„Myślałam, że Tomek to miłość mojego życia. Do czasu, aż wyszło, że dostałam go w trójpaku z 5-letnimi bliźniakami”

ojciec z synami fot. Adobe Stock, Friends Stock
„Miłość miłością, ale nie byłam gotowa na niańczenie dzieci, i to cudzych. Nie czułam żadnego magicznego instynktu, nie bawiły mnie ich teksty, nie rozczulały uśmiechy. Może inaczej by to wyglądało, gdyby to była moja krew, ale na macierzyństwo miałam jeszcze czas, jeszcze nie dojrzałam...”.
/ 12.11.2022 07:15
ojciec z synami fot. Adobe Stock, Friends Stock

Zakochałam się w Tomku niemal od pierwszego wejrzenia. Iskra i… bum. Jakby zeszła lawina, zmiatając z horyzontu wszystkich innych. Nie mogłam uwierzyć, że taki facet jest sam. Przystojny, inteligentny, z dobrą pracą i poczuciem humoru. Przecież kobiety powinny się za nim uganiać! A on zwrócił uwagę na mnie. Był starszy o dwanaście lat. Niemało, ale bił na głowę chłopaków w moim wieku. Bo był mężczyzną, a oni chłopcami. Kończyli studia, chcieli się bawić, nie byli gotowi na poważne związki. Tomek miał trzydzieści sześć lat i wiedział, czego chce od życia. Nie konsoli, nie wyprawy do parku rozrywki. Chciał kobiety takiej jak ja.

To tylko weekendy. Jakoś wytrzymam...

Szybko zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Nie zadowalało nas randkowanie, byliśmy siebie głodni, chcieliśmy być razem od rana do wieczora. No, z przerwą na pracę Tomka, bo ja byłam na etapie szukania czegoś dla siebie. W dniu, kiedy miałam się do niego przeprowadzić – wszystkie moje rzeczy były już spakowane w worki i kartony, a mój ukochany brał się za znoszenie całego majdanu do samochodu – usłyszałam coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.

– Muszę ci coś powiedzieć. Myślę, że jesteśmy siebie na tyle pewni, że już mogę, no i muszę – uśmiechnął się enigmatycznie – skoro będziemy razem mieszkać. Bo widzisz… mam dzieci.

– Co? – bąknęłam.

Mam dwóch synów. Bliźniaki, pięć lat.

Ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Sądziłam, że spotykam się z wolnym facetem, a on… Miał dzieci?!

– Mieszkasz z dziećmi i dopiero teraz mi o tym mówisz?! – byłam oszołomiona, zła, zawiedzionaCały pakiet emocji.

– Nie, mieszkają z mamą, moją byłą żoną. U mnie są w co drugi weekend, przez miesiąc wakacji i tydzień w ferie. Nie powiedziałem od razu... A dałabyś nam szansę?

Miałam dosłownie pięć minut, by to przetrawić. Pięć. Minut. Miałam dwadzieścia cztery lata, znalazłam miłość swojego życia i właśnie się dowiedziałam, że ktoś inny był już kiedyś jego miłością. I że ma dzieci. Dwójkę. Boże… Co miałam zrobić? Obrazić się? Wystraszyć? Przetasować priorytety? W kilka minut?!

Na pewno musiałam wyprowadzić się z mieszkania, które zwolniłam, musiałam też gdzieś mieszkać. Poza tym… Raz na dwa tygodnie? Dam radę. To tylko dwa dni, a potem będę miała Tomka dla siebie. Wiązałam się z weekendowym ojcem, to jednak coś innego. Nie będę mieć na głowie cudzych dzieci cały czas, prawda? – kombinowałam, decydując się, by z nim zamieszkać.

No i się zaczęło…

– Od dawna wymiotują? Dobra, jadę! – Tomek odebrał telefon w środku nocy, wciągnął spodnie, narzucił na siebie koszulkę i wybiegł w noc, żeby zawieźć byłą żonę wraz z chorymi dziećmi do szpitala.

No już bez przesady, każdy czasem wymiotuje, to chyba nie powód, żeby od razu pędzić na SOR. Obudziłam się i nie mogłam zasnąć. Super, jutro będę wyglądać jak zombie. No, chyba że odeśpię, jak Tomek pojedzie do pracy… Nic z tego.

– Zabrałem chłopców do nas, bo Natalia była z nimi w trakcie ostatniej choroby.

– To chyba ma doświadczenie. Nie mogłaby teraz…?

– Nie żartuj, żabciu, przecież nie mogę jej zmuszać, żeby ciągle siedziała na zwolnieniach, bo w końcu dostałaby wypowiedzenie. Teraz moja kolej.

Którą przerzucił na mnie. Zostawił mnie z chorymi, wymiotującymi dziećmi – na sam widok mnie też robiło się niedobrze – i pobiegł do biura, żeby coś załatwić. Efekt? Zaraziłam się od chłopców, którzy nazajutrz byli już rześcy, a ja spędziłam niemal tydzień, kursując między łóżkiem a toaletą. Tragedia. Czułam się jak z krzyża zdjęta, ale dla mnie Tomek nie wziął wolnego.

– Żabko, możesz dziś zrobić zakupy? Zapłaciłem alimenty i póki nie przyjdzie przelew, jestem goły i wesoły, a jutro muszę jeszcze zatankować.

– To ile płacisz tych alimentów, że nic ci nie zostało? – zainteresowałam się.

– Po tysiąc pięćset na dziecko – odparł, jakby to była zwykła sprawa.

Wakacje przelały czarę goryczy

Nie dla mnie. Trzy tysiące złotych miesięcznie! Nie mówiąc już o tym, że przecież w weekendy, gdy chłopcy byli u niego, fundował im wszystko, czego potrzebowali i czego sobie życzyli. Niektórzy nie dostawali tyle na rękę za cały miesiąc pracy! Ja rozumiem, że to jego dzieci, że je kocha, że chce im nieba uchylić, ale…

– Tomek, to chyba przesada? Przecież to ogromna kwota!

– Wiem, ale uwierz, że tyle właśnie kosztuje utrzymanie dzieci. Zwłaszcza bliźniaków, z których jeden ma astmę, a drugi musi chodzić na rehabilitację. No i ja nie zajmuję się nimi tyle co Natalia, więc tak jest sprawiedliwej.

I dlatego ja mam robić zakupy?

– Żabciu, jutro albo pojutrze przyjdzie przelew od klienta, wyrówna się! – zaśmiał się. – A jak ci idzie szukanie pracy? Rodzice chyba nie będą cię utrzymywać w nieskończoność, co?

Mógł sobie darować ten przytyk.

Byłam wściekła. Miałam odłożoną kasę, ale na zaczynającą się w przyszłym tygodniu wyprzedaż ciuchów. Nie sądziłam, że tak to będzie wyglądało. Jeszcze te weekendy…

Przekonywałam samą siebie, że wytrzymam, jakoś to zniosę, przyzwyczaję się, może nawet z czasem polubię, ale nie. W sobotę chciałam wyspać się do dziesiątej, zjeść śniadanie, spędzić czas w łóżku z moim facetem, pójść gdzieś na dobry obiad, może do kina, może wyjechać gdzieś za miasto, jeśli pogoda by pozwoliła…

Zapomnij, dziewczyno. O ósmej rano – nierzadko co sobotę, nie co drugą, bo Tomek nie odmawiał opieki, gdy była żona prosiła – wpadał do domu z dwójką rozwrzeszczanych diabłów i o odpoczynku mogłam sobie pomarzyć. Spędzaliśmy czas, siedząc w pobliżu basenu z kulkami albo dmuchańców w sali zabaw śmierdzącej skarpetami. Po prostu płakać się chciało.

Miłość miłością, ale nie byłam gotowa na niańczenie dzieci, i to cudzych. Nie czułam żadnego magicznego instynktu, nie bawiły mnie ich teksty, nie rozczulały uśmiechy. Może inaczej by to wyglądało, gdyby to była moja krew, ale na macierzyństwo miałam jeszcze czas, jeszcze nie dojrzałam... Tymczasem dostałam faceta w trójpaku z bliźniakami. I musiałam albo dostosować się do sytuacji, albo ogłosić klęskę.

