„Myśl o zjeździe absolwentów mnie paraliżowała. Czułam się jak porażka. Nic nie osiągnęłam od matury”

Nie osiągnęłam niczego od matury fot. Adobe Stock, Gorodenkoff
„Nadal mieszkałam w tym samym bloku, co w czasach licealnych. Pracowałam w sklepie spożywczym tuż za rogiem. Nie miałam męża ani dzieci. Przybyło mi jedynie kilogramów. Czym tu się chwalić?”.
/ 16.05.2022 17:10
Nie osiągnęłam niczego od matury fot. Adobe Stock, Gorodenkoff

„Zapraszamy na spotkanie klasowe piętnaście lat po maturze. Spotykamy się w pubie „Złota Mewa” w przyszły czwartek!” – przeczytałam w liście, który znalazłam w skrzynce.

Czy to jakiś żart?! Mój Boże, naprawdę minęło piętnaście lat?! Nie mogłam się otrząsnąć z szoku przez dobry kwadrans. Dopiero później przyszła myśl, jak to wszystko może wyglądać. Z jednej strony miałam ochotę spotkać się ponownie ze znajomymi z klasy, posłuchać, co się u nich zmieniło, czym się zajmują, gdzie mieszkają. Z drugiej, ogarnęło mnie nagle coś w rodzaju syndromu kryzysu wieku średniego. Może nieco przedwcześnie, bo do czterdziestki było mi jeszcze daleko, ale nie miałam wątpliwości, że moje koleżanki osiągnęły znacznie więcej niż ja.

Moje życie jakoś nie mogło nabrać rozpędu

Pewnie między innymi z tego powodu miałam wrażenie, jakby tych piętnaście lat minęło jak z bicza strzelił. Nadal mieszkałam w tym samym bloku, co w czasach licealnych. Co prawda dwa piętra niżej, ale wciąż blisko mamy i taty. Kilka lat temu zwolniło się mieszkanie w mojej klatce i rodzice wspaniałomyślnie dorzucili mi się do zakupu, żeby mieć przy sobie swoją jedynaczkę. Pracowałam w sklepie spożywczym tuż za rogiem. Nie miałam męża ani dzieci. Jedyne, co mi przybyło, to kilogramy. Czym tu się chwalić? Westchnęłam ciężko.

Uznałam, że chyba nie pojadę. Nie miało to sensu. Pokazać się tylko po to, by poprawić innym humor, że nie mają tak źle? Że Kaśka ma gorzej? Niedoczekanie! Rzuciłam list na stertę ulotek i włączyłam telewizor, żeby zagłuszyć ciszę dźwiękami reklam. Odgrzałam wczorajsze spaghetti, potem zjadłam porcję lodów czekoladowych.

– No i jak ja mam wyglądać, jak wracam po pracy o dziewiętnastej i potem się obżeram?! – warknęłam.

Po chwili usłyszałam znajome szuranie kapci na klatce. Mama już zauważyła, że wróciłam i szła w odwiedziny. Przychodziła do mnie codziennie. Czasem miałam już tego dość, ale z drugiej strony, gdyby nie ona i tata, nikt by mnie nie odwiedzał. A tak, przynajmniej miałam się do kogo odezwać.

– Co tam, Kasieńko? – zapytała, jak zawsze, jakby moje życie było niekończącym się serialem sensacyjnym.

To, że u nich, emerytów, niewiele się działo, można zrozumieć, ale życie towarzyskie samotnej 30-latki powinno być pełne trzepotów serca i uniesień jak u Bridget Jones. Moje takie nie było. Panowała w nim nieznośna monotonia.

– Ach, nic – wzruszyłam ramionami. – Dostałam zaproszenie na zlot po maturze – dodałam.

– Świetnie! – wykrzyknęła podekscytowana.

– Nie… I tak nie pojadę. Nie mam się czym pochwalić.

