem ręką, zgrywając twardziela. – Ale co ty tu robisz? Gdzie Kamil?

– Tata go zabrał… To znaczy dziadek… Staszek zadzwonił do mojego ojca z komisariatu… – mówiła nieskładnie, chaotycznymi zdaniami. Widać było, że wciąż jest roztrzęsiona. – Tata tam pojechał i jak się dowiedział od policjantów, co on ci zrobił, to się wściekł. Staszek myślał, że tata stanie po jego stronie, ale tatę chyba coś tknęło… Zrozumiał, że jak on zrobił coś takiego tobie, to i mnie też może… Przedtem się tego chyba po nim nie spodziewał…

– Może szkoda, że wcześniej z nim o tym nie porozmawiałaś.

– Ja się po prostu bałam się, że mi nie uwierzy… On naprawdę uważał Staszka niemal za syna. Ale teraz, gdy się o wszystkim dowiedział, ma dodatkowo poczucie winy. Powiedział, że się wszystkim zajmie i nawet nie będę musiała oglądać Staszka na rozwodzie. Nawet wziął do siebie Kamila.

– To znakomicie. Choć Staszek tak łatwo się nie podda…

– Pewnie nie. Masz może więcej tego piwa?

Żyliśmy przez chwilę w innym świecie

Spędziliśmy całkiem przyjemny wieczór, próbując zapomnieć o wszystkich kłopotach, jakie na nas spadły. Zamówiliśmy sobie pizzę, wypiliśmy całe piwo. Obejrzeliśmy też mecz. Zupełnie jak para dobrych kumpli. Potem zaczęliśmy się szykować do snu. Ja postanowiłem spać na materacu na podłodze, bo łóżko Kamilka było dla mnie zbyt wąskie. Przegadaliśmy pół nocy o życiu, o planach na przyszłość. Trochę też powspominaliśmy. I umówiliśmy się, że następnego dnia pojedziemy gdzieś nad wodę albo do lasu.

Pogoda nam dopisywała i spędziliśmy wspólnie wspaniały dzień. I kilka kolejnych wspaniałych dni. Żyliśmy przez ten czas jakby w wirtualnej rzeczywistości, do której wyrwaliśmy się z realnego świata. I było nam z tym bardzo dobrze, choć ja zacząłem odczuwać niepokój, że Ela się wciąż nie odzywa. Bo cały czas byłem pewien, że kiedy ochłonie i przemyśli sprawę, to do mnie zadzwoni, spotkamy się i spokojnie o wszystkim porozmawiamy. A tu nic! Kompletna, denerwująca cisza.

Dlatego postanowiłem sam zrobić pierwszy krok, trochę ją sprowokować. Wysłałem jej SMS-a z adresem kawalerki Basi. Treść była krótka: „Pozew przyślij na adres…”. Odpowiedź była jeszcze bardziej lakoniczna niż moja infromacja. Napisała: „Dzięki za adres”. Trochę zdołowała mnie jej obojętność. Wieczorem zwierzyłem się z tego Basi. Myślałem, że zacznie mnie pocieszać, powie, że na pewno się wszystko ułoży, że będzie dobrze. Tymczasem ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała:

Może tak miało być.

– Jak możesz tak lekko to mówić?! Przecież to wszystko się stało przez nieporozumienie z twoim rozstaniem z mężem! – zdenerwowałem się na nią.

– Wiem. Ale może tak będzie lepiej. No już, nie złość się na mnie, tylko zamów pizzę. Kupiłam dobre wino.

Tego wieczoru nie mówiliśmy już więcej o moim małżeństwie. Rozmawialiśmy o planach Basi na przyszłość. Były bardzo bogate i… samotne. Ona sama to chyba zauważyła, bo pod koniec kolacji straciła humor.

Do tej pory jej życiem zawsze dyrygował jakiś mężczyzna, przyzwyczaiła się do tego. Nawet przed ślubem ze Staszkiem trudno było ją nazwać singielką. Związki kończyła zwykle dlatego, że w jej życiu pojawił się jakiś kolejny interesujący mężczyzna, który zajmował jej głowę i serce bardziej od dotychczasowego partnera. Tymczasem teraz przed nią roztaczała się pustka, a ona wiedziała, że nie będzie jej łatwo tę pustkę zapełnić. przecież będzie miała na głowie syna i eksmęża brutala, który może odstraszyć różnych potencjalnych kandydatów do jej serca i ręki…

Tym razem, kiedy położyliśmy się spać, przez kwadrans panowała absolutna cisza. Prawie już zasypiałem, kiedy nagle usłyszałem, że Basia wstaje i kładzie się koło mnie.

