„Myślałam, że mąż ma romans z mężczyzną. Okazało się, że ich czułe gesty miały inne podłoże”

Zasmucona kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes
„Zobaczyłam męża w dwuznacznej sytuacji z młodym chłopakiem. Mój świat zawalił się w jednej chwili. Okazało się też, że będę musiała się do niego przyzwyczaić”.
/ 12.08.2023 21:30
Zasmucona kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes

Zobaczyłam go w czwartkowy wieczór. Padał śnieg, a ja stanęłam przed wystawą księgarni. Mój wzrok przyciągnęło nowe wydanie „Atlasu Ziemi”. Od zawsze interesowały mnie mapy. Miałam trochę starych, przedwojennych zbiorów, które kiedyś należały do dziadka od strony taty.

Stałam więc i patrzyłam. Wahałam się: wejść czy nie wejść? Rzadko bywałam w tej części miasta. Do domu miałam kawał drogi. Jak zajrzę, to szybko nie wyjdę i wpadnę w potworny korek, bo im bliżej końca tygodnia, tym bardziej zatyka się trasa…

Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam

I wtedy ich dostrzegłam. Stali w środku, blisko siebie. Mój mąż i chłopak, który wyglądał na studenta. Najpierw pomyślałam, że to przypadek. Że spotkali się przy ladzie z książkami i wymienili ze sobą kilka słów. Ale sekundę później Bartek wziął go za rękę i spojrzał mu w oczy tak, jak to robił ze mną wiele lat temu, kiedy razem studiowaliśmy. Zrobiło mi się słabo. Poczułam, jak cała krew odpływa mi z głowy. 

– Co się pani stało? – usłyszałam z boku czyjś głos i zarejestrowałam, że solidnie zbudowana blondynka podbiega, żeby podtrzymać mnie pod ramię. – Niech pani usiądzie! Na litość boską, ludzie, proszę zrobić miejsce…

Blondynka powlokła mnie w kierunku ławki na pobliskim przystanku. Musiałam wyglądać fatalnie, bo ludzie posłusznie się rozstąpili, a jakiś facet zerwał się, abym mogła przycupnąć na ławce.

– Przynieść pani wody? – kobieta spojrzała mi w oczy. – Może pogotowie wezwać?

– Nie, dziękuję – pokręciłam głową.

– Mam swoją wodę mineralną w torebce.

A pogotowia proszę nie wzywać. Nic mi nie będzie, a oni i tak by nie przyjechali.

Blondynka skinęła głową.

– Bardzo pani dziękuję – powtórzyłam z wdzięcznością. – Dam sobie radę. Chwilę posiedzę, a potem pójdę do samochodu. Stoi na sąsiedniej ulicy.

– No, jak pani uważa – blondynka odetchnęła, zadowolona, że nie musi mi asystować. – Powodzenia. I zdrowia życzę!

Kim był ten chłopak?

Z ulgą skonstatowałam, że mój mąż nie dostrzegł zamieszania przed wystawą.
Właściwie jak wyglądał ten chłopak? Subtelna uroda. Lekko dziewczęca. Grzywka spadająca na oczy. No jasne, przecież Bartek ma męskie, mocne rysy, więc… Matko święta, o czym ja myślę?! A może to nieprawda? Może mi się zdawało…?!

Chciałam się poderwać i podejść do księgarni, ale zabrakło mi odwagi. Z tego miejsca, gdzie siedziałam, nie widziałam wejścia. Nie miałam więc pojęcia, czy oni są jeszcze w środku, czy już sobie poszli.

Kiedy po 10 minutach poczułam się lepiej, wstałam i powlokłam się w stronę samochodu. Jak to dobrze, że nie przyjechałam tu dziś tramwajem! Nie miałabym siły stać w tłumie. Chciałam zostać sama, odizolować się od ludzi, posłuchać własnych myśli.

Z ulgą zatrzasnęłam za sobą drzwi auta. Jak mam się zachować, kiedy przyjadę do domu? Powiedzieć, że ich widziałam, czy poczekać na sytuację, kiedy będę już miała niezbite dowody? A właściwie – co mam udowodnić? Że mój mąż ma… kochanka? Boże! Trudno mi było nawet o tym myśleć, a co dopiero powiedzieć to na głos!

Co gorsza, nie miałam do kogo w tej sprawie zadzwonić. Przecież nie powiem Agnieszce, że jej ojciec jest gejem! Do Kaliny też nie zadzwonię… Wstydziłabym się zwierzyć przyjaciółce, że mój mąż patrzy
w oczy jakiegoś młodzieńca
z większą czułością, niż kiedykolwiek patrzył w moje.
Co właściwie mam zrobić? Kompletnie nieświadomie, chyba na autopilocie jechałam do domu w gęstniejącym korku. Kiedy dotarłam, było dziesięć po siódmej.

Nasz bliźniak pogrążony był w ciemności. Przez chwilę, otępiała, stałam przed domem. W końcu ruszyłam, bo uświadomiłam sobie, że przecież Aza nie była na spacerze od rana. Weszłam do domu i wypuściłam ją do ogrodu; niech sobie psina ulży. Zdjęłam buty, nastawiłam czajnik. Przeczytałam esemesa od Bartka: „Kochanie, wrócę późno, nie czekaj. Muszę dokończyć projekt”.

Nawet się ucieszyłam. Nie będę musiała kombinować, co zrobić z oczami. Po prostu wezmę prysznic i położę się do łóżka. A jutro coś wymyślę. Albo życie wymyśli coś za mnie. Jakoś to będzie…

Poniósł go romans?

Budzik zadzwonił o 6.45. Bartka nie było. Projekt musiał być wyjątkowo skomplikowany… Postanowiłam wziąć wolny dzień i zrobić coś dla siebie. Ale najpierw dla Azy, która już tupała łapami przy tarasie. Szybko włożyłam ciepły dres, sportowe buty i obie wybiegłyśmy z domu.

– Witam sąsiadkę! – Roman, miły architekt krajobrazu z naprzeciwka, pomachał do mnie czapką. – Idealny moment na bieg! Jest minus jeden i pada śnieg…

Taaa. Może rzeczywiście cieszyłabym się z tego zimowego poranka, gdyby nie to, co mnie wczoraj spotkało… Zaczerpnęłam powietrza, lecz nic z nie udało mi się z siebie wydusić. No to pomachałam tylko sąsiadowi i pobiegłam dalej.
Jednak ruch wyzwala endorfiny. Trzy kilometry truchtu zrobiło swoje. Miałam czerwone policzki, zadyszkę i nadzieję, że jakoś się wszystko ułoży.

Wreszcie zadzwonił Bartek

– Kasiu? – w słuchawce usłyszałam głos Bartka. – Przepraszam że nie wróciłem na noc, zatrzymałem się u Janusza.

Milczałam.

– Kasiu? Dlaczego nic nie mówisz? – w jego głosie usłyszałam cień niepokoju.– Czy coś się stało? Jesteś na mnie zła?

– Wiem o was – wypaliłam bez zastanowienia, bo nagle poczułam, że nie dam rady dłużej dusić tego w sobie. – O tobie i tym chłopcu o dziewczęcej urodzie.

Teraz on zamilkł.

– Słyszysz mnie? Widziałam was wczoraj. W księgarni. Patrzyłeś na niego tak, że nie można było nie dostrzec, że coś was łączy. 

Cisza. A czego się spodziewałam?

– Bartek? Jesteś tam? – westchnęłam.

– Tak – odparł cicho. Głos miał martwy. Drewniany.

Teraz milczeliśmy obydwoje. Słuchałam jego oddechu i nagle zrobiło mi się go żal. Jego i nas… Zdziwiłam się, że nie czułam złości. Było mi smutno. Tylko smutno.
– Przyjedź do domu – powiedziałam
w końcu. – Porozmawiamy.
– Dobrze – padła krótka odpowiedź.

Prawda boli

Nie wiedziałam, dlaczego nie krzyczałam, nie płakałam, nie robiłam scen. Nie wyrzucałam, że czuję się ohydnie, bo być może przez te wspólne lata mój mąż tylko udawał miłość. 

Bartek wreszcie wrócił z pracy. Ku mojemu zaskoczeniu, przywiózł ze sobą tego chłopaka! Patrzyłam przez kuchenne okno na podjazd i nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Teraz widzę dokładniej, to jeszcze dziecko, ma może z 15 lat. Choć jest bardzo wysoki. – Boże! Mój mąż to pedofil?! – zapytałam sama siebie.  

– Kasiu, czas żebyś poznała Kubę – powiedział i lekko popchnął chłopaka w moją stronę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Takiej bezczelności się po Bartku nie spodziewałam. 

– Jak śmiesz?! - wycedziłam przez zęby.

– Kuba jest moim synem. Bardzo chciał cię poznać – powiedział ze smutkiem i spokojem. 

– Sy.. syyyynem? – wydusiłam z siebie. – Myślałam, że wy... że ty... no nieważne. Musimy porozmawiać – poprawiłam się. 

Bartek poprosił Kubę, żeby wziął naszego psa na spacer, a sam wszystko mi wyjaśnił. Okazało się, że gdy tylko zaczynaliśmy randkować, Bartek miał przygodny romans, którego owocem jest Kuba. Chłopak go odnalazł niecałe pół roku temu i teraz spotykają się od czasu do czasu. Nie wiedział, jak mi to powiedzieć, bo bał się, że nie zaakceptuję chłopaka. Zresztą sam chciał go najpierw poznać.

Zobaczyłam ich w księgarni, bo wybierali dla mnie mapę na prezent, który Kuba chciał mi wręczyć na pierwszym spotkaniu. A Bartek złapał go wówczas za rękę, bo chłopak zaczął panikować, że go nie polubię i nie spodoba mi się to, co wybrał. 

Najwyraźniej popadłam w jakąś paranoję. Chyba słucham ostatnio za dużo podkastów o tego typu sprawach.

Po kilku tygodniach w pełni zaakceptowałam obecność Kuby w naszym życiu. Poznałam też jego matkę, by ułatwić wzajemne kontakty. Dowiedziałam się, że syn mojego męża jest bardzo wrażliwy i cierpi na zaburzenia lękowe, ale przy okazji jest ciepłym i inteligentnym człowiekiem – to na pewno odziedziczył po moim mężu. Teraz wspólnie staramy się przeorganizować nasze życie tak, by dzieciak miał szczęśliwe dorastanie. 

Czytaj także:
„Były mąż po rozwodzie zapomniał, że ma syna. Nie dawał na niego złamanego grosza, a ja nie mogłam nic zrobić”
„Korespondencyjny narzeczony okazał się być zwykłym oszustem. Coś zaczęło mi śmierdzieć, kiedy poprosił o numer konta”
„Miesiącami mnie dręczył i prześladował. Osaczał i wyznawał chorą miłość, ale policja i tak miała to gdzieś. Co, jeśli dojdzie do tragedii?"

Redakcja poleca

REKLAMA