Może ja rzeczywiście jestem głupi, jak twierdzi Nikola? Mógłbym się przecież w końcu nauczyć patrzeć pod nogi, gdy wchodzę do domu… Tym razem niemal zabiłem się o plecak, rzucony na sam środek przedpokoju. Podniosłem go, by odłożyć na bok i ze środka wysypały się książki, zeszyty i jakiś dziwny miękki pakunek z lekka porośnięty pleśnią. Czy to przypadkiem nie te słynne i chwilowo pożądane przez nią gofry, które koniecznie kazała sobie upiec tydzień temu na śniadanie?
– Grzebiesz w moich prywatnych rzeczach! – córka wyskoczyła niczym diabeł z pudełka i stanęła przy mnie. – Teraz się już nie wykręcisz.
– Może zabieraj je do siebie, skoro są takie cenne – burknąłem. – Mogłem zostać kaleką i co by wtedy z tobą było?
– Mama wzięłaby mnie do Londynu – Nikola wrzuciła wszystko do plecaka i stała naprzeciw gotowa do starcia. – Na pewno nie miałabym gorzej.
Jakbym przeszkadzał Iwonie w byciu matką...
– Jadłaś już? – zapytałem, darując młodej wykłady, bo i tak nie miały sensu.
– Niby co? – fuknęła. – Pizzę z dyskontu, co ją zawsze kupujesz? Sam się truj takim śmieciowym żarciem.
Chciałem powiedzieć, że też mogłaby coś ugotować, ale już jej nie było. Trzasnęły drzwi w głębi mieszkania i powoli, ale konsekwentnie zaczął się zza nich sączyć jazgot, który młoda uparcie nazywa muzyką. Na ostatnie urodziny kupiłem jej wypasione słuchawki, ale kto by ich używał, skoro można tanim kosztem podręczyć steranego robotą ojca? Wyjąłem z lodówki wczorajszy rosół, passatę i makaron – jeszcze się tak nie zdarzyło, żeby pomidorówka nie poprawiła Nikoli humoru.
Strasznie się ostatnio wredna zrobiła, normalnie jest jak ten Kai z bajki Andersena, któremu w sercu utkwił okruch diabelskiego lustra. Nagle ze słodkiej dziewczynki pojawił mi się pod dachem bezlitosny krytyk i szyderca. Wiem, że to okres dojrzewania, dziewczyny w pracy mnie w tej kwestii dokształciły, ale to niewiele pomaga. Tym bardziej że młoda ma dopiero 15 lat i przede mną jeszcze długie, ale to bardzo długie lata męki.
Potem jednak przypomniałem sobie, jaki ja byłem w jej wieku i przestałem się nad sobą użalać. Wolę mieć córkę, która jest pyskata i nieznośna, ale przynajmniej dobrze się uczy i nie naparza z każdym, kto na nią krzywo spojrzy. I ma normalne koleżanki, a nie szemranych kolesi z blokowiska, którzy szkołę znają tylko z opowieści. Ale zaraz…
Dlaczego Aneta już do nas nie zagląda?
Przedtem siedziała kamieniem, już się nawet zastanawiałem, czy nie powinienem jej zameldować. Przy pomidorówce, którą Nikola jednak zdecydowała się łaskawie zjeść, zapytałem, co u Anety.
– Nic – odpowiedziało moje dziecko.
– Ale zdrowa, nic się jej nie stało? – zaniepokoiłem się.
– Stało – Nikola wypluła ziele angielskie na łyżkę. – Padło jej na łeb.
– Co jej spadło? – nie rozumiałem.
– Padło, nie spadło, ojciec – córka spojrzała na mnie z politowaniem. – Słuchaj, czy ja cię wypytuję o twoich kolegów? Czemu się tak uczepiłeś?
Wzruszyłem ramionami.
– Bo to mam jakichś kolegów?
– Nie masz, bo jesteś nudny – dobiła mnie. – Jakbyś nie był, to mama by z nami została. Patryk też, a tak nawet brata nie mam. Wystarczy tych przesłuchań – odsunęła talerz i wyszła.
Nawet nie miałem siły, by jej kazać, żeby sprzątnęła po sobie. Zawsze mi tę matkę wypomni, zawsze. Jakby to była faktycznie moja wina, że ożeniłem się z kobietą, która po prostu zostawiła mnie i dziecko, bo się zakochała, całkiem przypadkowo, w bogatym Angliku z domem w centrum Londynu. Jak biedny lekarzyna z Sopotu mógł konkurować z takim gościem? Zresztą nie dała mi nawet szansy.
Zdecydowała, że zabiera 3-letniego Patryka, a córkę zostawia, bo już chodzi do szkoły i miałaby problemy językowe.
– Ucz się języka, Nikola – poleciła młodej. – Przyjedziesz do mnie później.
I dziewczyna się uczy, ale co z tego, skoro minęło 5 lat, a matka nie ma ochoty wywiązać się z obietnicy? Myślałem, że chociaż na wakacje Nikolę zaprosi, ale wciąż coś jej wypada – a to brak urlopu, a to wcześniej zabukowany przez szanownego małżonka pobyt na Balearach… Diabli wiedzą, co z tego wszystkiego jest prawdą i, chociaż zżera mnie tęsknota za synem, przestałem się szarpać i wydzwaniać.
Może po prostu jestem słaby, jak uważa moja córka?
W piątek, wracając z przychodni, zobaczyłem Anetę, akurat przechodziła przez jezdnię, gdy się zatrzymałem na pasach. Uwieszona na jakimś przerośniętym osiłku w gaciach z krokiem w okolicach kolan, nawet mnie nie dostrzegła. Nikoli pewnie też nie zauważa – pomyślałem, a potem aż mnie zmroziło. To już ten czas? Zrobiło mi się smutno. Zrozumiałem bowiem, że pewien okres niemal namacalnie się kończył i nic, co zostało zaniedbane, nie będzie już naprawione.
Pod marketem stała babina z tulipanami, kupiłem pęk i dałem Nikoli po powrocie – może zostanie mi to zapamiętane pomiędzy grzechami?
– Co to za okazja? – spytała nieufnie.
– Wiosna – uśmiechnąłem się.
Wzruszyła ramionami, ale jednak włożyła kwiaty do dzbanka i zawlokła do swojej gawry. Po chwili przyniosła stamtąd resztki czekolady z bakaliami i położyła na kuchennym stole, a potem zaproponowała, że obierze ziemniaki, jeśli zrobię sos. Całkiem przyjemnie się zrobiło, muzyczka szemrała w radiu, my pichciliśmy, gdy zadzwonił telefon.
– Mama – córka rzuciła okiem na wyświetlacz. – Odbierz!
Nie wiem, czego się spodziewała, ale raczej nie tego, że otrzymamy rozkazy, by jechać na pogrzeb pod Piłę.
– Słuchaj, Iwona – przerwałem tyradę byłej żony. – Twoja matka umarła, a to my mamy ją żegnać? Czy coś ci się nie pokręciło? Zwariowałaś zupełnie?
– Ja mam dalej, nie? – zapytała, jakby kwestia odległości wszystko wyjaśniała. – Poza tym to babcia Nikoli.
– No co ty nie powiesz? Przez te wszystkie lata wykazała zero zainteresowania wnuczką. Więc co to za babcia?
Spojrzałem na córkę, stała obok ze zwieszoną głową i słuchała. Brawo, Grzesiu – pogratulowałem sobie w myślach. Dowal dziewczynie jeszcze mocniej. Przypomnij jej, że oprócz ciebie najwyraźniej nie obchodzi nikogo.
– Zawsze bardzo kochała Nikę – brnęła w zaparte eks. – Nie bądź wiśnia i jedź. Ja mam tu kompletny kociokwik, nie ma szans, żebym się wyrwała. Biedna mamcia… Ciągle płaczę, odkąd się dowiedziałam.
Chciałbym to widzieć.
– Powiedz, że pojedziemy – córka szarpnęła mnie za rękaw. – W końcu to moja babcia, tato.
– Kochana jesteś, Nika – Iwona nawet przez telefon miała słuch jak nietoperz. – Ja ci to wynagrodzę, kochanie. Spędzimy takie wakacje, że jeszcze swoim wnukom będziesz opowiadać. Ale muszę się tu najpierw ogarnąć – zaasekurowała się z właściwą jej przytomnością. – Nic to, co się odwlecze, to nie uciecze, prawda? Pogrzeb jest we wtorek o 12, rodzina już na was czeka, powiadomiłam ich.
I po prostu się rozłączyła, a my z Nikolą zostaliśmy z milczącą słuchawką.
Gdyby nie córka, w życiu bym się nie zgodził
Cały dzień z rodziną Iwony – czy to się w ogóle da przeżyć?
– Szkoda babci – Nikola była wciąż pod wrażeniem, że gadała z matką i widziałem, że jest rozdygotana. – Myślałam, że… A dobra, nic. Jesteś zły?
– Nie jestem – zapewniłem. – Nawet myślałem, że moglibyśmy się gdzieś razem wybrać. Szkoda tylko, że na pogrzeb.
„I cóż za nieszczęśliwy traf – dodałem w myślach – że do rodziny twojej mamuni, której nieboszczka była jeszcze najbardziej znośną przedstawicielką”.
Mleko się jednak rozlało, a kości zostały rzucone… Żałowałem, że nie postawiłem się bardziej stanowczo, bo widziałem, że Nikola sporo sobie po tym wyjeździe obiecuje. Marzyły jej się jakieś troskliwe ciocie, mili wujkowie, a ja nie miałem pojęcia, jak ją przygotować na zderzenie z rzeczywistością. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, by śmierć matki zmieniła tę gromadę zadeklarowanych samolubów w kochającą rodzinkę…
Jedyne, co wymyśliłem dla osłody, to zwiedzanie Malborka w drodze powrotnej, żeby Nikoli zapewnić chociaż kilka miłych wspomnień z tej nieplanowanej wyprawy, bo innych się nie spodziewałem.
– Ale nie muszę się zgodzić, prawda? – kręciła nosem.
– Czemu byś nie miała? – odpowiedziałem pytaniem. – Jurand ze Spychowa, Pan Samochodzik... Zobaczysz, to naprawdę fajne miejsce.
– Nie wiem, o czym mówisz – córka spojrzała podejrzliwie. – Heloł, tato, ty się w ogóle dobrze czujesz? To tylko pogrzeb.
Tylko pogrzeb? Optymistka. Wyjechaliśmy we wtorek wcześnie rano, na cmentarzu byliśmy przed 12, tyle że według klepsydry na bramie, pogrzeb teściowej miał się zacząć o 14. Cholerna Iwona, że też nawet godzina pochówku matki wypadła jej z głowy! Nikoli to nie przeszkadzało. Zarządziła, by pojechać do domu jej mamy.
– Możesz być pewna jednego – ostrzegłem ją. – To, co ci powiedziałem na temat martensów na pogrzebie, to małe miki w stosunku tego, czym uraczy cię ciotka.
Ledwo zaparkowaliśmy pod domem teściowej, drzwi się otworzyły i wyszedł Rafał, brat Iwony.
– A ty, Grzesiek, wciąż tym starym rzęchem – powitał mnie. – Patrz, jakimi brykami jeżdżą ludzie sukcesu – wskazał na stare bmw stojące na podjeździe. – I po cholerę ci było robić studia?
Podałem mu rękę, pomijając te błyskotliwe uszczypliwości.
Co się będę z koniem kopał?
Nikola stała za mną, niepewna, co robić – jakoś nie zamierzałem jej przekonywać, by się rzucała Rafałowi na szyję.
