„Moja przyszła synowa to smętna mimoza. Ani to wygląda, ani porozmawia. Postanowiłam ją trochę >>wyrobić<<”

Postanowiłam poprawić urodę mojej synowej fot. Adobe Stock, kichigin19
„– Kocham Zuzę właśnie taką, jaka jest, więc może odczepcie się i przestańcie ją przerabiać? Te łaszki, tusze, szminki, ostatnio karnet na fitness – spojrzał na Grażynę z niedowierzaniem. – Jezu, co się z wami dzieje? – To zwykła życzliwość! – To jest zwykłe chamstwo i brak akceptacji”.
/ 02.09.2022 15:15
Postanowiłam poprawić urodę mojej synowej fot. Adobe Stock, kichigin19

Moja teściowa zawsze zgrywała wielką damę. Myślałby kto, hrabina, a nie córka upaństwowionego po wojnie producenta wody gazowanej gdzieś z Kresów! Fabryka przepadła, willa we Lwowie także, podobnie jak letnisko pod Truskawcem, ale ambicje i fumy pozostały jej na zawsze. Kiedy Juruś mnie rodzicom przedstawiał, mamusia urządziła istny quiz dotyczący pochodzenia mojej rodziny, a wreszcie, machnąwszy wypielęgnowaną rączką, stwierdziła, że wszystko schodzi na psy i kijem rzeki nie zawróci.

– Kochasz go chociaż? – zapytała.

Skinęłam tylko głową, przełykając łzy upokorzenia, i przyrzekłam sobie, że ja będę zupełnie inna.

Serdeczna i przyjazna

I jeśli Bóg da mi dzieci, ich wybranków i wybranki przyjmę do rodziny z otwartymi ramionami. Z czasem z teściową stosunki się ułożyły, ale do dziś uważam, że życzliwy uśmiech jest o wiele ważniejszy niż porcelanowy serwis na dwanaście osób cudem wyniesiony z wojennej pożogi, który otrzymałam z okazji piątej rocznicy ślubu… Do tego nie zajmuje połowy kuchennego kredensu i się nie kurzy! Mieliśmy z Jurusiem już dwóch synów w nastoletnim wieku, gdy przydarzył nam się Michałek. Teściowa była zbulwersowana, zdaje się, że moja późna ciąża ostatecznie przekonała ją o tym, że biedny synuś trafił na istną wszetecznicę. Kiedy jednak malec się urodził, kompletnie zwariowała na jego punkcie. Zabierała Michasia na wakacje, prowadzała po muzeach, razem pojechali nawet w jej rodzinne strony.

– Ty wiesz, mama twierdzi, że Misiek jest podobny do wuja Juliana, tego, który zginął w Starobielsku – mąż nie mógł się nadziwić temu szaleństwu.

Przecież to skóra zdjęta z mojego taty! – oburzyłam się.

– A niechże się nacieszy – Jurek machnął ręką. – Zresztą młody ją uwielbia, łyka te przedwojenne bzdury jak pelikan.

Napsuła mi krwi kobieta przez całe nasze wspólne życie, ale gdy odeszła, szczerze płakałam. Może i było z niej dziwadło, jednak porządny człowiek. A Michał, nie bez jej udziału, poszedł na historię, całkiem inaczej niż bracia wybierający bardziej lukratywne zawody. Juruś się krzywił, lecz gdy starszy, Roman, ledwo trzy lata po ślubie objął placówkę w Japonii i wyjechał wraz z rodziną, machnął ręką.

– Jakby co, chociaż jeden nam zostanie, żeby szklankę wody na łożu śmierci podać – powtarzał. – Wcale się nie zdziwię, gdy i o Jacka się upomną. Ta jego Grażynka tak się rwie za granicę.

Głupie gadanie!

Nigdzie się nie rwie, po prostu woli w ciepłe kraje wyjeżdżać, niż wybierać loterię pogodową nad Bałtykiem. Jakbym była młodsza, też bym tak robiła. Obie synowe mam super! Dziewczyny do tańca i do różańca. Zanim jeszcze Romuś do tej Japonii pojechał, często urządzałyśmy babskie wyprawy do kina albo do kawiarni, a i teraz jeszcze się zdarza, że jak we trzy mamy telekonferencję przez Skype’a, to sąsiedzi w ścianę stukają po nocy. O Michała trochę się martwiłam, bo kogóż może poznać chłopak spędzający całe dnie w zakurzonych archiwach?

– Nie siedzę w żadnych piwnicach, tylko w normalnym biurze, jak Jacek w swoim banku. Większość danych jest na nośnikach elektronicznych.

– Ale młodych kobiet tam nie ma, co?

– Mamo – przewracał oczami. – Teraz ludzie pobierają się później, nie lecą do ołtarza, gdy ledwo się poznali.

To Grażynka pierwsza odkryła istnienie Zuzanny. Zobaczyła ich razem w kinie i wyszła w czasie seansu, bo już nie mogła się doczekać, by mi donieść… No i złą mam synową? Bombową!

– Trzymali się za ręce, jak weszli – relacjonowała rozgorączkowana przez telefon. – Siedziałam rząd za nimi, a Michał nawet mnie nie zauważył, hi, hi. To chyba zadurzony, co?

– No dobra, ale jak ona wygląda? – byłam żądna szczegółów.

– Gdyby jej zrobił fajny fryz i podmalował, byłaby całkiem, całkiem – zastanowiła się Grażynka.

Może przyjechała z prowincji? Zajmiemy się sierotką, jeszcze Michałowi oko zbieleje, jak się nad dziewczyną trochę popracuje… Wracam na seans, zadzwonię po filmie.

Cwana bestia podeszła do nich, ledwo na ekranie pojawiły się napisy, i Michaś nie miał odwrotu. Musiał dziewczynę przedstawić, a Grażynka, korzystając z okazji, od razu zaprosiła ich oboje na grilla. Trochę się krygowali, ale tak prosiła, że w końcu niegrzecznie byłoby odmówić.

– Opowiesz mi wszystko? – upewniłam się.

– Nie – zaprotestowała, a mnie zatkało. – Sama mama zobaczy. Zapraszam, najlepiej z sałatką gyros!

I tak poznałam Zuzannę

Jurkowi od razu się spodobała, mąż lubi takie skromne stokrotki – czasem się zastanawiam, czy i ja kiedyś taka byłam, czy to jemu się gust zmienił? Niepytana, nie gada, zagadnięta, odpowiada krótko i na temat, nie przeklnie, nie roześmieje się głośno… Buzia w ciup, rączki w małdrzyk – co też Michałowi się w niej spodobało? Grażyna próbowała ją rozruszać, zaangażować do pomocy, wyjęła też kosmetyki, przy których dystrybucji trochę sobie dorabia, jednak nic nie było w stanie wyrwać dziewczyny ze stuporu.

– Musi się z nami oswoić – Jurek nie widział problemu.

– Mnie się wydaje, że zadziera nosa i tyle – wzruszyłam ramionami. 

– Już ty nikogo nie diagnozuj – obruszył się mąż. – Z Michałem Zuzanna najwyraźniej obcuje, i to widocznie ku obopólnej satysfakcji.

„Nie diagnozuj”... To przecież może być dziedziczne! Nie chciałabym być teraz babcią mimozy. Swoją drogą, nawet do dzieci ta cała Zuzanna nie ma podejścia… Grażyna ją poprosiła, żeby poczytała dziewczynkom do snu, to nie było jej pół godziny. Nawet nie zauważyła, że Jola z Wiolą zasnęły.

– Czepiasz się, Roma – skwitował Juruś. – Pewnie chciała odetchnąć. Wsiadłyście na nią z Grażyną, jakby to była Wielka Pardubicka, a nie grill.

Sraty – taty! Zrobiłyśmy telekonferencję, pokazałyśmy Kalinie zdjęcia Zuzanny, a ta od razu stwierdziła, że mimoza przypomina babcię Gabrysię – włoski naturalne, z grzyweczką, koronki i makijaż, który woła o pomstę do nieba.

– Wyrobi się – orzekła. – Tylko trzeba ją trochę nakierować. Mam wracać, czy sobie poradzicie, dziewczynki?

Ech, ta Kalina! Szkoda, że tak daleko ją syn wyciągnął. Postanowiłyśmy z Grażynką nie zawieść pokładanego w nas zaufania, tym bardziej że z tygodnia na tydzień stawało się oczywiste, że Zuzanna zostanie w rodzinie. Nawet ją polubiłam, nie sposób było nie docenić, jak dba o mojego Michała i jak bardzo chłopak jest z nią szczęśliwy. W końcu przestał brać nadgodziny, nabrał kolorów i wyglądał jak mężczyzna, a nie zapomniany po zimie w piwnicy ziemniak. Z całą pewnością była też życzliwa i starała się być użyteczna w miarę możliwości. My z Grażynką, niby to odwdzięczając się, podrzucałyśmy jej fajne kosmetyki, jakieś bony podarunkowe do sklepów z ciuchami czy modowe gazety. Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, dlatego zdziwiłam się, że nie przyszła wraz z Michałem na tradycyjne wielkanocne śniadanie. Syn powiedział, że źle się poczuła i została w domu, dlatego on też nie będzie długo siedział.

– Jezu – przewróciła oczami Grażynka. – O takich wynalazkach jak środki przeciwbólowe twoja Zuza słyszała?

– Słuchaj, Michaś, a może ona jest chora? – przestraszyłam się. – Tak schudła i zbladła ostatnio.

– Spoko – zaśmiała się Grażyna. – Zajdzie w ciążę, to dostanie tyłka i biustu, niech się mama nie martwi.

– Jeszcze będzie z niej baba na schwał, mały – pocieszył starszy brat.

Michał odsunął krzesło i wstał.

– Kocham Zuzę właśnie taką, jaka jest, więc może odczepcie się i przestańcie ją przerabiać? Te łaszki, tusze, szminki, ostatnio karnet na fitness – spojrzał na Grażynę z niedowierzaniem. – Jezu, co się z wami dzieje?

– To zwykła życzliwość!

– Życzliwość nie sprawia, że ktoś wybierający się do rodziny od rana ma torsje – oznajmił. – To jest zwykłe chamstwo i brak akceptacji.

– No to już przesada, synu!

– Wracam do siebie – Michał machnął ręką z rezygnacją. – Z wami gadać, to jak walić grochem o ścianę, już babcia to zawsze powtarzała.

Nic nie rozumiem! Że niby jesteśmy niekulturalni, bo Zuzie robi się słabo na myśl o nas? I to ja mam się czuć winna?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA