„Moja sąsiadka plotkowała jak opętana. Stara dewota opowiadała niestworzone historie i wszystkim uprzykrzała życie”

Starsza pani w oknie fot. iStock by GettyImages, Jupiterimages
„Pani Jadzia dopadła mnie, kiedy wychodziłam ze sklepu i opowiadała bajki o nowym sąsiedzie. Nie cierpiałam tej kobiety. Mieszkała na parterze w moim bloku i była wścibska niczym agentka KGB. To typ człowieka, który głupi się urodził i jeszcze głupszy umrze”.
/ 09.10.2023 18:30
Starsza pani w oknie fot. iStock by GettyImages, Jupiterimages

Nic nie uchodziło jej uwagi. Całymi dniami filowała w oknie, a kiedy ktoś szedł po schodach przemieszczała się pod drzwi i przykładała oko do wizjera. Blokowy monitoring na całego. Wiedziała wszystko o wszystkich. Kto się z kim ożenił, rozwiódł, komu zginął pies, a gdy Wieśkowi wyjęli z auta katalizator, jako pierwsza opowiadała o tym znajomym. Szkoda tylko, że nie zadzwoniła na policję, zamiast gapić się, jak złodziej okrada sąsiada. Strasznie się wtedy o to pokłócili. Do dziś ze sobą nie gadają.

– Pani Bożenko! Hej, pani Bożenko! – zawołała za mną.

Udawałam, że jej nie słyszę, starając się jak najszybciej oddalić. Niestety, zgrywanie głuchej jak pień niewiele pomogło w starciu z tą namolną babą. Dwie ciężkie siaty z zakupami też nie ułatwiały mi zadania. Dogoniła mnie i złapała za rękaw.

– Czekaj, pani! Ależ szybko pani chodzi, no, nie mogę… – zgięła się wpół i łapczywie chwytała powietrze, sapiąc jak lokomotywa.

Postawiłam torby na ziemi i westchnęłam z rezygnacją.

Dwie kobiety?!

– Dzień dobry, pani Jadziu – uśmiechnęłam się zdawkowo.

– Słyszała pani, że to mieszkanie nad wami ktoś kupił? Będziemy mieli nowego sąsiada. Zastanawiam się, wie pani, kto to będzie. Młody czy stary? Kobieta, mężczyzna? Małżeństwo z dziećmi? Jak pani myśli? Bo jak dzieci, to niedobrze, hałasować będą, wie pani, biegać po klatce, po domu się ganiać, tupać… Albo ktoś z psem się sprowadzi, co to lubi wyć i szczekać, jak właściciela nie ma. Tacy to najgorsi. Do roboty polezie, zwierzę biedne zostawi, a ono potem zawodzi z tęsknoty na cały blok, że serce i bębenki pękają…

Kiwałam potakująco głową, bo cóż innego mogłam zrobić, a Jadzia trajkotała jak nakręcona, snuła domysły, aż znowu jej tchu brakło i poczerwieniała na twarzy. Kiedy zrobiła kilka sekund przerwy na zregenerowanie strun głosowych, wreszcie dostałam szansę dojścia do głosu.

– Słyszałam, pani Jadziu, że ma tam zamieszkać para lesbijek.

Sąsiadka wybałuszyła na mnie małe oczka.

– Co proszę? Para…?

– No, wie pani, dwie dziewczyny, które są ze sobą w związku. Jak mąż z żoną. 

Jadzia poczerwieniała. Na jej pucołowatej twarzy odmalował się wyraz oburzenia.

– Jak mąż z żoną? Boże przenajświętszy, co też pani wygaduje! – uczyniła znak krzyża na piersi. Ciekawe połączenie.

Potem odwróciła się i odeszła, mamrocząc coś pod nosem. Parsknęłam śmiechem. Kurde, głupie to było, ale nie mogłam się powstrzymać. Przynajmniej się odczepiła. Niech sobie teraz to babsko siedzi w kuchni przed oknem i myśli.

Mój mąż prawie udusił się ze śmiechu

Dotaszczyłam zakupy do domu i wstawiłam zupę. Adrian miał wrócić z pracy dopiero za dwie godziny. Czyli miałam trochę czasu tylko dla siebie. Sięgnęłam po książkę i zatopiłam się w lekturze. Ze świata elfów, czarodziejów i pradawnych demonów wyrwał mnie odgłos przekręcanego w zamku klucza.

Mąż wszedł do pokoju i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnął się z politowaniem na widok leżącej na stoliku książki. Zawsze bawiło go moje zamiłowanie do fantastyki i różowego koloru. Twierdził, że to dobre dla nastolatek i nie przystoi kobiecie po pięćdziesiątce. Niby czemu? Co kto lubi. On kochał grać w remika. Gdybym się czepiała, powiedziałabym, że to dobre dla dzieci i staruszków.

Przy posiłku opowiedziałam mu o spotkaniu z Jadzią. Gdy doszłam do momentu z lesbijkami, o mało się ze śmiechu zupą nie udławił.

– Jesteś okropna – stwierdził.

– Okropna to jest ta baba. Tylko jej ploty w głowie. Kiedyś się w końcu doigra.

– Tyle lat się nie doigrała, to już raczej nic jej nie grozi – Adrian wzruszył ramionami. – A tak prawdę mówiąc, to sam jestem ciekawy, kto kupił to mieszkanie. Może będzie lubił remika, jak myślisz?

Popukałam się wymownie w czoło i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Tydzień później, gdy wracałam z pracy, pod nasz blok podjechała biała ciężarówka z wrocławską rejestracją. Przystanęłam, żeby odpocząć, a wtedy obok, jak spod ziemi, wyrosła Jadzia.

– Widzi pani tego łysego, o tam? – skinęła podbródkiem w stronę odzianego w palto mężczyzny palącego nieopodal papierosa. – To on. Nasz nowy sąsiad.

Zerknęłam dyskretnie we wskazanym kierunku. Chłop jak chłop. Na oko pod czterdziestkę, choć gęsta broda mogła dodawać mu lat. Solidnej postury. Nawet przystojny. Ale czemu Jadzia była nim aż tak zafascynowana? Raczej nie jej target, a obcinała go z góry na dół, jakby ujrzała jakiegoś półboga, a nie zwyczajnego faceta.

– Patrz pani uważnie, czy czasem jakieś dzieciary z tego auta nie wylezą albo dog niemiecki – kontynuowała. – Słyszałam też o takich, co to lubią pająki w chałupie trzymać, a nawet węże. Wyobraża sobie pani? Ja bym nie usnęła, gdybym wiedziała, że w pokoju obok siedzi takie obrzydlistwo. Kto to widział, żeby z podobną gadziną pod jednym dachem żyć? I jeszcze toto lubić. Koty, to ja rozumiem, bo koty, pani Bożenko, to są…

– Do widzenia, pani Jadziu – weszłam jej w słowo, bo łeb mi już zaczynał pękać od jej trajkotania. Ta kobieta, jak już zaczęła nawijać, nie potrafiła przestać. Jakby jej za to płacili. Gdyby jeszcze gadała coś mądrego, dałoby się tego słuchać, a tak, no cóż…

Uważałam, że jest po prostu pomylona

Pracownicy firmy przeprowadzkowej cały dzień wnosili na górę meble, sprzęty AGD i RTV, generalnie wszystko, co jest potrzebne do urządzenia się w nowym mieszkaniu. Oczyma wyobraźni widziałam Jadzię, jak stoi na zewnątrz i marznie, byleby tylko dokładnie zobaczyć, co takiego wyłoni się z czeluści samochodu. Śmiałam się sama do siebie, że pewnie ma ukryty w połach palta notesik, w którym skrupulatnie notuje wszystko, co tylko uda jej się zobaczyć. Jaki przedmiot wnoszono, jaki miał kolor, wartość, wyglądał na stary czy na nowy…

Adrian pracował tego dnia do późna. Kiedy wrócił, było już ciemno. Zjedliśmy kolację i usiedliśmy przed telewizorem. Wyciągnęłam wino z lodówki i nalałam nam po lampce.

– Nasz nowy sąsiad się dzisiaj wprowadził – zaraportowałam.

– Wiem, wiem… Kiedy wchodziłem do klatki, Jadzia wyskoczyła ze swojej nory specjalnie po to, żeby mi to obwieścić. Była podniecona jak nastolatka po pierwszej randce. Dobrze, że jej czajnik zaczął gwizdać, bo chyba by mi do samiutkiego rana zdawała relację.

– Ona jest naprawdę pomylona – stwierdziłam krótko.

– W rzeczy samej – przyznał mi rację mąż.

Opowiadała niewyobrażalne brednie

Dni mijały i niewiele się dowiedzieliśmy o naszym nowym sąsiedzie. Czasami spotykaliśmy się na klatce, wtedy grzecznie mówił „dzień dobry”, ale nie zatrzymywał się, żeby porozmawiać, więc i ja go nie nagabywałam.

