W moim rodzinnym domu zawsze był pies. Moją pierwszą towarzyszką zabaw była Kropka, przecudnej urody i drobnej budowy przedstawicielka rasy golden retriever. Mama opowiadała mi, że choć w pierwszych latach swojego życia ciągnąłem ją za ogon i targałem za uszy, nie odstępowała mnie na krok. Pilnowała, bym nie zrobił sobie krzywdy, a gdy pakowałem się w kłopoty ratowała mnie z opresji lub przywoływała rodziców głośnym szczekaniem. Kochała mnie tą swoją bezwarunkową, psią miłością, a ja kochałem ją.
Odeszła niedługo po moich dziesiątych urodzinach
I chociaż zaraz potem w naszym domu pojawił się Rafi, to nigdy nie zapomniałem o Kropce. Święcie wierzyłem, że kiedyś jeszcze ją spotkam. Mama przekonywała mnie, że to niemożliwe, bo ona jest w psim niebie, ale ja wiedziałem swoje. Byłem przekonany, że narodzi się po raz kolejny i mnie odnajdzie.
Trwałem w tym przekonaniu nawet wtedy, gdy dorosłem. Ale mijały lata, a w żadnej z goldenek, które spotkałem na swojej drodze, nie rozpoznałem Kropki. I nagle stał się cud. Pamiętam to było w piątek, trzynastego. Od rana prześladował mnie pech. Najpierw zaspałem, bo budzik nie zadzwonił, potem nie mogłem znaleźć kluczyków do samochodu. Byłem wściekły, bo czekała mnie trudna rozmowa z bardzo ważnym klientem, nie chciałem się spóźnić. Kiedy w końcu dotarłem na parking, z przerażeniem stwierdziłem, że na dotarcie na drugi koniec miasta mam tylko kwadrans. O tej porze dnia niewykonalne. Wkładając kluczyk do stacyjki, odruchowo spojrzałem w lusterko wsteczne i aż otworzyłem usta ze zdziwienia. Na wysokości tylnego zderzaka stał pies. Prześliczny, drobnej budowy, a więc najpewniej płci żeńskiej. Z różowym nosem, eleganckimi uszami… Kropka w kropkę… Kropka.
– Nie, to niemożliwe, pewnie mi się tylko wydaje – mruknąłem pod nosem, ale wysiadłem z auta i zrobiłem krok w stronę suczki.
Przekrzywiła łepek, lekko przysiadła na ogonie, odbiła się od chodnika i skoczyła niczym gepard. Sekundę później opierała się na mojej piersi przednimi łapami i lizała mnie po twarzy jak oszalała.
– Kropka, to ty, naprawdę ty? Naprawdę ty? Poznajesz mnie? – mówiłem czule, targając ją za uszy.
– Skąd wiesz, że ma na imię Kropka? – usłyszałem za plecami kobiecy głos.
Ostrożnie postawiłem psa na łapach i się odwróciłem. Przede mną stała młoda dziewczyna o długich, jasnobrązowych włosach.
Zauważyłem, że jest ładna
Nawet bardzo ładna.
– Jak to skąd? Przecież to moja Kropka. Więc jak ma mieć na imię? – uśmiechnąłem się.
– Twoja Kropka?!
– Moja. Wszędzie bym ją poznał – skinąłem głową.
– Coś ci się pokręciło, człowieku – rzuciła dziewczyna, podeszła i wzięła sunię na smycz. – Mam tego pieska od szczeniaka, nie rozstawałam się z nim nawet na chwilę…
– To nie ma znaczenia – przerwałem jej. – I tak wiem, że to moja Kropka – upierałem się.
– Słuchaj, czy ty się aby dobrze czujesz? – patrzyła na mnie podejrzliwie.
– Masz mnie za wariata? – domyśliłem się.
– Uhm…
– Nie martw się, z moją głową wszystko w porządku – roześmiałem się.
– To dlaczego tak uparcie twierdzisz, że to twój pies? Wiesz, że jest mój…
– To długa historia – westchnąłem.
– Chętnie posłucham – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
– Naprawdę? Teraz, niestety, nie mam czasu. Jestem już potwornie spóźniony… Ale może spotkamy się wieczorem w parku przy fontannie? Kropka sobie pobiega, a my pogadamy – zaproponowałem.
Zastanawiała się przez chwilę
– Dwudziesta ci pasuje? – zapytała.
– Absolutnie tak! – ucieszyłem się. – Mam na imię Mateusz.
– Agnieszka.
– W takim razie do zobaczenia, Aga!
– Do zobaczenia! Ale pamiętaj, bez żadnych wygłupów. Kropka tylko z pozoru jest taka przyjazna. W razie niebezpieczeństwa będzie mnie bronić jak lwica – odparła.
– Przecież wiem! Mnie też kiedyś nie odstępowała na krok i wyciągała z najróżniejszych kłopotów – rzuciłem i wsiadłem do auta.
Gdy odjeżdżałem, Aga stała na parkingu i patrzyła w moją stronę. Na jej twarzy malował się wielki znak zapytania. Pewnie zastanawiała się, czy aby na pewno mam poukładane pod sufitem, i czy powinna przyjść na spotkanie. Miałem nadzieję, że przyjdzie. Nie chodziło mi tylko o Kropkę. Chciałem spotkać się także z nią. Co prawda zamieniliśmy tylko kilka zdań, ale coś mi mówiło, że to wspaniała dziewczyna. Nie, nie zakochałem się na zabój od pierwszego wejrzenia, ale pomyślałem, że fajnie by było spędzić z Agnieszką trochę czasu.
– Rozumiem, panie Mateuszu, rozumiem. To samo mam ze swoim Albim. Czasem jak się psiak uprze, to nie wypuszcza mnie z domu przez godzinę – powiedział klient.
– Słucham? – nie miałem bladego pojęcia, o co mu chodzi.
– Ma pan ślady łap na koszuli i marynarce – wyjaśnił. – Sądząc po wielkości, to całkiem spory pies.
– A tak… To Kropka, goldenka… Przepraszam… Nie zdążyłem się przebrać… – plątałem się.
– Nie szkodzi! Nie wybieramy się przecież na bankiet, tylko będziemy rozmawiać o interesach. A zresztą o czym tu rozmawiać? Przecież wszystko ustalone. Ma pan umowę?
– Mam – wykrztusiłem.
– To niech pan da. Podpiszę. Po co tracić czas na bezsensowne gadanie! Albi i Kropka czekają – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Gdy godzinę później przywiozłem dokumenty do firmy, szef aż tworzył usta ze zdziwienia. Tak jak ja, spodziewał się, że facet będzie, kręcił, odwlekał moment podpisania kontraktu. A tu taka miła niespodzianka.
– W nagrodę masz wolne do końca dnia. Należy ci się – powiedział szef.
– A mogę zostać? Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia – jęknąłem.
– Jeśli chcesz, to proszę bardzo – popatrzył na mnie zaskoczony.
Innego dnia wyfrunąłbym z firmy w jednej sekundzie. Ale wtedy wolałem zostać w pracy. W domu łaziłbym pewnie z kąta w kąt, niecierpliwie wyczekując wieczornego spotkania. A w firmie miałem co robić.
Agnieszka i Kropka przyszły punktualnie
Gdy je zobaczyłem u wylotu parkowej alejki, aż serce mi szybciej zabiło. Suczka od razu przybiegła i zaczęła się ze mną witać. Skakała, szczekała, machała radośnie ogonem. Jej pani patrzyła na to jak urzeczona.
– Nie rozumiem, co się z nią dzieje. Zazwyczaj jest nieufna i nie podchodzi do obcych. A ciebie traktuje jak starego znajomego, ba, najlepszego przyjaciela – pokręciła głową.
– Przecież ci już rano mówiłem, że to moja Kropka – uśmiechnąłem się.
– Oj, przestań się wygłupiać. Powiedz lepiej, o co tu chodzi! Bo zaraz pomyślę, że to ja zwariowałam.
– A nie będziesz się śmiać?
– Nie. Obiecuję.
No i opowiedziałem Agnieszce o swojej najlepszej przyjaciółce z dzieciństwa. O tym, jak cierpliwie znosiła moje zaczepki, jak mnie chroniła. I o tym, jak wierzyłem, że kiedyś narodzi się na nowo, i mnie odnajdzie. Aga słuchała mnie z wielką uwagą.
– No, no, dorosły facet, a wierzy w psią reinkarnację – odezwała się nagle.