Starałam się. Nie chciałam się poddać, bo go kochałam, bo był cudowny, ale robiło się coraz gorzej. Czułam się zmęczona, rozdrażniona, zawiedziona. Czarę goryczy przelały wakacje.

– Cały miesiąc? Naprawdę cały?

– Przecież mówiłem. Mam to w wyroku rozwodowym.

– No dobrze, ale wziąłeś dwa tygodnie urlopu, myślałam, że choć kilka dni spędzimy razem, sami. Że gdzieś polecimy…

– Żabko… Mam dwójkę dzieci, to są moje realia. Może we wrześniu gdzieś polecimy, zobaczymy. Mam nadzieję, że nie będziesz zła, ale biorąc pod uwagę, że nie pracujesz, nie zapisywałem chłopców na żadne zajęcia. Zostaniesz z nimi, prawda, gdy mnie skończy się urlop?

Mam być ich nianią…? – zrobiło mi się trochę słabo.

– Nie, macochą! – Tomek zaśmiał się i klepnął mnie w pośladek.

Nie znosiłam tego. Organicznie nie cierpiałam klepania po tyłku i „uroczego” szczypania w policzek.

fbfbfdnbfdnfdndn

Co gorsza, dotarło do mnie, że tak właśnie będzie wyglądać moje życie. Póki bliźniaki nie podrosną. Tomek był starszy, seksowny i ogarnięty życiowo, nie jak te chłopaczki w moim wieku, ale… To oznaczało, że miał już jakąś przeszłość i obowiązki. A był odpowiedzialny. Przecież właśnie to mi się w nim podobało, tylko w praktyce…

Nie czułam tego patchworku. Nie potrafiłam się w niego zgrabnie wkomponować. Nie umiałam dołączyć do ekipy, która już istniała. Mogłam się oszukiwać, że kiedyś się wpasuję, mimo że byłam puzzlem z całkiem innego kompletu, ale w głębi serca wiedziałam, że to się nie uda.

Nie na tym etapie mojego życia, nie z nimi. Zawsze czułabym się piątym kołem u wozu. Chciałam być dla mojego faceta najważniejsza na świecie, ale on był kochającym ojcem, więc ta opcja po prostu odpadała. Nie dałoby się tego pogodzić. Odeszłam, zanim zrobiło się naprawdę poważnie, zanim dzieci się przyzwyczaiły, a my zaangażowaliśmy na tyle, że nie umielibyśmy bez siebie żyć. Ani ze sobą.

Bolało, ale wiedziałam, że ból byłby większy, gdybym zrobiła to później. Albo gdybyśmy postanowili rozstać się już po tym, jak się znienawidzimy. Jako pretekstu użyłam pracy. Przestałam skupiać się na szukaniu tylko w naszej miejscowości. W większym mieście było o wiele łatwiej o zatrudnienie i już po dwóch tygodniach mogłam się przeprowadzić.

Niektórzy uznają mnie za gówniarę i egoistkę. Ich prawo. A ja mam prawo do szczęścia na moich warunkach. Związek z partnerem, który ma już dzieci, to wyzwanie. Ja mu nie podołałam. Czasem miłość nie wystarczy, kompromisy i poświęcenie są zbyt duże. Męczylibyśmy się oboje i w końcu z naszego uczucia nic by nie zastało. On potrzebuje kogoś, kto pokocha też jego dzieci. A ja kogoś, dla kogo będę całym światem.

Czytaj także:
„Przyjaciółka wywróciła swoje życie do góry nogami dla faceta. Gdy zaszła w ciążę, porzucił ją jak zepsutą zabawkę”
„Żeby zdobyć awans w pracy, postanowiłam pozbyć się konkurencji. Uknułam podstępna intrygę, ale wszystko poszło nie tak…”
„Porzuciłem karierę prawniczą, żeby grać na perkusji w podrzędnych knajpach. Dopiero dzięki miłości wyszedłem na prostą”

Redakcja poleca

REKLAMA