No i stało się! Nadszedł ten moment, kiedy po wielu latach pracy mogłam zacząć odpoczywać na zasłużonej emeryturze. Przez długi czas pracowałam w kadrach, co zajmowało mi znaczną część życia, dlatego ciężko mi było wyobrazić sobie, jak to będzie teraz wyglądać, gdy nagle zacznę spędzać całe dnie w domu.
Miałam trochę obaw
Ta wizja napawała mnie radością, ale równocześnie wywoływała pewien niepokój. Zastanawiałam się, czy poradzę sobie na emeryturze, czy nie dopadnie mnie nuda albo dołek. Dziewczyny z roboty – głównie te młodsze – chichrały się, kiedy opowiadałam im o tych rozterkach. Dla nich istotne było tylko to, że będę miała luz. Wzdychały z żalem, że też marzy im się odpoczynek, a tu jeszcze tyle lat codziennej harówki przed nimi.
Życie nauczyło mnie już co nieco i zdaję sobie sprawę, że każda sytuacja ma dwie strony. Istotne jest poczucie bycia potrzebnym. Obawiałam się, że bez codziennych obowiązków w pracy, szybciej dopadnie mnie starość. Ten lęk musiał być bardzo widoczny, ponieważ dostrzegł go nawet mój przełożony, gdy żegnał mnie w ostatni dzień. Roześmiał się, mówiąc, że wyglądam jakbym zmierzała na egzekucję, a nie na zasłużoną emeryturę.
– Zaraz będzie się pani do nas wyrywała z powrotem – zażartował.
Choć ta myśl krążyła mi po głowie, starałam się tego po sobie nie okazywać. Bałam się, że moje koleżanki byłyby zdruzgotane. Cieszyły się, że w końcu przechodzę na emeryturę, więc nie chciałam im tego psuć.
Mąż starał się mnie pocieszyć
Gdy późnym wieczorem zasiadłam z Mirkiem na kanapie przed telewizorem, pozwoliłam emocjom wziąć górę i zalałam się łzami. Mąż doskonale zdawał sobie sprawę, co mi chodzi po głowie, dlatego zaczął mnie pocieszać. Powtórzył to, co słyszałam od niego już nieraz. Że wreszcie znajdę chwilę, by poczytać książki, pójść na kurs rysunku, o którym od dawna marzyłam.
Wspomniał o naszej działce, która potrzebuje pielęgnacji. Wpadł nawet na pomysł, abyśmy przygarnęli do domu jakiegoś czworonoga, dzięki czemu miałabym towarzystwo zarówno w mieszkaniu, jak i podczas przechadzek. Poprosiłam go, żeby przyrzekł mi, iż nie zaskoczy mnie takim prezentem. Nigdy nie przepadałam za zwierzakami w mieszkaniu.
– W takim razie chociaż sprawię ci żółwia.
– Daj spokój, Mireczku…
Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarze, ale szybko znów dopadł mnie kiepski humor. Propozycje mojego męża zdawały się jedynie namiastką prawdziwego życia, czyli tego, co było związane z moją pracą.
Mieliśmy trochę planów
Mój mąż obiecał, że zaczniemy wyjeżdżać. Nie tylko na fantastyczne wakacje, ale także na weekendowe wypady. W końcu odwiedzimy nasze ulubione miejsca z dawnych lat i odkryjemy nowe, urokliwe zakątki na wypoczynek. Wizja tych wyjazdów łagodziła moje zszargane nerwy, ale gdzieś w środku wciąż czułam niepokój. Zastanawiałam się, co ja, nieszczęsna, będę porabiać na co dzień?
Kiedy zapadł wieczór, ułożyłam się do snu z tymi wątpliwościami w głowie. Liczyłam na to, że spokojny odpoczynek uwolni mnie od niepokoju. Wierzyłam, że poranek przyniesie mi zastrzyk nowej siły.
Niestety, tak się nie stało. Przebudziłam się tuż po tym, jak mąż wstał z łóżka i udałam się do kuchni, aby zaparzyć kawę. Mirek zdążył już usiąść do śniadania i szykował się do wyjścia. Spytał o moje samopoczucie, a ja tylko mruknęłam, że jakoś leci. Wtedy Mirek objął mnie czule i wyszedł.
