Za trzy miesiące wypadały moje 45. urodziny. Najmłodszy z naszych czterech synów miał zdawać w tym roku maturę, najstarszy dwa lata temu skończył studia. Z pewnością nie byłam już w wieku, kiedy się myśli o zupkach, kupkach i pieluszkach, przynajmniej nie w kontekście posiadania kolejnego dziecka. Prędzej pomyślałabym, że Adam z Edytą się pobiorą i zostanę babcią.
Pierwsze objawy ciąży wzięłam za początki menopauzy. To koleżanki z pracy zaczęły ze mnie pokpiwać, że być może jestem przy nadziei, ale żadna z nas nie traktowała tego serio. To były tylko takie żarty, śmieszki, dokuczanie. Aż pewnego dnia Agata popatrzyła na mnie z troską i powiedziała:
– Ty chyba naprawdę powinnaś iść do lekarza… Wyglądasz kiepsko.
– Tak uważasz? – spytałam.
Pokiwała głową.
– Nawet jeśli to tylko menopauza, to powinnaś sobie pomóc. Męczysz się.
– Myślisz, że to może być coś innego? – zapytałam, udając lekceważenie, ale sama już się niepokoiłam
– Nie wiem, ale schudłaś, zbladłaś, wymiotujesz. To nie wygląda dobrze.
– Chyba masz rację.
Wychodziłam już do domu, kiedy Agata rzuciła od niechcenia:
– Może powinnaś zrobić test ciążowy. Na pewno ci to nie zaszkodzi.
– Zwariowałaś – mruknęłam i zamknęłam drzwi głośniej niż należało.
Następnego dnia zrobiłam jednak test i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
„To nie może być prawda…”– powtarzałam sobie w myślach, idąc do apteki po kolejny test. Jednak i ten pokazał dwie niebieskie kreski...
Nie docierało do mnie, co mówi lekarz
Umówiłam się do lekarza, nie mówiąc nic mężowi. Byłam w szoku. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, że to tylko ciąża, a nie jakaś choroba, czy martwić, bo nie wyobrażałam sobie w tym wieku ani porodu, ani całej tej rewolucji związanej z pojawieniem się na świecie nowego człowieka. A na myśl o tym, jak mogliby zareagować nasi dorośli już przecież synowie, dostawałam dreszczy.
Wizyta u ginekologa pozbawiła mnie resztek złudzeń.
– Jest pani w ciąży – powiedział doktor, patrząc na mnie z troską.
Głośno przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam, że za chwilę się rozpłaczę. Jednak zanim to nastąpiło, doktor przerwał milczenie.
– No cóż, nie jest już pani najmłodsza… W tym wieku mogą być kłopoty.
– Sugeruje pan doktor, że powinnam… – zawahałam się.
Właściwie to nie wiedziałam, czy jestem bardziej zdenerwowana jego sugestią, czy czuję ulgę na myśl, że nie tylko mnie przyszło to do głowy.
Lekarz zareagował gwałtownie.
– Ależ absolutnie nie, nic z tych rzeczy! – zawołał. – Chciałem tylko powiedzieć, że musi pani bardzo o siebie dbać, bardzo się oszczędzać. Zrobimy wszystkie niezbędne badania. Najlepiej byłoby, gdyby od razu poszła pani na zwolnienie lekarskie. W domu też proszę się nie przemęczać. Dużo leżeć, wypoczywać, dobrze się odżywiać. W tej chwili wszystko jest w porządku, ale lepiej dmuchać na zimne.
Jego słowa docierały do mnie jak przez pancerną szybę. Będę miała dziecko? Jak to dziecko?! Raptem poczułam rękę lekarza zaciskającą się na mojej dłoni.
– Źle się pani czuje?
Potrząsnęłam głową i z trudem wróciłam do rzeczywistości.
– Nie, nie, nic mi nie jest, tylko…– zająknęłam się, ale dokończyłam desperacko: – Ja po prostu nie chcę mieć dziecka. Co na to powie mój mąż? A nasi synowie? Są już dorośli.
Lekarz przyglądał mi się w milczeniu. Po chwili westchnął ciężko.
