„Myślałam, że syn sąsiadki jest rozpieszczony. Źle ich oceniłam. Okazało się, że od urodzenia jest poważnie chory”

mężczyzna, który od urodzenia choruje fot. Adobe Stock, megaflopp
– Nie, nie, dziękuję, ja muszę kolację synowi podać – zamachała ręką. – Jakby pani mogła tego cukru tylko, byłabym wdzięczna. Pomyślałam, że synek nieźle sobie mamusię wytresował, ale nic nie powiedziałam. Przecież to dorosły facet, mógłby sam zrobić jedzenie!
/ 19.07.2021 09:21
mężczyzna, który od urodzenia choruje fot. Adobe Stock, megaflopp

Przez całe życie byłam pielęgniarką, co znaczy, że zawsze pracowałam wśród ludzi. I dla ludzi… Teraz jestem na emeryturze, mąż zmarł prawie dwie dekady temu, syn od dawna na swoim, więc tkwię w tym moim niewielkim mieszkaniu zupełnie sama. I tęskno mi – do ludzi, do pracy, do życia po prostu. Bo to moje teraźniejsze nie bardzo mi się podoba. Historia którą opowiem, wydarzyła się w 2020 roku.

Jedyne, na co czekam, to żeby mój syn wreszcie się ożenił i dał mi jakieś wnuki

Na razie to marzenie ściętej głowy. Konrad właśnie rozstał się z kolejną kandydatką na moją synową… No ale nie o nim chciałam.

Był początek marca, pogodny, zupełnie nie zimowy dzień, stanęłam w otwartym oknie, wystawiłam twarz do słońca, zmrużyłam oczy. Nagle usłyszałam rytmiczne szuranie. Z głębi podwórka w stronę klatki schodowej krok za krokiem posuwała się dziwna para. On wielki chłop, ona, wsparta na jego ramieniu, drobniutka staruszka. Od razu poznałam, że to ta matka z synem, co o niej dozorczyni mówiła, że wynajęła mieszkanie po Pyszczakach.

Moim zdaniem syn wynajął i starą matkę do siebie wziął, ale co ja tam wiem. Poszurali miarowo, po czym weszli pod daszek klatki i zniknęli mi z oczu. Wtedy to zobaczyłam nowych sąsiadów po raz pierwszy. Potem zaś wybuchł ten koronawirus i wszyscy siedzieli pozamykani w domach. Ja to nawet po zakupy nie musiałam wychodzić, wszystko syn mi załatwiał. Nieważne.

Dwa tygodnie temu siedziałam przed telewizorem, przysypiając przy moim serialu, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Byłam w szoku. Koronawirus, wieczór, kogo diabli przynieśli? Polazłam do przedpokoju, otworzyłam. Na wycieraczce ona stała, ta staruszka. To znaczy nie staruszka, z bliska okazało się, że chyba niewiele jest starsza ode mnie, tylko taka pogięta, pokurczona.

– Dobry wieczór, sąsiadko – odezwała się całkiem młodym głosem. – Ja przepraszam, że tak nagle i późno, ale na naszym piętrze to mieszkanie naprzeciwko puste, to zeszłam do pani… Cukier mi się skończył, a mój Czaruś bez cukru herbaty nie wypije… – to mówiąc, podniosła w górę pustą szklankę.
– A oczywiście, nie ma problemu – gestem zaprosiłam ją do środka.
– Nie, nie, dziękuję, ja muszę kolację synowi podać – zamachała ręką. – Jakby pani mogła tego cukru tylko, byłabym wdzięczna.

Pomyślałam, że synek nieźle sobie mamusię wytresował, ale nic nie powiedziałam. Następnego dnia koło południa znowu usłyszałam pukanie. I znowu ta sąsiadka przyszła. Tym razem w jednej ręce trzymała szklankę z cukrem, widać z samego rana do sklepu poleciała, w drugiej zaś na talerzyku miała kawał przecudnie pachnącego sernika. Zrozumiałam, że będziemy się integrować.

– Katarzyna Szymańska – przedstawiłam się jej z uśmiechem. – Kasia po prostu.
– Gabrysia – odwzajemniła się.

Poszłyśmy do pokoju, ja podałam kawę, pokroiłam sernik, usiadłyśmy

– Wiesz… – zaczęła moja nowa znajoma – Czarek zwykle śpi o tej porze, to ja mam chwilę dla siebie. I pomyślałam, wpadnę, może też nie masz do kogo gęby otworzyć.
– Ano nie mam – odparłam, zanim zdążyłam pomyśleć. – Wdowa jestem, a syn na swoim.
– Na swoim… Fajnie. A syn zdrowy? – zapytała, czym zupełnie zbiła mnie z tropu.
– No, znaczy, o koronawirusa pytasz? Nie, odpukać, nie choruje.

Gabrysia roześmiała się jakoś tak smutno.

– Nie, głupie pytanie zadałam, samo mi tak jakoś… Bo wiesz, mój Czarek od urodzenia chory. Opóźniony, takie duże dziecko, wiesz… Nie wiadomo, dlaczego ani skąd. No, do życia samodzielnego się nie nadaje. Sama go wychowuję… Już czterdziesty rok.

Zatkało mnie, nie wiedziałam, co powiedzieć. Pocieszyć? Niby jak? Zresztą, ona to normalnie powiedziała, jak o pogodzie się mówi. Siedziałam więc cicho, tylko ten sernik jakiś suchy mi się nagle wydał… No a jak ta Gabrysia powiedziała, że żeby na leki dla syna i na życie mieć, swoje własne mieszkanie musiała sprzedać i na wynajęte przyjść, to… To nagle poczułam, jaka głupia jestem. Czasem trzeba poznać czyjeś nieszczęście, żeby docenić swoje spokojne życie. Tak czy siak, już całkiem sama nie jestem. Mam przyjaciółkę. Z dużym dzieckiem.

Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy

Redakcja poleca

REKLAMA