„Myślałam, że w wieku 45 lat już nie muszę się zabezpieczać. Romans z kolegą z pracy zaowocował Mareczkiem”

dojrzałą kobieta ciąża fot. Getty Images, Ariel Skelley
„Bardzo spięta, czekałam na wynik. Kiedy okazał się pozytywny, zamarłam. Ja, w ciąży? To było niedorzeczne. Chciałam być matką, ale… czy takie testy na pewno nie oszukują?”.
/ 01.09.2023 21:30
dojrzałą kobieta ciąża fot. Getty Images, Ariel Skelley

Uznałam, że coś mi się od życia należy. Mąż nie zwracał na mnie uwagi, koleżanki ciągle o mnie zapominały, a rodzice dawno się odcięli.

Romans z Cezarym przyniósł mi sporo ekscytacji, niezły zastrzyk adrenaliny… i dwie kreski na teście ciążowym.

Bezpieczne życie po czterdziestce

Piętnaście lat po ślubie moje życie było do niczego. Monotonne, powtarzalne, po prostu nudne. Ciągle te same obowiązki, ta sama praca, to samo wymowne milczenie podczas tych posiłków, które spędzałam z mężem. Już od jakiegoś czasu zorientowałam się, że Jurek zwyczajnie mnie nie zauważa.

Nagle nie mieliśmy wspólnych tematów, a nasze zainteresowania jakoś się od siebie oddaliły. Właściwie to nic nas nie łączyło. Parę lat wcześniej myślałam o dzieciach, ale on nie chciał o nich słyszeć.

– A kto będzie się tym dzieckiem zajmować, Olga? – zapytał, kiedy nalegałam, żebyśmy chociaż spróbowali. – Bo ja na pewno nie. Nie mam ochoty bawić się w tatusia.

Tak właściwie kończyła się każda nasza rozmowa dotycząca powiększania rodziny. Niby nie czułam się szczęśliwa, ale w życiu tyle się nasłuchałam, że tylko w małżeństwie jest dobrze i bezpiecznie, że nie myślałam nawet o rozwodzie. To wymagałoby zachodu. Samozaparcia. Ogromnych pokładów silnej woli. I właśnie dlatego tkwiłam w tym beznadziejnym związku bez żadnej refleksji.

Praca w biurze nie była taka zła. Chodziłam tam w sumie od ośmiu lat i nie mogłam narzekać. Dobrze płacili, mogłam liczyć na dobrą atmosferę wśród współpracowników, a w dodatku nie robiłam nic szczególnie wymagającego. Tyle tylko że nie miałam co się łudzić, że doczekam się jakichś fajerwerków. Wszelkie niespodzianki jakoś nas omijały.

Nie miałam też za bardzo koleżanek. Z dziewczynami z pracy jakoś nie byłyśmy blisko, a te, które znałam ze studiów, porozjeżdżały się po Polsce i kontakt się urwał. Nie żałowałam, ale to wszystko było nieco ograniczające.

Miałam ochotę na szaleństwo

Nuda nie była do końca dla mnie. Przykrzyło mi się tak bardzo, że wymyślałam sobie coraz to nowsze zajęcia. Zapisałam się na gimnastykę, potem na taniec, zaliczyłam też tenisa, ping ponga i pływanie. Chodziłam do kina, teatru, do barów, ale nic jakoś mnie nie porwało na tyle, by pozostać temu wierną przez dłuższy czas.

Chciałam zrobić coś szalonego. Coś, co pozwoliłoby mi poczuć, że nadal żyję, a nie tylko egzystuję, kiedy jeden taki sam dzień przechodził w kolejny. W końcu pomyślałam sobie, że mogłabym znaleźć sobie kochanka. Z Jurkiem i tak oddaliliśmy się od siebie na tyle, że nie podejrzewałam, żeby w ogóle miał się zorientować w sytuacji.

Zresztą, od jakiegoś czasu wydawało mi się, że kogoś ma. I co ciekawe, nie poczułam nawet najdrobniejszego ukłucia zazdrości. No, a przecież w tym wieku nie miałam nawet szans zajść w ciążę, więc nie trzeba było się zabezpieczać.

W moim biurze był taki jeden przystojniak z działu marketingowego. Na imię miał Cezary i… był jakieś dziesięć lat młodszy ode mnie. Podejrzewałam, że pozostaje poza moim zasięgiem, w strefie marzeń i fantazji. Kiedy jednak mu się tak przyglądałam, za każdym razem, gdy tylko znalazł się w zasięgu wzroku, w końcu uchwycił moje spojrzenie. Uśmiechnął się czarująco w odpowiedzi i zaczekał na mnie po pracy.

Mieliśmy dobry układ

Jak się okazało, Cezary w ogóle nie myślał poważnie o związkach. Lubił się po prostu dobrze zabawić, ot i cała tajemnica. Szybko zapewnił mnie, że zaprasza do łóżka różne kobiety, a ja także wzbudziłam w nim zainteresowanie. Zaznaczył jednak, że nigdy się nie angażuje i dla niego to tylko forma odreagowania od zawodowego stresu. Oczywiście, w zamian obiecywał pełną dyskrecję. Ja, która nie wyobrażałam sobie wtedy, że Jurek miałby się o czymkolwiek dowiedzieć, prędko przyklasnęłam. Podobał mi się taki układ i jak najszybciej chciałam wprowadzić go w życie.