– Co wy tu tak stoicie? – teraz z domu wyskoczyła Jolanta. – Wchodźcie, wchodźcie, czas zapomnieć o urazach w takim dniu, Grzegorzu. Biedna mamusia, nie miała pojęcia, jaka Nika już jest duża! Chodź, dziewczyno, niech cię uściskam!
Nikola wtuliła się w nią z taką niesamowitą ufnością, że przez chwilę aż starej jędzy pozazdrościłem.
– Iwona podała mi złą godzinę pogrzebu – wyjaśniłem najście. – Myśleliśmy, że jest o 12, dlatego jesteśmy wcześniej.
– Dobrze, że nie o 18 wieczorem – zarechotał Rafał. – Baśka – huknął w głąb domu. – Wstawiaj wodę na kawę!
Czyli rodzinka w komplecie. Kłębili się na podjeździe, myślałem, że już nigdy nie wpuszczą nas do środka. W końcu Nikola przyspieszyła bieg wydarzeń, twierdząc, że musi skorzystać z łazienki i to w trybie pilnym. Nie było jej dość długo. Kiedy się pojawiła w salonie, miała dziwną minę. Usiadła na fotelu, popatrując na rodzinę matki, a w końcu wypaliła:
– Mama nie mogła przyjechać?
Teraz z kolei oni spojrzeli po sobie.
– Jakby mogła, to by przyjechała – wyjaśniła wreszcie Jolanta. – Bardzo kochała twoją babcię, były sobie takie bliskie! Po prostu teraz Iwona się… Ma ważne sprawy do załatwienia.
Nie zamierzałem drążyć tematu, dokumentnie mi to latało. Nikola jednak nie odpuszczała.
– To co w przedpokoju robią te torby? – zapytała. – Jakby ktoś przyjechał.
– Mały szpieg – pogroził jej palcem Rafał. – Nie rozpytuje się o takie rzeczy w gościach. Ojciec cię nie nauczył?
– I nie przyjeżdża się na pogrzeb w wojskowych buciorach – dorzuciła Jolanta. – Tak to jest, gdy się dziecko wychowuje bez matki.
Dobrzy są, zawsze byli. Wzorzec arogancji i doskonałego samopoczucia.
– Tam był też samochodzik – moja córka brnęła mimo przeszkód. – Czy tu są jakieś dzieci?
– No i po niespodziance! – Rafał uderzył się dłońmi w kolana. – To już nawet ciasteczek nie warto wystawiać na stół, co nie, Jolka?
– Och, zamknij się – siostra spojrzała na niego z niechęcią. – Ty, smarkata, miałaś iść do ubikacji, a nie myszkować.
Siedziałem tam, jakbym był w teatrze. Ciekawa sztuka, nie powiem, ale jakoś nie czułem, by akcja osobiście mnie dotyczyła. Cóż, myliłem się.
– Będziesz tak siedział, Grzegorz? – tym razem Jolanta naskoczyła na mnie.
– A co, powinienem wyjść? – zapytałem. – Nie ma sprawy.
– Nie, nie – rzuciła się, jakby zamierzała zatrzymać mnie na fotelu. – Ale faktycznie, chyba trzeba przejść do konkretów. Zabierzesz Patryka?
– Co? Jak to, czy zabiorę Patryka? – myślałem, że kompletnie jej odbiło.
– Patryka, tego samego Patryka – powtórzyła. – Twojego syna. Czy weźmiesz.
– Skąd?!
– Jest u nas – wyjaśniła jak dziecku. – Koleżanka Iwony go przywiozła miesiąc temu, Rafał musiał gnać po gówniarza aż do Poznania. Normalnie – uśmiechnęła się jak krokodyl – nie zawracałabym ci głowy, ale wiesz, teraz, gdy mamusia umarła… Mamy problem, nie?
– Pracujemy – Rafał rozłożył ręce. – Poza tym to jednak twoje dziecko. Nie możesz wszystkiego zwalać na rodzinę.
Byłem jak ogłuszony. Mój syn jest tutaj?
Gdzie? Czy naprawdę pozwolą mi go zabrać, czy to kolejna intryga tej rodziny?
– Chcę iść do brata – Nikola nie bawiła się w jałowe refleksje. – Gdzie on jest?
– Jakżeś już tyle wyniuchała, to i brata znajdziesz – wzruszył ramionami Rafał.
– Tak, tak – Jolanta udzieliła pozwolenia. – Idź sobie, niech dorośli porozmawiają spokojnie. Siedźcie tam oboje, dopóki was nie zawołamy.
– O czym zamierzasz ze mną rozmawiać, Jolu? – podniosłem się z fotela, gdy Nikola zniknęła za drzwiami. – Streszczaj się, bo mnie mdli na wasz widok.
Prychnęła z pogardą.
– A kogo to obchodzi? Iwona wychodzi za mąż i nie ma teraz głowy do dzieciaka. Jak będzie w Australii, to go ściągnie.
Już nie rozumiałem.
– Przecież ona wyszła za tego Angola – próbowałem usystematyzować fakty.
– Już się z nim rozwiodła, pacanie – Jolanta przewróciła oczami. – To dupek, poza tym tam ciągle pada.
– A oni nie mają wspólnego dziecka?
– A wał cię to obchodzi, Grzesiu – Rafał westchnął teatralnie. – Bierzesz syna czy nie? Weź się ogarnij i zdecyduj.
– A kwestie prawne? Dokumenty? Jakieś pełnomocnictwa? – zapytałem. – Wiem, że dla was dziecko to jak stołek, ale urzędy jednak inaczej na to patrzą.
– Tylko mi tu bez wycieczek osobistych, bo to nie na miejscu – Jolanta zacięła usta. – Są upoważnienia, tona papierów. Tylko musisz z tym iść do tłumacza przysięgłego, ja nie miałam czasu. Dam ci wszystko, gdy wrócimy z pogrzebu.
– Teraz – zażądałem. – Nie zamierzamy tu wracać, mamy inne plany.
– Tato, daj kluczyki do auta – Nikola uchyliła drzwi. – Spakujemy z Patrykiem jego rzeczy.
Podałem jej, odwracając wzrok
Nie mogłem sobie pozwolić na to, by moje pierwsze od lat spotkanie z synem odbyło się w tej klatce z krokodylami. Jak tylko opuszczę gardę, zeżrą natychmiast mnie, Nikolę, a i małym nie pogardzą.
– Pójdę tam – przemówiła po raz pierwszy Baśka, żona Rafała. – Lepiej dopilnować, co oni biorą.
– Patryk nie gada po polsku – Jolanta znalazła teczkę z dokumentami chłopca. – Coś tam rozumie, dacie sobie radę.
– To wszystko?
– A co byś jeszcze chciał? – zapytał Rafał. – Gwiazdkę z nieba? Do zobaczenia na cmentarzu.
Włożyłem kurtkę, wziąłem papiery i wyszedłem, nie oglądając się za siebie. Tym razem załatwię to tak, żebym już nigdy nie musiał rozmawiać z żadnym z nich. A potem pomyślałem o dzieciach czekających na mnie w aucie i poczucie szczęścia niemal odebrało mi oddech.
– Tylko nam tu nie umrzyj, ojciec, OK? – Nikola otworzyła drzwiczki samochodu i patrzyła z niepokojem. – Potem się przywitacie z Patrykiem, jedźmy już.
– Na cmentarz? – siedząc za kierownicą, widziałem we wstecznym lusterku buzię syna okoloną ciemnymi lokami i myślałem, że zaraz się rozpłaczę.
– Chyba cię pogięło – córka wzruszyła ramionami. – Na razie jak najdalej stąd.
Ujrzałem we wstecznym, jak mały wsuwa łapkę w jej dłoń i odpaliłem silnik. Nie wiedziałem, jak daleko uda mi się dojechać, zanim nie wytrzymam i wezmę ich oboje w ramiona, ale musiałem wziąć się w garść. Czasy słabości się skończyły.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”