„Matka wyniosła z domu brak szacunku do kobiet. Mnie traktowała jak popychadło i śmiecia, a mojego brata jak króla”

Moja matka traktowała mnie jak popychadło, a mojego brata jak króla fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„To ja dostawałam od matki pasem, gdy mój brat przynosił ze szkoły gorszy stopień. Bo przecież powinnam go była dopilnować, czyli właściwie chyba się za niego nauczyć, a już na pewno odrobić jego lekcje”.
/ 27.09.2021 06:46
Moja matka traktowała mnie jak popychadło, a mojego brata jak króla fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Pogodziłam się już z tym, że matka traktuje mnie jak wyrodną córkę, a mojego brata wychwala pod niebiosa. Ale nie pozwolę się im wykorzystywać!

W mojej rodzinie kobiety zawsze lekceważyły inne kobiety, swoje córki, wnuczki... Zauważyłam to już w dzieciństwie, kiedy ze zdumieniem odkryłam, że babcia kompletnie nie liczy się ze zdaniem swoich dwóch córek, tylko wszystkie sprawy omawia z synami. I nie chodziło jedynie o jakieś ważne problemy. Nawet w kwestii tego, co będzie na obiad, konsultowała się tylko z moimi wujami! Ale już przygotowanie tego obiadu pozostawiała, oczywiście, kobietom.?

Moja mama lubiła powtarzać, że matka kocha ją najbardziej z całej rodziny

Już od małego uważałam, że nie jest to prawda. Babcia stawiała moją matkę nie wyżej w domowej hierarchii niż własnego pieska, którego można było od czasu do czasu pogłaskać, ale człowiek nie spodziewał się od niego żadnych rewelacji. No, może moja matka była o tyle przydatniejsza, że leciała do babci na każde zawołanie. Kiedy trzeba było posprzątać po remoncie, zajmowała się tym moja matka, odchwaścić ogródek – matka. Jej bracia byli stworzeni do wyższych celów.

Starsza siostra szybko odcięła się od takiego niewolniczego wykorzystywania i zawsze wymigiwała się, mówiąc, że ma własną rodzinę. To dlatego została okrzyknięta czarną owcą. No bo jak to? Kobieta, a nie zna swojego miejsca w szeregu? A ja akurat uważałam, że ciocia Janka dobrze zrobiła!

Miała przecież wyższe studia, doktorat z ekonomii, a przez własną matkę była traktowana jak popychadło. Nie dała sobą pomiatać i chwała jej za to. No, bo co miała moja z tego, że na wszystkie wakacje jechała do swojej matki, aby jej pomagać w domu? Tyle tylko, że po pogrzebie pozwolono jej wybrać sobie, co chciała z wyposażenia domu, podobnie jak ciotce Jance. Tak! Moja babcia w testamencie zaznaczyła, że dom z ogrodem należy się jej dwóm synom, a córkom „ruchomości”, czyli stare meble i inne graty.

Matka nawet przez moment nie pomyślała o tym, aby zaskarżyć testament i domagać się zachowku. Ciotka też machnęła na wszystko ręką, czym mnie zresztą bardzo rozczarowała. Liczyłam na to, że przynajmniej ona będzie walczyć o swoje.

W końcu w ten sposób pozbawiała majątku swoje dzieci. Nie rozumiałam zachowania matki i ciotki. Wierzyłam, że ja będę inna. Niestety, piętno lekceważenia kobiet w mojej rodzinie odcisnęło się także na moim życiu…

Mam młodszego brata, który gdy tylko się urodził, stał się oczkiem w głowie matki

Początkowo sądziłam, że chodziło tylko o to, iż lekarze powiedzieli jej, że nie będzie już mogła mieć więcej dzieci, więc każde by wyniosła na piedestał. Ale nie, najważniejsze było to, że Bartek to chłopiec. Matka nigdy nie była w stosunku do mnie wylewna i jako małe dziecko sądziłam, że tak musi być. Po prostu ma taki charakter, nie okazuje uczuć.

Jak bardzo się myliłam, okazało się po przyjściu na świat Bartka. Nie było chyba w okolicy drugiego tak dopieszczonego chłopca! Matce ręce same się do niego rwały, a usta składały jak do pocałunku. Liczyłam przez chwilę na to, że po prostu się zmieniła i mnie także dostanie się porcja czułości. Nic bardziej mylnego.

Wcześniej prawie mnie nie zauważała, a teraz i owszem, tyle że stałam się dla niej pomocą domową, kimś, kto miał dbać o to, aby Bartusiowi niczego nie brakowało.

Mimo wszystko kochałam brata. Był słodkim dzieckiem... Do czasu, aż nie dorósł i nie zorientował się, jakie korzyści może czerpać ze swojej pozycji w rodzinie. Wtedy stałam się jego ofiarą.

Wykorzystywał mnie do tego, aby żyć lekko i przyjemnie

To nie do uwierzenia, ale to ja dostawałam od matki pasem, gdy mój brat przynosił ze szkoły gorszy stopień! Bo przecież powinnam go była dopilnować, czyli właściwie chyba się za niego nauczyć, a już na pewno odrobić jego lekcje. Bo on zawsze wolał iść na boisko z chłopakami i pograć w piłkę.

Nie miał mnie kto bronić, bo ojciec słabo się udzielał. Zajęty swoją pracą, w domu był gościem, a w końcu w ogóle go zabrakło. Odszedł do innej. Matka wtedy dostała prawdziwego szału! Na przemian popadała w histerię i w depresję. Bartek się od tego kompletnie odciął, zresztą miał wtedy zaledwie 14 lat.

Jej ofiarą stałam się więc ja. To na mnie ćwiczyła swoje wrzaski, w moim kierunku leciały wyzwiska. Nagle byłam winna nawet jej rozwodu, sama nie wiem, jakim cudem. Raz kazała mi się wynosić z domu, a potem nagle zmieniała zdanie i twierdziła, że powinnam z nią mieszkać już zawsze i się nią opiekować, bo taka jest powinność córki. Pewnego dnia pojechała nawet na moją uczelnię i usiłowała wypisać mnie ze studiów, bo „wykształcone kobiety nie znają swojego miejsca w rodzinie” i mnie nie są potrzebne żadne stopnie naukowe, bo powinnam tylko zajmować się matką.

Oczywiście, wyproszono ją z sekretariatu, a awantura, jaką wtedy urządziła, stała się słynna na całym wydziale. 

Miałam już tego tak dosyć, że pomyślałam o wynajęciu własnego mieszkania

Tyle tylko że brakowało mi pieniędzy, bo chociaż dorabiałam sobie w markecie na kasie, to marne grosze wystarczały mi jedynie na drobne przyjemności. Zaczęłam więc myśleć o zmianie pracy, co nie było łatwe, bowiem robiłam wtedy dopiero licencjat i formalnie nie miałam wykształcenia. Ale los się do mnie uśmiechnął...

Moja druga babcia, matka ojca, postanowiła po śmierci dziadka, że zostawi mi swoje dwupokojowe mieszkanie.

– Wiem, że kiedy nadejdzie stosowna chwila, to spłacisz swojego brata. Zresztą mam wrażenie, że wasza matka i tak zapisze wszystko jemu, więc tobie coś się należy przynajmniej ode mnie – stwierdziła, a mnie stanęły w oczach łzy wzruszenia.

Najpierw zamieszkałyśmy razem i był to jeden z najspokojniejszych okresów w moim życiu. Skończyłam studia, dostałam tytuł magistra, a w markecie awansowałam na kierowniczkę kas. Powodziło mi się naprawdę dobrze.

Tymczasem mój brat nie zdał matury…

Kiedy mieszkałam u babci, nie miałam z nim takiego kontaktu jak dawniej. Niestety, jemu było wygodniej przyjąć punkt widzenia matki, że jestem wygodnicka i od nich uciekłam zamiast im pomagać. Oczywiście, oboje uznali, że Bartek zawalił naukę przeze mnie. Mimo że wiele razy mu powtarzałam, że zawsze może do mnie wpaść i odrobić lekcje ze mną. Ale on wolał robić z siebie ofiarę mojej „emancypacji” zamiast wziąć się do nauki.

Matka się na mnie obraziła za jego maturę, że przestała mnie nawet zapraszać na święta. A kiedy do niej dzwoniłam z życzeniami, była oschła i szybko kończyła rozmowę. Na szczęście miałam jeszcze babcię, no i ojca, z którym utrzymywałam bliski kontakt. Zaprzyjaźniłam się z jego nową żoną, która była nowoczesną, samodzielną kobietą mającą własne zdanie. Była tak inna od mojej histerycznej matki!

Bardzo mi imponowała i miałam nadzieję, że będę taka jak ona.

Mijały lata. Dochodziły mnie rozmaite złe wieści na temat mojego brata. Podobno więcej siedział w domu, niż pracował. Wyrzucano go z pracy, nigdzie nie mógł zagrzać miejsca.

