„Moja przyjaciółka związała się z żonatym facetem. On ją wpędza w kompleksy i odcina od znajomych”

smutne przyjaciółki fot. Getty Images, Maria Korneeva
„Chociaż nie pytałam, Julita paplała tylko o Grzegorzu. Z jej relacji wychodziło mi, że jest to ósmy cud świata: przystojny, męski, wysportowany, inteligentny, oczytany, szarmancki i do tego świetnie zarabia”.
/ 03.03.2024 11:30
smutne przyjaciółki fot. Getty Images, Maria Korneeva

Wychowano mnie w przekonaniu, że cudzy chłopak czy mąż, to istota zajęta. Podrywanie takiego delikwenta jest cokolwiek niestosowne, a wiązanie się z nim na stałe – tym bardziej.

Wyjątkiem może być sytuacja, gdy kobieta nie zdaje sobie sprawy, że obiekt jej westchnień nie jest wolny, jest szczęśliwym (lub mniej) mężem, ojcem rodziny, a bardzo często nie zamierza się z tego układu wypisywać, toteż okłamuje niczego nieświadome dziewczę, które jest na tyle naiwne, by mu uwierzyć…

Byłyśmy jak papużki – nierozłączki

Z Julitą znałyśmy się praktycznie od piaskownicy. Mieszkałyśmy w tym samym bloku, w tej samej klatce, a urodziłyśmy się w odstępie zaledwie miesiąca. Najpierw połączyły nas wspólne zabawy, później nauka w tej samej klasie podstawówki – oczywiście siedziałyśmy w jednej ławce. Miałyśmy podobne zainteresowania, ciągnęło nas do tych samych ludzi. Nawet szkołę średnią wybrałyśmy tę samą.

W liceum mówiono, że jesteśmy nierozłączne. Niektórzy wręcz śmiali się, że chłopaka też pewnie znajdziemy wspólnego. Jednak w preferencjach co do płci przeciwnej różniłyśmy się zdecydowanie. Być może dlatego, że miałyśmy dość różne charaktery. A może i dlatego, że relacje pomiędzy rodzicami w naszych rodzinach były zgoła odmienne. W każdym razie odbijać sobie chłopaków raczej nie planowałyśmy.

Rozdzieliłyśmy się dopiero wybierając wyższe uczelnie. Każda z nas miała inną wizję swojej przyszłości, toteż interesowały nas inne kierunki studiów. Julita pragnęła zdobyć wykształcenie ekonomiczne, mnie bardziej pociągało prawo i administracja. Oczywiście nadal się przyjaźniłyśmy i wpadałyśmy do siebie na ploteczki, jednak przestałyśmy być nierozłączne (w co niektórzy nasi znajomi wręcz nie potrafili uwierzyć).

Roberta poznałam na ostatnim roku studiów. Wpadliśmy na siebie przypadkiem w bibliotece uniwersyteckiej, potem poszliśmy na kawę i tak to się jakoś zaczęło. Nie myślałam, że istnieje przyjaźń między kobietą i mężczyzną, ale dzięki niemu przekonałam się, że coś takiego jest możliwe. Bo tak, najpierw się zaprzyjaźniliśmy, a dopiero potem się w sobie zakochaliśmy. Bez pośpiechu, bez gromów z jasnego nieba – budowaliśmy naszą relację stopniowo i starannie.

Zaraz po studiach udało mi się zahaczyć w kancelarii notarialnej, Robert dostał posadę w starostwie powiatowym, co dawało nam bardzo dobry start na wspólne życie. Zamieszkaliśmy razem, jednak z decyzją o ślubie wcale nie zamierzaliśmy się spieszyć. Woleliśmy sprawdzić, czy mieszkanie pod jednym dachem nie będzie miało negatywnych skutków dla naszej relacji. Do tematu ślubu wróciliśmy dopiero po kilku latach, gdy zaczęliśmy rozważać posiadanie potomstwa.

Uznaliśmy, że wystarczy nam ślub cywilny. Tak naprawdę była to jedynie formalność, na którą zdecydowaliśmy się z uwagi na dobro naszych przyszłych dzieci. Dlatego też nie wyprawialiśmy wesela, na uroczystą kolację z okazji naszych zaślubin zaprosiliśmy jedynie najbliższe osoby: rodziców, dziadków i rodzeństwo. Robert zaprosił też swojego najbliższego kumpla, a ja – Julitę.

Julita nie miała szczęścia w miłości

Julita na naszej ślubnej kolacji nie bawiła się zbyt dobrze. Choć był to mój wieczór, postanowiłam poświęcić nieco czasu mojej przyjaciółce. Wyciągnęłam ją na taras restauracji i próbowałam pociągnąć ją za język.

– Widzę, że coś cię trapi – zagadnęłam.

– Nie mów, że cię to interesuje – odpowiedziała dość ostro.

– Znasz mnie. Gdyby mnie nie interesowało, nie pytałabym.

– Daj spokój. Masz swojego mężusia i swoich gości, tym się zajmij.

– No to właśnie się zajmuję. Jesteś moim gościem i widzę, że nie bawisz się zbyt dobrze

– A jak mam się dobrze bawić?! – wybuchła. – Rafał mnie rzucił. Powiedział, że nie spełniam jego oczekiwań!

– Że nie spełniasz jego oczekiwań? – przez moment zbierałam szczękę z podłoża. – Serio, tak ci powiedział?

– Dokładnie to od niego usłyszałam. Marta, co ze mną jest nie tak?

– Dlaczego uważasz, że coś z tobą jest nie tak? – zadziwiłam się.

– Żaden facet mnie nie chce – rozbeczała się. – Mam jakiś defekt?

– Co najwyżej taki, że wybierasz niewłaściwych facetów – powiedziałam, obejmując ją. – Celujesz w tych, którzy uważają, że jesteś od spełniania ich oczekiwań. A to tak przecież nie działa!

– Znalazła się specjalistka od związków! – burknęła, ale wkrótce przestała chlipać.

Kilka miesięcy po moim ślubie umówiłyśmy się z Julitą na wspólne zakupy. Gdy tylko wpadła do galerii handlowej, wiedziałam, że w jej życiu zaszły zmiany. Biła od niej radość i wcale nie musiała mi mówić, że się zakochała. Miał na imię Grzegorz, był informatykiem i wpadł do jej firmy rozwiązać jakiś problem ze sprzętem, z którym nie mogli sobie poradzić. Wpadła mu w oko, on jej też. Spotykali się już od dwóch tygodni.

Chociaż nie pytałam, Julita paplała tylko o Grzegorzu. Z jej relacji wychodziło mi, że jest to ósmy cud świata: przystojny, męski, wysportowany, inteligentny, oczytany, szarmancki i do tego świetnie zarabia. Wiadomo, zakochana kobieta patrzy na świat przez różowe okulary, ale jeśli choć w połowie był taki, jak mówiła moja przyjaciółka, to może wreszcie przełamała złą passę i spotkała mężczyznę, który pokocha ją taką, jaka jest.

Problem z Julitą był taki, że na siłę szukała akceptacji ze strony partnera. Nie wiem, czy przyciągała określony typ mężczyzn, czy sama podświadomie takich właśnie wybierała, ale trafiała najczęściej na narcyzów, którzy oczekiwali, że będzie się zachowywała dokładnie tak, jak oni sobie tego życzą. Ona początkowo usiłowała ich zadowalać, a gdy zaczynała się buntować, gość rzucał garść frazesów, które wpędzały ją w poczucie winy i oddalał się w siną dal. Szukać kolejnej ofiary z pewnością.

Ideały nie istnieją

Nawet nie starałam się studzić zapału Julity. Wiedziałam, że i tak nic do niej nie trafi. Znałam ją zbyt dobrze. Postanowiłam przeczekać pierwszą fascynację Grzegorzem i zobaczyć, co się z tego urodzi. Widywałyśmy się dość regularnie, a moja przyjaciółka wciąż jaśniała wewnętrznym blaskiem. Zakochanie najwyraźniej dobrze jej robiło. I dopóki widziałam, że jest szczęśliwa, dopóty się nie martwiłam.

Z biegiem czasu zaczęły jednak docierać do mnie sygnały, że coś jest nie tak. Pewnego razu zadzwoniła do mnie nasza wspólna znajoma.

– Marta, przepraszam, że zawracam ci głowę, ale zapytam wprost, bo wiem, że się przyjaźnicie: powiedz, co się dzieje z Julitą?

– Ale w jakim sensie? – zadałam mało inteligentne pytanie.

– Ma jakieś kłopoty? W coś się uwikłała?

– A czemu tak sądzisz? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– Pamiętasz, że na sobotę umówiliśmy się tam, gdzie zawsze? – przypomniała o comiesięcznym spotkaniu naszej paczki.

– No pamiętam, oczywiście, że pamiętam.

– No więc Julita powiedziała, że nie przyjdzie.

– Może jej coś ważnego wypadło? – nie widziałam w tym nic złego.

– Obawiam się, że nie. Jak zapytałam, czy coś się stało, to krzyknęła, że to nie mój interes, kazała mi się gonić i się rozłączyła. Powiem szczerze: nigdy się tak nie zachowywała.

– No rzeczywiście, to do niej niepodobne – odparłam. – Spróbuję się czegoś dowiedzieć, dzięki za czujność.

Będzie tego żałowała

Jak nietrudno się domyślić, nie udało mi się nic z Julity wyciągnąć. Za to od innej znajomej zupełnym przypadkiem dowiedziałam się, że Grzegorz ma jedną poważną wadę. Otóż facet jest żonaty! Koleżanka zapewniała mnie, że to sprawdzona wiadomość. I że z pewnością jak dotąd nie planowali rozwodu. Kiedy tylko przetrawiłam nowinę, postanowiłam spotkać się z Julitą i przemówić jej do rozumu. Przy kawie zaczęłam ją delikatnie przepytywać.

– A kiedy nam przedstawisz tego twojego boskiego Grzegorza?

– Wiesz, jest bardzo zajęty, no zawalony robotą, ledwo dla mnie czas znajduje – z uśmiechem machnęła ręką.

– No tak, dobrzy informatycy są teraz poszukiwani. Ale dzięki temu dobrze zarabiają. Pewnie ma wypasione mieszkanie?

– Pewnie tak – bąknęła moja przyjaciółka.

– Jak to, to nie wiesz? Nie byłaś u niego?

– No jakoś się nie złożyło…

– Ale dlaczego?

– Tak wyszło. Wygodniej nam się spotykać u mnie.

– O, to na pewno! – nie wytrzymałam. – Przynajmniej jego żona wam się pod nogami nie plącze.

Skąd wiesz o żonie? – zatrwożyła się.

– Czy to ważne, skąd ja wiem? Czy nie ważniejsze, że ty wiesz, a mimo wszystko wpakowałaś się w ten związek?

– On ją zostawi! – powiedziała zupełnie bez przekonania.

– Tak ci powiedział? A ty w to uwierzyłaś? Nie wiesz, że oni zawsze tak mówią?

Byłam przerażona tym, jak wielkie pranie mózgu zrobił mojej przyjaciółce ten gnojek. Wmawiał jej, że nie powinna się ze mną widywać. Jej nieobecność na spotkaniu naszej paczki to też była jego sprawka. Co gorsza, kazał jej się zacząć odchudzać oraz odkładać pieniądze na powiększenie biustu i korektę nosa. Wmówił jej, że jest brzydka, gruba i głupia!

Na szczęście nie udało mu się odseparować Julity ode mnie. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, jak silna więź nas łączy. Grzegorz jeszcze nie wie, jak wielki błąd popełnił. Nikt nie ma prawa wpędzać mojej przyjaciółki w kompleksy! Zobaczymy, co powie jego żona, gdy wpadnę do niej z wizytą i opowiem kilka ciekawostek o małżonku…

Czytaj także:
„Mąż wydawał całą kasę na gadżety do samochodu. Był w szoku, gdy zablokowałam mu dostęp do konta”
„Mąż odszedł do kochanki, a ja związałam się z jej byłym mężem. Zrobiliśmy małe przetasowanie i powstał układ idealny”
„Moja żona w łóżku jest zimna jak lód. Miałem tego dosyć, więc ogrzałem się w sypialni kochanki”

Redakcja poleca

REKLAMA