„Przyjaciółka przyczepiła się do nas jak rzep. Przychodzi bez zapowiedzi, plądruje lodówkę i jeździ za nami na wakacje”

Narzeczony mojej siostry to cham fot. Adobe Stock, Mangostar
„Nie tylko zresztą przesiadywała w naszym domu, ale na przykład wybierała się z nami do kina. Po jakimś czasie nie mogliśmy dosłownie zrobić kroku bez jej asysty i przyznam, że oboje mieliśmy już tego dosyć. Milion razy powtarzane zdanie, że tyle jej zawdzięczamy, brzmiało coraz bardziej ironicznie”.
/ 24.05.2023 19:30
Narzeczony mojej siostry to cham fot. Adobe Stock, Mangostar

– Pamiętaj, ile zawdzięczamy Majce! – to zdanie wypowiedziałam ostatnio do swojego męża chyba z milion razy.

Ale coraz trudniej było mi przy tym ukrywać, że… moja przyjaciółka mnie także zaczyna doprowadzać do szału. Przyczepiła się do nas jak rzep do psiego ogona! Praktycznie nigdzie nie możemy się z Tomkiem ruszyć, aby nie pchała się „na trzeciego”. A najgorsze jest to, że nie mogę jej powiedzieć, aby dała nam wreszcie spokój, bo… faktycznie wiele jej zawdzięczamy. Dwa lata temu oboje z mężem prawie jednocześnie straciliśmy pracę. W odstępie jednego miesiąca! Najpierw zwolniono Tomka, powołując się na redukcję etatów. Był najmłodszy stażem w swoim dziale, więc na niego padło.

– Jakoś sobie poradzimy – pocieszałam męża.

Została nam jeszcze moja pensja i trochę oszczędności. Nie były one wielkie, w końcu wszystkie pieniądze poszły dwa lata wcześniej na wkład własny przy zakupie dwupokojowego mieszkania na kredyt.

Ja, na szczęście, nie zarabiałam mało

Obliczyliśmy więc sobie, że kiedy opłacimy ratę kredytu i stałe miesięczne wydatki, jakoś da się przeżyć, dopóki Tomek nie znajdzie nowej pracy. Do głowy by nam wtedy nie przyszło, że już miesiąc później ja także stracę swoją posadę! Kiedy szefowa dała mi wypowiedzenie, jakoś do mnie nie docierało, że to się dzieje naprawdę! Przecież doskonale wiedziała, że zostaliśmy z mężem na jednej pensji. Kiedy jej o tym przypomniałam, zasłoniła się dyrekcją.

To nie jest moja decyzja, tylko odgórna – burknęła, nie patrząc mi w oczy.

Akurat! Kiedy wróciłam zrozpaczona do domu, nie byłam w stanie zachować spokoju. Wściekła i jednocześnie zdesperowana, z płaczem wykrzyczałam Tomkowi, co się stało.

– Za co będziemy żyć?! – beczałam.

– Damy radę! Zobaczysz! – powtarzał, trzymając mnie w ramionach, ale w jego oczach także widziałam rozpacz.

Jak mieliśmy się wspierać nawzajem, skoro oboje byliśmy załamani? Ja przez pierwsze dni nawet nie miałam siły wysyłać CV, Tomek także przestał. Siedzieliśmy w szlafrokach przed telewizorem... Z tego wszystkiego wyciągnęła nas Majka, jedna z moich koleżanek. Zadzwoniła do mnie niczego nieświadoma, ot tak, aby poplotkować. I kiedy dowiedziała się, jaka jest u mnie sytuacja, od razu zaczęła działać.

– Jesteś pewna, że i ty, i Tomek zostaliście zwolnieni zgodnie z prawem? A może uda się w sądzie dowieść, że kodeks pracy został naruszony? – stwierdziła i zabrała mnie na dyżur darmowego prawnika w jakimś stowarzyszeniu.

– Mężowi po prostu nie przedłużono tymczasowej umowy, co jest zgodne z prawem, ale w pani przypadku faktycznie widzę szansę na odszkodowanie, bo na pani stanowisko przyjęto inną osobę, chociaż w dokumentach jest mowa o jego likwidacji – usłyszałam.

Wstąpiła we mnie nadzieja. Do momentu, aż dowiedziałam się, że sprawa w sądzie może potrwać nawet pół roku!

– Nie martw się, popytam wśród przyjaciół, może znajdziemy jakąś pracę dla ciebie albo Tomka – obiecała Majka.

Wiedziałam, że Majka ma wielu znajomych, bo zawsze była bardzo towarzyska. Nie liczyłam jednak na zbyt wiele, w końcu w obecnych czasach naprawdę nie jest łatwo o zatrudnienie. Tymczasem w ciągu trzech miesięcy znalazła się praca najpierw dla mojego męża, a potem także i dla mnie!

Ja zostałam zatrudniona w biurze Majki

Poleciła mnie na stanowisko asystentki dyrektora.

– Koleżanka wystawiła pani taką laurkę, że naprawdę jestem pod wrażeniem – powiedział mój nowy szef. – Mam nadzieję, że to wszystko się potwierdzi.

