Zawsze myślałam, że mam idealne małżeństwo. Ja i Michał byliśmy parą, którą inni stawiali za wzór – zgodni, uśmiechnięci, zgrani jak w zegarku. Mieliśmy swoje mieszkanie, małe, ale przytulne, pełne wspólnych wspomnień i ciepła. Michał mawiał, że dom jest tam, gdzie ja. Czułam dokładnie to samo. Wszystko było w porządku. Przynajmniej tak mi się wydawało, zanim nie zamieszkała z nami jego matka.
Nie byłam zachwycona
– Tylko na chwilę – zapewniał mnie Michał, kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym pomyśle. – Mama sprzedaje swoje mieszkanie i potrzebuje się gdzieś zatrzymać, zanim znajdzie coś nowego. Nie potrwa to długo.
Nie byłam zachwycona, ale zgodziłam się. Kocham Michała, a jego mama zawsze była dla mnie uprzejma. Nie widziałam powodu, żeby robić z tego problem. Jednak od samego początku coś mi nie pasowało. Może dlatego, że jej walizki zajęły połowę salonu, zanim jeszcze zdążyła przekroczyć próg. Albo w jej uśmiechu, zbyt szerokim, zbyt wymuszonym, kiedy Michał witał ją w naszym mieszkaniu.
–To tylko kilka dni –mówiłam sobie w duchu, próbując przekonać samą siebie, że nic złego się nie dzieje.
Szybko zaczęła się panoszyć
Pierwsze dni faktycznie minęły bez większych problemów. Mama Michała była miła, pomocna, często gotowała dla nas obiad, chociaż ja wolałam to robić sama. Mimo to starałam się być wdzięczna. W końcu to tylko przejściowa sytuacja. Szybko jednak okazało się, że "przejściowa" to pojęcie względne.
Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam z pracy, zobaczyłam, że nasza sypialnia zmieniła się. Na łóżku leżała nowa narzuta – kwiecista, w stylu lat osiemdziesiątych, których estetyką szczerze gardziłam – a moje poduszki zniknęły.
– Co to ma być? – spytałam Michała, kiedy tylko zobaczyłam to "dzieło sztuki". Miałam nadzieję, że to żart.
– Mama mówiła, że tak będzie lepiej. Że ta narzuta bardziej pasuje do wnętrza – odpowiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
– Ale... to jest nasza sypialnia! Nie chcę tej narzuty! – mój głos zaczął drżeć. To były drobnostki, ale w środku czułam, że coś jest mocno nie tak.
Michał westchnął i wzruszył ramionami.
– Kochanie, to tylko narzuta. Nie rób dramatu.
Nie zrobiłam wtedy dramatu. Powinnam była, ale nie zrobiłam. Zamiast tego schowałam swoje uczucia głęboko, licząc, że to tylko jednorazowa sytuacja. Że po prostu się przyzwyczaję. Przecież to tylko kawałek materiału, prawda? Ech...
Miałam dość
Następnego dnia zorientowałam się, że w lodówce brakuje moich ulubionych jogurtów. Zamiast nich, półki były wypełnione jedzeniem, które przypominało dietę matki Michała – same niskotłuszczowe produkty, z których część w ogóle nie nadawała się do jedzenia. Znowu starałam się nie reagować. Przecież nie można się kłócić o jedzenie. Ale kiedy po raz trzeci usiadłam do obiadu, który przygotowała bez pytania, i po raz trzeci zjadłam coś, czego nie mogłam znieść, zaczęłam czuć, że mam dość.
– Kochanie, nie mogę tak żyć – powiedziałam któregoś wieczoru, kiedy usiedliśmy razem do kolacji.
Mama Michała siedziała w swoim pokoju i oglądała seriale, a ja czułam, jak powoli zaczynam się dusić w naszym własnym mieszkaniu.
– Co masz na myśli? – spytał, patrząc na mnie z niewinnym wyrazem twarzy.
– Nie mogę znieść tego, że twoja mama przejęła nasze życie. Robi wszystko po swojemu. Przestawia rzeczy w naszym mieszkaniu, gotuje, decyduje, jak mamy żyć... To nasz dom, Michał, nie jej.
Jego spojrzenie nagle zmieniło się.
– Moja mama stara się tylko pomóc. Może trochę przesadzasz?
Ale ja doskonale wiedziałam, że to nie była kwestia tego, że jego mama "stara się pomóc". Ona zawłaszczała każdą przestrzeń, każdy kąt naszego domu, a ja byłam zepchnięta na margines. A teraz mój mąż sugerował, że przesadzam.
Pokłóciliśmy się
– Przesadzam? – spytałam, czując narastającą frustrację. – Przestawia moje rzeczy, narzuca swoje zasady, a ty nie widzisz w tym nic złego? To już nawet nie jest nasz dom, tylko jej!
Michał wstał od stołu, odsuwając krzesło z głośnym zgrzytem.
– Może po prostu powinnaś być trochę bardziej elastyczna? To moja mama, zasługuje na szacunek!