W łóżku z Cezarym było rzeczywiście nieziemsko. Spędzałam tam większość wolnych chwil, a mąż ani razu nawet nie zapytał, czemu tak późno wracam z pracy. Najwyraźniej albo mu to nie przeszkadzało, albo w ogóle tego nie zauważył. Ani przez chwilę nie żałowałam więc swojej decyzji.

Przecież to niemożliwe!

W pewnym momencie jednak zaczęłam się kiepsko czuć. Wciąż brały mnie mdłości, parę razy miałam też zawroty głowy. Oczywiście, wszystko to ignorowałam, przekonana, że to tylko jakieś uciążliwe przeziębienie. W końcu zwierzyłam się z tych dziwnych dolegliwości jednej z sympatyczniejszych dziewczyn z mojego działu, Joasi.

– Olga, a może ty jesteś w ciąży? – zasugerowała.

Popatrzyłam na nią jak na nienormalną.

– W ciąży? – rzuciłam w rozbawieniu. – Ty wiesz, ile ja mam lat? W tym wieku już się nie zachodzi w ciążę.

– No jak tam uważasz – mruknęła. – Ale różne przypadki się już zdarzały.

Słowa Joasi nie dawały mi spokoju. Miałam przecież czterdzieści pięć lat! Moje rówieśniczki w większości już odchowały dzieci. Sam pomysł z ciążą wydawał się skrajnie niedorzeczny. Starałam się wyrzucić te natrętne myśli z umysłu, ale ciągle wracały. Jak bumerang. I nie pozwalały mi spokojnie funkcjonować. Jeszcze na dodatek okres mi się spóźniał.

Choć nadal uważałam, że to absurdalne, kupiłam test ciążowy i postanowiłam go zrobić. „To tylko tak dla pewności” – przekonywałam sama siebie. – „Udowodnisz, że takie cuda się nie zdarzają”.

Bardzo spięta, czekałam na wynik. Kiedy okazał się pozytywny, zamarłam.
Ja, w ciąży? To było niedorzeczne. Chciałam być matką, ale… czy takie testy na pewno nie oszukują? Nie miałam też pojęcia, jak wytłumaczyć to Jurkowi, z którym nie dzieliłam sypialni od jakichś pięciu lat. Przecież musiałby być skończonym idiotą, żeby uwierzyć, że to jego dziecko.

Nie wiedziałam, czy w ogóle nadaję się na matkę, bo przecież wcale się do tego nie przygotowywałam. Nie brałam nawet pod uwagę, że kiedyś rzeczywiście może się to udać. Że będę miała dziecko, wbrew rodzinie, znajomym i sobie samej.

Zostałam sama i nie żałuję

Kiedy byłam w czwartym miesiącu, Jarek wystąpił o rozwód. Oczywiście wiedział już, że spodziewam się dziecka i tym samym zdobył pewność, że kogoś mam. Nagle uznał więc, że dusi się w tym małżeństwie, a ono przecież i tak nie ma już sensu, zważywszy na to, co się wydarzyło. Nie miałam mu tego za złe, zwłaszcza że też chciałam się uwolnić od tej relacji. Zresztą, to przecież nie było jego dziecka.

Postanowiłam jednak porozmawiać z Cezarym. Przez chwilę łudziłam się nawet, że stanie na wysokości zadania i postanowi być ojcem. Kiedy jednak powiedziałam mu o wszystkim, zrobił tylko wielkie oczy.

– Nie zabezpieczałaś się? – to było jego pierwsze pytanie. – Żadnych pigułek?

– Mam czterdzieści pięć lat – mruknęłam. – Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe…

– Ale ty wiesz, że nie wrobisz mnie w żadnego bachora? – przerwał mi natychmiast. – Mieliśmy jasny układ – tylko dobra zabawa. Nie będę się bawić w dom ani nic z tych rzeczy. I tego dzieciaka też nie chcę znać.

Przez moment zrobiło mi się nawet autentycznie przykro, bo przecież to było jego dziecko. A on tak po prostu je odrzucał. Jak rzecz. Jak nic nieznaczący przedmiot. Potem jednak zrozumiałam, że on nie żartuje. Zebrałam się więc i poszłam, tym razem nie biorąc udziału w tej jego „zabawie”.

Mój synek ma na imię Mareczek. Wychowuję go sama i wcale się tym nie przejmuję. Żyje nam się świetnie we dwójkę i już nie mogę narzekać, że jestem sama, bo mam przecież jego. Taki facet to wyjątkowy skarb. I wcale nie żałuję ani jednej rzeczy, którą zrobiłam, by mógł przyjść na świat.

Czytaj także:
„Urodziłam córkę kochankowi, ale zostawiłam ją w szpitalu. Mąż powiedział, że nie zaakceptuje obcego bachora”
„Mąż zostawił mnie z małym dzieckiem i odszedł do kochanki. Puścił nas z torbami. Zabrał nawet mebelki naszej córki”
„Zostawiłam Filipa dla głupiego romansu. Poniosła mnie namiętność. Odezwał się po latach, gdy miał już żonę”

Redakcja poleca

REKLAMA