„Królewnę z miasta zamieniłem na niewiastę ze wsi. Nie żałuję decyzji. Wolę być brudny od błota, ale szczęśliwy”

zakochana para fot. iStock by Getty Images, Stockbyte
„– Ach, bo ty córkę gospodarzy zobaczyłeś! – zaśmiała mi się w twarz. – No jasne, w końcu ładna buzia to najważniejsze! Po co ci dojrzała kobieta z pracą, wiedzą i przyszłością? Lepiej zostać tu i pasać kozy, latając za fajnymi panienkami!”.
/ 18.06.2023 22:30
zakochana para fot. iStock by Getty Images, Stockbyte

– Wyjeżdżamy, Michale! – Poinformowała mnie moja dziewczyna z oburzeniem. – Nie zostanę tu ani minuty dłużej!

Kompletnie mnie zaskoczyła. Jeszcze przed chwilą radośnie pomagała gospodyni w oporządzaniu trzody i przy dojeniu. W domu od tygodnia nie słyszałem nic innego jak tylko zachwyty nad prostym wiejskim życiem na łonie natury. Dlatego specjalnie dla Ireny zgodziłem się spędzić kilka dni w gospodarstwie agroturystycznym, chociaż nie byłem pewien, czy mnie się to spodoba. Ja jestem mieszczuchem.

A teraz, ledwo wróciliśmy do swojego pokoju po niecałym dniu pracy, daleko jej było do zachwytu.

– Ale dlaczego? – Zapytałem.

– Jak to „dlaczego”? – Ukochana wyglądała na zdziwioną. – Dziesięć minut jeżdżenia na koniach i cały dzień harowania przy cuchnących świniach? To ma być wypoczynek?

– Przecież sama mówiłaś, że chciałabyś zakosztować życia na łonie natury – zacytowałem.

– No właśnie: życia, a nie urlopu  w stodole i ciężkiej harówki.

Z przykrością oznajmiłem, że wyjeżdżamy

Nie lubię się z nią kłócić, jednak nie chciałem tak łatwo zrezygnować. Miejsce było naprawdę urocze, dawno już nie spędzałem czasu tak przyjemnie, a pieniądze i tak nam już przepadły.

– Kochanie – powiedziałem spokojnie. – Przecież każde gospodarstwo turystyczne oferuje zarówno wypoczynek, jak i pracę w gospodarstwie. Wielu ludzi nigdy tego tak naprawdę...

– A więc wiedziałeś, że tak to wszystko wygląda? – Próba uspokojenia wywołała efekt odwrotny i  Irena niemal wpadła w furię. – Wiedziałeś, że będziemy przede wszystkim latać za świniami i kozami? No tak, bo według ciebie ja nadaję się tylko do roboty! Nawet jak jedziemy na wakacje, to po to, żebym harowała!

– Myślałem, że wiesz...

– Wiedzieć to ty powinieneś, że ja wolę jeździć na koniach, niż sprzątać w stajni! Bez dyskusji, możesz się już zacząć pakować – zarządziła i zaczęła przebierać się do kolacji.

Schodząc do kuchni, doszedłem do wniosku, że Irka ma rację. Uwielbiała jeździć konno, ale powinienem wziąć pod uwagę, że tak krucha istotka jak ona zdecydowanie nie jest stworzona do ciężkiej pracy przy zwierzętach. Przez roztargnienie mogła nie zauważyć, że gospodarstwo agroturystyczne to coś więcej niż zabawa na padoku. Oczywiście, że zasługiwała na coś lepszego niż praca w takich warunkach! Nie chciałem jej męczyć czymś, czego nie lubi, co jednak nie zmieniało faktu, że szkoda mi było wyjeżdżać. Ale chyba nie miałem wyjścia, Irenka była zdecydowana.

– Bardzo mi się u państwa podoba, niestety, będziemy musieli wracać – odezwała się uprzejmie do gospodyni pod koniec kolacji. – Odebrałam telefon od dyrektora z pracy, pilnie mnie potrzebują.

Kobieta przyjęła wiadomość z wyrozumiałym spokojem, a ja westchnąłem. W przeciwieństwie do szefa Ireny, mój zapewne nie będzie tak optymistycznie nastawiony do zmiany terminów dni wolnych. Nie znajdziemy drugiej wycieczki wystarczająco szybko, tak więc zapowiadało się, że resztę przerwy od pracy spędzę przed telewizorem.

Następnego dnia wstałem jak zwykle pierwszy, Irenka spała. Wyjeżdżaliśmy o dziesiątej, więc o ósmej miałem jeszcze chwilę na spacer po łące, pomiędzy obwieszonymi jabłkami drzewami papierówek.

– Dzień dobry! – Usłyszałem zza pleców. Parę kroków za mną szła dziewczyna niewiele młodsza ode mnie i wyraźnie starała się mnie dogonić. Jej włosy bujały się w rytm kroków i błyskały w słońcu, podobnie jak jasna letnia sukienka.

Odpowiedziałem grzecznie, jednak nie orientowałem się, kim jest.

– Mam na imię Julia. Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać.

Skojarzyłem sobie. Kiedy przyjechaliśmy wczoraj po południu, gospodyni wspomniała, że ma córkę o tym imieniu. Nie było jej jednak, bo pomagała ojcu przy rozwożeniu owoców. Widocznie wrócili w nocy.

– A więc wyjeżdża pan? – Zapytała z ledwo widocznym smutkiem. Ten fakt sprawił, że od razu straciłem dobry humor.

– Tak... Bardzo żałuję, ale... Pilny telefon... Firma... – Dukałem z trudem, bo nie lubię kłamać.

– Może nie powinnam mówić – zaczęła dziewczyna niepewnie – ale wczorajszą kłótnię państwa słychać było aż na dole. Rozumie pan, tutaj nie ma grubych drzwi dźwiękoszczelnych – dodała na koniec żartem.

– No tak, jasne... – Przyznałem jeszcze bardziej zakłopotany. Nie wiedziałem, co powiedzieć na swoją obronę, na szczęście Julia natychmiast zmieniła temat:

– Ale za to słyszałam, że panu bardzo się u nas podoba?

– Oh, bardzo! – Ucieszyłem się na samo wspomnienie wczorajszego dnia. – Dawno już tak nie wypoczywałem. Tu jest tak spokojnie i ciepło, wspaniałe powietrze, drzewa szumią... Gdyby jeszcze Irena chciała zostać. Ale już ten pierwszy dzień ją zmęczył.

Była zupełnie inna niż moja Irenka

Julia pokiwała głową w podobny sposób, jak wczoraj jej matka, kiedy dowiedziała się o zmianie naszych planów. Po namyśle dodała jednak:

A może pan by został?

– Słucham?

– No... Pana dziewczyna wróciłaby do domu, skoro tak tego potrzebuje, a pan mógłby pobyć jeszcze parę dni tutaj – mówiła niezbyt pewnie, patrząc na mnie niebieskimi oczami. – Pobyt i tak jest już opłacony, a panu także należy się odpoczynek. Bo coś mi się zdaje, że nie śpieszy się panu do miasta.

Po raz pierwszy spojrzałem na sytuację z tego punktu widzenia.

– Niby tak, ale... co Irena beze mnie zrobi? Miałbym zostawić ją w domu całkiem samą?

– Czasami tęsknota dobrze robi – stwierdziła, ale najwyraźniej zmieszana własną bezpośredniością, dodała szybko. – Widział pan wierzby nad naszym stawem?

Miałem jeszcze dobre półtorej godziny czasu, więc nie dałem się długo prosić na dalsze zwiedzanie. Dzikie, przerośnięte drzewa rozkładały się nad wodą jak olbrzymie ręce, a Julia spacerowała po nich niczym bajkowa Pocahontas. Odruchowo wyobraziłem sobie, co by było, gdybym zaproponował taką wspinaczkę mojej delikatnej Irence i aż skrzywiłem się na jej fochy, jakie to niebezpieczne, dziecinne i że można się pobrudzić. Tym chętniej wskoczyłem na gałąź, żeby dogonić Julię.

Rozmawialiśmy z Julią, a ja ze zdziwieniem zauważyłem, jak dobrze czuję się w jej towarzystwie. Każdy drobiazg był pretekstem do dyskusji. Dziewczyna nigdy mi nie przerywała, słuchała z wielkim zainteresowaniem. I tak pięknie się śmiała. Wiatr co chwilę wpychał jej do ust końcówki jasnych włosów, których najwyraźniej z powodu pośpiechu nie zdążyła uczesać, ale to tylko dodawało jej uroku.

Dyskutowaliśmy o wszystkim, na czym moim zdaniem mogła się znać i czym mogła się interesować: o jej rodzinie, gospodarstwie, klientach... Kiedy zacząłem opowiadać o pracy, którą podjąłem po studiach, nagle coś sobie przypomniałem.

– Już prawie jedenasta! – krzyknąłem, spojrzawszy na zegarek.

– Spokojnie, na pewno pańska dziewczyna się nie pogniewa – pocieszyła. – W końcu jadą państwo samochodem, nie ma takiego znaczenia, o której wyjedziecie.

Niestety, dla Ireny nie było ważne czym jedziemy, a sam fakt, że rano mnie nie było. Na przypomnienie, że przecież mamy auto, odpowiedziała mi całym szeregiem „gdybań”: co by było, gdybyśmy nie mieli.