– To dlatego, że jest taki zdolny i inteligentny! Przełożeni boją się, że zajmie ich miejsce i dlatego nie pozwalają mu rozwinąć skrzydeł! – tłumaczyła wszystkim moja matka.

Czasem ludzie powtarzali mi te jej mądrości

Wzruszałam wtedy tylko ramionami.

Aż pewnej paskudnej wiosny, która przypominała raczej listopad, ciężko zachorowała moja babcia. Jej serce nie wytrzymało zapalenia płuc i zmarła. Wiedziałam, że ta chwila musi kiedyś nadejść, miała już w końcu 87 lat, ale i tak strasznie to przeżyłam. W skrytości ducha liczyłam chyba, że będzie żyła wiecznie i zawsze będzie moją podporą.

Na pogrzebie babci mój brat pojawił się w towarzystwie matki. Nie zdziwiło mnie to, bo babcia podczas rozwodu moich rodziców nie powiedziała złego słowa o mamie, a i wcześniej nie wtrącała się w ich małżeństwo. Nie było więc tutaj miejsca na jakieś animozje.

Zdziwiło mnie tylko to, że oboje z matką wyglądali tak… zamożnie! Mój brat przyjechał takim samochodem, na jaki mnie długo nie będzie stać, chociaż w pracy znowu awansowałam na zastępcę kierownika marketu.

– Bartek założył własną firmę i świetnie mu się powodzi! Nawet nie wiecie, jaką on ma głowę do interesów! – usłyszeliśmy od mamy, która puchła z dumy.

Nie zazdrościłam bratu powodzenia w interesach i trzymałam za niego kciuki.

Chętnie bym znowu nawiązała z nim bliższy kontakt, ale on nie chciał

Nie mam pojęcia, dlaczego, przecież nic od niego nie chciałam. A na pewno nie pieniędzy, miałam swoje. Bolało mnie jego zachowanie, ale co miałam począć? Starałam się żyć własnym życiem.

Miałam 32 lata i wciąż byłam sama. Jakoś nie układało mi się z mężczyznami, mimo że przecież miałam swoje mieszkanie i bardzo chciałam założyć rodzinę. Tymczasem doszły do mnie wieści, że mój brat się żeni!

– Podobno musi, rozumiesz – jedna z ciotek sprzedała mi informację, że dziewczyna Bartka, której nawet nie znałam, jest w ciąży.

Plotka się potwierdziła, chociaż moja matka utrzymywała, że dziecko jest jak najbardziej zaplanowane, a Bartek szaleńczo zakochany. Podczas przygotowań do szybkiego wesela, w które zostałam nagle włączona, ustalono, że w moim mieszkaniu także zatrzymają się goście. Nie miałam nic przeciwko temu, zdziwiło mnie tylko, że pojawiła się u mnie również... matka z walizką.

Omamiła mnie, twierdząc, że po prostu chce sobie pogadać z dawno nie widzianą kuzynką, więc dlatego zdecydowała się na nocowanie u mnie. Nie sądziłam wtedy, że na nocowaniu się nie skończy.

Nie umiałam i nie śmiałam wyrzucać z domu własnej matki, więc siedziałam cicho, kiedy goście już wyjechali, a ona została. W końcu nie miałam okazji dotąd jej gościć, brałam więc jej wizytę za dobrą monetę, za chęć naprawy relacji ze mną.

Bomba wybuchła, kiedy w dwa tygodnie po weselu powiedziałam matce, że wyjeżdżam służbowo na tydzień i może odwiozę ją wcześniej do domu, aby nie siedziała u mnie sama.

A czy ja ci w czymś przeszkadzam? – zapytała z pretensją w głosie.

– No nie, poza tym przecież wyjeżdżam. Myślałam tylko, że mama będzie wolała być u siebie – stwierdziłam.

– Ależ ja jestem u siebie! – usłyszałam wtedy zdumiona. – Chyba nie pozbędziesz się z domu własnej matki?

I wtedy się dowiedziałam, że oboje z Bartkiem ustalili, iż po jego ślubie matka zamieszka ze mną.

Ale na jakiej podstawie? Skąd ten pomysł? – nie mogłam wyjść ze zdumienia.

– No, bo ty przecież nie masz męża i pewnie już zostaniesz starą panną. A Bartuś musi mieć teraz więcej miejsca dla swojej rodziny. W końcu się ożenił i oczekują z Moniką dziecka! Nie możesz być taką egoistką! – usłyszałam.

– Ja? Egoistką? – w głowie mi się nie mieściło, że można się komuś zwalić do jego domu, bez jego wiedzy i zgody!

Oni sobie z Bartkiem tak ustalili!

Dobre sobie!?

– A poza tym wiesz, że właściwie połowa tego mieszkania powinna należeć do twojego brata? Czy babcia nie to miała na myśli, mówiąc, że powinnaś go spłacić? – moja matka wysunęła koronny argument, przy którym spasowałam.

Mieszkanie wprawdzie było w całości przepisane na mnie i Bartek nic do niego nie miał, ale w sumie... Matka mi chyba na razie nie przeszkadzała, przynajmniej miałam do kogo otworzyć buzię po pracy. Pozwoliłam jej tymczasowo zostać. I to był mój błąd.

Po roku bowiem okazało się, że małżeństwo mojego brata to kompletna pomyłka. Ciąża, oczywiście, była wynikiem przypadku, a może nawet dziewczyna zagięła na Bartka parol, sądząc, że jest zamożnym biznesmenem. Kiedy jednak okazał się męskim szowinistą wymagającym absolutnego posłuchu i obsługiwania, Monika zabrała dziecko i wróciła do rodziców, występując jednocześnie o rozwód i wysokie alimenty.

Tylko że tych alimentów mój brat nie miał z czego płacić, bo jego firma splajtowała. Niestety, Bartek był doskonałym biznesmenem tylko w oczach mamy, która jak się okazało, w swojej naiwności, pozwoliła mu zaciągnąć kredyt na firmę pod hipotekę swojego mieszkania. Kiedy biznes upadł, bank zaczął się upominać o kolejne raty kredytu, na które nie było pieniędzy. Bank zajął więc mieszkanie matki.

Kiedy pewnego dnia wróciłam z pracy, zastałam moją matkę pijącą herbatę z Bartkiem. Nawet jeśli w głębi duszy miałam nadzieję, że wpadł tylko na chwilę, to jego walizki stojące w korytarzu świadczyły o czymś innym.

– Cześć, siostra! Ustaliliśmy z mamą, że wy dwie zamieszkacie w większym pokoju, a ja wezmę ten mniejszy – zapowiedział mi z bezczelnym uśmiechem.

– Nie mam mowy! – postawiłam się od razu. – To moje mieszkanie, zapisane na mnie notarialnie i nie zamierzam się nim dzielić! – wybuchłam, bo to, co mi zaproponował, było szczytem bezczelności.

– No wiesz! Własną rodzinę na bruk wyrzucisz? – oburzyła się matka.

– Wyluzuj! Przecież ja nie mówię, że będę tutaj mieszkał na zawsze – stwierdził lekceważącym tonem brat. – Przytulę się tylko na jakiś czas, aż nie stanę z powrotem na nogi. Mam już na oku taki jeden interes i jeśli chcesz, to nawet mogę cię wziąć do spółki. Chociaż, oczywiście, musiałabyś się do niego dołożyć. Myślę, że pod to twoje mieszkanie jesteś w stanie wziąć z 200 tysięcy kredytu, a wtedy...?

Nie zamierzam brać żadnego kredytu! – brakowało mi słów na jego bezczelność. – Możesz się u mnie zatrzymać góra na miesiąc, a potem musisz sobie znaleźć inne mieszkanie. Wynajmij coś! – zapowiedziałam. – I nie licz na to, że odpuszczę. Wystarczy, że mieszka u mnie matka.

Bartek się obraził. Matka także

Przez miesiąc w domu panowała ciężka atmosfera, którą mężnie znosiłam. Kiedy zbliżał się wyznaczony przeze mnie termin, przypomniałam Bartkowi, że za chwilę wystawię mu walizki za drzwi. Chyba wyczuł w moim głosie determinację, bo w wyznaczonym dniu już go nie było.

– Musiał przez ciebie wynająć sobie jakąś norę! – biadoliła matka nad tym, jaką jestem wyrodną siostrą.

Aż żałowałam, że nie kazałam się wynosić jej razem z nim. Teraz za to mam piekło we własnym domu. Matka codziennie daje mi do zrozumienia, że Bartek za chwilę zrobi interes życia i weźmie ją do siebie, do jakiegoś pałacu, a ja wtedy nie będę mogła liczyć na nic. Ani na wsparcie finansowe, ani na to, że będą mnie uważali za swoją rodzinę.

I karmi się takimi mrzonkami już trzeci rok, podczas gdy Bartek zatrudnia się w coraz to innej pracy i zalega Monice z alimentami. Zszedł na psy, ale moja matka tego nie widzi i chętnie oddałaby mu wszystko. Dobrze, że już niczego nie ma, a moimi rzeczami nie może dysponować.

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA