„Moje życie było jak tabelka w Excelu. Przypadkowe zdarzenie sprawiło, że z korposzczura zmieniłem się w romantyka”

facet fot. iStock by Getty Images, alvarez
„Dopiero w samochodzie poczułem, że coś jest nie tak. Zerknąłem na ekran telefonu, który trzymałem w ręku – tapeta przedstawiała coś w rodzaju abstrakcyjnego kolażu z motylami i dziwnymi napisami”.
/ 30.01.2025 19:00
facet fot. iStock by Getty Images, alvarez

Jestem typowym trzydziestolatkiem, którego życie kręci się wokół pracy w korporacji i wiecznego „nie mam czasu”. Właściwie nie mam większych problemów, ale coś we mnie coraz głośniej krzyczy, że nie tak powinno wyglądać życie. Każdy dzień jest przewidywalny – od kawy o siódmej rano po program w telewizji o dziesiątej wieczorem, który zawsze przegrywa ze snem.

Moje życie było nudne

Rutyna mnie nie męczy, raczej koi. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Dopiero ta nieszczęsna podróż służbowa przypomniała mi, że moje życie to ciąg zaplanowanych zadań. Niby dobrze, ale czy to jest szczęście?

Samochód wyładowany dokumentami, laptop, garnitur na tylnym siedzeniu. Wysłałem jeszcze jedno mało entuzjastyczne zdjęcie do Marka, kumpla z pracy. „Tak wygląda życie dynamicznego korposzczura w akcji. Zazdrościsz?” – napisałem z przekąsem. „Jak umrzesz, to cię pochowają w Excelu” – odpisał mi niemal natychmiast. Roześmiałem się. A może gorzko westchnąłem? Sam nie wiem.

W trakcie drogi zadzwonił.

– Na jak długo tym razem? – zagadnął.

– Cztery dni. Standardowa litania spotkań. Znasz to: kawa, prezentacje, uśmiechy do ludzi, z którymi poza pracą nie zamieniłbym słowa.

– Ty już brzmisz jak robot, nie jak człowiek. Może jak wrócisz, wyskoczymy gdzieś na piwo? Żeby przypomnieć ci, że życie ma inne barwy niż biurowe lampy LED.

– No… może. Zobaczymy – odparłem wymijająco. Wiedziałem, że nie będę miał czasu.

To była pomyłka

Hotel w Katowicach okazał się jednym z typowych obiektów dla biznesmenów – minimalistyczny wystrój, kawa o smaku wody z ekspresu i klimatyzacja, która brzęczy całą noc. Rano zszedłem na śniadanie, zebrałem swoje rzeczy i ruszyłem na kolejne spotkanie. Byłem przekonany, że mam wszystko pod kontrolą.

Dopiero w samochodzie poczułem, że coś jest nie tak. Zerknąłem na ekran telefonu, który trzymałem w ręku – tapeta przedstawiała coś w rodzaju abstrakcyjnego kolażu z motylami i dziwnymi napisami. Zamiast zwykłego, prostego układu ikon, ekran wyglądał jak chaos artystycznego umysłu. Przegrzebałem kieszenie – mojego telefonu nie było.

– Świetnie – mruknąłem do siebie. – Zabrałeś cudzy telefon. Brawo.

Próbowałem przypomnieć sobie przebieg dnia. W hotelu przy stoliku obok siedziała kobieta, która co chwilę zerkała na swój telefon. Czyżbyśmy zamienili je na stoliku, gdy ja sięgnąłem po swój? Wszystko wskazywało, że tak.

Nagle ten cudzy telefon zaczął dzwonić. Nie miałem wyboru, odebrałem.

– Halo? – zacząłem niepewnie.

– Cześć! – zabrzmiał kobiecy głos. – Wiesz, że masz mój telefon? I chyba ja mam twój.

– Najwyraźniej tak.

Było mi wstyd

– Na szczęście zadzwoniłam, zanim zdążyłeś przejrzeć wszystkie moje kompromitujące notatki – zażartowała, a ja poczułem, że się uśmiecham.

– Jeszcze nie zdążyłem. Ale motyle na tapecie zdążyły mnie zaintrygować – odparłem.

– Tak, wiem, to trochę kiczowate – powiedziała z teatralnym zaciągnięciem. – Słuchaj, jestem w Katowicach, ty chyba też, prawda? Spotkamy się, żeby wymienić te nasze skarby?

– Możemy się spotkać po moim spotkaniu, za jakieś dwie godziny – zaproponowałem.

Gdy tylko odłożyłem telefon, zacząłem się zastanawiać, co to za kobieta. Głos miała dziwnie intrygujący, a jej pewność siebie lekko mnie zbijała z tropu.

Kawiarnia, którą zaproponowała Julia, okazała się być w samym centrum miasta. W środku czuć było zapach świeżo mielonej kawy i cynamonu. Zupełnie nie moje klimaty.

Byliśmy przeciwieństwami

Weszła chwilę po mnie. Kręcone włosy, okulary w grubych, żółtych oprawkach. Spod szerokiego płaszcza wystawała zielona sukienka. Na pierwszy rzut oka zupełne przeciwieństwo mojego świata, w którym dominuje minimalizm i prostota.

– Kamil? – zapytała, podchodząc z lekkim uśmiechem. – Proszę, twoja cyfrowa dusza. Prawie go nie dotykałam, chociaż kusiło mnie, żeby sprawdzić, jakie sekrety kryje korposzczur. – Posłała mi przelotne spojrzenie znad filiżanki.

– Dzięki za dyskrecję. Z twojego też nie zdążyłem korzystać, więc chyba jesteśmy kwita. – Położyłem na stole jej telefon z motylami na tapecie.

– I całe szczęście – zaśmiała się. – Masz zupełnie inne życie niż ja. Twoje zdjęcia z kalendarza i notatki przyprawiłyby mnie o zawał.

Zamrugałem, zaskoczony.

– To chyba moja tarcza ochronna przed chaosem. A ty wyglądasz na osobę, która się nim karmi.

– Może trochę – przyznała, machając ręką. – Chaos to życie, prawda? Nie wszystko da się poukładać.

Przez chwilę milczeliśmy, popijając kawę. Julia wyjęła z torby notes.

– Skoro już los zadecydował, że mieliśmy się spotkać, to może, zamiast wrócić do rutyny, spróbujesz czegoś nowego?

– Na przykład? – zapytałem ostrożnie.

Intrygowała mnie

– Spójrz – otworzyła notes na stronie z listą rzeczy do zrobienia, z tytułem: „Rzeczy, które musisz zrobić przed 40.”. Na liście widniały takie punkty jak: „Zatańczyć w deszczu,” „Spróbować czegoś zupełnie nowego,” „Zabrać nieznajomego w miejsce, które kocham”.

– A ja jestem tym nieznajomym? – zapytałem, krzywiąc się nieznacznie.

– Dokładnie! Wiesz, czasem życie daje nam kogoś przypadkiem. Więc jak? Zaryzykujesz i spróbujesz wyjść poza swoją listę? – Jej oczy iskrzyły, jakby sama propozycja była już wygraną.

Patrzyłem na nią, na ten jej szalony notes, i czułem, że stoję na rozdrożu. Głos w głowie mówił: „Oddaj telefon, podziękuj i wróć do pracy. Przecież to kolejny tydzień, nic nadzwyczajnego.” Ale coś innego, ciche i nieznane, szeptało: „Czemu nie?”.

– Nie wiem – powiedziałem, wahając się. – Ja nie żyję tak... chaotycznie.

– Właśnie dlatego musisz spróbować – wzięła notes i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Jeden dzień. Jeśli ci się nie spodoba, wracasz do swojego Excela.

Zgodziłem się

Nie wiem, co mną kierowało – może ciekawość, a może niechęć do powrotu do przewidywalności. Julia zaproponowała spacer. Bez planu, bez celu.

Wędrowałem po świecie, który zupełnie mnie przerastał. Stara księgarnia, gdzie Julia z pasją szukała zapomnianych albumów. Street art na murach, które znałem, ale nigdy nie zauważyłem. Kawiarnia z muzyką na żywo. Wszystko było inne. Wieczorem, kiedy się żegnaliśmy, Julia spojrzała na mnie.

– Jeden dzień poza rutyną, a już wydajesz się inny. Może jeszcze kiedyś dasz się porwać?

– Może – rzuciłem z uśmiechem, choć wiedziałem, że to „może” oznaczało „chciałbym”.

Wróciłem do rutyny. Spotkania, maile, telefon od Marka. Niby nic się nie zmieniło, ale coś we mnie pękło. W głowie wciąż miałem Julii i nasz dzień.

Zaufałem jej

Wieczorem popatrzyłem na zdjęcie – kawa w tej małej kawiarni. Uśmiechnąłem się. Chwyciłem za telefon i napisałem: „Dzięki za wczoraj. Może kiedyś pokażesz mi jeszcze coś, co widzisz inaczej niż ja?”. Odpowiedź przyszła po chwili: „Może to świetny początek. Pasuje ci jutro wieczorem?”.

Spotkaliśmy się w galerii, na wernisażu prac jej przyjaciółki. Wśród obrazów przedstawiających świat w zupełnie innych barwach, patrzyłem na nią, a ona mówiła:

– Sztuka to wyrażanie tego, co nie mieści się w planach. To cała ja, a ty… Chyba zaczynasz rozumieć, prawda?

Zrozumiałem. Julia widziała rzeczy, których ja nawet nie zauważałem. I nie chodziło tylko o obrazy. Chodziło o to, że życie nie jest arkuszem kalkulacyjnym.

Kamil, 31 lat

Czytaj także:
„W piwnicy znalazłam tajną skrytkę męża. Wtedy do mnie dotarło, dlaczego zawsze był takim centusiem”
„Sąsiad zostawił schorowanych rodziców o suchym chlebie, a sam poszedł w tango. Nie umieli poprosić o pomoc”
„Władowałam w wesele córki 60 tysięcy, a ona się rozmyśliła. Rzuciła narzeczonego dla kochasia z delegacji”

Redakcja poleca

REKLAMA