Rozmawiała przez komórkę. Przechodziłem obok łazienki, ona zostawiła niedomknięte drzwi i pomimo szumu wody lecącej do wanny słyszałem każde słowo…
„Nienawidzę tej smarkuli – mówiła. – Jest bezczelna i arogancka. Specjalnie mnie prowokuje, żeby sprawdzić, ile jeszcze wytrzymam. A ja gonię resztkami sił, boję się, że ją w końcu walnę i będzie koniec… Ledwo się powstrzymuję”.
– O kogo chodzi? – zapytałem.
Aż podskoczyła, usłyszawszy mój głos.
– Co się skradasz? – krzyknęła. – Podsłuchujesz mnie? Co to za metody!
– Nie odwracaj kota ogonem – mruknąłem. – Co to za smarkula, której nie możesz znieść?
– Nowa stażystka. Przyszła do nas przed paroma dniami, nic jeszcze nie umie, a się rządzi, jakby połknęła wszystkie rozumy. Bardzo niesympatyczna dziewucha. Wkurza mnie!
Wiedziałem, że kłamie. Na poczekaniu wymyśliła tę historię, ale przecież oboje wiedzieliśmy, że wcale nie chodzi o żadną stażystkę, tylko o Ramonę – moją córkę z pierwszego małżeństwa, która od kilku miesięcy mieszkała razem z nami. Jej matka po raz kolejny układała sobie życie z nowym mężczyzną.
W tej układance córka stanowiła zbędny element, więc moja eks zdecydowała, że teraz moja kolej na opiekowanie się zbuntowaną czternastolatką. Nie miałem nic do gadania.
Byłem już wtedy z Lucyną. Układało się nam wspaniale, mieliśmy wiele planów, byliśmy naprawdę szczęśliwi. Lucyna przeprowadziła się do mnie, a pieniądze z wynajmu jej kawalerki wpłacaliśmy na konto podróżne. Tak je nazwaliśmy, bo naszym marzeniem była wyprawa do Ameryki Południowej, którą chcieliśmy zrealizować pod koniec tego roku.
Jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość o Ramonie. Szczególnie mocno przeżyła ją Lucyna, bo potraktowała przyjazd mojej córki jak ruinę wszystkich naszych planów i zamach na związek.
– Co to w ogóle jest, żeby ktoś bez pytania rujnował cudze życie? – pytała wściekła.
– Mam nadzieję, że się na to nie zgodzisz?
– Jak mam się nie zgodzić? – odpowiadałem.
– Przecież to moje dziecko! Gdzie ma mieszkać? Pod mostem?
– Są internaty, jest chyba jeszcze jakaś inna rodzina? Dlaczego właśnie ty?!
– Bo jestem ojcem?
– Co z tego? Masz swoje życie, a w tym życiu jestem także ja. Więc chyba normalne, że się denerwuję.
– Normalne. Rozumiem cię bardzo dobrze, jednak nie mogę inaczej postąpić. Zastanów się, co byś zrobiła na moim miejscu?
– Nie jestem na twoim miejscu, więc nie wiem, ale na pewno nie postawiłabym ciebie w takiej sytuacji, w jakiej ja jestem. Nie znam tej dziewczyny, nie dogadam się z nią. Zobaczysz, będą problemy.
Od razu mnie nieprzyjemnie uderzyło, że o Ramonie mówiła „ta dziewczyna", dałem jednak spokój. Miałem nadzieję, że wszystko się jakoś powoli ułoży.
Bardzo się pomyliłem
Pierwsza awantura wybuchła minutę po przekroczeniu przez Ramonę progu naszego mieszkania. Lucyna spojrzała groźnie na buty kopnięte na środek przedpokoju i zapytała:
– Halo, co to jest?
– Ta pani niedowidzi? – Ramona zwróciła się do mnie. – Mieszkasz ze ślepą?
– Przestań – próbowałem łagodzić napięcie. – Ustaw te adidasy, a w ogóle schowaj je do szafki. U nas są takie zwyczaje.
– Po co chować coś, co się zaraz wyjmie? To głupota. Szkoda czasu i energii.
– Schowaj – powtórzyłem, ale jej już nie było. Zostawiła swoje rzeczy, torby, pakunki i poszła do salonu. Kiedy tam wszedłem, leżała na kanapie i oglądała telewizję.
Wtedy zrozumiałem, że będzie ciężko…
Po trzech dniach Lucyna chciała się wyprowadzić. Ledwo ją uprosiłem, żeby była mądrzejsza i nie dawała się prowokować, bo Ramona wyraźnie to robiła. W stosunku do mnie zachowywała się poprawnie, za to Lucynie dokuczała na każdym kroku.
Tłumaczyłem, że jest jeszcze dzieckiem, że nie panuje nad swymi emocjami, że to jest jej bunt przeciwko zmianie w życiu, której wcale nie chciała. Powtarzałem, że mała jest w takiej samej sytuacji jak my, bo i ją postawiono pod ścianą, że ma do wszystkich żal, dlatego się odgrywa. W odpowiedzi Lucyna zadała mi tylko jedno pytanie:
– Powiedz, czemu ja mam to znosić?
– Bo mnie kochasz? – odpowiedziałem pytaniem. – Bo dzielisz ze mną życie? Bo co moje, to twoje…?
– Spróbuję – usłyszałem. – Ale nie wiem, czy dam radę. Nie jestem workiem do bicia!
Szczerze mówiąc, Ramona zachowywała się okropnie. Albo pyskowała Lucynie, albo ją ignorowała, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że w naszym domu panią i gospodynią jest właśnie Lucyna. Ona robi zakupy, sprząta, gotuje, pierze i ma wszystko na głowie, bo ja całe dnie pracuję i wracam bardzo późno.
Lucyna ma stałe godziny pracy, więc może sobie poukładać zajęcia tak, żeby jej wszystko pasowało. A to Ramona systematycznie rozwalała…
Na przykład kiedy Lucyna zaplanowała pranie, Ramona specjalnie blokowała łazienkę, leżąc godzinami w wannie albo robiąc jakieś cuda z włosami. Lucyna się irytowała, ja próbowałem ją uspokajać.
Ramona robiła, co chciała...
Wybrzydzała też przy jedzeniu. To było podłe, wiele razy widziałem, że Lucyna powstrzymuje się resztkami sił, żeby nie trzasnąć talerzem o ścianę. Co mogłem zrobić?
Tłumaczyłem, że to się w końcu jakoś rozwiąże. I miałem rację, tylko rozwiązało się nie tak, jakbym tego chciał.
Po tej podsłuchanej rozmowie pojąłem, że Lucyna nie znosi mojej córki, i że to się nie zmieni, bo antypatia jest wzajemna, a Ramona należy do trudnych nastolatek. Z takimi jak ona czasami nie wytrzymują rodzone matki, więc trudno tego oczekiwać od obcej kobiety.
Musiałem rozważyć, na której mi bardziej zależy. Myślę, że dla każdego mężczyzny to byłoby trudne zadanie, bo wybór między kochaną kobietą i kochanym dzieckiem nie jest wyborem, tylko jakimś przymusem spowodowanym przez okoliczności życiowe. Strasznie się męczyłem, żeby w końcu coś postanowić.
Pomogła mi sama Lucyna. Pewnego wieczoru powiedziała:
– Przestań się szarpać i posłuchaj: nic z tego nie będzie. Ty z córki nie zrezygnujesz, ja się do niej nie przekonam, jestem tego pewna.
– Nie przesadzasz? – zapytałem. – Tyle trudnych spraw ludziom się udaje pozałatwiać. Czemu nam ma się nie udać?
– Bo my wcale tego nie chcemy. Ramona nie chce mnie, ani ja jej. Taka jest prawda. Tylko ty byś chciał pogodzić wodę z ogniem, ale dla własnej wygody i dobrego samopoczucia, nie dla naszego dobra. Ogień i woda to dwa wrogie sobie żywioły; albo woda ogień zaleje, albo on ją wysuszy. Nie ma innego wyjścia.
Zrozumiałem, że Lucyna naprawdę wszystko przemyślała, a ponieważ jest mądrą kobietą, miała rację. Nic z tego nie będzie, bo ja w głębi serca wybrałem już dawno, wtedy, kiedy Ramona się do nas przeprowadzała, a Lucyna mnie ostrzegała, że to jest zły pomysł. Zaryzykowałem, wiedząc, że w razie czego wybiorę córkę. Co gorsza, Lucyna o tym świetnie wiedziała!
Zrozumiałem jeszcze więcej
Ten nasz rozwód nie był moją decyzją; to żona odeszła, zabierając z sobą dziecko, a ja się tylko na to zgodziłem, choć podświadomie cały czas miałem nadzieję, że się wyszumi i wróci. Lucyna to czuła. Raz podczas sprzeczki powiedziała mi: „Ty jesteś ze mną z braku tamtej… Gdyby kiwnęła palcem, nawet byś się za mną nie obejrzał!”. Bardzo się wtedy oburzyłem, ale to była prawda.
Ramona jest dla mnie taką szansą na powrót byłej żony. Gdyby chciała, wszystko bym jej wybaczył, bo nadal ją kocham. Ramona pomogła mi to sobie uświadomić.
Najgorsze jest to, że ona nie wróci. Zostanę sam, z trudną, zbuntowaną i roszczeniową córką, bo żadna partnerka nie zniesie tego, co ona wyprawia, a ja nie będę umiał jej poskromić. Lucyna jest wspaniała. Dała mi dużo szczęścia. Życie z nią było fantastyczne, ale co z tego, kiedy ja stoję na rozdrożu i nie wiem, w którą stronę chcę iść?
Są decyzje, nad którymi w ogóle nie trzeba się zastanawiać. Życie je za nas podejmuje.
Czytaj także:
„Po śmierci ukochanej żony chciałem ułożyć sobie życie na nowo. Sąsiedzi bezczelnie sabotowali moje szczęście...”
„Mój były mąż okazał się mordercą, ale to na mnie wszyscy wydali wyrok. A ja naprawdę o niczym nie wiedziałam...”
„Zakochałem się w sąsiadce, która codziennie biega po plaży. Postanowiłem zostawić jej romantyczny list w butelce"