„Moja żona porwała naszego syna, chociaż dzieci w ogóle jej nie interesowały. Podobno wyjechała z nim do Niemiec”

smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„Iza zniknęła z Łukaszem. Nikt, kto nie doświadczył czegoś tak okrutnego, nie wie, jakie to trudne. Ja jednak będę walczyć do skutku. Nie poddam się i zrobię wszystko, żeby odnaleźć mojego syna. Jak moja żona mogła mi to zrobić? Zawsze będę go szukał”.
/ 27.07.2023 07:15
smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Pewnego dnia powiedziała, że w drodze do pracy zawiezie synka do przedszkola. Choć nie miała tego w zwyczaju, pomogła mu się ubrać, przypilnowała, żeby zapakował do plecaka ulubionego misia, zawiązała buciki, poprawiła czapkę.

Mały patrzył na nią zaskoczony nieoczekiwanym zainteresowaniem. Ja również nie kryłem zdumienia, ale pomyślałem, że zamiast się dziwić, chyba powinienem się ucieszyć i dlatego nawet nie zapytałem – skąd ta zamiana?

Nie zjawił się w przedszkolu

Wyszła, jak stała. W starym zimowym płaszczu, dżinsach i moich rękawicach, bo swoje gdzieś zapodziała.

Z codziennej krzątaniny wyrwał mnie telefon od dyrektorki.

– Czy Łukaszek jest chory? – spytała.

– Chory? Na co? – zdziwiłem się.

– E… Chyba się nie rozumiemy. Dzwonię, bo nie przyszedł do przedszkola. – odparła dyrektorka.

– Jak to nie przyszedł?! – coraz bardziej nie rozumiałem co się dzieje.

– No właśnie o to pytam – kobieta była coraz bardziej zdezorientowana. – Przecież go pan nie przyprowadził.

– Nie, bo zrobiła to żona... – tłumaczyłem zaskoczony.

– Ależ ja pańskiej żony nie widziałam od czasu zeszłorocznej gwiazdki! – odparła podnosząc głos.

– Zaraz to wyjaśnię – powiedziałem, a w sercu coś mnie nieprzyjemnie zakłuło.

Byłem zszokowany

Starając się opanować, zadzwoniłem do żony, ale miała wyłączoną komórkę. Coraz bardziej zaniepokojony wykręciłem numer na jej biurko. Odebrała koleżanka Izy z pokoju i zarazem nasza dobra znajoma.

– Wzięła na dzisiaj wolne. Jak zwykle o niczym ci nie powiedziała? Remek, musisz zrobić z tym porządek! Tak dalej być nie może. Nie jesteś gosposiem i niańką do dzieci, ona musi... – tłumaczyła mi koleżanka.

– Alu, nie mam teraz czasu na takie rozmowy! – rzuciłem, rozłączając się.

Moja złość zmieniła się w przerażenie. „Co się mogło stać, do cholery?!” – zacząłem się zastanawiać, wybierając drżącymi rękami numery telefonów naszych znajomych, rodziców, rodzeństwa, szpitali, poradni i wreszcie policji.
Słysząc, że zaginęła matka z dzieckiem funkcjonariusze natychmiast kazali mi przyjechać i opowiedzieć dokładnie, co się stało.

Wezwana do pomocy mama na zmianę z teściową i moją siostrą zajmowały się bliźniakami, podczas gdy ja z policją i znajomymi przeczesywałem okolicę. To niemożliwe. To jakiś koszmarny sen…

Gdzie oni są?

Krążyłem po ulicach, parkach, opuszczonych budowach, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że ja spokojny, zwyczajny facet, szukam własnej żony i synka, a oni jakby rozpłynęli się w mroźnym poranku, niezauważeni przez absolutnie nikogo. Nawet psy tropiące nie mogły złapać ich śladu.

– Musieli wsiąść do jakiegoś samochodu – stwierdził któryś z mundurowych.

– Jasne, że wsiedli, przecież Iza miała samochód – burknąłem.

Tyle że jej nissana ci policjanci znaleźli dwa dni później porzuconego na rogatkach miasta.

– A to oznacza, że albo zostali porwani, albo pańska żona uciekła z synem... Choć istnieje jeszcze możliwość, że... – tu zawahali się.

– Że? – zapytałem z nadzieją.

– Że nie żyją – odparł najstarszy z nich.

– To niemożliwe! Iza nigdy nie popełniłaby samobójstwa! – zaprotestowałem. – Ani by nie uciekła. I po co miałaby zabierać Łukasza?

Dzieci jej nie obchodziły

Nigdy nie interesowała się naszymi dziećmi. No, może od czasu do czasu uczestniczyła w życiu synka, ale córeczki odtrąciła tuż po porodzie, jak tylko się okazało, że są poważnie chore. Nie chciała ich nawet przytulić...

Dla Izy liczyła się tylko praca i oczywiście ona sama. Gdyby chciała odejść, mogła się przecież rozwieść, po co miałaby zabierać mi synka?! Na to pytanie nikt mi nie odpowiedział.

Odniosłem wrażenie, że mimo moich protestów policjanci uwierzyli w śmierć Izy i Łukaszka i zaniechali poszukiwań, uznając, że trzeba zaczekać na wiosenne roztopy. Ale ja za dobrze znałem żonę, żeby dać się zwieść.

– Nie, ona nigdy by się nie zabiła ani nie uciekła. Ktoś ją porwał i teraz przetrzymuje w jakiejś norze, a ci dranie nic z tym nie robią! – powtarzałem sobie i wszystkim, którzy mieli jeszcze ochotę mnie słuchać.

Mimo obowiązków przy córeczkach, ciągłej ich rehabilitacji i powtarzających się wizyt u specjalistów, starałem się nadal szukać żony i synka. Łaziłem po różnych miejscach w miasteczku i okolicach, ale na nic się to nie zdało.

To było bardzo dziwne

Do myślenia dało mi dopiero przypadkowe spotkanie z Cyganką. Młodą, śliczną dziewczyną, która nagle zagadnęła mnie w tramwaju, że chce mi powróżyć.

– Nie mam pieniędzy – prychnąłem zły, że zawraca mi głowę.

– A ja wcale nie chcę pieniędzy – odparła łagodnie. – W twoich oczach widzę taką rozpacz, że musisz pozwolić mi spojrzeć w swoją duszę. Daj rękę, nie opieraj się.

Ludzie wysiedli, zostaliśmy sami.

– Przed tobą długie życie, musisz być silny, bo masz dla kogo żyć, ale jej już nie znajdziesz – powiedziała, patrząc w moją dłoń.

– Mówisz o mojej żonie? Ona żyje? A co z synkiem?! Co z Łukaszkiem? Widzisz go? – krzyknąłem i zerwałem się z miejsca.

Na chwilę przymknęła oczy.

– Widzę przy niej dziecko, ale przede wszystkim mężczyznę. Jest gdzieś daleko... – odparła młoda kobieta.

– Czy on ją skrzywdził?! Musisz natychmiast iść ze mną na policję! – krzyknąłem znów.

– Cyganka na policji? – uśmiechnęła się. – Spokojnie, twoja kobieta jest bezpieczna. Czuje się świetnie. Pamiętaj, to ona odeszła…

Dziewczyna podniosła się, wyraźnie zamierzając wysiąść. Tramwaj stanął, zaczęli wchodzić ludzie.

– Ale dlaczego? Nie odchodź, musisz wszystko mi wyjaśnić! – krzyknąłem za nią.

Starałem się ją zatrzymać, ale zniknęła w tłumie. Przykleiłem się do szyby, chcąc zapamiętać jej twarz, jednak ona nawet na mnie nie spojrzała. Nigdy więcej nie zobaczyłem tej dziewczyny, lecz to spotkanie dało mi mnóstwo nadziei, energii i siły do działania.

Nie chciałem się poddać

Zacząłem jeszcze raz bardzo szczegółowo przepytywać różnych znajomych Izy, ci odsyłali mnie do następnych osób, a oni do kolejnych. I tak po kilku miesiącach poszukiwań trafiłem do kawalerki Justyny.

– Iza jest twoją żoną? – zapytała Justyna zdziwiona. – Nigdy nie mówiła, że ma męża! I dzieci też? Troje?! Rany boskie!

– Wiesz, gdzie ona jest? – nie wytrzymałem.

– Wiem tylko, że poznała jakiegoś Niemca i straciła dla niego głowę. Jakiś czas temu zamieszkała z nim, ale gdzie? Poczekaj, poszukam. Może nie powinnam, bo to moja przyjaciółka, ale w końcu mnie też oszukała.

Justyna włączyła komputer, otworzyła notes i zaczęła przeglądać notatki i korespondencję z moją żoną.

– Dziwne... – zamyśliła się, po czym spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Wiesz, że nigdy nie powiedziała mi, gdzie ten facet mieszka? Wiem tylko, że nazywa się Andreas, ma 50 lat, duży dom i samochód.

Ciągle szukam syna

Od tamtej pory minęły trzy lata. Rodzina namawia mnie, żeby uznać ją za zmarłą i móc prawnie uregulować swój status prawny, zwyczajnie odpuścić, ale ja nie zamierzam się poddawać. Choćby przez wzgląd na Łukaszka.
Nie chcę, żeby kiedyś, kiedy się odnajdzie, zapytał mnie, dlaczego go nie szukałem.

Bo szukam cię, synku, codziennie. Gdy twoje siostry zasną, włączam komputer i śledzę fora Polaków mieszkających za granicą. Piszę do dalekich znajomych, prosząc, aby byli czujni; przypominam o sobie różnym instytucjom, rozsyłam informacje do wszelkich znanych mi organizacji, przeglądam setki zdjęć przypadkowych ludzi zrobionych na ulicach Austrii i Niemiec. I nie tracę nadziei, że cię odnajdę.

Nie wiem, czym zawiniłem twojej matce, że tak srogo mnie ukarała. Starałem się być dobrym mężem i ojcem, zapewnić wam jak najlepsze życie. Ale gdy urodziły się dziewczynki, odszedłem z pracy, żeby dać im to, czego nie mogła lub nie chciała ofiarować im twoja mama. Zająłem się domem i wami, lecz widocznie Izie czegoś w naszym późniejszym życiu brakowało, skoro odeszła. Najbardziej jednak żałuję, że zabrała mi ciebie.

Gdziekolwiek jesteś, pamiętaj, synku, że pod lewą łopatką masz małe znamię w kształcie serca. Ja też takie mam. Czasem, gdy go dotykam, myślę sobie, że może w tej samej chwili ty też gładzisz swoje serduszko, wciąż mnie pamiętasz i czujesz łączącą nas więź. 

Czytaj także:
„Niania wyglądała jak anioł. Rękę bym sobie dała za nią obciąć. A ona... próbowała porwać naszą córkę i sprzedać”
„Była żona porwała naszą 7-letnią córkę za granicę. Znalazła nowego gacha i postanowiła wykreślić mnie z jej życia”
„Doniosłam na policję, że mąż się nade mną znęca. W ramach zemsty porwał naszą córkę i powiedział jej, że już jej nie chcę”

Redakcja poleca

REKLAMA