Nudziło mi się
Ogarnęłam dom… I co dalej? Zegar wskazywał siódmą rano, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, co ze sobą począć.
Zjadłam i napiłam się kawy, potem się ogarnęłam i wyszłam na balkon, żeby popatrzeć na otaczającą mnie rzeczywistość. Westchnęłam parę razy i postanowiłam zacząć sprzątać. Ale nie dlatego, że wszędzie było brudno, tylko po to, żeby czymś zająć myśli.
Cóż, ten pierwszy dzień mojej „wolności” raczej nie zapowiadał się zbyt radośnie. W ciągu dwóch godzin ogarnęłam całe mieszkanko. W końcu odpaliłam jakiś poranny program w telewizorze i usiadłam na fotelu. I znowu naszła mnie ochota na płacz.
Miałam zająć się wnukami
Jako pierwsza odezwała się moja córcia.
– Hej mamuś. Co tam słychać na emeryturze? Odpoczywasz sobie? – tryskała optymizmem.
– Wiesz, próbuję być czymś zajęta…
– A czym konkretnie?
– Odkurzałam i wycierałam kurze.
– Fajnie masz. Luz totalny.
– Ech, córcia, jakbyś tylko zdawała sobie sprawę… – próbowałam jej nieco opowiedzieć o swoich problemach, ale nawet nie dała mi dojść do słowa.
– Słuchaj mamuś, skoro masz teraz trochę luzu, to może będziesz w stanie odebrać chłopców ze szkłoy? – zasugerowała od razu. – No wiesz, dwa razy w tygodniu, jakbyś wpadła po nich i przyprowadziła do domu. Przykładowo w środę i piątek, dobra? – dopytała, a następnie, nie czekając na reakcję, dorzuciła kolejną propozycję: – A w ten weekend dałabyś radę wziąć ich do siebie na całą nockę? Bo ja z Jaśkiem chcemy pójść na imprezę.
– Okej…
– Świetnie. No to mamy ustalone. Do usłyszenia!
Miałam plan zajęć
Córka nie przedłużała i na tym zakończyła pogawędkę. Nie dysponowała taką ilością wolnego czasu jak ja. Odłożywszy słuchawkę, poczułam się odrobinę lepiej, uświadamiając sobie, że mam przed sobą jakieś plany.
Przecież zdawałam sobie sprawę, że będę musiała wspomóc w opiece nad wnukami. Wprawdzie to już spore chłopaki – jeden w drugiej, a drugi w czwartej klasie podstawówki – ale babcia wciąż jest im niezbędna. Zarówno im, jak i ich rodzicom, którzy również pragną chwili wytchnienia od rodzicielskich zadań.
W kalendarzu oznaczyłam oba dni, kiedy miałam przejąć wnuki po lekcjach, a na sobotę wpisałam ich odwiedziny. Wtedy też dostrzegłam, że w przyszłym tygodniu obiecałam pomóc mojej mamie.
Planowałam wybrać się z nią na zakupy do centrum, aby mogła sobie sprawić jakąś fajną rzecz, a później tego samego dnia miałyśmy uporządkować jej mieszkanie.
Mój nastrój trochę się poprawił
Gdy szykowałam się do wyjścia, a tu nagle zadzwoniła moja siostra mieszkająca w Niemczech, aby złożyć mi życzenia.
Choć od wielu lat mieszka za granicą, to regularnie do mnie dzwoni. Jednak tym razem w jej głosie dało się wyczuć podniosły ton. Taki, który pasował do tej wyjątkowej okazji.
– Moja droga, wszystkiego najlepszego z okazji przejścia na emeryturę! Zobaczysz jakie to cudowne uczucie!
Ona od dwóch lat już nie była aktywna zawodowo.
– Oj, daj spokój Wiesiu!
– O co chodzi?
– Trochę się obawiam. No wiesz… Nuda, bezczynność.
– Właśnie w związku z tym dzwonię. Skoro teraz masz już wolne od pracy, to pomyślałam, że wpadnę do was z wizytą. Mogłabym przyjechać za miesiąc. Jak ci się podoba ten pomysł, Danka?
– Wspaniale. A na jak długo?
– Na dwa tygodnie
– Serio? Aż tyle? – parsknęłam śmiechem.
– No a czemu nie? Nareszcie będziesz mogła mi poświęcić trochę czasu!