– Zasługuje na szacunek, tak, ale to nie znaczy, że ma prawo robić, co chce w naszym domu! –podniosłam głos, choć wiedziałam, że to do niczego nie prowadzi.
W głębi serca czułam, że straciłam kontrolę nad sytuacją. Rozmowa zakończyła się ciszą. Michał poszedł spać na kanapę, a ja leżałam całą noc, wpatrując się w sufit, zastanawiając się, jak to możliwe, że wszystko tak szybko się zmieniło. Miałam męża, który kochał mnie nad życie, a teraz... teraz czułam, jakby był bardziej lojalny wobec swojej matki niż wobec mnie. Właśnie tego obawiałam się od samego początku!
Czułam się jak gość
Kolejne dni również nie przyniosły ulgi. Teściowa coraz bardziej czuła się jak u siebie, a ja... ja coraz bardziej jak gość we własnym domu. Któregoś dnia natknęłam się na nią w mojej i męża prywatnej łazience. Jakby nigdy nic, segregowała sobie moje kosmetyki. Byłam oburzona!
– Co ty robisz? – spytałam, ledwo powstrzymując się od wybuchu.
– Och, słońce, te rzeczy są zupełnie niepotrzebne. Tyle chemii, a ja mam świetne, naturalne produkty, które mogę ci dać! – uśmiechała się szeroko, zupełnie nieświadoma, jak bardzo mnie to irytuje. I jak bardzo przekracza wszelkie możliwe granice.
– Proszę, zostaw moje rzeczy w spokoju – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, czując, że jeszcze chwila, a nie wytrzymam.
– Ależ ja chcę tylko pomóc! – nie przestawała, kompletnie ignorując mój ton.
Mąż uważał, że przesadzam
Po tej rozmowie wiedziałam już, że dłużej tego nie zniosę. Kolejna próba rozmowy z Michałem skończyła się kłótnią. On wciąż uważał, że przesadzam, że to przecież tylko "tymczasowe" rozwiązanie. Ale dla mnie to przestało być tymczasowe. To stało się codziennością, w której nie było dla mnie w zasadzie miejsca.
Pewnej nocy, kiedy Michał już spał, usiadłam na krawędzi łóżka i zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Że nie mogę pozwolić, aby ktoś inny, nawet teściowa, rujnował to, co mieliśmy z Michałem. Postanowiłam działać. Następnego dnia rano, przy śniadaniu, spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:
– Michał, albo twoja mama się wyprowadzi, albo ja.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co? Co ty mówisz?
– Dokładnie to, co słyszysz. Albo ona, albo ja. Nie mogę dłużej żyć w ten sposób. To jest nasz dom i albo to zrozumiesz, albo muszę odejść.
Zapadła długa cisza. Michał wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz.
– Marzena... Przecież to tylko chwilowa sytuacja, przecież mówiłem...
– Nie, Michał. To nie jest chwilowe. Ona tu jest, a ja już nie czuję się jak w naszym domu. Jeśli tego nie zmienisz, wyprowadzam się. –Mój głos był stanowczy, choć w środku drżałam.
Michał długo się nie odzywał. Widziałam, jak walczy z tym, co usłyszał. W końcu spuścił głowę.
– Dobrze... Porozmawiam z mamą. Ma się wyprowadzić.
W domu znowu zapanował spokój
Poczułam ulgę, choć w tym wszystkim wciąż jeszcze wybrzmiewał ból, żal i gniew. Wiedziałam, że to będzie dla nas trudne. Wiedziałam, że nasze małżeństwo sporo ucierpiało przez tę "chwilową" przeszkodę.
Jednak po tygodniu teściowa się wyprowadziła. W naszym domu znowu zapanował spokój, ale relacja z Michałem nie była już taka sama. Przez kolejny tydzień w naszym domu panował cichy spokój, który bardziej przypominał zawieszenie broni niż prawdziwe pojednanie. Michał był cichy, jakby coś się w nim zmieniło. Ja z kolei starałam się odnaleźć równowagę, ale czułam, że coś zostało zniszczone.
Każdego dnia patrzyłam na Michała z pytaniem, czy uda nam się odbudować to, co mieliśmy. Czy można wrócić do momentu, zanim wpuściliśmy kogoś trzeciego do naszego życia? Wiedziałam jedno – musiałam być silna, bo nie mogłam pozwolić, aby ktoś inny decydował za mnie, jak ma wyglądać moje życie. To ja byłam odpowiedzialna za swoje szczęście, i nie zamierzałam już nigdy nikomu oddać tej kontroli.
Marzena, 35 lat
Czytaj także: „Po drodze na delegację zabrałem niespodziewanego pasażera. Ten dziwny staruszek przepowiedział mi moją przyszłość”
„W wieku 50 lat zdecydowałam się na pracę w przedszkolu. To, co tam przeszłam, było istnym koszmarem”
„Mojego syna uwiodła kobieta starsza od niego o 8 lat. Nie wiem, po co dorosła baba umawia się z takim smarkaczem”