– No cóż, musi pani powiedzieć mężowi, to także jego dziecko – powiedział. – Porozmawiać z synami też trzeba. Może się pani myli, może się ucieszą. Nowe życie to cud. Przychodzą do mnie kobiety, które oddałyby wszystko, aby tego doświadczyć.
Gwałtownie wstałam. Nie chciałam tego słuchać. Ja to wszystko wiedziałam. I co z tego, że wiedziałam? To nie miało ze mną nic wspólnego. Ja już wychowałam czterech synów. Nie chciałam piątego dziecka, i tyle.
– Dziękuję, doktorze, przemyślę to – mruknęłam pod nosem i wyszłam.
Następnych kilka dni chodziłam jak błędna. Parę razy zbierałam się, żeby porozmawiać z Władkiem, moim mężem, ale kompletnie nie wiedziałam, jak zacząć. Koleżanki w pracy przyglądały mi się podejrzliwie i trochę kpiąco sugerowały, że weszłam w menopauzę i zaczyna mi odbijać.
Żadna nie domyślała się, jaka jest prawda. No może oprócz Agaty. Chwilami wydawało mi się, że ona jedna wie, co się dzieje, chociaż po tamtej sugestii na temat testu ciążowego nie wracała już do tematu.
Ja natomiast robiłam się coraz bardziej nerwowa. Czepiałam się Władka o każdy drobiazg. Coraz częściej się kłóciliśmy. Nasz najmłodszy syn Janek przyglądał się nam ze zdumieniem. Trudno było się dziwić. W naszym domu rzadko zdarzały się kłótnie. Byliśmy bardzo udanym małżeństwem, dopiero teraz wszystko zaczynało się zmieniać.
No i w końcu Janek nie wytrzymał.
– Zamierzacie w domu wprowadzić nowe zwyczaje? – zapytał, kiedy wieczorem po raz kolejny czepiałam się męża o jakieś bzdury.
– Jakie znowu zwyczaje? – warknęłam wściekła.
– Chcecie mi w końcu pokazać, jak wygląda modelowe polskie małżeństwo? – zakpił. – Od kłótni do kłótni?
– Nie denerwuj mnie, to nie twoja sprawa – naskoczyłam na niego.
– Może trochę i jego sprawa… – odezwał się cicho Władek.
– Pewnie, obaj wszystko wiecie najlepiej – byłam coraz bardziej zła.
– Mamo, co się z tobą dzieje? Zachowujesz się ostatnio jak jakaś furiatka. Czepiasz się taty o wszystko, nawet o to, co się nie stało.
– Chyba to ja ciebie wychowuję, a nie odwrotnie, prawda?
Janek wzruszył ramionami.
– Może powinnaś zrobić sobie badanie hormonów czy coś – mruknął pod nosem i chyba zaraz tego pożałował, bo mocno się zaczerwienił.
Władek rzucił mu ostre spojrzenie, ale nie zdążył się odezwać.
– Zapomniałeś chyba, że rozmawiasz z matką, a nie z koleżanką, gówniarzu! – wrzasnęłam, po czym wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Zdziwił się, ale był bardzo spokojny
Rzuciłam się na łóżko, a łzy same popłynęły mi po twarzy. Po jakichś piętnastu minutach przyszedł do mnie Władek. Usiadł na łóżku i pogładził mnie po twarzy.
– Płaczesz? – zapytał cicho. – Chyba nie przez Janka? Na pewno cię przeprosi.
W tej chwili się zdecydowałam. Usiadłam na łóżku i otarłam łzy.
– Daj spokój. Nie ma mnie za co przepraszać.
– Więc o co chodzi? Co ci jest? Dobrze wiesz, że zachowujesz się inaczej niż zwykle, Zosiu. Stało się coś? Przecież możesz mi powiedzieć. Masz kłopoty w pracy? A może jesteś chora? – zapytał z widoczną obawą.
– Nie, nie mam żadnych kłopotów.
– Więc co się dzieje? – naciskał.
– Jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie i w tej chwili tego pożałowałam.
Na twarzy Władka odmalowało się tak wielkie zdumienie, że znowu zebrało mi się na płacz.
– W ciąży? – wydukał po długiej chwili milczenia mój mąż.
– W ciąży, w ciąży! – teraz dla odmiany poczułam złość. – Pytasz, jakbyś nie wiedział, skąd się biorą dzieci.
– To wiem, ale… – zająknął się. – Jesteś pewna? Na sto procent?
– Jak jeszcze za chwilę zapytasz czy z tobą, to cię chyba zamorduję!
– Nie wygłupiaj się. Po prostu chcę wiedzieć, czy to pewne…
– Owszem – westchnęłam. – Zrobiłam cztery testy i byłam u lekarza.
Władek parsknął śmiechem.
– Dlaczego aż cztery testy?
– Z czego się śmiejesz? – zdziwiłam się jego reakcją. – Cztery, bo łudziłam się, że może są zepsute.
– Wszystkie trzy po kolei?
– Daj mi spokój – jęknęłam. – Tak, wszystkie trzy po kolei, a nawet cztery, bo jak poszłam do lekarza, to dalej miałam nadzieję, że to pomyłka.
– No ale to nie jest pomyłka, więc czego beczysz? Coś jest nie tak?
– Wszystko jest w porządku.
– Więc o co chodzi? – powtórzył pytanie. – Po co ten płacz?
– Jak to dlaczego? Jeszcze się pytasz?! – zdenerwowałam się. – To chyba oczywiste! Nie chcę być w ciąży! Jestem już stara, ty jesteś jeszcze starszy. Mamy dorosłe dzieci. Co one powiedzą? Nie wiem, co robić… – przerwałam gwałtownie, bo zauważyłam, że Władek przygląda mi się w napięciu. – No co się tak gapisz?
– Zosiu – zaczął cicho. – Jesteś w ciąży, będziemy mieli dziecko. Owszem, nie planowaliśmy tego, ale stało się. Chyba lepiej, że jesteś w ciąży niż miałabyś być chora. To byłby powód do płaczu. Ciąża nie jest powodem.
– A chłopaki? – spytałam.
Zachichotał cicho.
– Będą mieli rodzeństwo. Może siostrzyczkę. Pomyślałaś, że moglibyśmy mieć córeczkę. To byłoby ciekawe…
– Nie wiem. Boję się – mruknęłam pod nosem, rozmazując łzy na twarzy. – A może lepiej usunąć? – szepnęłam prawie bezgłośnie, ale mąż usłyszał.
– Nawet o tym nie myśl.
Myśleli, że sobie z nich żartujemy!
Ustaliliśmy, że na razie nie będziemy mówić nic chłopakom. Nie było to trudne, bo mieszkał z nami tylko Janek. Antek studiował i rzadko pokazywał się w domu. Franek przed rokiem wyprowadził się do Anglii i odwiedzał nas jeszcze rzadziej, a Adam pracował w korporacji, która wyciskała z ludzi wszystkie soki, więc w ogóle ostatnio nie wiedział, na jakim świecie żyje.
Czułam się dobrze, nie chciałam iść na zwolnienie. W domu więc nic się właściwie nie zmieniło, oprócz tego, że Władek trochę więcej mi pomagał.
Nasz najmłodszy syn zajęty maturą i nową dziewczyną nic nie zauważał. Nie mogłam jednak milczeć bez końca. Wykorzystałam swoje urodziny, żeby zebrać całą rodzinę razem. Adam stwierdził, że nie wie czy da radę się wyrwać, a Franek marudził coś na temat braku urlopu.
Jednak kiedy Władek przejął ode mnie słuchawkę i po swojemu, spokojnie lecz zdecydowanie oznajmił, że jest to bardzo ważna rodzinna sprawa i mają się pojawić, wiedziałam, że przybędą. Z ojcem się nie dyskutowało.
Kiedy już przyjęłam życzenia, kwiaty i prezenty od synów i męża, zasiedliśmy wszyscy za zastawionym stołem, poczułam, jak bardzo jestem zdenerwowana. Władek ścisnął mnie za rękę, by dodać mi otuchy, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo odezwał się Franek.
– No dobra, mówcie w końcu, co to za bardzo ważna sprawa, bo dłużej nie wytrzymam tych tajemnic.
Popatrzyliśmy na siebie niepewnie. Władek tylko udawał twardego, w rzeczywistości też obawiał się reakcji naszych synów. Wiedziałam o tym doskonale. Nagle Franek wypalił:
– No co się tak czaicie? Będziemy mieli braciszka, czy co?
W tym momencie Janek parsknął śmiechem, Adam zachichotał pod nosem, a Janek aż zadławił się sokiem.
– Skąd wiesz? – spytałam.
Wszyscy moi synowie popatrzyli po sobie, jakbym powiedziała, że jestem kosmitką i przyleciałam z Marsa.
– Ja tylko tak, zażartowałem sobie… – wydukał Franek. – Przepraszam.
– A ja nie – powiedziałam spokojnie.
– Ojciec – Janek zwrócił się do Władka. – Weź coś powiedz. Nabijacie się z nas jak z gówniarzy.
– Nikt się z nikogo nie nabija – Władek miał równie poważną minę jak ja.
Franek z Jankiem gapili się na mnie. Widać było, że nadal nam nie wierzą. Adam tymczasem wstał, obszedł stół dookoła i zatrzymał się przede mną.
– Wy nie żartujecie, prawda? – pocałował mnie w rękę. – Mamuś, prawda?
– Prawda – skinęłam głową.
– Chłopaki – ze śmiechem odwrócił się do reszty. – Będziemy mieli brata!
– Albo siostrę – sprostował Władek.
– Co ty mówisz, tata? – zachichotał Antek. – Jaką siostrę? Skąd u nas dziewczyna? Będziemy mieli brata.
– Ale jaja… – westchnął Franek.
Właściwie to nie wiedziałam, czy moi synowie cieszą się z nowego członka rodziny, czy nie. Po prostu przyjęli to do wiadomości. Władek chyba się cieszył, ale też jakoś po cichu, z lekką obawą. W duchu chyba liczył na to, że będzie miał córkę. Ja miałam co do tego największe wątpliwości, ale milczałam.
Po pewnym czasie dałam się przekonać i poszłam na zwolnienie, mimo że czułam się całkiem dobrze. Lekarz jednak uważał, że w moim wieku… i tak dalej. Uznałam, że skoro tak mówi, to niech mu będzie.
Na USG, doktor rozwiał złudzenia mojego męża
– Będą państwo mieli syna – zerknął na Władka, oczekując okrzyku radości, ale zawiódł się. – Nie cieszy się pan? – nie potrafił powstrzymać pytania, widząc jego rozczarowaną minę.
– Ależ cieszę się, cieszę… – zaprotestował gwałtownie Władek, a potem spojrzał na mój brzuch i zamyślił się.
Na szczęście po chwili jego twarz się rozjaśniła, a on zawołał wesoło:
– No cóż, witaj piąty synu!
Lekarz podniósł głowę znad biurka i uśmiechnął się szeroko.
– Nie ma mowy o pomyłce – potwierdził.
Rzeczywiście nie było mowy o pomyłce. Nasz piąty syn, Michał, przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. Ja wolałam oczywiście rodzić naturalnie, ale lekarze bali się ryzykować. W tym wieku… i tak dalej. Zresztą może i dobrze. Michał sporo ważył, a ja byłam trochę zmęczona ciążą.
Za miesiąc nasz najmłodszy synek skończy rok. Na jego urodziny przyjadą wszyscy starsi bracia. Adam i Franek z narzeczonymi. Narzeczona Franka, Sandra, jest w ósmym tygodniu ciąży. Zdecydowali, że ślub wezmą dopiero, jak urodzi. Będziemy więc organizować wesele i chrzciny.
Dziś nie potrafię sobie wyobrazić, jak mogłam mieć jakiekolwiek wątpliwości, co do narodzin Michałka. Kiedy Janek zdał na studia i wyprowadził się do Warszawy, byłoby nam strasznie smutno, gdyby nie mały. Nie jesteśmy już najmłodsi, nie mamy tyle sił co kiedyś, ale wychowaliśmy czterech synów, więc wychowamy i piątego.
Czytaj także:
„Szara mysz w za dużych sukienkach nie ma szans u facetów. Kora była starą panną, którą trzeba było stuningować”
„Nowa sąsiadka to niezła cwaniara. Wymyśliła sobie, że będzie zamawiać pizzę na mój koszt. Niedoczekanie!”
„Zostawiłam męża, który ciągnął mnie w dół. Napisałam tylko do niego kartkę. Z Indii, do których wyjechałam bez niego”