„Wzięłam sobie za męża bawidamka, który żadnej nie przepuści. Byłam młoda, głupia i wierzyłam, że po ślubie się zmieni”

kobieta, którą zdradza mąż fot. Adobe Stock, fizkes
„Coś musiało być z moim Zygmusiem nie tak, skoro nawet ksiądz dobrodziej wiedział o jego przygodach… Ale wtedy miałam nadzieję, że to już za nim. Ot, chłopak wyszumieć się musiał i już. Teraz będzie inaczej, bo przecież przed ołtarzem wierność mi będzie przysięgał”.
/ 31.05.2022 05:30
kobieta, którą zdradza mąż fot. Adobe Stock, fizkes

Widziały gały, co brały. Tak mówią. A i owszem, widziały. Tylko co z tego, skoro człowiek młody był, głupi i myślał, że po ślubie coś się zmieni.

Poznaliśmy się dawno temu na dożynkach. On stał w grupie chłopaków, a ja oglądałam chustki i bibeloty na straganach razem z moimi siostrami. Od razu zauważyłam, że ten przystojny blondyn mi się przygląda i szczerzy zęby od ucha do ucha. Rzuciłam mu nieśmiałe spojrzenie, a on podszedł do mnie z pewnym siebie uśmieszkiem i wskazał na moją sukienkę.

– Dziura – rzucił głupim tekstem.

– Gdzie? – spłoszyłam się.

– Tutaj – klepnął mnie w tyłek.

Normalnie dałabym mu po zarozumiałej gębie, ale byliśmy pod kościołem, no i wszyscy sąsiedzi się na mnie patrzyli… Przerzuciłam więc tylko warkocz przez ramię i odeszłam z całą godnością, na jaką było mnie wtedy stać. Po chwili dogoniła mnie moja siostra, Kazia.

– Patrz, co mam – zamachała mi przed oczami jakimś przedmiotem.

– Co to jest? – spytałam.

– Serduszko z piernika! Zygmuś, ten blondyn, kazał cię przeprosić i ci dać.

Ujęłam serduszko w dwa palce. „Dla Najmilszej” – głosił napis z lukru. Miałam zamiar wręczyć je Kazi i powiedzieć, że może je sobie sama zjeść, gdy zobaczyłam obok Zygmusia miętoszącego w dłoni czapkę. Wydawał się taki skruszony…

Podziękowałam mu więc skinieniem głowy i poszłam w swoją stronę.

Wszystkie dziewczyny mi zazdrościły

Spotkaliśmy się już wieczorem, na zabawie w remizie. Poprosił mnie do tańca, a ja się zgodziłam. Widziałam, że wszystkie dziewczyny na zabawie mi zazdrościły. A skoro każda za nim wypatrywała oczy, to znaczy, że facet jest warty uwagi, prawda? Zresztą, gdy Zygmuś robił tę swoją proszącą minę i wpatrywał się we mnie błagalnie niebieskimi jak niebo oczami, niczego nie potrafiłam mu odmówić. I nie odmawiałam.

Na rezultat nie trzeba było długo czekać. Zaszłam w ciążę. Nawet zadowolona byłam: złapałam chłopaka, o jakim marzyły wszystkie babki we wsi. Nie musiałam długo czekać, by się przekonać, że nie tylko marzyły… 

Pierwsze plotki doszły do moich uszu, gdy szliśmy dać na zapowiedzi w kościele. Ksiądz wybałuszył tylko oczy, kiedy nas zobaczył.

– Zygmunt? – zapytał. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj, chłopcze… Ale to dobrze, żeś się w końcu ustatkował. Chyba, że jakiś powód macie, żeby się tak spieszyć..?

Spłoniona, spuściłam wzrok. Coś musiało być z moim Zygmusiem nie tak, skoro nawet ksiądz dobrodziej wiedział o jego przygodach… Ale wtedy miałam nadzieję, że to już za nim. Młody, głupi był, to i wyszumieć się musiał. Teraz będzie inaczej.

Pamiętam, że jakoś ze dwa tygodnie przed weseliskiem wracaliśmy razem z mszy i przechodziliśmy koło domu takiej Kryśki, co to u nas, na wsi, reputację całkiem zniszczoną miała. Co wieczór do miasteczka jeździła, a jak ją zapytać po co, to mówiła, że na nocną zmianę pracuje. Tylko powiedzieć nie chciała, gdzie. Ale jak baba wychodzi po nocach z domu ubrana w miniówkę, co ledwo tyłek zasłania, to co może robić? W każdym razie Kryśka była wtedy w ogródku, jak szliśmy, wychyliła się przez bramkę i zawołała:

– Zygmuś! Wpadniesz do mnie jeszcze kiedyś? Fajnie było ostatnio!

Mój narzeczony poczerwieniał, rezon stracił i pociągnął mnie tylko za rękę, żebym szybciej szła. Kiedy potem go wypytywałam, co Kryśka od niego chciała, powiedział, że raz czy dwa był u niej, żeby pralkę naprawić. Bo Zygmuś to taka złota rączka, czego się tknie, to w mig naprawi.

Na dwa dni przed ślubem mama wysłała mnie w jakiejś sprawie do przyszłych teściów. Trochę mi już urósł brzuch, więc poszłam tyłami, żeby ludzi w oczy nie kłuć, i pies ani mnie nie ujrzał, ani nie zaszczekał. W sieni natknęłam się na Zygmusia i Kryśkę. Gdy mnie ujrzeli, odskoczyli od siebie jak oparzeni. Ale ja tak z rykiem poleciałam do domu.

Od progu zawołałam:

– Ślubu nie będzie! – i w płacz.

Rozwiodę się i dokąd pójdę?

Mama aż się przeżegnała. Szlochając, opowiedziałam jej, że widziałam, jak Zygmuś i Kryśka się całują. Mama tylko ujęła się pod boki.

– Wstydu nie masz? Chcesz, żeby cała wieś nas na języki wzięła? – ofuknęła mnie. – A co to, ubyło ci, jak się pocałowali! Świniak już w wędzarni, ojciec wódkę w studni chłodzi, a ta ślub odwoływać będzie!

A Zygmuś pojawił się wieczorem skruszony i wręczył mi pierścionek, co go jego matka na zaręczyny dostała. Śliczny, z niebieskim oczkiem. Wsunął mi go na palec i powiedział, że Kryśka się na niego rzuciła, a ja w złym momencie weszłam. Uwierzyłam, a czemu nie? I jak szłam do ołtarza, byłam naprawdę szczęśliwa.

W pięć miesięcy po ślubie urodził się Wojtuś, potem bliźniaczki, a na koniec jeszcze Piotruś. I tak życie pomalutku nam biegło, ani gorzej, ani lepiej niż innym. Mąż pracował w fabryce, a w niedzielę grywał na mszy. Ja zajmowałam się domem. Pewnie, że czasami zdarzało mu się zostać w robocie na drugą zmianę, lecz nie myślałam wtedy wcale, że jest w tym coś podejrzanego.

Aż pewnego dnia wpadła do mnie Kaśka, prawie sąsiadka, bo mieszkająca dwa domy dalej. Od progu oznajmiła mi, że jest z Zygmuntem w ciąży i chce, żeby się ze mną rozwiódł, bo jej dziecko potrzebuje ojca.

– A o moich dzieciach nie pomyślałaś, ty latawico? – wykrzyczałam, kiedy wyrzucałam ją z domu.

Testy potwierdziły, że to Zygmunt jest ojcem jej dziecka. Musi płacić jej alimenty, oszczędzając przez to na moich dzieciach, które strasznie to przeżyły. Nic dziwnego, zawsze były w niego wpatrzone jak w tęczę, a on im taki numer wywinął! O sobie nie wspomnę. To na mnie spadły pełne potępienia spojrzenia sąsiadów, gdy szłam do sklepu. Dla nich to nie on był winny, tylko ja, że go przy sobie utrzymać nie potrafiłam.

Jeszcze ciężej się zrobiło, gdy to dziecko urosło i zaczęło biegać po wsi. Kaśka wstydu żadnego nie miała i siadywała w kościele przede mną. Patrzyłam, jak mała rośnie i coraz bardziej jest podobna do Zygmunta. Wiem, że bywał u nich od czasu do czasu, ale, szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to już ani trochę. Rzadko rozmawialiśmy, on za to często łaził gdzieś po nocach.

Nie zdziwiło mnie więc, kiedy przyszła do mnie Kinga, siostra Kaśki, powiedzieć, że ona też jest w ciąży z Zygmuntem. Głupia! Widziała krzywdę siostrzenicy i to samo zrobiła dziecku! Zymunt tylko głowę ukrył w rękach, jak się dowiedział.

Poszłam do księdza po radę, a on mówi, żeby krzyż swój dzielnie przez życie nieść. A ja myślę, że to nie tak. Czemu to ja mam cierpieć za jego grzechy? To mnie we wsi wszyscy palcami wytykają i po kątach szepczą. Pewnie się dziwią, że rozwodu nie wezmę. Ale jak to zrobić, kiedy pracy ani wykształcenia nijakiego nie mam? Gdzie pójdę, jak rodzice dawno pomarli? A dzieci moje z czego będą żyć? Mam nadzieję, że córki, jak podrosną już inaczej myśleć będą. Uczyć się i na chłopa nie oglądać.

Wysiaduję w kuchni i wyglądam, kiedy Zygmunt wróci do domu, bo znowu go gdzieś poniosło. I tylko cieszę się, że Kaśka więcej sióstr nie ma...

Czytaj także:
„Szef chronił Anetę przed zwolnieniem, bo miał z nią romans. Nie wiedział, że uwiodła go, żeby zniszczyć jego firmę”
„Ania wmówiła sobie, że jest w związku z Pawłem. Dla niego to była tylko przyjaźń, a ona już zapraszała kuzynki na ślub”
„5 lat gniłam na garnuszku u rodziny, robiąc za darmową gosposię. Z niedoli wyciągnął mnie... tajemniczy podarunek”

Redakcja poleca

REKLAMA