Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Jak mógł mnie zwodzić tak długo? Wierzyłam mu, że wróci
i cierpliwie czekałam. Ale on zmienił plany i żądał ode mnie tego samego. A ja nie chciałam wyjeżdżać. Nie tak miało być.
Wszystko zaczęło się od przyjazdu Hirka. Właśnie – przyjazdu, a powinno być powrotu. Umawialiśmy się, że wiosną wróci na stałe. Gdy widzieliśmy się na Boże Narodzenie, obiecywał, że definitywnie kończy pracę. Pojechał do Irlandii, żeby zarobić na nasze wesele i łatwiejszy start. Byłam przeciwna temu wyjazdowi, wolałam, żeby poszukał czegoś na miejscu. Nigdy nie lubiłam rozstań, nawet krótkich, a wyjazd mego chłopaka, właściwie narzeczonego, aż na rok, wydawał mi się kosmicznie długi.
– Zobaczysz, nawet się nie obejrzysz, a będę z powrotem – przekonywał mnie. – Rok minie szybko, a kasa się przyda.
– Zapomnisz o mnie – twierdziłam przekornie, bo nie wiedziałam, jakich argumentów użyć, by go zatrzymać.
– O tobie? A czy o tobie da się zapomnieć? Poza tym jest skype, są komórki, nie to, co dawniej. Obiecuję, że każdego dnia mnie usłyszysz. A jak nie, to na pewno co drugi. Wiesz, zależy, jaką znajdę pracę. Jako budowlaniec mam duże szanse, z moim fachem ludzie jadą w ciemno.
– U nas też byś znalazł pracę, gdybyś tylko chciał – powiedziałam cicho, bo już czułam, że ta rozmowa nie ma sensu.
– Ale za jakie pieniądze? A tam dostanę dwa razy tyle. Wrócę i wyprawimy takie weselicho, jakiego nie miał nikt. Twoje koleżanki będą ci zazdrościć.
Nie potrzebowałam pieniędzy, tylko miłości
Tak naprawdę nie zależało mi na jakimś wielkim weselichu, wolałabym małe, a te pieniądze przeznaczyć na mieszkanie. Pomyślałam jednak, że rozumuję jak moja mama, która przez całe życie przywykła do oszczędności i irytowała ją każda rozrzutność. Może rzeczywiście warto przeżyć wspaniałe wesele, które wszyscy będą wspominać?
– Starczy i na to, i na to, przekonasz się – zapewniał mnie Hirek. – Musimy tylko uzbroić się w cierpliwość. Teraz wielu młodych tak robi. Ty przez ten czas napiszesz pracę, obronisz się, może nawet uda ci się gdzieś zaczepić.
– Ale na pewno wrócisz? – zaniepokoiłam się. – Bo wielu nie wraca.
– No wiesz? Obrażasz mnie tym pytaniem. Ja miałbym nie wrócić? Do ciebie? Gdzie ja bym znalazł taką drugą dziewczynę?
Czekałam więc cierpliwie calutki długi rok. Z każdym tygodniem tęskniłam bardziej. Nie mogłam doczekać się wiosny, bo ona oznaczała powrót Hirka. Naprawdę miałam dosyć bycia samą. Nienawidzę samotności. Tymczasem sama się na nią skazałam. Hirek niespodziewanie któregoś dnia zakomunikował mi przez telefon, że wpadł na genialny pomysł. Już zdrętwiałam w oczekiwaniu na nowinę i okazało się, że słusznie.
– Co byś powiedziała na to, gdybyśmy zamieszkali w Dublinie?
Na moment straciłam głos. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Pomysł wydał mi się absurdalny. Nie do przyjęcia.
– Zwariowałeś?
– Dlaczego? Zresztą pogadamy, jak przyjadę. Chciałem, żebyś się z tym przespała.
– Nie ma takiej opcji – stwierdziłam. – Przecież mówiłeś, że wracasz, że załatwiasz ostatnie sprawy, że... Skąd ten pomysł?
– Naprawdę wszystko przemyślałem. Zresztą opowiem ci potem. To dla nas szansa, sama mówiłaś, że masz umowę tylko na trzy miesiące.
– Ale z dużą szansą na przedłużenie. Szef mnie chwali, więc po cichu liczę, że zostanę, choć konkurencja ogromna.
– Hirek, ja... ja nie chcę tam jechać. Nie chcę mieszkać w Dublinie. Mówiłeś ostatnio, że kryzys, że wszyscy wracają. Tak się cieszyłam, że to już niedługo – dokończyłam.
Chyba już wtedy nie miałam nadziei, że coś się zmieni. Hirek był uparty. Zawsze chciał postawić na swoim.
– Wracają frajerzy. Zresztą mam już coś na oku. Poza tym, tutaj nawet zasiłki nie są małe. Kocham cię, Grażka, już niedługo się zobaczymy. Mam nadzieję na dobre wiadomości od ciebie.
– Cześć! – nie miałam siły dłużej ciągnąć tej rozmowy.
– A „też cię kocham” gdzie?
Miałam złe przeczucia
Miałam złe przeczucia, podejrzewałam, że nici z naszej miłości, weselicha na sto osób i z małżeństwa, którym jeszcze niedawno żyłam. I pewnie dlatego milczałam, choć tak naprawdę wystarczyło, żeby Hirek powiedział, że żartował, tęskni i nie może się doczekać, kiedy mnie zobaczy, a wszystko byłoby po staremu. Może nawet mielibyśmy już ustalony termin ślubu. Kiedyś chciałam wyjść za mąż w czerwcu, gdy wszystko kwitnie i pachnie. Ale zgodziłabym się na każdy inny termin, wystarczająco długo się naczekałam.
Po raz pierwszy od lat nie cieszyłam się z nadejścia wiosny. No, może jeszcze rok temu moja wiosna była trochę smutniejsza, ale wtedy miałam nadzieję, że to tylko przejściowe rozstanie. Hirek przyjechał w połowie marca. Od tamtej naszej rozmowy nic się nie zmieniło. Poza tym, że dostałam umowę na stałe. To był mój pierwszy sukces, wiedziałam, że zapracowałam na niego. Nie chciałam jechać do Irlandii, nie chciałam wiązać swojej przyszłości z obcym krajem. Nie chciałam też, by decydowano za mnie, cokolwiek by to było.
– To tchórzostwo, wiesz? – stwierdził, gdy po raz kolejny powiedziałam „nie”.
– Może i tak. Ale nasze ustalenia były inne.
– Ja żadnych ustaleń nie zmieniłem. Weźmiemy ślub, urządzimy weselicho i zmykamy do Dublina. Mój kumpel ma się wstępnie rozejrzeć za czymś dla nas. Pamiętaj, do odważnych świat należy. Jeszcze będą nam wszyscy zazdrościć. No, powiedz, że się zgadzasz. Grażka, nie bądź taka... Już zabukowałem bilety.
– No wiesz? Bez mojej zgody? – to chyba przelało czarę goryczy.
Moje koleżanki z pracy doszły do wniosku, że zwariowałam. To ja bowiem podjęłam decyzję o rozstaniu. Mama była trochę przerażona, zdążyła się przyzwyczaić do myśli o planowanym ślubie, nawet już odkładała pieniądze. Jej też nie mogłam i nie chciałam zostawić. Poza mną nie miała nikogo.
– Hirek, jeśli nie chcesz wracać, nie wracaj. Naprawdę nie wiem, co cię tam tak ciągnie. Żałuję tylko, że straciliśmy tyle czasu. To znaczy ja straciłam tyle czasu. Weź sobie ten pierścionek, ja zostaję tutaj i to jest moja ostateczna decyzja. Chyba że zmienisz zdanie i zostaniesz.
Odszedł bez słowa. Zbliżała się Wielkanoc, którą mieliśmy obchodzić razem. Podczas śniadania wielkanocnego miał zamiar poprosić o moją rękę. Wiele razy wyobrażałam sobie ten moment. Marzenia pozwalały mi przetrwać ten trudny czas. I co z tego? Nawet nie zaczekał do świąt...
Ostatni raz zadzwonił z lotniska, zapytać, czy nie żałuję swojej decyzji. Spodziewałam się, że zapyta, czy jej nie zmienię. Na to pytanie umiałabym odpowiedzieć.
Czy nie żałuję? Za wcześnie, bym mogła odpowiedzieć na to pytanie. Ale nie cierpiałam tak bardzo po jego wyjeździe, może dlatego, że był to mój wybór. Gorzej, gdybym została porzucona. Niemniej jednak nie umiałam cieszyć się wiosną. Dopóki nie zadzwonił Marcin, kolega z firmy.
– Pamiętasz mnie? Podczas spotkania noworocznego dałaś mi kosza i powiedziałaś, że jesteś zajęta. Jaskółki doniosły mi, że coś się zmieniło w tej kwestii. Oczywiście nie chciałbym być nachalny, ale nie umiem wymazać cię z pamięci. Mam pewną propozycję. Co byś powiedziała na wiosenny spacer po parku?
W pierwszej chwili chciałam odmówić, ale pomyślałam sobie, że przecież może być całkiem miło. I że z powodu jednego zawodu miłosnego nie będę się umartwiać. „Tego kwiatu to pół światu” – lubiła mawiać moja babcia.
Umówiliśmy się z Marcinem na jutro. Nie wiem, czy coś z tego będzie, na razie o tym nie myślę. Przyjdzie na to czas... Teraz zastanawiam się, w czym mam iść. A to już o czymś świadczy... W każdym razie miło znów cieszyć się wiosną.
Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”