Co innego Jadzia. Już kilka razy próbowała nawiązać z nim konwersację. Raz o mało nie wciągnęła biedaka do mieszkania pod pretekstem pomocy przy jakiejś wymyślonej awarii. Za każdym razem spławiał ją krótkim: „Nie mam czasu, proszę pani” i szybko odchodził. Śmialiśmy się z mężem, że ciekawość musi ją tak skręcać, że w końcu porobią jej się gwinty jak na śrubce.

Pewnego dnia stałam w kolejce w sklepie i słyszałam, jak szprycowała sprzedawczynię tymi dziwacznymi teoriami, a kilka osób mieszkających na naszej ulicy uważnie nadstawiało uszy.

– Mówię pani, pani Marlenko, że ten facet, co kupił mieszkanie na drugim, to jakiś kryminalista jest. Albo gangster. Ma całe ręce w tatuażach. Widziałam, bo jak raz się z nim mijałam na klatce, to potknęłam się na schodku i uchwyciłam jego ręki, no i wtedy mu się rękaw podwinął, więc zobaczyłam. Normalnie mało zawału nie dostałam! Jakieś szpetne mordy miał tam wyrysowane, tygrysy, znaki dziwaczne, pentagramy czy inne takie. Boże przenajświętszy, zlękłam się nie na żarty. Na dokładkę łysy jest. A wiadomo, że jak łysy i z tatuażami, to kryminalista. Bo na łyso w więzieniu golą i te… dziary sobie robią. A jakie towarzystwo do niego chodzi… Ci to jeszcze gorsi. Nie dość, że łysi, to jeszcze napuchnięci jak balony. Założę się, że biorą te… anabiloki.

– Anaboliki – poprawił ją ktoś.

– No, mówię przecież! Nic dobrego z tego nie wyniknie, pani Marlenko, nic dobrego. Jeszcze nam tu zaczną jakimiś narkotykami handlować. Tą… mahiruaną albo czymś gorszym!

Słuchałam tego paplania i uszy mi więdły. Jak tak można kogoś oczerniać? Wśród obcych ludzi! Przecież ona tego człowieka w ogóle nie znała. Ile o nim wiedziała? Tyle co my wszyscy. Jak się nazywa, i że sprowadził z Wrocławia. A że jest łysy i tatuaże sobie porobił? Gdyby za to zamykali, kupa ludzi trafiłaby do więzienia i to bez względu na płeć.

Miałam ogromną ochotę nagadać jej do słuchu, jednak doskonale wiedziałam, że niewiele to da. Jadzia była niereformowalna. Taki typ człowieka, który głupi się urodził i jeszcze głupszy umrze. Wcześniej miałam ją za nieco pomyloną. Teraz stwierdziłam, że jest idiotką. Kupiłam, co miałam kupić, i wyszłam ze sklepu.

W domu zreferowałam wszystko mężowi. Ku mojemu zaskoczeniu, zgodził się z Jadzią.

– No co tak na mnie patrzysz? – obruszył się, kiedy spiorunowałam go wzrokiem.

– Widziałaś, jaki ma samochód? To jego bmw to ze ćwierć miliona kosztuje. Kilka razy przyuważyłem, że ci ludzie, którzy go odwiedzają, wożą się podobnymi furami. Tylko pod blokiem nie parkują, żeby się w oczy nie rzucać.

Ręce mi opadły.

– A ty co, druga Jadźka, do cholery?! – naskoczyłam na Adriana. – Może też zaczniesz wysiadywać przed oknem w kuchni, by od rana do nocy kontrolować, co się na podwórku dzieje? Kupić ci zeszyt i długopis, żebyś sobie notował, kto o której wychodzi i wraca? Albo jakim autem jeździ? Doskonale wiesz, że nienawidzę takiego wścibstwa.

– Mówię tylko, co myślę – odburknął urażony.

Nie odzywaliśmy się do siebie cały wieczór. Byłam zła. Na sąsiadkę i męża. O to, że oceniają kogoś po wyglądzie. Po samochodzie. Po pozorach.

Czyżby mieli rację?

Przez kilka następnych dni nie działo się nic ciekawego. W sobotę z rana siedziałam sama w domu, bo Adrian pojechał pomóc synowi w przemeblowaniu mieszkania. Rozparłam się w fotelu, zatopiona w lekturze, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer. Zobaczyłam jakiegoś nieznanego mi faceta. Jestem z natury dość ufna, więc otworzyłam. Nieznajomy zamachał mi przed twarzą odznaką policyjną i przedstawił się jako komisarz.

– Chciałbym zadać pani kilka pytań, jeśli można – powiedział, kiedy wpuściłam go do środka.
Zaparzyłam mu kawy i usiedliśmy przy stole.

– Jakiś czas temu wprowadził się do tej klatki nowy lokator. Kojarzy pani? Kupił mieszkanie na drugim piętrze, nad panią.

Potwierdziłam skinieniem głowy.

Czy nie zauważyła pani może czegoś podejrzanego, odkąd ten człowiek tutaj zamieszkał?

– A dlaczego pan o niego pyta, jeśli można wiedzieć?

Komisarz zlustrował mnie wzrokiem i ściągnął usta.

– Cóż… mamy pewne podejrzenia co do tego człowieka, ale na razie wolałbym o tym nie mówić. Chciałbym, żeby to pani mi powiedziała, czy zauważyła coś nietypowego. Może zachowuje się dziwnie, odwiedzają go podejrzani ludzie, przynoszą jakieś paczki…

Popatrzyłam na komisarza z niedowierzaniem. On też ocenia po pozorach?

– Jadźka pana nasłała? Jeśli tak, to proszę posłuchać uważnie: ta kobieta jest nienormalna. Nie robi nic innego, tylko siedzi w oknie i obserwuje ludzi, a potem wymyśla na ich temat jakieś głupoty. O tym panu nie wiem nic, poza tym, że tu mieszka. Widujemy się w przelocie, mówi mi „dzień dobry”, ja mu odpowiadam. Czasem go ktoś odwiedza, ale to chyba nie przestępstwo, co?

– Spokojnie, proszę pani. Nikt nas nie nasłał. Mamy swoje powody, żeby pytać o pani sąsiada. Z panią Jadzią już rozmawiałem i, między nami mówiąc, też nie uznałem jej za wiarygodne źródło informacji. Aczkolwiek na tym etapie nie mogę niczego lekceważyć. A pani na razie dziękuję. Do widzenia.

Gdy wrócił Adrian, natychmiast opowiedziałam mu o tej wizycie.

– No widzisz? Skoro węszy tu policja, to gość musi mieć coś na sumieniu. To, że jest miły i uprzejmy, wcale nie oznacza, że jest czysty jak kryształ. Może dlatego zgrywa kulturalnego chłoptasia, żeby nie rzucać się w oczy? A i tak się rzuca. Łysiną, posturą, tatuażami, beemką, znajomymi. No, przykro mi, ale czasami pozory nie mylą.

– Może… – odburknęłam, bo sama też powoli nabierałam wątpliwości. – Zresztą, nie moja sprawa. Jak ma coś na sumieniu, prędzej czy później wyjdzie szydło z worka. A jak nie ma, to choćby Jadźka o nim cuda-wianki po mieście rozpowiadała, nikt nic mu nie zrobi.

Tydzień później w nocy obudziły nas hałasy na klatce schodowej. Bieganina, wrzaski, przekleństwa, rejwach na całego. Zerwaliśmy się z Adrianem przestraszeni i nasłuchiwaliśmy. Nad nami ewidentnie coś się działo. W pewnym momencie piętro wyżej rozległ się huk. Jeden, drugi, trzeci. Teraz to już byliśmy przerażeni.

– Jezu, co tam się wyrabia? – wtuliłam się w męża.

– A cholera wie. Może to nalot policji?

Koniec tej historii jest bardzo smutny

Jak się okazało następnego dnia, Adrian miał rację. W nocy do mieszkania sąsiada wpadli mundurowi. Zwinęli wszystkich, którzy się tam znajdowali. Po co i dlaczego? Na razie nikt nic nie wiedział. Dopiero jakiś czas później dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście był przestępcą. Handlował dopalaczami.

Jakaś inna szajka przejęła jego teren we Wrocławiu, dlatego postanowił zacząć od nowa tutaj. Miał pecha i trafił na wścibską Jadźkę, która rozpowiadała wszem i wobec o swoich podejrzeniach. A takie bajki szybko się rozchodzą. W końcu dotarły też do uszu policji, która zaczęła węszyć. Sąsiad i jego kumple trafili za kratki. 

Moja wiara w ludzi została mocno podkopana. Plotka okazała się prawdą, pozory nie kłamały, zaś grzeczny sąsiad okazał się dealerem i bandytą. Dotychczas nie miałam styczności ze światem przestępczym i mam nadzieję, że więcej mieć nie będę. 

Czytaj także:
„Rubaszny Bogdan obracał mnie jak chciał, a ja i tak śliniłam się na jego widok. Po czasie zrozumiałam jaki z niego gbur”
„Nie mam szczęścia w miłości. Mikołaj miał być jurnym księciem z bajki, jednak okazał się bandyckim farbowanym lisem”
„Arek rozbudzał we mnie najgłębsze fantazje i pragnienia. Niemal się utopiłam w jego łobuzerskich oczach”
 

Redakcja poleca

REKLAMA