„Mojej dziewczynie zamiast gotować, zachciało się skoków na bungee. Myślałem, że jak wcisnę jej pierścionek, to zejdzie na ziemię”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Byłem też zestresowany. Naprawdę się bałem, że coś sobie zrobi podczas tych ekstremalnych wypraw. A jeździła wspinać się w skałki, spływała pontonem po jakichś dzikich rzekach, zaczęła trenować kolarstwo górskie. Kochałem ją, ale to się musiało skończyć”.
/ 03.11.2022 16:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Kumpel mówił, że jeśli nie dotrzymam jej kroku, to ona w końcu mi ucieknie. Obawiałem się, że ma rację. Jeśli o jakiejś kobiecie można powiedzieć, że jest niezwykła, to właśnie o mojej Basi. Ta dziewczyna to dosłownie dynamit! A ja, no cóż… Chyba najlepiej skomentował to Biber, mój najlepszy kumpel:

– Stary, szaleństwo w twoim wydaniu to jazda pięćdziesiąt pięć kilometrów na godzinę przy ograniczeniu do pięćdziesięciu… Mówiąc szczerze, to nie wiem, co ty będziesz musiał zrobić, żeby Baśka nie umarła ci z nudów po tygodniu…

Miałem ochotę trzasnąć go w ten ogolony łeb, ale wiedziałem, że stary druh miał rację. To może nie tak, że byłem całkowitym sztywniakiem. Trzeba jednak przyznać, że szalona randka w moim wydaniu to było gorące kakao, dobry horror na DVD i trzymanie się za rękę pod kocem.

– Horror podnosi poziom adrenaliny – tłumaczyłem Basi moją koncepcję wspólnego spędzania czasu. – Będziemy się bać, więc to tak, jakbyśmy na przykład skakali ze spadochronem, tylko że będziemy bezpieczni na kanapie.

– A nie możemy naprawdę skoczyć ze spadochronem? – zapytała, już ożywiona tą myślą.– No, co tak patrzysz? Horrory są dla nudziarzy!

Nie wiedziałem, jak jej powiedzieć, że mnie się ten pomysł zupełnie nie podoba. Oczywiście w końcu z nią pojechałem, ale na miejscu stwierdziłem, że jednak sobie odpuszczę. Nie miałem najmniejszej ochoty trząść się ze strachu tuż przed wyskoczeniem z samolotu, i to na oczach mojej dziewczyny.

Ona skoczyła sama. Właściwie to nie sama, bo w tandemie, czyli podpięta do doświadczonego instruktora. Ja zostałem na ziemi i robiłem jej zdjęcia aparatem z teleobiektywem.

To jest właśnie moja pasja: fotografia

– Serio potrafisz czekać kilka godzin, aż jakiś zwierzak wyjdzie z lasu? I to o czwartej nad ranem? – dziwiła się Basia. – To dla mnie brzmi jak kara…

– Tak, właśnie w ten sposób robi się dobre zdjęcia. Możemy się kiedyś wybrać razem, zobaczysz, jaka to frajda.

Ale to nie było w jej stylu. Po skoku chciała spróbować raftingu, czyli spływu pontonem po wzburzonej rzece. Dla mnie brzmiało to jak wyrok śmierci. Przecież można się rozbić o kamienie, uderzyć w głowę i zginąć! Ale kiedy jej o tym powiedziałem, tylko się roześmiała, że jestem cykorem. I pojechała na ten rafting sama.

Kiedy wróciła, oznajmiła, że było fajnie, ale jednak bardziej bawią ją skoki spadochronowe. Zapisała się na kurs, żeby skakać samodzielnie. Nie narzekałem. Jeździłem z nią i robiłem fantastyczne zdjęcia reportażowe. Kilka z nich wysłałem na konkurs. Wygrało to, na którym moja piękna dziewczyna lądowała nieplanowo na polu rzepaku. Ona przeżyła przygodę, a ja zdobyłem nagrodę. Sądziłem, że oboje jesteśmy wygrani.

Motorem po autostradzie? W życiu!

Ale to nie mogło wiecznie trwać. Basia zaczęła naciskać, żebym jej towarzyszył w różnych ekstremalnych aktywnościach. Namówiła mnie na kurs jazdy na motocyklu. Sama zrobiła prawo jazdy kategorii A w wieku osiemnastu lat i chciała mieć zmiennika na podróże motocyklowe.

– Na wiosnę kupuję ścigacza! – powiadomiła mnie, prezentując wielkie, sportowe maszyny, które tak ją pociągały. – Zobacz, ta honda będzie szła jak torpeda! Do dwustu czterdziestu!

– Jak zamierzasz jeździć dwieście czterdzieści na godzinę po polskich drogach? – zaśmiałem się, ale głównie po to, żeby zamaskować niepokój.

– Jasne, że nie po polskich! Będę śmigać po niemieckich autostradach, tam nie ma ograniczeń. A ty ze mną!

Cóż, to jej marzenie musiało trochę poczekać, bo chociaż zdałem egzamin teoretyczny na sto procent, to przez cztery kolejne podejścia nie byłem w stanie zdać praktycznego. W końcu powiedziałem, że się poddaję. Biber mocno się tym zaniepokoił.

– Stary, jak nie będziesz dotrzymywał jej kroku, to ona ci zwyczajnie ucieknie – ostrzegł mnie. – Nie bądź frajer, zrób coś szalonego, no wiesz, dla niej. To niesamowita dziewczyna, szkoda byłoby, gdyby cię zostawiła.

Moja przyszła żona nie może się narażać

Kurde, kochałem Bibera jak brata, ale to zabolało. Przez całą podstawówkę tworzyliśmy tandem: ja byłem chudym okularnikiem, który pomagał mu zaliczyć matmę i fizykę, a on był osiłkiem, który bronił mnie przed szkolnymi łobuzami. Potem on zaczął trenować boks i jakieś inne sztuki walki, a ja poszedłem do liceum, gdzie zapisałem się do kółka fotograficznego.

Ale nadal się spotykaliśmy, gadaliśmy o dziewczynach, życiu, jego mistrzostwach i moich konkursach. Nawet kiedy Biber zaczął walczyć w klatkach i robić karierę jako zawodnik MMA, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Wiedziałem, że życzył mi jak najlepiej i chciał, żeby układało mi się z Basią.

– Jakbym miał taką laskę, tobym wszystko dla niej zrobił. Nawet bym zaczął chodzić na spotkania literackie, jakby o to poprosiła – zapewnił mnie poważnie.

Ale mnie żywiołowość mojej dziewczyny zaczynała przytłaczać. Byłem też zestresowany. Naprawdę się bałem, że coś sobie zrobi podczas tych ekstremalnych wypraw. A jeździła wspinać się w skałki, spływała pontonem po jakichś dzikich rzekach, zaczęła trenować kolarstwo górskie. Ja początkowo jeździłem wszędzie z nią, ale zacząłem mieć dość tego ciągłego strachu o to, czy – a właściwie: kiedy – coś jej się stanie. W nocy śniło mi się, że leży gdzieś połamana, z zakrwawioną twarzą… Kochałem ją, ale to się musiało skończyć.
Dlatego postanowiłem się oświadczyć.

Wymyśliłem sobie, że kiedy zaczniemy planować ślub i myśleć o dzieciach, Basia trochę zwolni. No i miałem zyskać argument, dlaczego nie zgadzam się na jej kolejny szalony wypad. Już układałem sobie w głowie tekst o tym, że nie chcę, by przyszła matka moich dzieci narażała się na takie niebezpieczeństwa.

Akurat moja kuzynka brała niedługo ślub i poprosiłem ją o małą przysługę. Miała podczas oczepin rzucić welonem specjalnie w Basię, a w tym momencie ja miałem podbiec, paść na jedno kolano i wyciągnąć pierścionek.

Nie przewidziałem tylko jednego

– Nie idę łapać żadnego welonu – żachnęła się moja miłość. – Jeszcze trafi we mnie!

– A co by się stało, gdybyś złapała welon? – zapytałem, dotykając pudełeczka z pierścionkiem w kieszeni.

– W sumie nic – przyznała. – Ale to bez sensu, skoro nie zamierzam wychodzić za mąż.

Tamto wesele było niezapomniane, przynajmniej dla mnie. Pojechaliśmy na nie z Baśką jako para, a wróciłem do domu jako singiel. Zrozumiałem, że byłem głupi, sądząc, że uda mi się zamknąć Basię w klatce, jak to dokładnie ujęła. Ona także przyznała, że jej zdaniem nasz związek nie ma sensu. Nie zamierzała zwalniać tempa. Chciała mieć ekscytujące życie, skakać na bungee, przejechać motocyklem Azję. Przyznała, że nie widzi dla mnie miejsca w tych marzeniach.

Byłem załamany naszym zerwaniem, ale czułem w głębi serca, że to było nieuniknione. Basia była jak dziki kot. Potrzebowała przestrzeni, żyła, kiedy czuła kopa adrenaliny. Nie byłaby szczęśliwa jako żona i matka.

– A ty? Jak ty się czujesz? – zapytał z troską Biber, aktualnie w Argentynie na zawodach MMA.

– Mnie by wykończył ten wieczny strach o nią – wyznałem. – No i miałeś rację, przy niej czułem się jak miękka pipa.

Na szczęście ja i Basia rozstaliśmy się w przyjaźni. Ot, nie wyszło nam, ale to nie powód do wrogości. Ona złożyła mi życzenia na urodziny, potem ja pomogłem jej przy przeprowadzce. To ona poznała mnie z Niką, ilustratorką książek dla dzieci.

– Uznałam, że będziecie do siebie pasowali. Fajnie by było, jakby wam się udało – powiedziała Basia, kiedy zadzwoniłem do niej, żeby podziękować za umówienie mnie z Niką.

Dzisiaj Nika jest moją żoną

Basia była świadkową na naszym ślubie. Oczywiście podczas ceremonii za moimi plecami stał Biber. Podczas wesela zapytał mnie o coś:

– Stary, masz świetną żonę, z Baśką się przyjaźnicie. Masz coś przeciwko temu, żebym ją zaprosił na moje zawody do Meksyku w przyszłym miesiącu?

Nie miałem nic przeciwko temu, co więcej, powiedziałem przyjacielowi, jak może zrobić wrażenie na mojej byłej. Okazało się, że byłem skutecznym Kupidynem. Miesiąc później Biber przysłał mi zdjęcie, jak on i Baśka skaczą na bungee w Puerto Vallarta. Uśmiechnąłem się, bo nigdy nie widziałem żadnego z nich z takim szczęśliwym uśmiechem na twarzy.

– Co tam oglądasz? – zapytała Nika. – Ooo… Baśka i Biber na bungee! No proszę! Wiesz co? My też możemy dzisiaj zrobić coś szalonego!

Zamarłem z przerażenia, że Nika „zaraziła się” jakąś pasją Baśki.

– Możemy zamówić pizzę z ostrym sosem i obejrzeć czwartą część „Piły”! Nago!

Roześmiałem się. To była dziewczyna moich marzeń!

– Kocham to życie na krawędzi z tobą! – krzyknąłem i rzuciłem się na nią, by ją połaskotać.
Dzisiaj wiem, że może i przeciwieństwa się przyciągają, ale kiedy znajdziesz kogoś, kto jest podobny do ciebie, wreszcie czujesz, że jesteś w życiu na swoim miejscu!

Czytaj także:
„Wypad z przyjaciółmi na zagraniczne wakacje okazał się koszmarem. To już wolę gnić w deszczu nad polskim morzem...”
„Wolałbym gryźć piach niż przyjąć pieniądze od teściowej. Już i tak ma mnie za nieudacznika, który nie umie utrzymać rodziny”
„Przyjaciółka rozwodzi się z mężem i chce, bym zeznała, że ją zdradzał i znęcał się nad nią. Mam kłamać przed sądem?”

Redakcja poleca

REKLAMA