Minęły trzy lata odkąd ostatni raz się spotkaliśmy, a mój brat wyglądał jakby przybyło mu co najmniej dziesięć lat. Ramię w ramię kroczyliśmy w kondukcie żałobnym. Mimo że to on mnie podtrzymywał, czułam się jakbym to ja była jego podporą.
Nie byliśmy blisko
– Nie pojadę z wami, tylko zostanę tutaj z Mareczkiem – oznajmiłam rodzinie, kiedy skończył się pogrzeb.
Moje dzieci nie kryły zdziwienia. Liczyły, że przy ostatnim pożegnaniu babuni będziemy mieć okazję do rodzinnego spotkania i wspólnego powspominania. Jednak na miejsce pochówku, oprócz naszej niewielkiej grupki, przybyła jedynie sąsiadka mamusi i jakaś dalsza kuzyneczka.
– Może byśmy zjedli wspólnie obiad? – mój małżonek zwrócił się do Marka.
Mój brat stwierdził, że musi wracać do siebie. Miałam przeczucie, że nawet moje towarzystwo jest dla niego kłopotliwe, ale nie wypada mu odmówić ugoszczenia siostry. Prawdę mówiąc przez ostatnie dwadzieścia lat sporadycznie utrzymywałam z nim kontakt, a z matką jeszcze rzadziej. Nie odczuwałyśmy względem siebie tęsknoty.
Brat zawiózł mnie na jedno z tych nowych osiedli. Kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, od razu poczułam, jakby należało ono bardziej do mamy niż do Marka. W środku stały dokładnie te same wysłużone graty, a w szafkach pełno było porcelanowych bibelotów. Nawet obrus na stole wydawał się znajomy… Wszystkie te rzeczy doskonale pamiętałam z czasów, gdy mieszkaliśmy razem z rodzicami.
Był mi całkiem obcy
– Dlaczego te starodawne rzeczy są w twoim mieszkaniu? – zapytałam zaskoczona.
– Matka przywiozła je ze sobą – odpowiedział, unikając mojego wzroku.
Zdjął marynarkę i pchnął drzwi prowadzące do mniejszej sypialni.
– To mój pokój – stwierdził posępnym tonem. – Ty możesz przenocować u mamy. W komodzie znajdziesz świeżą pościel… Zaraz zrobię herbatę. Chyba że wolisz napić się kawy?
– Bez różnicy – mruknęłam.
Zajęliśmy miejsca przy kuchennym stole.
– Czyli mnie oszukiwałeś? – rzuciłam pytanie.
Marek nie odezwał się słowem, dłubał łyżką w resztkach kawy. Po chwili podniósł się z krzesła i sięgnął po tacę z wędlinami i serami. Ukroił kilka kromek chleba.
– Pasuje ci taka stypa? – zapytał.
– Jakoś nie mam apetytu.
– To może chociaż kieliszek wódki? Nic innego nie mam w barku.
Przytaknęłam ruchem głowy.
– Pójdę po słoik kiszonych ogórków…
Po drugim kieliszku się otworzył
– Nie mówiłem prawdy. Nieprawda, że Monika mnie zdradziła i odeszła. To ja ją porzuciłem. Podobnie jak wcześniej Martę i Kaśkę.
– Nie przypominam sobie żadnej Kaśki… Kiedy to się stało? – dopytywałam.
– Tuż po Renacie. Jej też nigdy nie poznałaś. Tylko ona miała tyle odwagi, że kazała mi spadać – Marek uniósł wzrok znad kieliszka i spojrzał mi prosto w oczy. – Nie wierzysz w to, co mówię?
– A niby czemu miałabym nie wierzyć? Przecież ja też powiedziałam pierwszemu mężowi, żeby sobie poszedł do diabła.
Szczerze mówiąc, ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że to Marek zrywał te związki. Przez cały czas myślałam, że to dziewczyny go zostawiały. Ale jaki był tego powód? Mój braciszek w stosunku do swoich partnerek zachowywał się niezwykle uprzejmie, może trochę staroświecko, ale też rycersko, usłużnie, delikatnie i… niestety, za bardzo słuchał naszej mamy.
Był jej oddany
– Naprawdę było ich aż tyle? – dopytywałam z zaciekawieniem. – Nie miałam pojęcia. I żadna z nich nie okazała się tą jedyną?
– To nie tak – odpowiedział prędko. – Najgorzej przeżyłem rozstanie z Martą, do którego zmusiła mnie matka.
– No tak, a ty grzecznie wykonałeś polecenie. Wzorowy synek – rzuciłam ironicznie.
– A jakie miałem wyjście? Nie dała mi żyć, groziła, że zrobi sobie krzywdę. Dobrze wiesz, jaka potrafiła być…
– Pewnie, że wiem – odparłam wzdychając i sięgając po kolejny kieliszek. – Aż za dobrze…
Nieświadomie zaczęłam przemierzać ciemne zakamarki moich wspomnień. To tata jako pierwszy przejrzał na wylot mamę i dał nogę, gdy Marek skończył dziesięć lat, a ja osiem. Od tego momentu stale słuchaliśmy, jaki to z ojca drań i że dobrze się stało, iż poszedł w diabły. A czym zawinił, oprócz tego, że nie zdzierżył wiecznego pilnowania, ciągłych uwag, bezustannego krytykowania? Nie te spodnie co trzeba, nieodpowiednia koszula, kiepsko wyszorowane zęby, krzywo poskładana piżama, źle przycięte paznokcie, nie z tym kolegom się zadawał, z którym wypadało…
U nas w domu nie było kłótni, bo tata przeważnie siedział cicho. Natomiast mama przez cały czas nawijała. Aż kiedyś ojciec bez żadnych ceregieli spakował manatki i wyniósł się z domu. Wziął taksówkę i zawiózł cały swój dobytek do babci, ale szybko stamtąd zniknął. Rok później doszły nas słuchy, że wyjechał za granicę. Zostaliśmy z matką sami jak palec. Na początku łykaliśmy wszystko, co nam wciskała.
Szalały za nim
Wraz z upływem czasu, gdy nasza matka całkowicie odseparowała nas od strony taty, zaczęliśmy mieć pewne wątpliwości. Fakt, iż tata łożył na nasze utrzymanie wcale niemałe kwoty, kłócił się z wizerunkiem nikczemnika i drania, jaki kreowała mama. Młodzi ludzie mają swoje prawa, toteż zamiast analizować powody rozpadu małżeństwa rodziców, powoli rozpoczynaliśmy delektowanie się życiem na tyle, na ile było to wykonalne w ramach ostrych zasad, które wyznaczyła nam matka.
Mój brat zawsze miał powodzenie u płci pięknej. Atrakcyjny, z urokiem osobistym, przyciągał kobiety jak magnes. Wystarczyło, że rzucił w stronę którejś przelotny uśmiech albo obdarzył ją zaciekawionym spojrzeniem, a już rozpływała się w westchnieniach.
Tamte czasy pamiętam jak dziś. Wspólne wyjścia na potańcówki, prywatki organizowane w mieszkaniach znajomych – to był nasz chleb powszedni. Marek był wtedy obiektem westchnień wszystkich panienek.
Parę razy organizowałam bratu spotkania z moimi koleżankami. Przeważnie szli do kina albo do kawiarni, ponieważ Marek nie był zainteresowany romansami na jedną noc. Czekał na swoją drugą połówkę.
Spotkał ją na studiach. Ja wtedy również już studiowałam. Po zdaniu matury wymyślałam różne sposoby, żeby móc uczyć się z dala od rodzinnego miasta, marzyłam o tym, by wyrwać się spod ciągłego nadzoru mamy.
W końcu mi się poszczęściło
Mój brat stracił głowę dla Marty. Studiował na polibudzie, a ona na uniwersytecie. Już od samego początku wiedzieli, że są dla siebie stworzeni. Snuli plany o wspólnym życiu. Po trzech latach związku Marek zdecydował się jej oświadczyć.
Przez długi czas nie mówił matce, że się z kimś spotyka. Już wcześniej przekonał się, że samo wspomnienie o jakiejkolwiek potencjalnej kandydatce na synową doprowadza ją do szewskiej pasji, więc dał sobie z tym spokój.
Jednakże po formalnym zaręczynowym wieczorze, podczas którego obecni byli także rodzice jego narzeczonej, nadszedł czas, aby Marek w końcu przedstawił swoją wybrankę serca mamie. Na początku mama darzyła narzeczoną syna życzliwością. Zapraszała na cotygodniowe rodzinne obiady, częstowała ją domowymi wypiekami. Mogło się wydawać, że stara się zdobyć przychylność przyszłej synowej.
Prawdziwa burza rozpętała się w momencie, gdy Marta wyznała, iż urządzają mieszkanko, które odziedziczyła po swojej ciotce. Matka nazwała Martę kłamczuchą, zarzucając jej, że to mieszkanie to nic innego jak oszustwo, mające na celu odseparowanie starszej pani od jej jedynaka. Zabroniła Markowi widywać się z ukochaną. Ale oni nie tylko kontynuowali schadzki, ale również po kryjomu wzięli ślub.
Niszczyła jego związki
Po pewnym czasie Marek zdecydował się wznowić rozmowy z mamą na temat swoich planów na przyszłość. Starał się ją namówić, by zaakceptowała jego związek z Martą. Wyjaśniał matce, że darzy ją głębokim uczuciem i pragnie, by została matką jego dzieci.
Niestety, wszelkie próby rozmów na ten temat przyniosły rezultaty dalekie od oczekiwanych. Matka uciekła się do szantażu emocjonalnego. Jako doświadczona pielęgniarka wiedziała, jak wywołać omdlenia, arytmię serca czy cały wachlarz innych dolegliwości.
Kiedy wróciła do domu po tym, jak cudem udało się ją odratować, postawiła Markowi ultimatum – albo zerwie kontakty z Martą, albo będzie miał na sumieniu śmierć własnej matki. Niezliczoną ilość razy usiłował się od niej wydostać. Za każdym razem ponosił klęskę.
Marek spanikował i złożył dokumenty rozwodowe. Ponieważ niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że ożenił się z Martą, cała historia przycichła, zupełnie jakby nigdy nie miała miejsca. Marta zniknęła z powierzchni ziemi, wyniosła się z Trójmiasta. Mój brat natomiast zaczął topić smutki w alkoholu, dopadła go chandra.
Matka co prawda pomogła mu się uporać z nałogiem i chorobą, wysyłając go na terapię odwykową i do najlepszych specjalistów w mieście, jednak nie dostrzegała źródła wszystkich jego problemów. Podobnie jak lekarze, do których chodził.
Zdominowała go
Marek nawiązał nową relację. Niestety, romans z Renatą szybko dobiegł końca. Gdy tylko dostrzegła, jak bardzo jest zdominowany przez matkę, postanowiła zakończyć związek. Wiedziała, że nie ma szans w starciu z jego matką.
Kolejną dziewczyną Marka została Kasia, którą spotkał w pracy. Spotykali się u niej w domu. Po dwóch latach znajomości zapytała go o ślub. Marek nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Darzył Kasię sympatią i chciał kontynuować związek, ale obawiał się reakcji matki, która mogłaby po raz kolejny wywrócić jego życie do góry nogami.
Gdy miał urodziny, Katarzyna sprawiła mu prezent w postaci oryginalnej, pstrokatej koszuli.
– Kto chce, żebyś latał ubrany jak klaun? – darła się matka, gdy grzebiąc w torbie syna, natknęła się na zapakowany upominek. – Nie ma mowy!
– Wyrzuciła tę koszulą do kosza. W tamtej chwili coś we mnie pękło – relacjonował Marek. – Rzuciłem się z wrzaskiem na matkę. Na całe szczęście w ostatnim momencie się opamiętałem. Cały dygotałem. Zadzwoniła po karetkę. Resztę historii już znasz…
Marek przebywał przez pewien czas w zakładzie dla nerwowo chorych, a po opuszczeniu placówki… ponownie poczuł motyle w brzuchu.
Był taki łatwowierny
Monika pracowała jako pielęgniarka. Od momentu, gdy ujrzała Marka w szpitalu, w którym była zatrudniona, straciła dla niego głowę. Na początku cierpiał na dolegliwości układu pokarmowego, a potem dopadło go jeszcze zapalenie płuc. Dzięki troskliwej opiece i przebywaniu z dala od matki, błyskawicznie wracał do formy. Również psychicznie. Po wyzdrowieniu poczuł głód życia i zdecydował, że raz na zawsze uwolni się od toksycznej kurateli.
Oszczędzał przez jakiś czas, dostał niewielką pożyczkę w banku i stał się właścicielem mieszkania. Przez wiele miesięcy trzymał w tajemnicy swoją relację z Moniką. Gdy już jako tako zaaranżował wnętrze i wbrew sprzeciwom matki zamieszkał na swoim, wydawało mu się, że to już koniec zmagań o niezależność.
– Spakowałem jedynie prywatne drobiazgi i parę lektur. Kuchnia i sypialnia były już gotowe. Monika lada moment miała przywieźć swoje rzeczy i zamieszkać ze mną. W tym momencie zadzwoniła mama…
Kazała mu zejść na dół, bo miała dla niego niespodziankę. Domyślał się, że znów wpadła na jakiś pomysł, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, że przywiezie ze sobą ciężarówkę do przewozu mebli.
Wprowadziła się do niego
– Przywiozła własne meble. Stwierdziła, że skoro możemy razem zamieszkać, to po co płacić za dwa mieszkania? Zdecydowała się wynająć swoją kawalerkę. Z lokatorem miała już podpisany kontrakt.
Marek ponownie dał się oszukać i zmanipulować. Zaprzepaścił prób prowadzenia zwyczajnego życia, posiadania własnych czterech kątów, prawdziwej miłości u boku partnerki, a kto wie, może i potomstwa… Szczerze powiedziawszy, nie chciałam znać detali, aby nie poczuć jeszcze większej niechęci do matki. W końcu się odezwałam.
– Od teraz nie musisz się o nic martwić!
– Tak nie można! – Zareagował z oburzeniem. – Pamiętaj, że to wciąż nasza mama.
– Jasne, ale przecież mogę wyrażać swoje zdanie na jej temat…
Po dwóch dniach godzinach nasze drogi ponownie się rozeszły. Kiedy wróciłam do domu, czekał na mnie e-mail od taty. Mój brat nie miał pojęcia, że regularnie wymienialiśmy ze sobą wiadomości.
„Dotarły do mnie wieści o śmierci waszej mamy. Jest mi niezmiernie przykro z powodu tego, co teraz przeżywasz. Bardzo chciałbym przytulić zarówno ciebie, jak i Marka. Niedługo planuję podróż do Polski. Daj mi znać, czy twój brat zechce się ze mną spotkać…”. Wykonałam telefon do Marka.
– Muszę się z nim spotkać – oznajmił, kiedy odczytałam mu e-maila od taty. – Być może da się jeszcze coś ocalić z tego zaprzepaszczonego życia, które wiodłem.
„Oczywiście, tatusiu. Marek również się pojawi. Daj znać, o której ląduje twój samolot, przyjedziemy po ciebie na lotnisko. Ściskam mocno” – wystukałam w odpowiedzi.
Magdalena, 45 lat
Czytaj także:
„Na firmowej imprezie czułam się jak gwiazda. Moja pewność siebie uleciała, gdy wyszło, jakiego bigosu narobiłam”
„Moi teściowie pragnęli zostać dziadkami, a nam nie spieszyło się do pieluch. Mieli pewien plan, by nas zmotywować”
„Na wakacjach mąż >>załatwiał biznesy<< w hotelowym spa. Podejrzewałam, że łajdaczy się z pokojówką, aż odkryłam prawdę”