„Moja partnerka awanturuje się, że nadal mieszkam z byłą żoną. Sprząta mi i gotuje, to czemu mam się wyprowadzać?”

Wyszła za lenia i egoistę fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock
„Miałem przy sobie moje dwie córki bliźniaczki, które zupełnie przesłaniały mi świat. W domu było wysprzątane i ugotowane, bo Kaśka, mieszkając tu, nadal czuła się panią domu, w dodatku czekała na mnie zawsze chętna kochanka, do której żona nie mogła się przyczepić, bo przecież byliśmy po rozwodzie. Było mi tak wygodnie. Co tu zmieniać?”.
/ 05.04.2023 18:00
Wyszła za lenia i egoistę fot. Adobe Stock, Wordley Calvo Stock

Czuję, że moja dziewczyna lada dzień postawi mi jakieś ultimatum. Spodziewam się czegoś w rodzaju: albo sprzedajesz dom i twoja była żona wreszcie się wyprowadza albo z nami koniec. W kościach czuję, że ma już dość niejasnej sytuacji, która od dobrych paru miesięcy jest między nami. Nie jestem zachwycony tą perspektywą, bo nikt chyba nie lubi być przyciskany do ściany, ale czuję, że nie mam już wyjścia.

Będę musiał stawić czoło tej niewygodnej sytuacji

Wszystko zaczęło się od tego, że poznaliśmy się tuż przed moim rozwodem. Nie szukałem co prawda niczego, a już przygód z kobietami to najmniej, bo chciałem odpocząć od damsko-męskich zawirowań, których w ostatnich latach dzięki mojej żonie miałem aż nadto.

Jednak Iwona w jakiś tajemniczy sposób ze zwykłej koleżanki z pracy przeistoczyła się w moją bliską przyjaciółkę, a następnie kochankę, bez której po pewnym czasie nie wyobrażałem sobie już życia. Dobrze było nam razem i to nie tylko w łóżku. Poza nim także doskonale się rozumieliśmy i mieliśmy sobie dużo do zaoferowania. Ja pokazywałem jej tę optymistyczną stronę świata, uczyłem że wiele spraw można ze spokojnym sercem bagatelizować i traktować z uśmiechem, ona przekonywała, że niektóre wymagają powagi i zastanowienia. Uzupełnialiśmy się niczym jang i jing, biel i czerń. Byłem z nią naprawdę szczęśliwy i myślę, że to właśnie jej w dużej mierze zawdzięczam, że rozwód – ten życiowy dramat i porażka dwojga, kiedyś tak kochających się ludzi – przeżyłem w miarę spokojnie.

– Jesteś moim światełkiem w tunelu – mówiłem czule, biorąc ją na kolana.

Iwona uśmiechała się zadowolona, że pełni tak ważną rolę w moim życiu. Czuła się potrzebna i kochana. Wiem, bo mi to wyznała. Jednak teraz im częściej mówi, że powinniśmy poważnie porozmawiać, cały drętwieję. Nie potrzebuję poważnych rozmów, zresztą o czym niby mielibyśmy debatować? Wiem, o co może jej chodzić, ale nie mam na to żadnego wpływu, dlatego będę odsuwał ten moment rozmowy na bliżej nieokreśloną przyszłość.

To nie może tak dłużej trwać – mówiła już nieraz Iwona, która nie potrafiła zrozumieć, jak dwoje ludzi, których nic już nie łączy, w dodatku którzy od dobrych paru miesięcy są po rozwodzie, nadal mieszka razem.

– Gdyby to chodziło tylko o nią... – zaczynałem ugodowo, próbując wyjaśnić Iwonie, że z moją byłą żoną niby nic mnie nie łączy, ale tylko niby, bo faktycznie łączy nas coś najważniejszego na świecie – nasze dwie córeczki. – Nie mogę ot tak po prostu wyrzucić jej z domu, bo to jakbym wyrzucał swoje dzieci, a sprzedaż nie wchodzi w grę, bo to dom po moich rodzicach, który lubię i zawsze będę uważał za swoje miejsce na ziemi. Dostałem go przed ślubem i nie mam zamiaru się go pozbywać – mówiłem przekonany o swojej racji.

Nie zagłębiałem się w niuanse

Nie widziałem sensu wyjaśniania, że nie sprzedam domu choćby z tej przyczyny, że wtedy po pierwsze nie będę codziennie widywał swoich córek, z którymi jestem bardzo zżyty, a po drugie: nie wyobrażam sobie, że mógłbym połowę z uzyskanych w ten sposób pieniędzy oddać Kaśce. Bo niby z jakiego powodu miałbym się dzielić swoim własnym majątkiem? Co innego gdyby sama się wyprowadziła, jednak na to zupełnie się nie zanosiło. Nie miała gotówki na mieszkanie, a na pomoc swoich rodziców nie mogła liczyć.

„Za tę połowę na pewno kupiłaby sobie mieszkanie, do którego prędzej czy później wprowadziłby się jakiś facet. Taka młoda i ładna kobieta jak ona długo przecież nie byłaby sama. Niby dlaczego miałbym dawać jej gotówkę na nowe życie, w dodatku na gniazdko dla jakiegoś fagasa?” – główkowałem.

Mowy nie ma! Niech mieszka ze mną, przynajmniej póki dziewczynki są małe. Kiedy dorosną, zobaczymy... Może kogoś pozna i się do niego wyprowadzi? A tak wszystkich miałem w szachu. I powiem szczerze: czułem się z tym świetnie. Miałem przy sobie Beatę i Mariolę, moje dwie córki bliźniaczki, które zupełnie przesłaniały mi świat. W domu było wysprzątane i ugotowane, bo Kaśka, mieszkając tu, nadal czuła się panią domu, w dodatku czekała na mnie zawsze chętna kochanka. Wystarczyło, że zadzwoniłem i powiedziałem: „Kotku, może wyskoczymy do Krakowa”, a Iwonka już piszczała z radości. Kaśce nie musiałem się tłumaczyć – wszak mieliśmy rozwód, dziewczynkom mówiłem, że jadę na wypad z kolegami i sprawę miałem załatwioną.

Do czasu. Teraz bowiem Iwona mówi, że musimy poważnie porozmawiać. A ja nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję, której skutkiem będzie tylko płacz tej pięknej dziewczyny. Zawsze tak to się kończy, kiedy prosi mnie o rozmowę. Dobrze mi tak jak jest i nie chcę żadnych zmian! Będę chował głowę w piasek tak długo, jak tylko się da, a kiedy będzie trzeba – zerwę z Iwoną. Trudno. Wiążąc się z mężczyzną, który jest tak zżyty ze swoimi dziećmi jak ja, musiała liczyć się z tym, że nigdy nawet po rozwodzie z Kaśką, nie zostawię dla niej swoich córek. 

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA