„Moja siostra trzymała się męża, który miał słabość do kieliszka i ciężką rękę. Nikt się nie spodziewał tego, co w końcu zrobiła”

Gośka miała męża z ciężką ręką fot. Adobe Stock, cherryandbees
„Siedząc na taborecie, obserwowałam ukradkiem Małgosię i Karola. Niby zachowywali się normalnie. Parę razy poszli w tany, pogadali chwilę, coś przegryźli, wyszli na zewnątrz. Typowi goście weselni. Jednak te ich dyskretne zerknięcia i niby nieumyślne gesty faktycznie mogły sugerować, że jest między nimi jakaś więź”.
/ 21.06.2024 07:15
Gośka miała męża z ciężką ręką fot. Adobe Stock, cherryandbees

Moja siostra i ja od zawsze byłyśmy niczym ogień i woda. Ona – starsza ode mnie szatynka o krągłych kształtach, ja – wysoka, smukła blondyna. Gośka to uosobienie spokoju oraz opanowania, a ja – istny wulkan energii, z głową w chmurach i milionem pomysłów na minutę. Poza tym moja siostra bała się choćby nosa wystawić poza granice naszej małej, podlaskiej wioski, podczas gdy ja nie marzyłam o niczym innym, jak tylko o tym, by stamtąd uciec. Wiadomo więc było od początku, jaki los nas czeka – Gosia zostanie z rodzicami i będzie pomagać w gospodarstwie, a ja wyruszę w świat. Tak też się stało. Dekadę temu wyjechałam na studia do stolicy i już nigdy nie wróciłam na wieś.

W wielkim mieście czułam się jak ryba w wodzie. Sprawy miały się lepiej niż dobrze. Niedługo po zakończeniu edukacji trafiłam na świetną posadę, a później pięłam się po szczeblach kariery. W międzyczasie stanęłam na ślubnym kobiercu i zostałam mamą cudownego chłopczyka. Maciek i ja zarabialiśmy krocie, więc mogliśmy sobie pozwolić na zakup przestronnego lokum w atrakcyjnej okolicy, dostatni byt oraz podróże w tropiki.

A Małgosia? Ciężko jej było poradzić sobie z codziennością. Poślubiła Tomka, swojego rówieśnika z wioski. Przed ślubem wydawał się uroczy, obiecywał Małgosi cuda na kiju. Jednak potem okazał się zupełnie innym człowiekiem. Olał robotę w polu, często zaglądał do kieliszka. Siostra zasuwała od rana do wieczora, a on przesiadywał z kumplami w knajpie. Jakby tego było mało, wracał do chaty i ją lał. Parę razy, gdy wpadałam z wizytą w rodzinne kąty, widziałam na jej rękach, plecach i twarzy siniaki.

Nie słuchała tego

Znosiła to bez słowa. Cierpiała w ciszy, jednak nic nie robiła, żeby odmienić swoją sytuację. Byłam totalnie skołowana jej postawą. W mig wyrzuciłabym Maćka z domu, jakby podniósł na mnie rękę. Ona natomiast akceptowała takie traktowanie. W pewnym momencie pękłam i zaprosiłam ją na pogawędkę.

– Słuchaj, Gośka, przecież gołym okiem widać, co tu się wyprawia. Czemu po prostu nie weźmiesz rozwodu z tym gnojkiem? – zagadnęłam. – Jesteś jeszcze młoda, możesz przecież wszystko od nowa poukładać, znaleźć swoje szczęście.

Gośka spojrzała na mnie jak na wariatkę.

– Rozwód? Coś Ty, zwariowałaś?! – krzyknęła. – Starzy w życiu by mi tego nie darowali. Jaki wstyd… Przed ołtarzem słowo dałam. A zresztą nasz proboszcz zawsze gada, że przysięgi złożonej przed Bogiem nigdy nie można złamać, choćby nie wiem co. Nie ma rady, trzeba los swój zaakceptować i z pokorą swój krzyż nieść – westchnęła ciężko.

Po tych słowach poczułam, jak moje tętno gwałtownie przyspiesza. Choć jestem osobą religijną, ten punkt widzenia od zawsze wydawał mi się nie fair i raniący. Nie potrafiłam pojąć, jak można przymuszać kobiety do pozostawania w związku małżeńskim, nawet jeżeli są bite i upokarzane?! Totalnie nie mieściło mi się to w głowie.

– Okej, nie chcesz brać rozwodu. A dlaczego, chociaż nie zgłosisz Tomka na policję? Jakby go czasem zamknęli na dołku, spuścili manto, to może by trochę ochłonął? – zasugerowałam jej rozwiązanie.

– Postradałaś zmysły? To i tak nic nie zmieni! W komisariacie zasiadają jego ziomki z podstawówki. Szybciej mnie by zgarnęli, a nie jego… – powiedziała. – Nie pamiętasz już, co u nas ludzie gadają? Że facet zawsze ma rację. A jak spierze babę, to widocznie na to zapracowała. Od razu wszyscy będą trzymać stronę Tomka. Jak dla mnie, lepiej nie robić szumu i siedzieć cicho niż być pośmiewiskiem dla całej wsi.

– To kompletny absurd i jakieś zabobony rodem ze średniowiecza! – próbowałam jej wytłumaczyć.

– Może dla ciebie, tam w stolicy, to faktycznie brednie oraz przesądy. Ale ja tu mieszkam, na prowincji. A tutaj życie toczy się zupełnie inaczej. Obowiązują pewne reguły i trzeba się liczyć z tym, co ludzie powiedzą. Bo jak nie, to momentalnie obgadają cię na całą okolicę. A złe słowa potrafią zranić bardziej niż pobicie – odparła.

Ilekroć usiłowałam nawiązać do tej sprawy, ona twardo obstawała przy swoim zdaniu. W końcu dałam za wygraną. Doszłam do wniosku, że to bez sensu. Małgosia jest uparta jak osioł i nigdy nie zmieni zdania na ten temat. Będzie tkwić w tej fatalnej relacji, aż po grób. Jak widać, woli być nieszczęśliwa, ale to już jej broszka.

Bacznie obserwowałam Małgorzatę

Jakiś czas temu, dokładnie dwa miesiące wstecz, ja i mój mąż otrzymaliśmy zaproszenie na ślub i wesele Marysi, mojej kuzynki. Niestety Maciek nie był w stanie pojechać ze mną, więc zdecydowałam się wybrać w pojedynkę. W ostatnim czasie niezbyt często odwiedzałam rodzinne strony, a bardzo zależało mi na tym, by zobaczyć całą familię w komplecie. Intrygowało mnie też, co nowego u Gośki. Owszem, dość regularnie rozmawiałyśmy przez telefon, ale nigdy nie poruszałyśmy tematu jej związku małżeńskiego. Kiedy próbowałam coś więcej wyciągnąć, zbywała mnie lakonicznym „wszystko gra”.

Ceremonia ślubna wyglądała zjawiskowo, a wesele było naprawdę wystrzałowe. Bawiliśmy się rewelacyjnie. W trakcie imprezy dostrzegłam, że obok Małgosi krąży nieznany mi facet po trzydziestce. Poprosił ją do tańca, a następnie oboje udali się na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Obejrzałam się dookoła, szukając wzrokiem Tomka. Oczywiście zdążył już nieźle się spić i drzemał na sofie, w kącie pomieszczenia. Prezentował się doprawdy marnie.

– Kim jest ten elegancki gość, który tak mizdrzy się do Małgosi? Pierwszy raz go tu widzę – zagadnęłam moją kuzyneczkę, kiedy zmachana tańcami przysiadła na moment obok, żeby złapać oddech.

– Ach, to nasz świeżo upieczony belfer, Karolek. Przyjechał na zastępstwo w miejsce pani Marty. Wolny jak ptak. Najlepsza sztuka w całej wiosce. Dziewuchy za nim szaleją. Ale plotki chodzą, że na próżno tak zabiegają o jego względy. Bo ponoć on już sobie jedną wypatrzył. Tyle że to żadna panna... – posłała mi dwuznaczny uśmieszek.

– Serio? A o kim mowa? – spytałam z zaciekawieniem.

– To chyba oczywiste, o Małgosi! Wystarczy na nich spojrzeć, od razu widać, że coś jest na rzeczy. Kto wie, co przyniesie przyszłość. Może na przykład postanowią razem odlecieć w nieznane. Pani Marta niedługo znów tu będzie… – wyszeptała.

– Małgosia? Niemożliwe! Ona w życiu nie zrobi tego Tomkowi! Nawet o rozstaniu nie pomyśli. To na pewno tylko jakieś wyssane z palca plotki – pokręciłam głową z powątpiewaniem.

– Nie zakładaj tego z góry! Nikt ich może razem nie nakrył, ale coś w tym musi być, skoro ludzie gadają – puściła do mnie oczko i ruszyła z powrotem na parkiet.

Z miejsca, w jakim usiadłam, nie podniosłam się aż do zakończenia imprezy. Obserwowałam z ukosa Gośkę i Karola, którzy zdawali się świetnie bawić w swoim towarzystwie. Niby nic takiego się nie działo – kilka tańców, pogawędki, przekąska, spacer na zewnątrz. Typowe rzeczy, które robi się na weselu. Jednak sposób, w jaki na siebie spoglądali, te niby niewinne gesty… Można było z nich wyczytać, że między tą dwójką jest jakaś chemia. Zaczynałam podejrzewać, że słowa mojej kuzynki mogły być prawdziwe. Czyżby faktycznie coś ich połączyło?

Poczułam radość. Przyszło mi do głowy, że cudownie by było, jakby moja siostra w końcu wzięła sobie do serca to, co jej mówiłam i zdecydowała się zacząć wszystko od nowa. Żeby wreszcie odnalazła tego jedynego...

Miałam już zamiar podejść do niej, wziąć na bok i zapytać bez ogródek czy ma coś wspólnego z tym świeżo upieczonym belfrem. Cóż, los chciał inaczej. Niespodziewanie na parkiecie znalazł się Tomek. Ledwo szedł.

– Gosiaaa! Gdzie się podziewasz?! Spadamy do chaty! Padam z nóg, nie widzisz?! – ryknął.

– No tak, faktycznie najwyższy czas – odpowiedziała.

Nawet nie zerknęła w kierunku Karola. Kiedy opuścili lokal, pomyślałam z przykrością, że chyba jednak ta rzekoma afera to tylko zwykłe ludzkie gadanie. Wówczas jeszcze nie wiedziałam, że się grubo mylę.

Niesamowicie się cieszę

Trzy doby temu, kiedy zbierałam się do roboty, nagle zadzwonił mój telefon. Gdy odebrałam, po drugiej stronie usłyszałam mamę.

– Wpadł do nas Tomasz… Małgosia zwiała… – jęczała rozpaczliwie.

– Co? Czyli uciekła? – zaskoczona zapytałam.

– No normalnie, spakowała ciuchy i wyparowała! Kartkę zostawiła, że się zmywa. Nauczyciel też przepadł jak kamień w wodę! Wydzwaniałam do niej z milion razy, ale nie raczy odebrać. Ludzie będą gadać… Jak ja teraz będę mogła się ludziom pokazać! A co dopiero księdzu proboszczowi! – była bliska płaczu.

– Serio, to jest twój największy problem? – rzuciłam zdenerwowana i przerwałam połączenie.

Nie mam pojęcia, co się dzieje z Gośką. Do mnie również nie dzwoni. Wysłała mi jedynie wiadomość, że spędza czas z Karolem, próbuje dojść do siebie oraz poukładać sobie wszystko w głowie. Napisała też, że niedługo da znać, co u niej. Odpisałam jej, że strasznie się cieszę, iż w końcu się ogarnęła i olała durne zasady, przestając dźwigać ten krzyż… Plotkowanie boli bardziej niż lanie? Jeśli nawet, to żaden pretekst, żeby zaprzepaścić swoje życie. Należy iść własną drogą, nie przejmując się gadaniem ludzi…

Marzena, lat 37

Czytaj także:
„Mama wykluczyła mnie z życia i z testamentu, bo ożeniłem się z rozwódką. Nigdy nie poznała swoich wnuczek”
„Żona ma trzy razy większą wypłatę ode mnie. Ją stać na wakacje pod palmami, a mnie na te na balkonie”
„Dla żony byłem fajtłapą w życiu i ofermą w łóżku. Zdziwiła się, gdy moją męskość doceniła dziewczyna syna”

Redakcja poleca

REKLAMA