– Fantastycznie! Jesteśmy umówione.
Jeszcze parę minut przegadałyśmy, a potem ponownie przyszło mi podejść do kalendarza, ściskając w dłoni długopis, żeby wpisać spotkanie z Wieśką.
To też był dobry pomysł
Z o wiele lepszym humorem udałam się na targowisko. Kiedy spacerowałam pomiędzy kramami, zadzwoniła moja koleżanka. Oprócz gratulacji przy okazji zasugerowała bardzo interesujący pomysł na zagospodarowanie czasu wolnego. Wyznała, że od jakiegoś czasu planuje zapisać się na zajęcia aerobiku dla kobiet w naszym wieku. Chodziło jej o fitness club położony niedaleko mojego domu.
Spytała zatem, czy nie miałabym ochoty uczęszczać razem z nią, abyśmy wzajemnie mogły się wspierać i zmotywować. Propozycja nieco mnie zaskoczyła, lecz przystałam na nią.
Kalendarz był pełen
– Niestety, ta środa i piątek mi nie pasują, muszę odebrać dzieciaki ze szkoły. No i weekend też mam zajęty.
– A co powiesz na kolejny tydzień?
– No dobra, ale we wtorek nie mogę, bo jestem umówiona z mamą. A w środę jedziemy odwiedzić kuzyna mojego męża. O, właśnie sobie przypomniałam…
– No to zostaje nam tylko poniedziałkowy wieczór. Dam ci jeszcze znać telefonicznie.
„Super” – przeszło mi przez myśl i kontynuowałam robienie sprawunków.
W uznaniu dla mojego przejścia na emeryturę, zdecydowałam się na przygotowanie wyjątkowego obiadu. Wracając do mieszkania, dźwigałam ze sobą parę sporych toreb wypełnionych zakupami. Po drodze odebrałam również dwa telefony – dzwonili znajomi, którzy składali mi życzenia oraz proponowali luźne spotkania w najbliższym czasie. Wszystko wskazywało na to, że na emeryturze z pewnością nie dopadnie mnie nuda.
Czuję, że żyję
Uświadomiłam sobie w końcu, że przesadzałam z ponurymi rozmyślaniami. Można się było spodziewać, że będę potrzebna różnym ludziom, a wielu innych z przyjemnością spotka się ze mną w czasie wolnym. Poczułam w sobie nową energię! A mój małżonek rozbawił mnie do łez. Jak tylko przekroczył próg domu po powrocie z roboty, cały w uśmiechach, od razu niemal krzyknął:
– Nie zgadniesz, co się wydarzyło!
– No słucham, opowiadaj.
– Niespodzianka dla ciebie, a wszystko przez twoje gadanie o emeryturze – jego uśmiech był zagadkowy, a ja poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca na myśl o naszej niedawnej dyskusji odnośnie do psa.
– Rany! Nie mów, że przygarnąłeś psiaka! – rozejrzałam się po pokoju.
– Nie, skądże. Ale wpadłem na pomysł, jak możesz zagospodarować wolne chwile. Kolega z pracy ma syna, który otworzył biznes gastronomiczny. Wiesz, przygotowują przekąski na imprezy okolicznościowe, obsługują bankiety, śluby, a do tego dostarczają domowe dania do sklepów. Szukają kobiet do robienia pierogów. Mogłabyś sobie dorabiać parę dni w tygodniu. No wiesz, żebyś się nie nudziła
Wybuchnęłam tak głośnym śmiechem, że mój mąż aż podskoczył. Trochę trwało, zanim udało mi się uspokoić i złapać oddech na tyle, by wytłumaczyć mojemu zaniepokojonemu małżonkowi, że brak wolnego czasu to już nie jest mój problem. Że prawdopodobnie będę miała go tak mało, że może nawet nie wystarczy mi go na ulepienie pierogów dla wnuków.
Danuta, 64 lata
Czytaj także:
„Baby spod kościoła obmawiały mnie, że mieszkam z facetem bez ślubu. Myślą, że na stare lata to tylko klepać paciorki”
„Siostra wychodzi za faceta poznanego w sieci. Druga młodość ma swoje prawa, ale ona nie dojrzała nawet do pierwszej”
„Zgodziłam się, by dziewczyna z nami zamieszkała. Syn szybko się nią znudził i zostawił mnie samą z problemem”