Mama spojrzała z wyrzutem. W jej opinii miałam czym. Uważała, że w naszych czasach praca i samodzielne mieszkanie to powód do dumy. Dobrze, że nie ma Facebooka. Wtedy by wiedziała, co jest powodem do dumy – sportowy samochód, wakacje na Kanarach, nowy iPhone…

Nic nie dało tłumaczenie, że nie będę się tam dobrze czuła. Mama uznała, że nic mi tak dobrze nie zrobi jak spotkanie z dawnymi koleżankami. Kazała mi natychmiast potwierdzić uczestnictwo, a ja oczywiście posłusznie odpisałam, że będę. W końcu zawsze mogę się źle poczuć i odwołać...

Nie przypuszczałam, że mama zrobi wokół tego takie zamieszanie. Wyciągnęła mnie do galerii handlowej, niemal zmusiła do kupienia nowej sukienki i butów, a później jeszcze namówiła na fryzjera. Kiedy przed wyjściem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, przeraziłam się. Wyglądałam koszmarnie.

– Mamo, nie mogę tak iść. Te loki są straszne. Sukienka jest zbyt wytworna. Szpilki za wysokie. To przecież nie studniówka.

Nie wiem, dlaczego dałam się na to wszystko namówić. Poszłam do łazienki, zmyłam makijaż, umyłam i wysuszyłam włosy, a później włożyłam jeansy i t-shirt.

– No nie, tak nie możesz iść! – zaprotestowała mama.

– A właśnie, że mogę – odparłam. – Nie będę robić cyrku. To nie bal, tylko spotkanie w pubie na piwie.

– Może byś chociaż usta uszminkowała? I nie przesadź z alkoholem! – nie ustępowała mama.

– Jestem dorosła – jęknęłam.

Od początku wiedziałam, że kupno mieszkania w bloku rodziców nie było dobrym pomysłem, ale ostatnio mama przechodziła samą siebie. Wtrącała się we wszystko – od tego, co mam w lodówce, przez ubrania, jakie noszę, po książki, które czytam. Gdy prosiłam, żeby przestała traktować mnie jak dziecko, obrażała się.

Tym razem postanowiłam nie ustępować. Do pubu pojechałam autobusem. Dawno już nie byłam w takim miejscu, więc czułam się trochę nieswojo. Przez chwilę zastanawiałam się, czy się nie wycofać, ale wszystkie obawy rozwiały się, gdy zobaczyłam grupę starych znajomych. Trochę się zmienili, część przytyła, niektórzy chłopcy mieli już zakola, ale były też dziewczyny, które wyglądały znacznie lepiej niż w dawnych czasach. Ot, życie!

Postanowiłam, że nie będę się przejmować

Jeśli ktoś mnie źle oceni, to jego sprawa! Ja przyszłam się pośmiać i pogadać, nie pielęgnować swoje kompleksy. Piotr miał za sobą małżeństwo zakończone trudnym rozwodem Usiadłam między dawnymi przyjaciółmi: Dominiką, Darkiem i Piotrkiem. Od razu zaczęliśmy rozmawiać i opowiadać, co u kogo słychać. Miałam wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Jakbyśmy widzieli się całkiem niedawno w szkolnej ławce. Dominika opowiadała o trójce swoich dzieci,  wciąż powtarzała, jaka jest szczęśliwa, że wyrwała się na chwilę z domu bez nich.

– Kocham je, ale można z nimi oszaleć. Miło czasem trochę odpocząć bez maluchów – mówiła, sącząc piwko.

Darek opowiadał o firmie produkcyjnej, którą założył lata temu i o stresach przedsiębiorcy.

– Ludzie mówią, jak mi dobrze, że nie mam szefa, ale wierzcie mi, konkurencja i rynek to najgorsi szefowie. Ciężko się utrzymać w dobie internetu. Rynek zalewa tania chińszczyzna, nikt nie kupuje już dobrego, ale droższego polskiego sprzętu sportowego.

Piotr wspomniał o trudnym rozwodzie, przez który przeszedł dwa lata temu. Jego żona wyjechała dorobić do Anglii, bo marzyli o własnym domu. On miał stabilną pracę jako kontroler jakości w fabryce, więc nie chciał jej rzucać dla niepewnej przyszłości na obczyźnie…

– Iwona nie wróciła. Poznała tam kogoś i tyle z marzeń o domu i dzieciach. Teraz wiem, że małżeństwa nie da się utrzymać na odległość – westchnął.

Kiedy ja zaczęłam o sobie opowiadać, miałam wrażenie, że wcale nie mam tak najgorzej. Spokój, regularne dochody, własne mieszkanko. Doskwierała mi tylko samotność.

– Musimy spotykać się częściej! – orzekła Dominika. – To będzie doskonały lek na twoją samotność i moje przemęczenie!

Dawno się tak świetnie nie bawiłam

Znów poczułam, że żyję Siedzieliśmy i gadaliśmy do późnych godzin. Co chwilę podchodzili do nas dalsi lub bliżsi znajomi i dzielili się swoimi przeżyciami. Było bardzo ciekawie i tak jakoś naturalnie. Dziękowałam Bogu, że w ostatniej chwili przebrałam się z tych cyrkowych ciuchów. Niemal wszyscy ubrali się luźno i swobodnie. Wróciłam do domu grubo po północy. Kiedy obudziłam się rano, zauważyłam SMS-a od Piotra: „Fajnie było cię spotkać! Już zapomniałem, jak dobrze mieć przyjaciół”.

Przyznałam mu rację. Ustaliliśmy, że za tydzień znów widzimy się w pubie. Tym razem tylko we czwórkę. Byłam zachwycona, że odnowiliśmy znajomość. W końcu coś zaczęło się u mnie dziać. Czekałam na weekend podekscytowana. W piątek dostałam SMS-a od Dominiki: „Syn ma temperaturę i wymiotuje. Muszę odwołać wyjście”. A niech to! Po chwili wiadomość od Darka: „Wybaczcie, ale nie dam dziś rady. Finalizuję dużą umowę, klient zmienił termin!”. Jakby się zmówili!

– To by było tyle z wyjścia – westchnęłam. – Piotr pewnie też zaraz z czymś wyskoczy, żeby się wymigać. Napisałam do niego.

„Ja będę” – odpisał.

Jaka miła niespodzianka. Na kogoś tu można liczyć. Kiedy przyszłam, stał już pod pubem. Ubrał się nieco bardziej elegancko niż ostatnim razem. Miał ładną, niebieską koszulę i dopasowane jeansy. Pomyślałam, że też mogłam się ładniej ubrać, skoro on się tak postarał, ale skąd miałam wiedzieć. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Było bardzo miło. W pewnym momencie Piotr powiedział, że zgłodniał i zaproponował, żebyśmy poszli coś zjeść. Przyjęłam pomysł z radością. Poszliśmy do knajpki obok.

– Próbowałaś małży? – zapytał.

– Nie. Nie brzmi to dobrze.

– Spróbuj. Są tu wyśmienite. Mogę dla ciebie zamówić?

Spojrzałam zdziwiona. Myślałam, że zjemy po hamburgerze, a on zamówił małże i butelkę białego wina. Poczułam się trochę speszona. Wypiłam kieliszek i spróbowałam małży. Były trochę dziwne, ale rzeczywiście całkiem niezłe.

– To afrodyzjak, wiedziałaś? Nie wydaję ci się trochę przystojniejszy? – zaśmiał się i dotknął mojej dłoni.

Zauważyłam, że już któryś raz dotyka mnie niby przypadkiem. Czyżby mnie podrywał?! Ciężko mi było uwierzyć. W liceum był ulubieńcem koleżanek z klasy, ale chodził z Anetą, więc nie interesował się innymi. A mną to już w ogóle! Teraz jednak dostrzegałam wiele zachowań, które mogłyby sugerować coś innego. Uparł się, że on zapłaci za kolację i wino. Gdy wychodziliśmy z restauracji, podał mi płaszcz. Otworzył przede mną drzwi. Odprowadził do domu. Aż bałam się dopuścić do siebie myśl, że faktycznie chciałby czegoś więcej niż tylko przyjaźni.

– Dziękuję za bardzo miły wieczór. Może to powtórzymy?

– Chętnie. Myślę, że synek Dominiki wydobrzeje do przyszłego tygodnia.

– Nie chcę się spotkać z Dominiką, tylko z tobą – powiedział nieco speszony, a ja aż poczerwieniałam.

Naprawdę mnie podrywał!

Tak dawno nikt się mną nie interesował, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W końcu kiwnęłam tylko głową. Po powrocie do domu nie mogłam ochłonąć. Wyglądało na to, że byłam na randce! Po chwili odebrałam SMS-a od Piotra, który to potwierdził: „Zarezerwuję stolik na piątek, jeśli się zgodzisz na drugą randkę”.

Opadłam na kanapę. Po chwili znów spojrzałam na ekran telefonu, żeby upewnić się, że dobrze widzę. Tak! Zaprosił mnie na drugą randkę. Nie mogłam wytrzymać i zadzwoniłam do Dominiki.

– Muszę ci się do czegoś przyznać – wyszeptała, kiedy opowiedziałam jej o wszystkim. – Piotr mnie poprosił, żebym dziś nie przychodziła. Darka także. Zaplanował to wasze spotkanie tylko we dwoje.

– Poważnie?! – Nie zauważyłaś, jak cię podrywał już podczas spotkania klasowego?

Zaprzeczyłam. Naprawdę nie zwróciłam na to uwagi. Owszem, był bardzo miły, ale przecież zawsze taki był. Poza tym chyba moje niskie poczucie własnej wartości nie dopuszczało w ogóle takiej możliwości. Nie podejrzewałabym w najśmielszych snach, że Piotrek będzie mną zainteresowany. Kiedy wieczorem przyszła mama, nie mogłam się powstrzymać i opowiedziałam jej, co się stało.

– To może włożysz tę nową sukienkę? Tak ładnie w niej wyglądałaś!

Roześmiałam się, rozbawiona jej uporem. Może faktycznie na coś się przyda ta kiecka? W końcu zaprosił mnie do eleganckiej restauracji. W piątek włożyłam sukienkę i wyprostowałam włosy. Dodałam delikatny makijaż. Tak mogło być. Piotrek przyjechał po mnie autem. Stał na dole w garniturze. Kiedy zeszłam, aż westchnął.

– Pięknie wyglądasz.

– Ty też – uśmiechnęłam się.

Ten uśmiech nie schodził mi z twarzy przez cały wieczór. Rozmawialiśmy bez końca. Kiedy zamykali restaurację, zaprosiłam Piotrka do siebie na kawę. Siedzieliśmy, wciąż rozmawiając, wspominając, a nawet snując plany. Tak zastał nas poranek… Nagle usłyszałam za drzwiami znajome szuranie. Mama zapukała i weszła, krzycząc od progu:

– No i jak randka?

Kiedy zauważyła Piotra, poczerwieniała. Przeprosiła i natychmiast wyszła, a my parsknęliśmy śmiechem. Gdy po roku uznaliśmy, że nasz związek przeszedł próbę czasu i pora razem zamieszkać, uznaliśmy, że lepiej będzie znaleźć sobie nowe mieszkanie. Nasze stare sprzedaliśmy. Moje miało zbyt natarczywą sąsiadkę, a w jego unosił się wciąż duch nieudanego małżeństwa. Wybraliśmy mieszkanie dwa przystanki dalej. Tak, by nie być za daleko, ale nie słyszeć szurania kapci za drzwiami.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA