„Myślałam, że jestem jego miłością życia, więc liczyłam na pierścionek. Zamiast zaręczyn, dostałam solidną nauczkę”

załamana kobieta fot. iStock, fotostorm
„Romek miał przez telefon jakiś dziwny głos. Jakby wystraszony, niepewny… Co to mogło oznaczać? Nie miałam pojęcia. Byliśmy zgraną parą. Rzadko się kłóciliśmy, a wszelkie spory rozstrzygaliśmy pokojowo”.
/ 23.12.2024 09:18
załamana kobieta fot. iStock, fotostorm

Kiedy Romek zadzwonił i poprosił, żebym spotkała się z nim w modnej kawiarni, trochę się zdziwiłam. Nigdy nie chodziliśmy do takich lokali bez okazji. Ale cóż, jak nie pojadę, to się nie dowiem. Oglądając rozmyty krajobraz za szybą autobusu, poczułam ukłucie niepokoju. Romek miał przez telefon jakiś dziwny głos. Jakby wystraszony, niepewny… Co to mogło oznaczać? Nie miałam pojęcia. Byliśmy zgraną parą. Rzadko się kłóciliśmy, a wszelkie spory rozstrzygaliśmy pokojowo.

Romek już czekał. Na blacie stały dwie parujące filiżanki. Cmoknęłam go w policzek na powitanie i dosiadłam się do stolika.

Co to za okazja? 

– Co tam? – spytałam, sięgając po kawę. – Czym sobie zasłużyłam na to zaproszenie? Chcesz się oświadczyć? – zażartowałam, choć prawdę mówiąc, gdyby w tym momencie wyciągnął z kieszeni pierścionek, byłabym wniebowzięta.

Romek raczej nie miał tego w planie. Zakrztusił się kawą. Otarł usta, a ja zauważyłam, że drży mu ręka. W dodatku unikał mojego wzroku. Znowu ogarnął mnie niepokój. 

– Coś cię gryzie? Masz jakiś problem? Wiesz przecież, że ze mną możesz porozmawiać o wszystkim.
Romek wziął głęboki wdech i głośno wypuścił powietrze. Chwilę milczał. Wyglądało, jakby zbierał się na odwagę.

– Musimy się rozstać – wydusił z siebie, wlepiając wzrok w ścianę.

– Chyba nie rozumiem…

– To koniec – teraz ton jego głosu był twardszy, bardziej zdecydowany, no i spojrzał mi w oczy.

A ja siedziałam i nie wierzyłam. Chyba się przesłyszałam. Może to jakiś głupi żart? 

– Ale… Ale… Dlaczego? Przecież tak nam ze sobą dobrze. Naprawdę nie rozumiem!

Romek znowu westchnął.

– To nie twoja wina. Po prostu, sam nie wiem… mierzi mnie to. Już chyba nic do ciebie nie czuję. Znaczy lubię cię, ale to za mało, no wiesz, o co mi chodzi. Chciałbym spróbować czegoś innego. Z kimś innym. Zupełnie innym, rozumiesz? Bardziej przebojowym, szalonym. Ty jesteś taka… zbyt spokojna, przewidywalna. Ile można leżeć w łóżku, jeść chipsy i oglądać filmy? Nie obraź się, ale znudziło mi się. Chciałbym podróżować, zwiedzać świat, czerpać z życia garściami, a ciebie ciężko nawet na miasto wyciągnąć, o jakimś dalszym wypadzie już nie wspominając. Ile razy namawiałem cię na wakacyjny wyjazd? Choćby na tydzień. Góry, jezioro, biwak. Nigdy nie chciałaś. Poza tym… – znowu umknął spojrzeniem w bok i zmienił ton – od trzech miesięcy spotykam się z Jowitą.

Aha. Słuchałam tego wywodu jak bajki o żelaznym wilku. Dopiero ostatnie zdanie sprawiło, że trybiki zaskoczyły i zrozumiałam, że to dzieje się naprawdę, a całe wcześniejsze chrzanienie mógł sobie darować. Zerwijmy, spotykam się z inną. Koniec. Szach i mat. Wystarczyłoby za powód. Romek wydał mi się nagle zupełnie obcym facetem. Więc dlatego ostatnio miał dla mnie coraz mniej czasu. Rzadziej pisał, rzadziej dzwonił. Przestał namawiać mnie na wyjścia, a kiedy zapraszałam go do siebie, często znajdował jakąś wymówkę, żeby nie przyjść. A to musiał pomóc tacie, a to w pracy zostać po godzinach. Ja, głupia, wierzyłam, bo… czemu miałabym nie wierzyć? Poczułam się oszukana.

– Dlaczego w takim razie wcześniej nic nie mówiłeś, jeżeli uważałeś, że nie pasujemy do siebie? A jak spotkałeś kogoś lepszego, trzeba było od razu wyłożyć karty na stół, zamiast grać na dwa fronty.

– Wiem, przepraszam. Chodzi o to, rozumiesz…. Ja po prostu nie wiedziałem, czy… No, ciężko mi wytłumaczyć, bo to trochę skomplikowane… – wił się jak robak.

Wezbrała we mnie fala złości.

– Ależ rozumiem, doskonale rozumiem! – krzyknęłam, podnosząc się. – Chciałeś sprawdzić, czy ty i twoja nowa panna będziecie się dogadywać. I gdyby się okazało, że jednak nie, to dalej męczyłbyś się ze mną, w międzyczasie rozglądając się za kolejną ochotniczką do testów. Ty świnio! Za kogo ty mnie masz? Za jakiś produkt zastępczy? Zawodniczkę rezerwową?! Ty śmieciu!

Siedzący przy innych stolikach goście mieli darmowe kino. Jedni gapili się z rozdziawionymi ustami. Niektórzy się podśmiewali. Ktoś wstał i zaczął klaskać. Romek poczerwieniał. Ja miałam gdzieś, że robię z siebie widowisko. Moja reakcja musiała go kompletnie zaskoczyć. No bo przecież spokojna, wręcz flegmatyczna Izunia nie potrafiłaby wpaść w furię. Prawda. Nie należałam do wylewnych osób, wolałam tłumić emocje, niż je okazywać, jednak teraz nie wytrzymałam. Każdy ma jakąś granicę, po przekroczeniu której może stać się kimś zupełnie innym. Czyż nie tego szukał? Dlatego zanim wyszłam, jeszcze trzasnęłam go otwartą dłonią w zdumioną twarz.

Gniew dodał mi sił. Romek mało nie wywrócił się razem z krzesłem. Dobrze mu tak. Niech się cieszy, że na niego nie naplułam! Wracałam piechotą. Padało, więc dotarłam do domu przemoczona do suchej nitki. Po drodze kupiłam setkę wiśniówki, którą wypiłam duszkiem tuż po przekroczeniu progu. Wzięłam prysznic, położyłam się w łóżku i nakryłam głowę poduszką. Krzyczałam w nią i płakałam z dobry kwadrans. Oczy mi spuchły, gardło i głowa rozbolały, ale nie pomogło. Zeszłam więc do piwnicy, gdzie brat zrobił sobie siłownię, i kopałam w worek treningowy, aż kompletnie opadłam z sił. Wyobrażałam sobie, że to Roman. W myślach życzyłam mu wszystkiego najgorszego. Potem zamknęłam się w swoim pokoju, założyłam słuchawki, włączyłam ostrą, ciężką muzykę i słuchałam jej przez całą noc. Zagłuszała myśli i emocje.

Usnęłam dopiero nad ranem.

Przez kilka dni nie wychodziłam z pokoju. Czułam się kompletnie rozbita. Leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit. Rozstanie z Romkiem było dla mnie potężnym ciosem. Świadomość, że okazałam się gorsza od kogoś innego, przytłaczała jak głaz. Fakt, że mnie wykorzystywał i traktował jak jakiś produkt zastępczy, miażdżyła moje poczucie własnej wartości i niszczyła wiarę w ludzi. Jak mogłam się tak pomylić w ocenie kogoś, z kim byłam blisko, kogo kochałam, kto niby kochał mnie? Balansowałam na granicy depresji.

Miałam już dwadzieścia dziewięć lat i zostałam bez faceta, z którym planowałam ułożyć sobie resztę życia. Jasne, nie byłam staruszką, ale imprezowiczką ani duszą towarzystwa też nie. Takiej wycofanej introwertyczce i domatorce jak ja ciężko będzie kogoś poznać. Co gorsza, jeszcze ciężej będzie mi teraz ponownie komuś zaufać. 

To przecież bez sensu, żeby być z kimś na siłę

Z psychicznego dołka, a raczej doła, wyciągnęła mnie dopiero starsza siostra. Wpadła któregoś dnia z wizytą. Pewnie została oddelegowana przez rodzinę, by wybadała, co się ze mną dzieje. I tak jak nie lubię zwierzać, tym razem wylało się ze mnie. Wysłuchała, a potem dała wykład.

– Izka, rozumiem, że się zawiodłaś, a mężczyźni wydają ci się do bani, ale nie popadaj w skrajności. Każda potwora znajdzie swojego amatora. Właśnie do tego służą randki. Żeby sprawdzić, czy ty i ów „potwór” jesteście kompatybilni. Romek, spotykając się z tamtą za twoimi plecami, zachował się jak świnia, masz rację. Tyle że jedną z podstaw związku jest akceptacja. Bierzesz potwora z jego zaletami i wadami. Skoro on nie mógł, czy nie chciał w pełni cię zaakceptować, miał prawo odejść. Mógł to zrobić w lepszym stylu, jasne, ale… krzyż mu na drogę. Wolałabyś się męczyć z kimś takim do końca życia, ustępując, dopasowując się na siłę?

Pokręciłam głową.

– Właśnie. Coś się skończyło, by coś mogło się zacząć. Patrz na to w taki sposób.

Siostra na szczęście nie kazała mi się na gwałt zmieniać, wychodzić do klubów i randkować na potęgę. Poradziła fora internetowe, łączące ludzi o tych samych pasjach i poglądach.

Nie stricte randkowe portale, gdzie potrzeba wprawy, bo odróżnić flirciarza od zboczeńca, której mnie ewidentnie brakowało. To, że Romek się mną znudził, wcale nie znaczy, że gdzieś tam nie czeka ktoś, komu wydam się interesująca taka, jaka jestem. Ale by tego kogoś znaleźć, muszę zacząć szukać, prawda? Albo choć dać szansę, by on znalazł mnie…

Hm, czy jest gdzieś strona łącząca domatorów, fanów mocnej muzyki i wielbicieli potraw z makaronem?

Izabela, 29 lat

Czytaj także:
„Miał być ślub i wnuki, a jest wstyd i zgrzytanie zębów. Mój syn to przykład idealnie zmarnowanego życia”
„Żona myślała, że jadę po choinkę na święta i wybieram ozdoby. A ja pociłem się w lesie z całkiem innego powodu”
„Po tym, co wymyśliła moja żona, czuje do niej niechęć i odrazę. Nie wiem, jak kiedykolwiek mogłem kochać tę kobietę”

Redakcja poleca

REKLAMA