„Moja genialna córka wyrosła na pomiot szatana. Narobiła sobie dzieci, zwaliła mi się na głowę i żyje jak pączek w maśle”

samotna matka fot. iStock, Shangarey
„Moim oczom ukazała się Marzenka. Lewą dłoń zaciskała na rączce Karolka, swojego synka a mojego wnuczka, a w prawej ręce ściskała podróżną walizkę”.
/ 23.07.2024 20:00
samotna matka fot. iStock, Shangarey

Gdy na świat przyszła nasza córeczka Marzenka, medycy przekazali mi druzgocącą wiadomość — nie będę mogła mieć więcej potomstwa. Nie było łatwo się z tym zmierzyć, zwłaszcza że zarówno ja, jak i Mietek pragnęliśmy licznego grona pociech.

Mąż, gdy był w świetnym nastroju, często żartował nawet o skompletowaniu własnego zespołu futbolowego. Przeznaczenie zadecydowało jednak odmiennie i musieliśmy to zaakceptować. Mnie się to udało, Mietkowi niekoniecznie...

Liczyło się jedynie szczęście Marzenki

Być może facetom ciężej przychodzi porzucanie marzeń, a być może rzeczywiście stracił dla Róży głowę — tej pustej laluni, w której familii bliźnięta stanowiły normę i z którą koniec końców spłodził czworaczki już za pierwszym podejściem?

Nigdy nie analizowałam tego na serio, jakoś to przeżyłam i stwierdziłam, że dopóki były mąż nie wykręca się od płacenia na dziecko i widywania się z córcią, nie mam prawa go osądzać – liczyło się jedynie szczęście Marzenki, któremu nasze kłótnie na pewno w niczym by nie pomogły.

Często myślę o tym, czy warto było postarać się o to, żeby moja córeczka miała męski wzór na porządku dziennym, a nie tylko od czasu do czasu. Ale czy ktokolwiek zdawał sobie z tego sprawę ćwierć wieku temu, jak istotne jest to zagadnienie?

Jasne, że gdyby w grę wchodził syn, to każdy by trąbił, że nie będzie miał się od kogo nauczyć przybijania gwoździ, zawiązywania krawata czy naprawiania roweru... Ale komu by zależało na zaspokajaniu potrzeb małej dziewczynki?

Każdy jest mądry, ale dopiero po fakcie!

Dziewczyna była po prostu cudowna — wesoła, bystra i chętnie pomagała innym. Już od pierwszej klasy osiągała świetne wyniki w nauce i angażowała się w sprawy szkolne. Mówiłam na nią Promyczek, bo była taka pełna energii i optymizmu. Ojej, a jakież to nadzieje pokładałam w tej małej! Momentami aż mi było głupio, że tyle sobie wyobrażam…

Tak czy inaczej, Marzena jako dziecko była prawdziwym aniołkiem. Sytuacja zmieniła się, gdy osiągnęła dojrzałość — wtedy błyskawicznie wyszło na jaw, że jej inteligencja, kultura osobista i aspiracje pękają niczym balonik przy pierwszej lepszej fascynacji.

Nie zorientowałam się od razu, w końcu zapracowana mama nie ma zbyt wielu okazji, by przyglądać się pociesze w różnych okolicznościach, zwłaszcza w towarzystwie rówieśników. Pewnego dnia po prostu spostrzegłam, że nasza chata od dawna nie gościła Joli, największej kumpeli Marzenki, więc spytałam córkę, czy pokłóciły się ze sobą.

– Coś ty, mamo! – moja córka wzruszyła ramionami. – Rozmawiamy, ale Jola dostała zakaz przebywania ze mną po lekcjach.

– Zakaz? – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

– Jej matka nie pozwala, bo sądzi, że źle wpływam na swoją przyjaciółkę – parsknęła z niesmakiem Marzenka.

– Że niby ty? – byłam w szoku.

– No właśnie! Nienormalna jakaś, nie?

Nie interesowałam się już bardziej tą sprawą, gdyż sama sądziłam, że pani G. to jakaś dziwaczka. Dlaczego miałabym się martwić opinią osoby, która idzie do świątyni tylko po to, żeby później pokręcić się przy garach i ugotować obiad, a przy okazji jeszcze hejtuje moją latorośl? Następnie córka pojechała na wycieczkę ze szkołą i tuż przed końcem semestru obniżyli jej ocenę z zachowania, bo podobno brała udział w jakiejś nocnej popijawie.

– Mamo, no co ty, każdy pił – rzuciła moja pociecha. – Tylko piwo. Wielkie mi picie!

Ciągle coś się waliło, ale Marzena za każdym razem potrafiła to jakoś wyjaśnić. Z braku innych pomysłów, zwróciłam się do swojego eks, żeby pogadał z nią na ten temat podczas świątecznej wizyty u niego, ale Mietek tylko się ze mnie nabijał.

– Daj już spokój, Irena – rzucił. – A ty to nigdy nie miałaś nastu lat na karku? Mała świetnie daje sobie radę w szkole, startuje w konkursach, a ja mam jej suszyć głowę, żeby siedziała cicho i grzecznie jak trusia? Takie gadki to już przeszłość, teraz laski mają ikrę.

Jeśli spektakularnym sukcesem jest zajście w ciążę tuż po egzaminach końcowych, to Marzena zdecydowanie przodowała... Ile ja się natrudziłam, aby w ogóle pozwolili jej podejść do matury!

– Mają mnie w nosie – stwierdziła moja pociecha. – Nie mam zamiaru czołgać się przed nimi na kolanach. Te wszystkie zgorzkniałe nauczycielki po prostu pękają z zazdrości, że Tadzio postawił na mnie, a nie na jedną z nich.

Muszę patrzeć, jak moja córka popełnia identyczne błędy, co ja kiedyś?

– Marzyłaś o większej gromadce maluchów i proszę, twoje życzenie się spełniło! – mój eks próbował mnie podnieść na duchu, gdy wpadł z wizytą. – Spójrz na to z innej perspektywy!

– To ty chciałeś mieć więcej dzieci, nie ja – odparłam i zasugerowałam, aby spotykał się z nimi gdzieś na mieście.

Nasza sytuacja mieszkaniowa była daleka od ideału — dwa pokoiki i kuchnia dla takiej gromadki to stanowczo za mało. Starałam się jakoś wiązać koniec z końcem, dorabiając przy okazji na weselnych przyjęciach, ale nie powiem, żeby było łatwo…

Kiedy patrzyłam na te wszystkie rozpromienione młode pary i ich bliskich, to aż mi się ściskało serce. A ten Tadzik, nicpoń jeden, nawet się nie kwapił, żeby się Marzence oświadczyć! Siedział tylko na moim garnuszku jak ten przysłowiowy grzyb, niby to zajmując się małym, a tak naprawdę to całymi dniami walczył z potworami w swojej głupiej grze komputerowej.

– Próbuje znaleźć zatrudnienie – upierała się Marzena. – Rozsyła swoje zgłoszenia, o co ci chodzi?

Może o to, aby w końcu wziął się do roboty? Jak na nauczyciela WF-u był stanowczo za mało aktywny! Grzebanie się z poszukiwaniami zajęło mu dobre sześć miesięcy i dopiero gdy byłam o krok od totalnej frustracji, załatwił robotę i lokum.

– Udało ci się osiągnąć swój cel – moja pociecha oświadczyła, wrzucając ciuchy do torby. – Cały lokal będziesz miała na wyłączność, pasuje ci to?

– Chryste, Marzena, ja nie jestem twoim przeciwnikiem. Po prostu zamartwiam się o to, co cię czeka w przyszłości – zapewniałam.

– Przestań być taka nadopiekuńcza, bo teraz Tadzio się o mnie troszczy. Narka.

Ciągle się zamartwiałam

Całkiem przypadkowo, ani trochę nie byłam bardziej wyluzowana, oddając los mojej jedynaczki i wnuczka gościowi, który bez żadnych obaw spłodził bachora z własną uczennicą. Nie wchodząc w temat etyki, facet w jego wieku powinien mieć jako takie pojęcie o zabezpieczaniu się i ryzyku, z jakim wiąże się stosunek damsko-męski.

– Daj spokój, jak zawsze wyolbrzymiasz sprawę – oznajmił mój eks, prezentując odmienne stanowisko. – Kiedy zaszłaś w ciążę, nie miałaś przecież wiele więcej lat niż Marzenka obecnie.

– No tak, to prawda – przyznałam. – Z kolei ty byłeś wtedy niewiele młodszy od Tadzia. I właśnie dlatego cała ta sytuacja tak bardzo mnie martwi, rozumiesz?

Zastanawiam się, skąd u naszych krewnych ta tendencja do wiązania się z dojrzalszymi mężczyznami. Czy to jakaś dziedziczna cecha, czy może zrządzenie losu?

O ile spokojniej bym się czuła, gdyby Marzenka związała się z kimś w swoim wieku. Łączyłyby ich podobne pasje, przyjaźnie wśród rówieśników, łatwiej byłoby im znaleźć wspólny język... W relacji ze starszym partnerem nigdy nie osiągnie takiej bliskości i zawsze będzie postrzegana jako naiwna dziewczynka. Dobrze wiedziałam, jak to jest, sama tego doświadczyłam.

Los potrafi zaskakiwać i nieraz wsłuchuje się w nasze prośby. Mniej więcej dwanaście miesięcy po tych wydarzeniach, usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je uchyliłam, moim oczom ukazała się Marzenka. Lewą dłoń zaciskała na rączce Karolka, swojego synka a mojego wnuczka, a w prawej ręce ściskała podróżną walizkę.

– Mamo, moglibyśmy u ciebie trochę pomieszkać? – zapytała niepewnie. – Potrzebujemy dachu nad głową, choćby tymczasowo.

Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym odtrącić własne dziecko. Bez wahania szerzej otworzyłam drzwi, zapraszając ich do środka.

– Zostanę mamą – powiedziała moja pociecha, opadając na siedzisko.

– Matko Boska! – zatkało mnie. – A Tadeusz już o tym słyszał?

– Jak sądzisz, dlaczego mnie pogonił? – odparła, zerkając do środka chłodziarki, chyba szukając czegoś na ząb. – Nie on jest tatusiem.

Chwyciła kawałek szynki i wsunęła go do gęby niczym ryba łapiąca małego karasia. Teraz przyszła moja kolej, by opaść na krzesło.

Przecież tego chciałam

– Nie znalazłaś czegoś smaczniejszego? – Marzenka zapytała, krzywiąc się lekko i odkładając na bok ser.

– Słucham? Chyba nie zrozumiałam dobrze. Jesteś w ciąży i nawet nie wiesz, kto jest tatą? – odparłam zaskoczona.

– Kto ci powiedział, że go nie znam? – odrzekła stanowczo córka, nieco za mocno zamykając lodówkę. – To Mariusz jest ojcem. Jesteśmy zakochani i planujemy ślub.

– A gdzie planujecie się zatrzymać? – spytałam, mimo iż doskonale wiedziałam, co usłyszę.

– Na początek pomieszkałabym u ciebie – bezproblemowo stwierdziła Marzenka. – Mariusz w tym czasie coś wymyśli… Daj spokój, nie krzyw się tak, przecież o tym marzyłaś. Mariusz jest ledwie dwa lata straszy niż ja i, niespodzianka… Planujemy się pobrać! Ślub i impreza weselna, ale taka, żeby gościom szczęki poopadały. I co o tym sądzisz? Mariusz dostał propozycję fajnej roboty poza granicami kraju i w ciągu sześciu miesięcy zarobi na to wszystko. Cieszy cię to?

Jak miałam jej to wszystko wytłumaczyć? Powiedzieć wprost, że wcale się nie cieszę i mam już serdecznie dosyć? W końcu to moja własna córka. Zabawne, bo przecież spełniło się to, o czym zawsze marzyłam — młody zięć i cudowna ceremonia ślubna. Tyle że w praktyce jakoś nie wyszło to tak, jak sobie to wyobrażałam.

Irka, 49 lat

Czytaj także:
„Mąż miał mnie za darmozjada, więc zażądał rozwodu. Myślał, że będę za nim płakać, a ja śmiałam mu się prosto w twarz”
„Mężczyźni nie lubią mądrych babek, bo nie chcą skończyć pod pantoflem. Laleczka z sianem w głowie, to ich ideał”
„Mój brat prowadził podwójne życie i myślał, że ujdzie mu to na sucho. Już ja mu pokażę, co czeka kłamliwych typów”

Redakcja poleca

REKLAMA