– Przyszedłbyś sobie na piętnastą i był zdziwiony, że rzeczy ci się same nie pochowały do walizek? – Wściekała się, ledwo wszedłem na górę. – W sumie to te porozwalane rzeczy są jedynym dowodem na to, że o mnie w ogóle pamiętasz! Przecież zawsze jest kochana Irenka, która cię spakuje, posprząta...

Nie musiałaś mnie pakować – przerwałem jej zdecydowanym tonem.

– Ooo... A to niby dlaczego? – Na chwilę straciła animusz.

– Bo ja zostaję – a widząc, że otworzyła oczy jeszcze bardziej, powtórzyłem odważnie. – Tak, dobrze słyszałaś. Mnie też należy się chwila relaksu. A poza tym... być może trochę odpoczynku od siebie dobrze nam zrobi – zakończyłem już łagodniej, żeby nie przedobrzyć.

– Ah, bo ty córkę gospodarzy zobaczyłeś! – zaśmiała mi się w twarz. – No jasne, w końcu ładna buzia to najważniejsze! Po co ci dojrzała kobieta z pracą, wiedzą i przyszłością? Lepiej zostać tu i pasać kozy, latając za fajnymi panienkami!

Nie znasz jej! – warknąłem.

– I wcale nie mam zamiaru poznać – rzuciła i wyszła z dwiema walizkami. – Żegnam!

Próbowałem oszukać swoje serce

Nie złamałem się i zostałem. Było mi ciężko, bo choć przejrzałem na oczy i wcale nie tęskniłem za wiecznie niezadowoloną Ireną, to jednak coraz wyraźniej docierało do mnie, że miała trochę racji: to bez sensu. Mimo że Julię polubiłem, a jej ciepło i niewinność każdego dnia bardziej mnie ujmowały, wiedziałem, że nierozsądnie byłoby rzucić wszystko dla dziewczęcia biegającego po drzewach i nie mającego pojęcia o prawdziwym świecie.

Wyglądało na to, że choć serce dyktowało inaczej, będę musiał pójść za głosem rozumu i pogodzić się z Ireną. W końcu cóż dziwnego w tym, że była zazdrosna?

Rankiem ostatniego dnia urlopu usiadłem w altance z planem napisania długiego, czułego listu i włączyłem laptopa. Jednakże kiedy się uruchomił, zrozumiałem, że z mojej próby napisania czegokolwiek nic nie będzie: maszyna od miesiąca robiła mi dziwaczne numery, a ja ciągle zapominałem oddać ją do naprawy. Teraz nawaliła na dobre.

– Co robisz? – nawet nie zauważyłem, kiedy Julia nadeszła.

– Wygląda na to, że nic – westchnąłem. – Komputer się zepsuł.

Oczekiwałem, że usiądzie obok i zacznie mnie pocieszać lub w najlepszym wypadku zaproponuje telefon do serwisu komputerowego.

– Daj, zobaczę – powiedziała jednak niespodziewanie. Ułożyła laptopa na kolanach. – Po prostu wiesza ci się przeglądarka plików. Kiedy wciśniesz to...

Z szeroko otwartymi oczyma obserwowałem, jak prosta dziewczyna ze wsi przełącza jakieś niezrozumiałe dla mnie ustawienia i po paru minutach doprowadza urządzenie do stanu używalności.

– Studiowałam informatykę – wyjaśniła, rozbawiona moją miną.

Okazało się, że Julia oprócz zabawiania gości zajmuje się również promocją oraz księgowością firmy, nie mówiąc już o stronie internetowej gospodarstwa, którą sama stworzyła. W naszej wczorajszej rozmowie Julia wspominała o tym coś mimochodem, jednak cały czas przyjmowałem odruchowo, że zajmuje się tym ktoś inny.

– A co myślałeś? – zachichotała. – Że ja tu gąski pasam?

– Nic nie wspominałaś...

– Bo nie pytałeś – powiedziała szybko, po czym zawahała się. – A poza tym... Myślałam, że i tak niedługo wyjedziesz, więc...

Tak, wyszedłem na ostatniego naiwniaka. Który nie dość, że wierzył w prymitywne stereotypy, to jeszcze chciał oszukać własne serce. No cóż, nie zrobiłem tego. Zostałem na wsi z Julia i właśnie tutaj odnalazłem swoje miejsce na ziemi.

Czytaj także:
„Jestem skromną dziewczyną ze wsi, a spotykam się z samym prezesem. Mama twierdzi, że to nie miłość, a igraszka”
„Ożeniłem się z prostą dziewczyną ze wsi. Moi znajomi i rodzina mają ją za głupią gęś i ciągle sobie z niej żartują”
„Boję się przedstawić swoją dziewczynę rodzicom. Ania pochodzi ze wsi, a przecież wiem, że zaakceptują tylko miastową”

Redakcja poleca

REKLAMA