Wiesz, jaki najnowszy pomysł na interes ma Marzena? – zapytała podejrzanie słodkim głosem Ewka, kiedy tylko wróciła ze spotkania ze swoją siostrą.
– Kochanie, nic mnie to nie interesuje. Wiesz, co sądzę o jej pomysłach…
– Ale ten z pewnością cię zaciekawi. Zakłada dużą agencję reklamową!
– Tak? – westchnąłem. – I pewnie ani trochę jej nie przeszkadza, że nie pracowała w tej branży...
– A czy kiedykolwiek brak doświadczenia jej przeszkadzał?! – parsknęła Ewa.
Moja szwagierka ma milion pomysłów na minutę
Cóż, Marzena zawsze brała się do robienia pieniędzy na rzeczach, o których nie miała pojęcia. Może właśnie dlatego za każdym razem wierzyła, że teraz jej biznes wypali. A gdy jej zwracaliśmy uwagę, że się na tym nie zna, reagowała oburzeniem.
Gdy zakładała szkołę nauki gry na gitarze, twierdziła, że przecież sama przez kilka lat brała lekcje, więc zna branżę od podszewki. Kiedy postanowiła otworzyć bar mleczny, przekonywała nas, że ponieważ żywi się w tanich jadłodajniach, to wie, jak przyciągnąć tam klientów. I nieważne, że nie umie gotować…
Tak to mniej więcej wyglądało od ponad dziesięciu lat. W tym czasie siostra Ewy miała siedem różnych firm, czy raczej profilów działalności. Bo za każdym razem, gdy postanowiła wejść w nowy biznes, biegła do odpowiedniego urzędu, aby zmienić numerek statystyczny świadczący o profilu jej firmy. Przy tym nazwa firmy pozostawała wciąż ta sama: „Marzenia Marzeny”.
Z jednej strony w jakiś sposób urocza, ale z drugiej – w ogóle nie oddająca sensu jej biznesowej działalności. Zresztą, jak mogłaby oddawać coś, czego nie było? Bo te przedziwne pomysły nie przychodziły Marzenie do głowy same z siebie. Za to zawsze miały coś wspólnego z jej nowym facetem. Gdy chodziła z gitarzystą, założyła szkołę gry na gitarze. Kiedy związała się z zaprzysięgłym socjalistą, otworzyła bar mleczny. I tak dalej…
Czyli „Marzenia Marzeny” były raczej marzeniami jej kolejnych kochanków. Gdyby sama ponosiła odpowiedzialność za swoje złe decyzje, moglibyśmy jedynie jej współczuć. Ale nieraz musieliśmy wspomóc siostrę mojej żony. Od jej interesów trzymaliśmy się, oczywiście, z daleka. Byliśmy rozsądni, więc nigdy nie dołożyliśmy do nich ani złotówki, choć Marzena za każdym razem nas przekonywała, że to fantastyczna inwestycja.
A kiedy kolejny biznes okazywał się klapą, dokładaliśmy jej zawsze parę groszy, żeby miała za co przeżyć do pierwszego. Ostatnio miałem nadzieję, że nie będziemy musieli już tego robić… Zmarła ciotka mojej żony, osoba dość majętna, niezamężna, a w dodatku bezdzietna. Marzena była zawsze jej oczkiem w głowie, dlatego to właśnie jej zapisała swój dom i naprawdę sporo pieniędzy.
Namawiałem szwagierkę, żeby zainwestowała w jakieś bezpieczne obligacje i spokojnie sobie z tego żyła. Wahała się, ale miałem wrażenie, że jest już tym wszystkim zmęczona i najchętniej zrobiłaby sobie taką biznesową emeryturę. Niestety, teraz nagle pojawił się pomysł agencji reklamowej… Najwyraźniej jakiś kolejny facet chciał dzięki Marzenie zrealizować swoje własne plany.
Domyślałem się, że szwagierka wkrótce mnie odwiedzi. Od lat prowadziłem niewielką firemkę, studio graficzne. W dobrych czasach zatrudniałem pięć osób, w tej chwili miałem trzech pracowników. Byłoby więc logiczne, gdyby przyszła podpytać o branżę i, jak zwykle, zaproponować mi zainwestowanie w swój biznes. Nie zdziwiłem się więc kiedy zadzwoniła. Umówiliśmy się u mnie w biurze.
Miałem dość jej przechwałek
– Ewa wspominała ci o firmie, którą teraz zakładam? – zapytała na wstępie.
– Tak, coś mówiła – odparłem.
– Muszę cię jednak z góry uprzedzić, że tym razem nie mogę cię wziąć na wspólnika, i nie po to tu przyszłam – wypaliła, a ja osłupiałem. – Wiem, mogłeś mieć nadzieję, w końcu to podobna branża…
Z trudem powstrzymałem się, żeby nie parsknąć śmiechem. No tak, przecież tylko czekam na to, kiedy będę mógł władować oszczędności życia w coś, co za pół roku padnie z głośnym hukiem!
