„Moja narzeczona to niechluj i łamaga, a teściowa wygląda jak milion dolarów. To z nią powinienem się ożenić”

artystka fot. Andreas Kuehn
„Niewiele wiedziałem o matce mojej przyszłej żony. Ojciec zostawił je, kiedy Wiola miała dwanaście lat. Jej matka mieszkała na północy Polski, więc odległość była spora. Jakoś nie było okazji, żeby się poznać”.
/ 27.05.2024 21:15
artystka fot. Andreas Kuehn

Kiedy poznałem Wiolkę, poczułem, że to początek czegoś nowego. Nie była jak inne dziewczyny, z którymi dotychczas romansowałem. Miała w sobie mnóstwo wdzięku, jakiegoś wewnętrznego uroku. Nasza znajomość szybko przerodziła się w stały związek. Znajomi uważali, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Ja też tak myślałem...

Do czasu

Po roku związku postanowiłem się oświadczyć Wiolce. Właściwie było to oczywiste, obojgu nam się wydawało, że spędzimy wspólnie resztę życia.

Przyjęła oświadczyny z radością i lekkim zaskoczeniem. Cieszyłem się, że wreszcie przeprowadzi się do mnie na stałe, bo dotychczas mieszkała z siostrą we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Tak było taniej, bo jej młodsza siostra jeszcze studiowała, a matki nie było stać, żeby wynająć córce samodzielne mieszkanie.

Właściwie niewiele wiedziałem o matce mojej przyszłej żony. Jedynie tyle, że ma na imię Urszula i że ojciec zostawił je, kiedy Wiola miała dwanaście lat. Od tamtej pory żyły samotnie we trzy. Jej matka mieszkała na północy Polski, a my we Wrocławiu, więc odległość była spora. Jakoś nie było okazji, żeby się poznać. Nigdy nie rozmawiałem z nią nawet przez telefon, nie miałem również pojęcia jak może wyglądać.

Wyobrażałem sobie przyszłą teściową jako miłą panią w średnim wieku, z trwałą zafarbowaną na jakiś blond podobny kolor, w luźnym sweterku i spódnicy do połowy łydek. Nie miałem pojęcia, czy jest wierząca, ale jakoś z góry przyjąłem, że na pewno co niedziela chodzi do kościoła, a może nawet częściej.

– Chyba powinniśmy wreszcie odwiedzić moją mamę – słowa Wiolki wyrwały mnie z zamyślenia.

– Co? A, tak. Powiedz tylko wcześniej kiedy chcesz jechać, bo musze wziąć wolne w pracy.

Trzy tygodnie później staliśmy na dworcu czekając na pociąg, który miał nas zawieźć nad morze, do rodzinnego miasteczka mojej narzeczonej.

Pogoda była wręcz wymarzona na taką eskapadę: ani jednej chmurki na niebie i przyjemna temperatura 20 stopni. Wysiedliśmy w Gdańsku i udaliśmy się do busa, który zatrzymywał się w niewielkim miasteczku kilkadziesiąt kilometrów od Trójmiasta.

Na miejscu zobaczyłem uroczy biało otynkowany domek z grządkami kwiatów na podwórku. Całość otoczona była bardzo gustownym żelaznym ogrodzeniem. Na powitanie wybiegł nam wesoło machający ogonem seter.

Nie sądziłem, że matka i córka mogą się tak różnić

– Mama uwielbia setery. Uważa, że to psy szczęścia – wyjaśniła Wiola.

Czułem rosnące zdenerwowanie. Nie miałem pojęcia o czym będziemy rozmawiać z przyszłą teściową, a mieliśmy tam zostać całe trzy dni!

Kiedy weszliśmy na podwórze w drzwiach domu zobaczyłem szczupłą wysoką kobietę ubraną w marynarskim stylu: lniane białe luźne spodnie, koszulka bez rękawów w paski. Jej włosy były w kolorze srebra, gustownie obcięte do ramion. Wyglądała niesamowicie w tej scenerii.

– Dzień dobry, mam na imię Dominik... – wybąkałem

– Gabriela. Mów mi po imieniu, nie bawmy się w idiotyczne grzeczności – odparła, pobrzękując bransoletkami, które przesuwały się na jej przegubie.

Dom był urządzony z niesamowitym smakiem. Piękne drewniane meble, na pewno robione na zamówienie, ręcznie dziergane makatki, azjatyckie maski teatralne, drewniane figurki... Nie, to nie była typowa emerytka, która wieczorami dzierga na drutach i ogląda telenowele.

– Pracowałam przez wiele lat jako kuratorka wystaw – wyjaśniła. – Dużo jeździłam po świecie, to wszystko przywiozłam z tych wypraw.

Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Gabriela miała niesamowita urodę. Cała emanowała jakąś tajemnicą, a oczy miała tak głębokie, że można się było w nich utopić.

Poczęstowała nas wegańskim obiadem.

– Od trzydziestu lat nie jem mięsa. Wszystko, co macie na talerzu, pochodzi z okolicznych gospodarstw. Samo zdrowie.

Przyzna, że w życiu nie jadłem tak pysznej potrawki z warzyw. Gabriela okazała się nie tylko wspaniałą kucharką, ale też fascynującą rozmówczynią. Miała ogromną wiedzę jeśli chodzi o sztukę, ale była też na bieżąco z premierami kinowymi i nowościami literackimi. W jej domu był zresztą specjalny pokój przeznaczony na bibliotekę, po sufit wypełniony książkami nie tylko polskimi, ale też angielskimi, francuskimi i niemieckimi.

Miała niesamowity dom

– Mama studiowała we Francji – szepnęła mi Wioleta.

Kiedy wieczorem Wiola wymknęła się wcześniej spać, zostałem sam na sam z tą niezwykłą kobietą. Zaczęła mi opowiadać historie z czasów swoich studiów oraz jak poznała ojca moje narzeczonej.
Okazało się, że był jednym z artystów, którego wystawę organizowała. Zakochali się i szybko pobrali. Kiedy na świat przyszły córki, ich ojciec doszedł do wniosku, że życie rodzinne nie jest dla niego, że potrzebuje świata i podróży, a nie gotowania obiadków i zmieniania pieluch.

– Spakował się i po prostu wyjechał. I tak zostałyśmy same. Oczywiście to nie znaczy, że przez te lata nie było tu żadnego mężczyzny... – uśmiechnęła się zalotnie i puściła do mnie oko.

Poczułem dziwne łaskotanie w brzuchu. Ta kobieta wytwarzała jakąś niesamowitą atmosferę. Czułem się jak zaczarowany.

Siedzieliśmy obok siebie na kanapie w jej bibliotece, w świetle zapalonych na parapecie świec. Czułem, że jej dłoń spoczywa zaledwie kilka milimetrów od mojej, ale bałem się poruszyć. W powietrze było gęste od napięcia między nami. Gabriela fascynowała mnie tak bardzo, jak jeszcze żadna kobieta.

Nie wiem jak to się stało, ale zatonęliśmy w namiętnym uścisku. Marzyłem o tym, żeby pójść dalej, ale ona delikatnie wyślizgnęła się z moich objęć.

– Dobranoc – powiedziała niskim tonem i wyszła z pokoju. Tkwiłem w bezruchu jeszcze długo, nie mogąc otrząsnąć się z wrażenia.

Następnego dnia wstałem bardzo późno. Kompletnie nie wiedziałem, jak się zachować.

– Dzień dobry! – powitałam mnie Gabriela, która właśnie parzyła kawę w kuchni. – Jak się spało? – spytała, puszczając do mnie oko.

– Dobrze, dziękuję... – wydukałem niepewnie. – Wiktoria wyszła?

– Pojechała rowerem do sklepu. Pewnie zaraz wróci.

Nie miałem pojęcia co zrobić z tą całą historią. Przecież nie zwiążę się z matką mojej narzeczonej! Chociaż wcale nie byłoby źle, wieść życie w jej spokojnym domku na obrzeżach cichego miasteczka.

To byłaby sielanka

Kiedy wróciła Wiktoria, czułem się strasznie głupio. Dotarło do mnie, jak wielka przepaść dzieli ją i jej matkę. Moja narzeczona wiecznie coś gubiła, nie potrafiła gotować, bo wszystko jej się przypalało, na dodatek kilka razy zaczynała różne studia i w rezultacie żadnych nie skończyła. Nie potrafiła się gustownie ubrać, nosiła jakieś powyciągane ciuchy. To ma być moja żona?!

– Dominiku, jeśli podjąłeś decyzję, nie zmieniaj jej pod wpływem chwilowej emocji – powiedziała mi Gabriela, kiedy wieczorem znów zostaliśmy sami, a ja postanowiłem wyznać jej co mi chodzi po głowie. – Jesteś bardzo pociągającym mężczyzną, ale to, co się wydarzyło, było tylko chwilą. To z Wiktorią powinieneś związać swoje życie. Ma swoje wady, ale to dobra dziewczyna.

Wiedziałem, że ma rację, a mimo to czułem, że jestem na jakimś rozstaju. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.

Kiedy nadszedł czas wyjazdu, odetchnąłem z ulgą. Miałem nadzieję, że jakoś zapomnę o całej tej sytuacji. I faktycznie, wpadłem w wir obowiązków zawodowych, a potem przygotowań do ślubu.
Kiedy nadszedł dzień, w którym mieliśmy stanąć z Wiktorią przed ołtarzem, od rana byłem bardzo niespokojny. Choć moje emocje wobec Gabrieli ucichły, wciąż miałem ją w pamięci. Pragnąłem ją zobaczyć, ale równocześnie bardzo się tego bałem.

Przyszła z jakimś facetem, zapewne kolejnym przelotnym kochankiem. Ale wyglądała olśniewająco. To ten typ kobiety, na której każdy ciuszek wygląda jakby był z żurnala. Nie mogłem się na nią napatrzeć. To ona powinna stać koło mnie, a nie Wiktoria…

Dominik, 30 lat

Czytaj także:
„Eks powtarzał mi, że jestem bezwartościowa. Teraz każdy komplement jest dla mnie jak siarczysty policzek”
„Moja przyjaciółka patrzyła w męża jak w obrazek, a on ją zdradzał z kim popadnie. Musiałam wreszcie otworzyć jej oczy”
„Szef z żoną chcieli wciągnąć mnie w swój toksyczny związek. Byłam dla nich wycieraczką na brudy, zdrady i tajemnice”

Redakcja poleca

REKLAMA