No cóż… Potwierdziło się, bo szef był zadowolony z mojej pracy, co jasno dawał mi do zrozumienia. Nie wiedział jednak, jakim kosztem osiągam takie rezultaty. Kiedy mój przełożony był na miejscu, w biurze, pracowałam równym rytmem i wychodziłam do domu o normalnej porze. Ale on, niestety, często wyjeżdżał, zostawiając mi zadania do wykonania. Oczywiście uporałabym się z nimi bez problemu w godzinach pracy, gdyby nie to, że… z reguły przychodziła do mnie wtedy Majka i zajmowała mi czas.

Zwierzała mi się ze wszystkiego! Początkowo słuchałam jej uważnie, sądząc, że zwyczajnie musi wyrzucić z siebie, co jej leży na sercu. Ale szybko przekonałam się, że moja przyjaciółka po tysiąc razy powtarza mi to samo. W dodatku cały czas wymagała mojej uwagi, zadawała mi pytania, na które oczekiwała odpowiedzi, więc nie było mowy o tym, żebym cokolwiek zrobiła w jej obecności. Nie mogłam pracować, więc musiałam zostawać po godzinach. Nie byłam tym zachwycona, ale zagryzałam wargi, bo naprawdę niska to była cena za to, co Majka zrobiła dla mnie i dla Tomka.

Gorzej, że moja przyjaciółka zaczęła także wpraszać się nam do domu. Nie mam nic przeciwko niezapowiedzianym gościom, a wręcz lubimy z mężem, kiedy ktoś nas od czasu do czasu odwiedzi, albo gdzieś nas wyciągnie na miasto. Nie mamy przecież jeszcze dzieci i chcemy się trochę zabawić. Ale co innego czasami, a co innego stale… Majka zaczęła być u nas tak częstym gościem, że prawie stała się naszym domownikiem! Początkowo sądziłam, że jej się dość szybko znudzi odwiedzanie nas, bo przecież ma tak wielu innych znajomych. Po jakimś czasie jednak zaczęłam się domyślać, że moja przyjaciółka wcale nie jest osobą tak towarzysko rozchwytywaną, jak mi się wcześniej wydawało. Wiele jej znajomości miało biznesowy charakter, z niektórymi kontaktowała się przez internet, ale najbardziej pragnęła prawdziwych koleżeńskich kontaktów. 

W dodatku kilka miesięcy wcześniej rozstała się ze swoim chłopakiem i najwyraźniej wizytami u nas wypełniała pustkę w swoim życiu. Nie tylko zresztą przesiadywała w naszym domu, ale na przykład wybierała się z nami do kina. Po jakimś czasie nie mogliśmy dosłownie zrobić kroku bez jej asysty i przyznam, że oboje mieliśmy już tego dosyć. Milion razy powtarzane zdanie, że tyle jej zawdzięczamy, brzmiało coraz bardziej ironicznie.

Ostatnio miarka się przebrała…

Romantyczne wakacje we dwoje? Nie – we troje! Od jakiegoś czasu marzyliśmy z Tomkiem o wyjeździe. W tym roku nie mieliśmy wakacji, bo najpierw przytłoczyła nas psychicznie i finansowo utrata pracy, a potem musieliśmy pokazać się w nowych firmach z jak najlepszej strony. Postanowiliśmy wykorzystać kilka wolnych dni między Świętami a Nowym Rokiem, żeby gdzieś się wybrać. Zaszaleliśmy i wykupiliśmy wycieczkę do Egiptu! Byłam bardzo podekscytowana tym wyjazdem i nieopatrznie wypaplałam wszystko Majce. Opowiedziałam, do jakiego hotelu lecimy, z jakim biurem. Jakież było moje zdumienie, kiedy na dwa tygodnie przez wylotem dowiedziałam się, że ona także wykupiła wycieczkę w tym samym terminie!

– Fajnie będzie, prawda? – cieszyła się, jakby mi zrobiła świetną niespodziankę. – Sama bym się na to nie zdecydowała,  ale razem z wami… Wiesz co? Mam pomysł! A może byśmy zamienili moją jedynkę i waszą dwójkę na jeden większy pokój? Na przykład apartament? Nie będziemy wtedy musieli do siebie biegać... – pałała entuzjazmem.

Poczułam, że robi mi się słabo.

– Liczyliśmy z Tomkiem na odrobinę intymności – powiedziałam.

Majka jakby nie słyszała i dalej snuła plany na czas naszego pobytu.

Boże, Tomek, co my teraz zrobimy? – wróciłam do domu załamana.

– A może odwołać wyjazd i ją zostawić na lodzie? Niech się zorientuje dopiero na lotnisku, że nas nie ma!

– I co jej wtedy powiem, że dlaczego nie wylecieliśmy? – chlipałam.

– No nie wiem! Miałaś problemy żołądkowe, mama musiała pójść do szpitala... Albo… jesteś w ciąży i nie możesz latać samolotem! – wyliczył nerwowo mój mąż.

– To głupie… Zorientuje się, że kłamiemy… – nie byłam przekonana.

A może właśnie powinna się zorientować? Może wtedy zrozumie, że nam się narzuca? – stwierdził Tomek.

Mój mąż chyba ma rację... Należy uciąć tę sytuację jak najszybciej, bo to wszystko już zaszło za daleko.

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA