Byłam młoda i niedoświadczona, kiedy wychodziłam za mąż. Jednak dość szybko zorientowałam się, że moje małżeństwo jest pomyłką. Po pierwszych miesiącach uniesień, ze zdziwieniem odkryłam, że z mężem niewiele mnie łączy, za to bardzo wiele dzieli.
Pochodziliśmy z różnych sfer, mieliśmy inne zainteresowania, poglądy i priorytety. Mariusz nie był złym człowiekiem, po prostu nie pasowaliśmy do siebie. Jednak zanim doszłam do tych wniosków, zdążyłam zajść w ciążę.
Chciałam, aby moje dziecko miało pełną rodzinę, więc tkwiłam w związku, który mnie nie satysfakcjonował. Nie byłam nieszczęśliwa, lecz do pełni zadowolenia również dużo mi brakowało. Aby to sobie zrekompensować, wszystkie niewykorzystywane uczucia ulokowałam w córce, mojej dumie i radości. Prowadzałam ją na lekcje angielskiego, na naukę jazdy konnej, rytmikę, balet… Na wszystkie zajęcia, które mogły w przyszłości ułatwić jej życiowy start.
Bardzo się starałam
Kiedy Jola była w liceum, Mariusz nieoczekiwanie zachorował i po paru tygodniach zmarł. Było mi przykro, oczywiście, lecz na pewno nie rozpaczałam. Ze względu na córkę i rodzinę udawałam jednak żałobę. Jola przeżywała to głębiej, nawet nie przypuszczałam, że tak bardzo była przywiązana do ojca… Bardzo się starałam, żeby nasze życie wyglądało jak dawniej. I toczyło się dalej, niemal po staremu, tyle że do coniedzielnych spacerów włączyłyśmy jeszcze wizytę na cmentarzu.
Maturę Jola zdała śpiewająco, z najwyższą możliwą liczbą punktów, i złożyła papiery na prestiżowe uczelnie. Nad wyborem kierunku nie musiała się długo zastanawiać; od dawna mówiła, że pociąga ją kariera prawnicza. Wraz z rozpoczęciem przez nią studiów nastąpiły pewne zmiany w naszym życiu. Nagle w mieszkaniu zaroiło się od chłopaków, którzy mniej byli zainteresowani kodeksami prawa rzymskiego, a bardziej przepastnymi oczami i długimi nogami mojej córki. Wiedziałam, że ten etap kiedyś nastąpi i w sumie cieszyłam się, że Jola ma powodzenie. Ona na razie nie wyróżniała żadnego, traktując ich jak zwykłych kolegów.
Czasem przysłuchiwałam się jej rozmowom i w duchu pękałam z dumy, że jest taka mądra i rozważna.
Może wynajmę detektywa?
Od czasu do czasu próbowałam ją podpytać o sprawy uczuciowe, ale zbywała mnie.
– Daj spokój, mamuś! Przecież to jeszcze dzieciaki. Lubię ich, ale nic poza tym. A co? – dodawała przekornie. – Chcesz mnie za mąż wydać i pozbyć się z domu?
No więc spałam spokojnie, nie martwiąc się o to, że za chwilę przestanę być najważniejszą osobą w życiu córki, że znajdzie się ktoś, kto przerwie łączącą nas więź. Może dlatego moja czujność osłabła i nie zwróciłam uwagi na to, że Jola ostatnio dłużej przebywała poza domem, ba, zdarzały się dni, w których w ogóle nie wracała na noc. Gdy pytałam, gdzie była, mówiła, że uczyła się u koleżanki, że się zasiedziała, że wyskoczyli całą paczką powłóczyć się po mieście, że kolokwium było ciężkie, więc chciała odreagować. A ja wierzyłam…
Grom z jasnego nieba uderzył, gdy pierwszy raz przyprowadziła do domu Antoniego. Chłopak, owszem, był szalenie przystojny i atrakcyjny, z tą swoją chmurną, czarniawą urodą, ale w jego twarzy było coś, co nie spodobało mi się od pierwszego spojrzenia. Niekorzystne wrażenie tylko się pogłębiło, gdy go przedstawiła.
– Mamo, poznaj. To jest Antoni…
– Dzień dobry.
O Boże – pomyślałam, tylko nie to! Dalszy ciąg wizyty nie poprawił jego wizerunku w moich oczach. Dowiedziałam się, że pochodzi z jakiejś wiochy, a do nas przyjechał niby na studia. Kiedy usłyszałam, że musiał je przerwać z powodu braku pieniędzy, i teraz pracuje przy budowie dróg, mało nie zemdlałam.
Moja wychuchana córeczka z budowlańcem! To nie może być prawda! Szczypałam się co chwilę w udo, w nadziei, że to tylko okropny sen, z którego zaraz się obudzę. Niestety, koszmar trwał. Jola wyczuła mój brak entuzjazmu, bo zachwalała Antoniego z zacięciem handlarki próbującej wcisnąć komuś trefny towar. Mówiła, że zdolny, dzielny i w ogóle najwspanialszy na świecie. Prawdę powiedziawszy, niewiele z tego słyszałam, bo mój mózg nastawił się już na sposoby rozdzielenia ich.
– Dlaczego byłaś taka zacięta i nieuprzejma, mamo? – córka zaatakowała mnie, gdy tylko zamknęła drzwi za swoim gościem. – Nie spodziewałam się tego po tobie.
– A czego się spodziewałaś?!
Napięcie, które czułam całe popołudnie, teraz eksplodowało.
– Mam się cieszyć, że zadajesz się z kimś takim, na dokładkę robotnikiem? Co ty o nim wiesz? Tylko tyle, co sam ci powiedział! Skąd wiesz, że nie kłamie? Jak sprawdzisz, ile jest prawdy w jego opowieściach?
– Mamo, nie wiem, skąd w tobie tyle podejrzliwości i niechęci. To dobry chłopak, życie daje mu w kość, ale on się nie poddaje. Nie każdy miał tyle szczęścia w życiu co ja. Trzeba szanować i doceniać, że sobie radzi…
– Dziecko – przerwałam jej te filozoficzne wywody – mogę szanować i cenić, ale nie muszę go akceptować.
– Jesteś żałosna! – wypaliła. – Ale musisz się pogodzić z tym, że ja go kocham i za niego wyjdę!
Widziałam, że jest zdeterminowana
Niemniej próbowałam przedstawić jej swoje argumenty, namówić ją, aby spojrzała na wybranka bardziej krytycznie. Zyskałam tylko tyle, że pokłóciłyśmy się pierwszy raz w życiu. Nie wiedziałam, co robić. Owszem, zauważyłam, że moja córka bardzo się zaangażowała, ale ze strony Antoniego nie dostrzegałam oznak tego samego gorącego uczucia. Podejrzewałam, że udaje, bo ma w tym swój cel.
Krew się we mnie burzyła, lecz niewiele mogłam w tej sprawie zrobić. Jola dała mi do zrozumienia, że jeśli nie zaakceptuję Antoniego, wyprowadzi się z domu i zamieszka z nim gdziekolwiek. Mogła to zrobić, miała swoje pieniądze, dostawała rentę po ojcu i dorabiała w prywatnej kancelarii. Co więcej, była dorosła i samodzielna, więc nie miałam już żadnego wpływu na jej decyzje.
Nasze wzajemne stosunki nie są teraz dobre, a ja, przejmując się tym wszystkim, źle sypiam. W bezsenne noce bez przerwy analizuję, jak powinnam postąpić. Nie chcę, żeby córka powieliła mój błąd i wpakowała się w związek z człowiekiem, z którym nic jej nie łączy, a wszystko dzieli. Z doświadczenia wiem, jak jałowe jest takie życie. Jak szybko opadają z oczu łuski zakochania i zaczyna się widzieć sprawy takimi, jakie są w rzeczywistości, bez upiększeń. Z drugiej strony, jeśli będę twardo stać na swoim stanowisku, stracę córkę.
Nie mam złudzeń, kogo wybierze, gdy postawię sprawę na ostrzu noża: ja albo on. Pójdzie za Antonim, który – jestem tego pewna! – prędzej czy później ją unieszczęśliwi. Muszę być wtedy przy niej. Skoro nie chce się uczyć na cudzych błędach, skoro chce popełniać własne, muszę być przy niej, gdy przyjdzie jej zapłacić cenę…
Czasem mam nadzieję, że wydarzy się coś, co pozwoli Joli szybciej przejrzeć na oczy. Rozważam wynajęcie detektywa – może odkryje jakieś mroczne tajemnice Antoniego. Bo o tym, że wiele przed nami ukrywa, jestem przekonana. Widzę to po jego oczach. Są czarne, pełne ciemności, i wcale nie mam myśli koloru tęczówek. Muszę jednak działać dyskretnie, córka nigdy by mi nie wybaczyła, gdyby się wydało, że kazałam szpiegować Antoniego.
Myślałam też, czy by nie podsunąć Joli jakiegoś innego chłopaka. Tylko czy zakochana dziewczyna w ogóle spojrzy na innego? Jestem rozdarta. Z coraz większym lękiem spoglądam w przyszłość.
Elżbieta, 45 lat
Czytaj także:
„Teściowa ubzdurała sobie, że pojedzie z nami na romantyczne wakacje. To pikuś przy tym, co zrobiła potem”
„Kochanek żony reanimował nasze małżeństwo. Gdy zażądał od niej kasy, migiem wróciła na stare śmieci”
„Wakacje pod Giewontem zaprowadziły mnie na szczyt radości, a potem rozpaczy. Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie”