„Myślałam, że Julek był tylko jednorazową przygodą. Dopiero po 23 latach zrozumiałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni”

zakochana para fot. Adobe Stock, Vadim Pastuh
„Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłam znaczyć dla niego coś więcej i że tak naprawdę był świetnym facetem, najlepszym przyjacielem mojego szwagra, i na pewno nie pozwoliłby sobie na potraktowanie mnie jak jednorazowej zdobyczy. To ja byłam ta zła, nie on, i musiałam z tym żyć".
/ 30.12.2022 20:30
zakochana para fot. Adobe Stock, Vadim Pastuh

Już od momentu, kiedy siostrzenica wręczyła mi zaproszenie na ślub, zastanawiałam się, jak ją dyplomatycznie zapytać o wujka Julka. W końcu wpadłam na genialny pomysł i zapytałam, czy już zaprosili chrzestnych. Tak mi się jakoś zdawało, że mój dawny kochanek trzymał ją do chrztu. Nie pomyliłam się.

– Ciocię Martynę tak, a do wujka Julka jedziemy jutro – odpowiedziała Basia, nieświadoma tego, ile ta odpowiedź dla mnie znaczy.

O to, czy jej chrzestny przyjdzie z osobą towarzyszącą, już nie miałam odwagi zapytać, ale mogłam śmiało założyć, że tak. Minęło wprawdzie dwadzieścia trzy lata, od kiedy widziałam go po raz ostatni, ale mogłam przypuszczać, że wygląda równie dobrze, albo i lepiej niż wtedy. Kiedy ta myśl do mnie dotarła, natychmiast spanikowałam.

– To zaproszenie jest tylko dla mnie czy mogę kogoś zabrać? – zapytałam, myśląc gorączkowo, kogo by tu wrobić w towarzyszenie mi na weselu.

– A masz kogoś, ciociu? – sceptycyzm siostrzenicy mnie zabolał. – Bo tak sobie pomyśleliśmy, że może cię posadzimy przy stoliku z wujkiem i jego dziewczyną, koło jeszcze jednego wujka Krystiana. Jesteście w tym samym wieku, to miałabyś towarzystwo. Ale jeśli chcesz przyjść z kimś…

– Chcę! – zdecydowałam nagle. – A w ogóle to wolicie pieniądze czy może jakiś sprzęt w prezencie? Lodówkę? Telewizor? Laptopa?

Siostrzenica pojaśniała na wzmiankę o prezentach i zapomniała o tej małej niezręczności. A ja właśnie dostałam dwa miesiące na znalezienie sobie partnera na jej wesele. W sumie to oczywiście mogłam iść sama, tak jak się wszyscy spodziewali. Rodzina już nawet przestała żartować z tego, że siostrzenica wychodzi za mąż przede mną. To zwyczajnie byłoby przykre, a nie zabawne. Nie kopie się leżącego, no nie?

To z nim przeżyłam swój pierwszy raz

To nie tak, że jestem jakaś nieatrakcyjna albo mam wredny charakter. Wszyscy mi mówią, że jestem „ładna, miła, inteligentna”. Po prostu nie mam szczęścia do facetów. Jeden miał się prawie ze mną ożenić, ale wybrał jednak koleżankę z pracy, inny pił i twierdził, że to moja wina, kolejnego przyłapano na kradzieży w sklepie, kiedy ja robiłam zakupy w innym dziale. I tak jakoś minęły dwadzieścia trzy lata, od kiedy straciłam dziewictwo… no właśnie, z Julkiem.

Miałam wtedy dziewiętnaście lat, a moja starsza siostra w końcu wychodziła za ojca swojej córeczki, Basi właśnie. Na Julka początkowo nie zwróciłam uwagi, był o parę lat starszy i strasznie przejęty swoją rolą drużby. Ja miałam w głowie studia i chłopaka z mojej klasy, który szedł na tę samą uczelnię. Strasznie mi się podobał i miałam nadzieję, że jak spotkamy się na uniwersytecie, to wreszcie uda mi się do niego zbliżyć, zostaniemy parą i może przeżyję z nim swój pierwszy raz. Nawet myślałam o tym, żeby iść na całość i zaprosić go na wesele siostry, ale ostatecznie zabrakło mi odwagi. Nie przeszkadzało mi to rozmyślać o nim przez całą ceremonię.

– Hej, jesteś siostrą panny młodej? – zapytał mężczyzna, w którym rozpoznałam drużbę. – Słuchaj, druhnę gdzieś wcięło i Kika wysłała mnie do samochodu po jakieś buty na zmianę. Szukałem i nie mam pojęcia nawet, jak one wyglądają. Pomożesz mi?

Chwilę później grzebaliśmy w samochodzie moich rodziców w poszukiwaniu wygodniejszych pantofli Kiki. W którymś momencie nasze dłonie zetknęły się w przepastnym bagażniku skody i poczułam falę gorąca. Julek najwyraźniej też, bo przysunął się do mnie, a ja w panice gwałtownie odskoczyłam i uderzyłam się głową o otwartą klapę.

– Ej, nic ci nie jest? – kucnął przy mnie, kiedy mnie zamroczyło i ciężko klapnęłam na krawężnik.

Resztę wesela spędziliśmy razem. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, a potem przegapiliśmy rzucanie welonem i muchą, bo wymknęliśmy się do… apartamentu nowożeńców na piętrze. Julek miał klucz, żeby donosić młodym różne rzeczy, i postanowił nieco na tym skorzystać. Wiem, brzmi to tak, jakby on mnie tam zaciągnął, ale tak nie było. Była między nami niesamowita chemia i to ja zaproponowałam, żebyśmy poszli na górę. O koledze z klasy nie myślałam wcale, liczył się tylko Julek.

Seks, mój pierwszy w życiu, nie był może specjalnie udany, ale mój partner był tak czuły, tak delikatny, że już później zdałam sobie sprawę, że to było wyjątkowe. Ale wtedy byłam dziewiętnastolatką szarpaną hormonami i emocjami. Nie umiałam sobie poradzić z natłokiem zalewających mnie uczuć, nie miałam pojęcia, co zrobić potem, kiedy zeszliśmy do sali. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, strach, że to się wyda, że rodzice coś zauważą. Zaczęłam się wymigiwać od dotyku Julka, nie chciałam już z nim tańczyć ani rozmawiać. Zachowywałam się okropnie, chociaż wtedy nie umiałam inaczej. Nie powiedziałam mu, że to był mój pierwszy raz, a on się nie zorientował. Nie rozumiał, dlaczego nagle stałam się zimna i niedostępna.

– Zrobiłem coś złego? – zapytał, kiedy powiedziałam „nie” na jego propozycję, żebyśmy chwilę porozmawiali. – Jeśli poczułaś się, że do czegoś cię zmusiłem, to…

– Nie, no coś ty! – prychnęłam niemal pogardliwie. – Miałam ochotę na szybki seks i było nieźle. Wszystko jest w porządku. Jestem po prostu zmęczona, okej?

Miesiącami się z ciebie leczyłem

Widziałam, że go zraniłam. Uznał chyba, że nie był moją pierwszą przygodą na jeden raz. Milion razy potem analizowałam jego spojrzenie, kiedy wykręciłam się, żeby mnie nie dotknął. Były w nim ból i zawód.

Uciekłam do pokoju. Dopiłam tam wino, zwinęłam się na łóżku i zasnęłam w sukience. Kiedy się obudziłam, było już rano. Część gości została w pokojach hotelowych, część pojechała. Julek był kierowcą, odwoził starszych krewnych. Już go więcej nie zobaczyłam.

Przez kolejne lata myślałam o nim wiele razy. Dojrzałam, pożałowałam swojego zachowania, ale przeprosiny nie miałyby sensu. Wmówiłam sobie, że to dla niego nieważne. Przeleciał dziewczynę na weselu, a ona potem strzeliła focha, na pewno już dawno o tym zapomniał…

Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłam znaczyć dla niego coś więcej i że tak naprawdę był świetnym facetem, najlepszym przyjacielem mojego szwagra, i na pewno nie pozwoliłby sobie na potraktowanie mnie jak jednorazowej zdobyczy. To ja byłam ta zła, nie on, i musiałam z tym żyć. A teraz – cholera jasna! – miałam spotkać go na weselu Basi. Z jakąś kobietą! Musiałam wygrać to spotkanie! Też być z kimś!

Ale ostatecznie nikogo nie zabrałam. Głupio mi było proponować wspólne wesele kolegom. Większość miała żony albo partnerki. Poszłam więc sama.

– Hej! – usłyszałam i zobaczyłam go przed kościołem.

Wyglądał wspaniale. Wiek tylko podkreślił jego męskie rysy, broda mu pasowała. Starałam się nie jąkać i normalnie z nim rozmawiać, ale w końcu wypaliłam:

Jesteś sam?

– Taa… – wzniósł oczy do nieba. – Okazało się, że moja pani woli swojego pana, od którego odeszła rok temu. Powiedziała mi wczoraj. Cóż, przynajmniej będziemy siedzieć przy jednym stoliku. Basia mi to obiecała – uśmiechnął się, a mnie zrobiło się gorąco i niewyraźnie, jakbym znowu oberwała w łeb klapą od bagażnika.

– Tym razem nie możemy przegapić rzucania welonem i muchą – spróbowałam zażartować i ze zdumieniem dostrzegłam, że szyja Juliana robi się czerwona.

– Tym razem zamierzam złapać muchę – oznajmił. – Mam dość kawalerskiego życia. A ty? Jak ci się układa?

Nie planowałam tego, ale przez cały ślub siedzieliśmy obok siebie, potem Julek zabrał mnie swoim samochodem i usiedliśmy przy jednym stoliku, zgodnie z winietkami. Czułam się, jakby te dwadzieścia trzy lata wcale nie minęły, wszystko było takie jak wtedy, tylko para młoda młodsza i sala inna.

– Zatańczymy? – zapytał Julek i wiedziałam, że muszę to powiedzieć.

– Przepraszam cię – szepnęłam w tańcu. – Wiem, że wtedy zachowałam się jak jędza. To nie miało nic wspólnego z tobą. Po prostu byłam młoda, a to był mój pierwszy raz i…

– Co takiego? – Julek z wrażenia nadepnął mi na palce. – Jak to: pierwszy raz? Dałaś mi do zrozumienia, że to był tylko szybki numerek. A ja…cholera, Marianna! Miesiącami się z ciebie leczyłem! Myślałem, że…

Piosenka się skończyła i wodzirej oznajmił, że zaraz będzie rzucanie welonem i muchą.

– Wszystkie panny i panienki zapraszamy do kółeczka! Panny z odzysku też, he, he! – ryczał do mikrofonu. – Każda pani, która nie ma jeszcze męża, proszona jest na parkiet. Zaraz się dowiemy, na czyim weselu zatańczymy jeszcze w tym roku!

Złapałam welon, a on złapał muszkę

Chciałam się dyskretnie wycofać, ale Basia złapała mnie za rękę.

– Ciociu, ty też! – zawołała i zaciągnęła mnie na środek.

Nie chciałam robić scen, więc uśmiechnęłam się wymuszenie, wzięłam za ręce sąsiadki po bokach i zaczęłam posłusznie maszerować wokół Basi, której świeżo poślubiony małżonek zasłaniał oczy. Kiedy welon poszybował w moją stronę, chciałam się odruchowo uchylić, ale – przysięgam! – dosłownie na mnie sfrunął! Machnęłam ręką i bach! Trzymałam w ręce welon, a goście klaskali wokół mnie. Kiedy siostrzenica wpinała mi go w kok, wodzirej zaprosił wszystkich kawalerów do kółeczka. Pan młody zamachnął się, mucha poleciała, panowie przez moment walczyli o nią w powietrzu, aż wyłonił się zwycięzca. Julek.

– A teraz zapraszamy nową parę młodą na parkiet! – zawołał wodzirej i poczułam, że uginają się pode mną nogi.

– Musimy porozmawiać – szepnął mi Julek do ucha podczas tańca. – I tym razem nie przyjmuję odmowy.

– Dobrze tańczysz – mruknęłam w odpowiedzi. – Uśmiechaj się, robią nam zdjęcia.

Potem na tych zdjęciach widziałam swoją minę i się z niej śmiałam. Wyglądałam jak zakochana nastolatka, która właśnie po raz pierwszy znalazła się w objęciach ukochanego chłopaka i nie może powstrzymać głupkowatego uśmiechu.

Po tańcu poszliśmy na spacer, chociaż noc była chłodna. Na początku drżałam z zimna.

– Więc to naprawdę był twój pierwszy raz? – zapytał Julek i momentalnie zrobiło mi się gorąco. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Chyba nie wiedziałam jak. Wolałam udawać, że jestem taka doświadczona i że to nic dla mnie nie znaczy. A potem płakałam na górze…

– Płakałaś? Marianna! Ja tam na dole myślałem, że się upiję do nieprzytomności, jak zniknęłaś! Nie wiedziałem, co robić. Uznałem, że nie chcesz mnie widzieć, i nie wiedziałem, co schrzaniłem! Chciałem potem podpytać Kikę i Bartka, ale się bałem, że uznasz to za stalking, więc dałem sobie spokój. Ale długo siedziałaś mi w głowie, oj, długo.

– A kiedy przestałam? – zdobyłam się na cichutkie pytanie.

Potrzebowałam tych wszystkich lat

Nie powiedział, że nigdy. Opowiedział mi o swoim nieudanym małżeństwie i ogólnie niezbyt satysfakcjonującym życiu osobistym. Dodał, że żył dalej, nie myślał o mnie, ale kiedy dowiedział się, że będę na ślubie Basi, zaczął się zastanawiać, co by tu zrobić ze swoją aktualną dziewczyną.

– Wiedziałem, że spotykała się ze swoim byłym – wyznał – ale nie chciałem z nią zrywać przed ślubem, bo wyobrażałem sobie, że ty przyjdziesz tu szczęśliwa, z jakimś przystojniakiem. Kiedy Ewa sama odeszła, myślałem nawet, żeby nie iść na wesele. Czułem, że to będzie ciężkie, tak patrzeć na ciebie z jakimś facetem i siedzieć jak ten dureń sam…

– Miałam tak samo! – przyznałam się.

Wróciliśmy do sali zmarznięciu, ale tylko z wierzchu. W środku byliśmy rozpaleni do białości. Wiem, bo Julek szepnął mi to do ucha, kiedy zdejmował mi z ramion płaszczyk.

– Jeśli zaproponujesz, żebyśmy poszli na górę, to nie odmówię – mruknęłam mu w szyję.

– Tu nie ma góry – roześmiał się. – Ale wiesz co? Tym razem nie muszę czekać do końca wesela! Może chcesz zobaczyć, jak mieszkam?

Mimo że to było kuszące, jednak odmówiłam. Chciałam tym razem zrobić to jak należy, nie spieszyć się i nie zachowywać potem dziwacznie. Spędziliśmy więc noc na rozmowie i tańcu. Potem się umówiliśmy. I jeszcze raz.

Pobraliśmy się dokładnie jedenaście i pół miesiąca po tym, jak złapałam welon, a Julek muszkę. Ale na regale nie stoi nasze zdjęcie ślubne. Naszym ulubionym jest to, gdzie ja mam przypięty do koka złapany welon, a Julek ma pod szyją niepasującą mu muchę. Ten moment był dla nas magiczny, tamten taniec był tak naprawdę początkiem naszego związku.

I nie żałuję tych dwudziestu trzech lat, które nas dzieliły od naszego pierwszego do kolejnego razu. Potrzebowaliśmy ich, żeby zrozumieć, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Teraz już oboje to wiemy!

Czytaj także:
„Byłam świadkiem na ślubie miłości mojego życia. Mój pocałunek z panem młodym widziała jego żona”
„Miłość życia odnalazłam na wideo ze ślubu przyjaciółki. Musiałam czekać 10 lat, ale nie zmarnuję drugiej szansy”
„Niby na weselu byli sami swoi, a i tak relacja z imprezy trafiła do sieci... Nie dostałam przez to awansu”

Redakcja poleca

REKLAMA