– Nie śmiałem nawet marzyć o tym, że weźmiesz mnie na wspólnika – powiedziałem, ale ona nie załapała ironii.
– No właśnie, to jest twój problem – westchnęła. – W biznesie trzeba mieć marzenia, żeby patrzeć perspektywicznie. A ty od lat kisisz się w swojej firemce, która stoi w miejscu, zamiast się rozwijać…
– Za to cały czas daleko jej do bankructwa. A ci z marzeniami bankrutowali już wiele razy – zauważyłem zgryźliwie i tym razem Marzena dostrzegła kpinę.
– Chyba zazdrościsz mi kreatywności! – zawołała. – Prawdziwy człowiek interesu nie może się skupiać na…
– Prawdziwy człowiek interesu bierze się do zarabiania na czymś, co potrafi robić, a nie na tym, o czym nie ma pojęcia.
– Jak to nie ma pojęcia?! – zdenerwowała się. – Przecież ja na reklamie zęby zjadłam! Zajmowałam się marketingiem wszystkich moich interesów i doskonale wiem, na czym to polega!
– A czy kiedyś ten twój marketing odniósł sukces? Prawda, że nie? Więc daruj sobie... – westchnąłem. – Powiedz lepiej, z czym przyszłaś, bo mam dużo pracy.
– Chciałam spytać o radę. Nie wiem, czy moja agencja reklamowa ma zacząć od obsługi branży telekomunikacyjnej, bo mój wspólnik ma świetne kontakty w… – tu wymieniła kilka największych firm tego sektora – czy może od spożywczej, bo tam też mamy znajomych w kilku największych firmach. Zastanawiam się, co jest dziś bardziej perspektywiczna.
Zrozumiałem, że nie przyszła po radę ani zorientować się w realiach branży. Ona przyszła się pochwalić, jakie wielkie i wspaniałe interesy będzie wkrótce robić. Dlatego powiedziałem, że powinna zająć się obsługą branży kosmicznej, bo ta ma największe perspektywy.
A ponieważ ta branża u nas nie istnieje, to firmy, dla których Marzena będzie pracować, nie zorientują się w braku jej doświadczenia. Szwagierka się na mnie obraziła i wyszła. Od tej pory za pośrednictwem Ewy informowała mnie o tym, jak wielką siedzibę wynajęła, jakich fantastycznych i najlepszych fachowców zatrudniła, w jakich to przetargach bierze udział.
Po pół roku na jakiś czas umilkła. A potem zadzwoniła, czy nie mamy pożyczyć kilku złotych „na podatki i składki”. Odmówiliśmy, a Ewa przekonywała ją, że powinna jak najszybciej wycofać się z tego interesu, „póki jeszcze ma dom”. Oczywiście siostra jej nie posłuchała, a co gorsza, Ewa okazała się złym prorokiem. Po półrocznym milczeniu, na początku zimy Marzena zadzwoniła do nas z błaganiem, byśmy ją przenocowali.
– Tylko nie bądź złośliwy – powiedziała żona tuż przed przyjazdem swojej siostry
Szczerze mówiąc, gdy ją zobaczyłem, nie miałem ochoty na żadne uszczypliwości. Moja szwagierka wyglądała tak żałośnie, że chyba tylko jakiś sadysta by się nad nią znęcał… Wypiliśmy tego wieczoru dwie butelki wina i Marzenie zebrało się na zwierzenia. Uskarżała się na okrutny los, który nie pozwala jej zrealizować marzeń. Spytała się nas, dlaczego tak jest. Odpowiedź była oczywista, ale nie kopie się leżącego, więc musiałem to ująć delikatnie.
– Wiesz, Marzenko, – zacząłem ostrożnie – ty masz po prostu zbyt wiele marzeń naraz. Powinnaś popracować w jednej branży, a potem myśleć o samodzielności.
Szwagierka nie miała wyjścia. Pomogłem jej znaleźć pracę na etacie i na razie jestem spokojny, bo wiem, że nieprędko porwie się na kolejne biznesowe szaleństwo. Nie dlatego, że czegoś się nauczyła. Po prostu jeszcze przez wiele lat komornik będzie zabierał jej połowę pensji. Jak więc widać, czasem to nawet dobrze, że życie nakłada naszym marzeniom kaganiec i przez to ściąga nas z obłoków na ziemię.
Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”
„Córki traktowały mnie jak służącą i opiekunkę. Po latach zorientowałam się, jak bardzo przez to zaniedbałam męża”
„Po śmierci ojca musiałem go zastąpić matce i siostrom. Były tak zazdrosne, że nie pozwalały mi na szczęśliwy związek”
„Pogodziłam się z tym, że mogę nie dożyć 30. Bolało mnie tylko to, że nie dam mężowi upragnionego dziecka”