– Co robisz?! – krzyknąłem.

Potrzebuję się do kogoś przytulić. Tylko przytulić, naprawdę. Jest mi bardzo źle.

Nie mogłem jej w takiej chwili odepchnąć…

To nie miałoby szans się udać...

Nie jestem jednak z kamienia i z każdą chwilą coraz bardziej obawiałem się, że to przytulenie skończy się dużo gorzej! Basia zresztą chyba tego chciała. Nawijała cały czas na palec kępkę włosów z mojej klatki piersiowej, drażniąc mnie tym jakby od niechcenia.

Może jednak moglibyśmy…

– Basia, proszę cię, mieliśmy się tylko przytulić!

– Nie chodzi mi o teraz – westchnęła. – To, czy będziemy się kochać, czy nie, jest nieważne. Chodzi mi o to, że może powinniśmy spróbować być razem. Może twoja żona miała rację? Skoro tak to ukrywałeś… Skoro oboje ukrywaliśmy przez tyle lat naszą przyjaźń, może to coś między nami jest rzeczywiście czymś więcej niż przyjaźnią?

– Też tak myślę…

– Naprawdę? – spojrzała na mnie z nadzieją.

– Naprawdę myślę, że to coś więcej. Tylko nie chcę tego nazywać. Bo wiem, że i tak nic z tego nie będzie – odparłem spokojnie. – Zrozum, Basiu, ja to wiem na pewno, nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Tych kilka dni było absolutnie cudownych, ale jeszcze utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Jestem pewny, że w głębi duszy myślisz podobnie. Tylko teraz strasznie boisz się samotności i dlatego chcesz mnie mieć przy sobie. Ale zastanów się, co będzie dalej. Jeśli z tobą zostanę, na pewno potem już nic nie będzie z naszej przyjaźni. Z wielu powodów…

– A myślisz, że nasza przyjaźń ma szansę jeszcze przetrwać? Po tym wszystkim?

– Pewnie nie w takiej formie.  Ale nie gniewaj się, dla mnie jest teraz najważniejsze, żeby uratować moje małżeństwo – powiedziałem, unosząc się na łokciu. – Dziś zrozumiałem w końcu, że nie mogę biernie czekać na ruch mojej żony. Jutro muszę jechać i z nią porozmawiać.

– Czyli mam wracać do swojego łóżka? – zapytała smutno.

– Tak będzie lepiej. Bo nie jestem z kamienia i… potem będziemy tego oboje żałować.

Następnego ranka wyszedłem zrobić jeszcze niewielkie zakupy. Była sobota, na bazarku obok kawalerki Basi naród się kłębił w strasznych kolejkach. Dlatego wróciłem dopiero po dwóch godzinach. W mieszkaniu zastałem Basię i… Elę. Obydwie, spłakane, kończyły pakować moje rzeczy. Nigdy się dokładnie nie dowiedziałem, o czym rozmawiały, choć mogę się tego oczywiście domyślać. Ela nie powiedziała mi też, dlaczego nagle postanowiła do mnie przyjechać. Dla mnie to zresztą nieważne i właściwie nie chcę dociekać. Liczy się to, że jestem znowu z moją żoną.

Od tych wydarzeń przyjaźń czy też raczej to, co łączy mnie z Basią, nabrało oczywiście innego wymiaru. Wciąż raz na jakiś czas do siebie dzwonimy, ale już się nie spotykamy, choć ona czasem proponuje jakiś mały wspólny lancz. Ja jednak uważam, że musimy na nowo ułożyć nasze wzajemne stosunki. Bo powrót do relacji sprzed rozwodu Basi nie jest możliwy.

Teraz, gdy sobie pomyślę o tym, co było wcześniej, to widzę wyraźnie, że wciąż podtrzymywaliśmy kontakty, mając jakby z tyłu głowy myśl, że może jednak, kiedyś, będziemy w końcu razem. Dziś zaś wiemy już bardzo dobrze, że to tylko wymysł naszej wyobraźni. A przynajmniej ja to wiem.

Czytaj także:
„Ania wmówiła sobie, że jest w związku z Pawłem. Dla niego to była tylko przyjaźń, a ona już zapraszała kuzynki na ślub”
„Przyjaźń damsko-męska? Nie, dziękuję. Wypłakiwałam się przyjacielowi, a on chciał zniszczyć mój związek i mnie zaliczyć”
„Złamałam serce przyjacielowi, nie odwzajemniałam jego miłości. Zakochałam się w nim dopiero, gdy inny zostawił mnie samą z brzuchem”

Redakcja poleca

REKLAMA