– Wydaje ci się to śmieszne, prawda? – popatrzyłem na nią smutno.
– Ależ skąd! Cudowne! To najpiękniejsza i najbardziej wzruszająca historia, jaką ostatnio słyszałam. A na dodatek wielce prawdopodobna. Powoli zaczynam wierzyć, że moja Kropka jest którymś tam wcieleniem twojej.
– Naprawdę? Czyli rozumiesz, że chciałbym ją odzyskać. Zapłacę, ile zażądasz. Jeśli będzie trzeba, wezmę kredyt w banku… – przekonywałem.
– Nie ma mowy! – przerwała mi.
– Chcesz powiedzieć, że mi jej nie sprzedasz?! – jęknąłem.
– Nawet za milion dolarów.
– Ale dlaczego?
– Bo to także moja najlepsza przyjaciółka. Jesteśmy razem od czterech lat! – Może jednak zmienisz zdanie? Albo przynajmniej się zastanowisz?
– Nie. Ale… mam propozycję.
– Jaką?
– Wspólne spacery z Kropką. Ona cię bardzo lubi, więc pewnie nie będzie miała nic przeciwko temu. Prawda? – spojrzała na psa.
Sunia szczeknęła trzy razy i zaczęła się łasić do moich nóg.
– Chyba jest za – stwierdziłem. – A ty? – Agnieszka patrzyła mi prosto w oczy; poczułem, jak ogarnia mnie jakieś dziwne ciepło.
– Ja też. To świetny pomysł. Chyba nawet lepszy niż mój. Nie, nie chyba. Na pewno lepszy – uśmiechnąłem się.
Od tamtego dnia spotykałem się z Agnieszką prawie codziennie. Szliśmy do parku, bawiliśmy się z Kropką a w międzyczasie dużo rozmawialiśmy… No i tak się porobiło, że po kilku tygodniach świata już poza Agnieszką nie widziałem.
Zakochałem się
Nieraz zbierałem się, żeby jej to wyznać, ale w ostatniej chwili się wycofywałem. Bałem się, że nie odwzajemnia mojego uczucia, że jestem dla niej tylko dobrym kumplem. Potem dowiedziałem się, że ona miała podobne obawy. Zakochała się we mnie, ale postanowiła tego nie okazywać. Bo myślała, że spotykam się z nią tylko ze względu na psa. Do dziś śmiejemy się, jacy byliśmy wtedy głupi. Na szczęście Kropka okazała się mądrzejsza i wzięła sprawy w swoje łapy. Któregoś dnia, gdy jak to zwykle po spacerze odprowadziłem dziewczyny pod dom, Kropka chwyciła mnie zębami za rękaw bluzy i zaczęła ciągnąć w stronę drzwi wejściowych.
– Kropka chce mnie chyba zaprosić na kawę – zagadnąłem Agnieszkę.
– Tak myślisz?
– Uhm. Założę się, że nie puści, dopóki nie znajdę się na górze. Zobacz, jaka jest zdesperowana.
– A masz ochotę wejść na górę?
– Mam – przyznałem. – Nawet nie wiesz, jak bardzo…
– W takim razie zapraszam. Komu jak komu, ale Kropce odmówić nie mogę. I wiesz co? Chyba nawet nie chcę… – uśmiechnęła się ciepło.
Pewnie się domyślacie, co było potem. Spędziłem z Agnieszką cudowną noc. Tę, a potem wiele następnych. Po roku znajomości zamieszkaliśmy razem, a dwa lata później wzięliśmy ślub. Kropka oczywiście była przez cały czas z nami. Jest naszą księżniczką. Rozpieszczamy ją, przytulamy… Chociaż już niedługo przybędzie jej konkurent do naszych serc. Agnieszka oświadczyła mi kilka dni temu, że jest w dziesiątym tygodniu ciąży.
– Myślisz, że Kropka będzie zazdrosna o malucha? Gdzieś tam czytałam, że nie wszystkie psy tolerują dzieci – zapytała trochę przestraszona.
– Nie ma mowy o żadnej zazdrości. Będzie go kochać, chronić, opiekować się nim, dzielnie znosić targanie za uszy i ogon. Przecież ją dobrze znam. To moja Kropka – odparłem.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”