„Moje małżeństwo przetrwało raptem 10 godzin. Zostałem bez żony, za to z rachunkami za wesele i wstydem w rodzinie”

poważny mężczyzna fot. Getty Images, Kyle Kuhlman / 500px
„Minęła godzina, gdy dotarło do mnie, że Anity nie ma w pobliżu. Kierowałem swoje kroki prosto w stronę altany, która znajdowała się w najdalszym zakątku ogrodu. Przez ścianki z ażurowymi wzorami dało się dostrzec jasną, białą suknię. Wstrzymałem oddech i zbliżyłem się o kilka kroków”.
/ 20.09.2024 19:30
poważny mężczyzna fot. Getty Images, Kyle Kuhlman / 500px

Posłuchajcie, jak potoczyły się moje losy po ślubie. Nie zamierzam się zbytnio rozgadywać, przejdę od razu do rzeczy. Anita skradła moje serce już przy pierwszym spotkaniu. Totalnie straciłem dla niej głowę kiedy zaczęliśmy randkować. Byłem wniebowzięty, wręcz oszołomiony tym, jakie mnie spotkało szczęście. Kompletnie oczarował mnie jej wygląd, zaradność i – jak sądziłem – racjonalne nastawienie do codzienności.

Znaliśmy się od zawsze

Chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej. Następnie ona kontynuowała naukę w technikum o profilu ekonomicznym, natomiast ja wybrałem budowlankę. Po maturze zdecydowałem się na podjęcie dalszej edukacji w studium pomaturalnym, ona zaś ukończyła szkolenia z zakresu rachunkowości i zatrudniła się w przedsiębiorstwie prowadzonym przez przyjaciół swojego taty. Otrzymywała całkiem przyzwoite wynagrodzenie.

Odczuwałem pewien dyskomfort związany z faktem, iż zarabiała więcej niż ja, ponieważ ja, ucząc się, dorabiałem sobie przeważnie na budowach. Przytłaczała mnie nie tylko mordercza harówka w skrajnie trudnych warunkach, ale także postawy gości, których tam poznawałem. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że Anita jest warta kogoś znacznie lepszego oraz jak łatwo mógłbym ją utracić. W moich oczach była niczym księżniczka z baśni. Ale czy z tej mojej baśni?

Zauważyłem, że jest pod wielkim wrażeniem swojego przełożonego. Jego biznes kwitł i przynosił spore zyski. Stać go było na egzotyczne wycieczki, markowe ciuchy, wypasioną furę i rezydencję niczym zamek. Mówiła o tym z iskierkami w oczach, kreśląc wizje, że powinienem czym prędzej otworzyć swoją firmę i zarabiać krocie, żebyśmy mogli wieść równie dostatnie życie.

Gdy po skończeniu nauki wylądowałem na posadzie w znanej spółce deweloperskiej, moja luba zaczęła myśleć o ślubie. Jasne, że bardzo chciałem z nią stanąć na ślubnym kobiercu, ale uważałem, że najpierw muszę zapewnić nam coś stabilniejszego niż praca na umowę o dzieło. Ona jednak upierała się przy swoim. Zatem pół roku później, podczas romantycznej kolacji w drogiej restauracji, klęknąłem przed nią i poprosiłem o rękę, dając jej przy tym pierścionek wart tyle, co moje trzymiesięczne zarobki. Ale kasa nie grała roli. Dla mojej jedynej zrobiłbym dosłownie wszystko.

Zaczęliśmy szykować się do ceremonii 

Ku mojemu zaskoczeniu, moja ukochana miała już wszystko zaplanowane i nie zamierzała słuchać o jakichkolwiek zmianach. Na początku poczuła się urażona majowym terminem. Przecież kolega, którego chciałem poprosić o bycie naszym świadkiem, planował wyjazd do Anglii z początkiem czerwca.

– Jak Roberta nie będzie, to znajdzie się inny świadek, nie ma co robić z tego afery – stwierdziła natychmiast.

– Wiesz, chyba najbardziej romantycznym miesiącem jest maj – starałem się ją przekonać.

– No co ty, nigdy nie słyszałeś, że miesiące bez rw nazwie przynoszą pecha?! – prawie krzyknęła.

– Serio wierzysz w takie przesądy? – parsknąłem śmiechem, ale ona naprawdę się zdenerwowała.

Nie miałem wyjścia, musiałem odpuścić. Ślub bierze się tylko raz… Skoro tak bardzo zależało jej na czerwcu, niech tak będzie. Po okresie pewnego wytchnienia przyszła kolej na układanie listy zaproszonych osób. Wtedy wyszło na jaw, że jej lista jest dwa razy dłuższa od mojej, mimo że to moja rodzina jest większa. Przemknęło mi przez myśl, że nie mamy funduszy na tak ogromną fetę. Gdy jednak usiłowałem to wyjaśnić Anitce, znowu wpadła we wściekłość:

– Świetnie się zaczyna. To może w ogóle dajmy sobie z tym spokój? Naprawdę musisz kruszyć kopie o każdą złotówkę? Jesteś aż tak sknerą?

Oniemiałem. „Pewnie to rezultat tego, jak żyją nasi przełożeni” – przeszło mi przez myśl i już chciałem jej coś dobitnie odrzec, ale ona wybuchnęła płaczem. Poczułem się niezręcznie. „Ona jest taka cudowna. Należy jej się samo dobro, a przytrafiło się jej takie beztalencie i biedak jak ja” - opanowałem się i po raz kolejny na wszystko przystałem.

Nasi rodzice także uważali, że wypada zorganizować huczne weselisko. W końcu od tego są pożyczki bankowe, czyż nie? Nie zamierzam opisywać całej tej gehenny, którą okazało się być szykowanie ceremonii. Już samo wybieranie zaproszeń niemalże doprowadziło do zerwania. Nic dziwnego, że Anita wyszukała te najbardziej kosztowne z dostępnych. Nie mogłem pojąć, po co marnować majątek na skrawek papieru. Mimo to po raz kolejny przełknąłem gorzką pigułkę. W nagrodę dostałem od niej olśniewający uśmiech.

Czy to ta sama Anita?

Nie uczestniczyłem w procesie wybierania sukienki ślubnej. Planowałem zobaczyć ją dopiero gdy nadejdzie ten wyjątkowy dzień. Starałem się nawet nie zastanawiać nad tym, ile mogła kosztować ta kreacja, bo byłem pewien, że musi być wyjątkowa i niepowtarzalna. I faktycznie tak było.

Szedłem dumny jak paw, wiedząc, że mam wspaniałą żonę. Anita prezentowała się oszałamiająco. Nasze celebrytki i inne sławy mogły się przy niej schować. Wyglądała jak miss świata. A jeśli chodzi o facetów... Cóż, jestem gotów się założyć, że w tamtej chwili nie było ani jednego, który by mi nie zazdrościł. Nic w tym dziwnego, że pękałem z dumy.

Podczas finału uroczystości, gdy dotarły do mnie dźwięki Marsza Mendelssohna, trudno mi było pojąć, że ta idealna kobieta została moją żoną. Onegdaj pewien kuzyn-żartowniś ostrzegał mnie przed narzeczonymi, które niczym za sprawą magicznej różdżki tuż po ceremonii ślubnej przemieniają się z uroczych królewien w wyuzdane ladacznice. Mimo że pierwsze alarmujące sygnały dostrzegłem już wcześniej, wmówiłem sobie, że to jedynie błahe drobiazgi. Prawdziwie niepokojące objawy miały dopiero nadejść. I to w skoncentrowanej postaci.

Kiedy nadszedł moment składania życzeń, poczułem ukłucie w sercu na widok tego, jak Anita potraktowała moją matkę. Mama chciała jedynie ucałować synową, ale ta gwałtownie odskoczyła. Później tłumaczyła mi, że powodem takiej reakcji było nadepnięcie przez mamę na tren jej sukni. Jednak widziałem smutek na twarzy mamy. Serce mi pękało gdy na to patrzyłem.

Po życzeniach wskoczyliśmy do wynajętej limuzyny i ruszyliśmy na wesele. Mimo horrendalnych kosztów, dobrze się stało, że impreza doszła do skutku. W przeciwnym razie nie miałbym okazji zrozumieć, jak ogromny błąd popełniam, wiążąc się z tą osobą. To właśnie podczas przyjęcia, gdy moja żona błyszczała niczym celebrytka, przejrzałem na oczy i dostrzegłem, jaka Anita jest naprawdę. Okazała się pustą, bezwstydną (wiem, to określenie z innej epoki, ale pasuje jak ulał) i niezbyt rozgarniętą młódką, która kocha najbardziej na świecie... samą siebie.

Spojrzenia facetów skierowane na Anitę przepełnione były zachwytem, a ona zdawała się karmić tymi hołdami składanymi jej pięknu. Przyjmowała je z godnością królowej, świadomej swojej mocy i wpływu na innych. Dało się zauważyć, że uwielbienie tłumu jest dla niej jak tlen. Natomiast moja obecność zdawała się dla niej zupełnie nieistotna.

Przypominała sobie o mnie jedynie wtedy, gdy przychodziło do krojenia weselnego tortu albo zatańczenia tradycyjnego walca. Poza tymi chwilami ciągle gdzieś znikała albo bez przerwy kręciła się na parkiecie. Jasne, każdy chce trochę potańczyć na weselu, ale jej solowe popisy były dla mnie odrobinę krępujące. W efekcie sam musiałem dbać o to, by goście czuli się dobrze.

To miał być szczyt żenady

Jednym z punktów programu było zbieranie pieniędzy na wózek dla przyszłego potomstwa pary młodej. Zasady gry są proste  każdy, kto chce zatańczyć z nowożeńcami, musi za ten przywilej zapłacić. Wysokość datków nie jest z góry ustalona, ale biorąc pod uwagę, jaką piękną kobietą jest moja nowo poślubiona małżonka, konkurs przerodził się w zażartą rywalizację.

Parkiet dosłownie pękał w szwach od rozbawionego męskiego towarzystwa. Wielu z panów zdążyło już nieco bardziej wstawić się weselnym trunkiem. W akompaniamencie rubasznych dowcipów sypanych przez prowadzącego zabawę uczestnicy wrzucali do sakwy coraz pokaźniejsze sumy. Ja z kolei musiałem dzielnie znosić tę sytuację, choć w głębi duszy wcale nie było mi do śmiechu...

W trakcie imprezy okazało się, że część towarzystwa opuściła parkiet – jedni wyczerpali swoje fundusze, a inni usłyszeli stanowcze polecenie swoich partnerek, by wrócić do stolika. Na polu bitwy wytrwało jedynie dwóch mężczyzn, których portfele nadal były wypchane gotówką – przełożony Anity oraz jej daleki kuzyn z  Kanady. Żona tego pierwszego miała na twarzy wyraz zdenerwowania. W tamtym momencie przez moją głowę przemknęła pewna myśl: czyżby Anitka miała romans ze swoim szefem?!

Przyglądałem się jej uważnie, ale niczego podejrzanego nie zauważyłem. Anita była bardzo towarzyska wobec innych mężczyzn (właśnie tak, kokietowała gości na swoim własnym przyjęciu weselnym!), natomiast jej przełożony niedługo później podszedł do żony i świetnie się bawił już bez towarzystwa panny młodej aż do końca imprezy.

Moja żona to dla mnie zagadka. Szalała jak nigdy dotąd, w odróżnieniu ode mnie. Pochłaniała niemałe ilości trunków, co wprawiło mnie w osłupienie, gdyż nigdy wcześniej nie widziałem, żeby przesadzała z piciem. „Kim jest ta kobieta? Czyżbym wcale jej nie znał?" – taka myśl zaświtała mi w głowie.

– Wyluzuj, to przez nerwy. Nic dziwnego, że ma ochotę się teraz wyszumieć – jej siostra szturchnęła mnie lekko łokciem. – A ty nie rób takiej posępnej miny, szwagrze.

Prezent znalazłem w altance

Kiedy panie zaciągnęły mnie do tańca, Anita przepadła jak kamień w wodę. Po pewnym czasie dopadła mnie moja chrzestna. Minęła jakaś godzina, zanim zauważyłem, że Anity nie ma nigdzie w pobliżu. Zdecydowałem się wyjść i przeszukać ogród otaczający budynek. Kilka przytulonych par przechadzało się ścieżkami oddzielonymi żywopłotami.

Ruszyłem naprzód, prosto w stronę altany znajdującej się w głębi ogrodu. Po chwili spostrzegłem, że ktoś tam przebywa. Przez ażurowe ściany dało się dostrzec białą sukienkę. Wstrzymałem oddech i podszedłem trochę bliżejMoja żona była tam w towarzystwie kuzyna z Kanady

Z tego, co mi wiadomo, nigdy przedtem się nie spotkali... No cóż, najwyraźniej postanowili błyskawicznie nadgonić stracony czas. Całowali się z niebywałą pasją. Koszula na jego torsie była rozpięta, a włosy mojej żony w kompletnym nieładzie. Welonu nigdzie nie mogłem dostrzec.

Kiedy mnie zauważyli, on jedynie parsknął śmiechem, ale Anita sprawiała wrażenie śmiertelnie przerażonej. Przez ułamek sekundy wpatrywaliśmy się sobie głęboko w oczy. Ten moment wystarczył, bym stwierdził stanowczo: „Mam tego dość”. W jednej chwili poczułem, że moja miłość do niej ulotniła się zupełnie jak wiosenna mżawka.

W moim przypadku wspomniane „r” w miesiącu zapowiadało szybki rozwód. Pocieszające dla mnie okazało się tylko jedno – podczas własnej uroczystości ślubnej zobaczyłem, jaka naprawdę jest moja żona. To zraniło, ale i tak lepiej, że stało się to od razu, niż gdyby okłamywała mnie przez wiele lat po ślubie.

Radek, 29 lat

Czytaj także:
„Na firmowej integracji wskoczyłam szefowi do łóżka jak grzyb do koszyka. Liczyłam na więcej niż zabawa przy ognisku”
„Moja córka ma 4 dzieci z 3 tatusiami. Ze wstydu najchętniej zapadłabym się pod ziemię, idąc z tą dzieciarnią po ulicy

„Córka rzuciła studia, by pracować jako sprzątaczka. Marnuje swoje życie i naszą kasę na czyszczenie cudzych toalet”

Redakcja poleca

REKLAMA