„Moja córka wymyśliła, że będzie wychowywać małą w duchu gender. Ubiera ją tylko na szaro i kupuje neutralne zabawki”

dziecko wychowywane w duchu ideologii gender fot. Adobe Stock
Do mojej wnusi nie wolno też mówić Ola – trzeba nazywać ją Aleks. – Nikt jej nie będzie wmawiał od pierwszego dnia życia, że skoro jest dziewczynką, to ma obowiązek być grzeczna, bawić się lalkami, ubierać na różowo i przyzwyczajać do tego, że jej miejsce jest w kuchni przy garach!
/ 23.04.2021 13:00
dziecko wychowywane w duchu ideologii gender fot. Adobe Stock

Kiedy Marysia urodziła córeczkę, omal nie oszalałam ze szczęścia. Tak długo czekałam na wnusię i wreszcie moje marzenie się spełniło. Od tamtego dnia minęły dwa miesiące, a ja zamiast pławić się w tym szczęściu, ze zmartwienia spać po nocach nie mogę. Powód?

Córka wymyśliła sobie, że będzie wychowywać małą w duchu gender

I narobiła mi kłopotów. Po raz pierwszy Marysia powiedziała mi o tym niedługo przed rozwiązaniem. Przyszli do mnie oboje z zięciem na niedzielny obiad. Jedliśmy sobie spokojnie, gawędząc o tym i tamtym. A tu ona nagle wyskoczyła z tą rewelacją. Gdy to usłyszałam, to aż widelec wypadł mi z ręki.

– Zwariowałaś? Chcesz zrobić z dziecka dziwadło? – wyrwało mi się.

– Nie dziwadło, tylko szczęśliwego człowieka, któremu nikt nie będzie wmawiał od pierwszego dnia życia, że skoro jest dziewczynką, to ma obowiązek być grzeczna, bawić się lalkami, ubierać na różowo i przyzwyczajać do tego, że jej miejsce jest w kuchni przy garach – wyrecytowała jednym tchem Maria.

Już miałam ryknąć, że to kompletna głupota, wymysł durnych feministek, na szczęście w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Nie chciałam, żeby się zdenerwowała i zaczęła rodzić przed czasem. Policzyłam więc do dziesięciu i szybciutko zmieniłam temat. Kiedy jednak córka wyszła do łazienki, natychmiast wzięłam zięcia na spytki.

– I co ty na to? – chciałam wiedzieć.
– Nic – wzruszył ramionami.
– No, wiesz… Przecież tu chodzi o twoje dziecko! – krzyknęłam.
– Oj, mamo, nie ma czym się denerwować. Jak Marysia już urodzi, to jej ten cały gender natychmiast wywietrzeje z głowy. Naprawdę nie ma się czym przejmować – machnął ręką.
– Obyś miał rację – westchnęłam.

Przez skórę czułam, że wcale nie będzie tak pięknie

Znałam swoją córkę i wiedziałam, że jak już sobie coś wbije do głowy, to szybko nie odpuści. Spodziewałam się więc, że w najbliższym czasie czekają mnie przykre niespodzianki. Moje przypuszczenia, niestety, się sprawdziły. Pierwsza spotkała mnie kilka tygodni później tuż po narodzinach małej.

Marysia oznajmiła, że zamierza dać jej na imię Aleksandra. W pierwszej chwili bardzo się ucieszyłam. To imię ma takie cudownie brzmiące, ciepłe zdrobnienia. Ola, Oleńka… Ale gdy tylko o tym wspomniałam, córka błyskawicznie się naburmuszyła. I oświadczyła, że o żadnej Oleńce nie ma mowy. I wszyscy mamy wołać na małą Aleks. Gdy to usłyszałam, to aż przysiadłam z wrażenia. Mój sąsiad ma psa o imieniu Aleks. I ja tak miałam nazywać wnuczkę?

Kolejny szok przeżyłam, gdy poszłam do nich do mieszkania, obejrzeć pokój i ubranka dla dziecka. Wcześniej dałam trochę grosza na zakupy i byłam ciekawa, co też pięknego z zięciem wybrali. Weszłam do środka i omal nie zemdlałam. Spodziewałam się bajkowego wystroju. No wiecie, łóżeczko w kształcie kołyski, baldachim, tapeta z wróżkami, śliczne różowo-białe zasłonki.

A tam? Szare ściany, meble w nieokreślonym kolorze. W szafie takie same, białe lub szarobure śpioszki i kaftaniki. A na półce z zabawkami ani jednej lalki. Tylko pluszaki i jakieś klocki. Tragedia. Tymczasem Marysia była z siebie strasznie dumna. Z wypiekami na twarzy opowiadała, że właśnie o to jej chodziło, że wszystko ma być neutralne, odpowiednie zarówno dla chłopca, jak i dla dziewczynki. Gdy tego słuchałam, zrobiło mi się bardzo smutno. Jak Marysia była mała, to uwielbiała stroić się w sukienki, bawić się lalkami. Czesała je, sadzała przy stole. Dlaczego chciała pozbawić tej przyjemności swoją córeczkę? Nawet ją o to zapytałam.

Stwierdziła, że to były tylko pozory, że bardziej podobały się jej spodnie i samochodziki brata. Dłużej z nią już nie dyskutowałam, bo wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha. Poradziłam więc jej tylko, by nie obnosiła się z tym bezpłciowym wychowaniem po znajomych, a zwłaszcza rodzinie.

– A to niby dlaczego? – zdziwiła się.
– Bo im się to nie spodoba. Nie zrozumieją. I wezmą cię na języki.
– Wiesz co? Mam to gdzieś! Nie zamierzam niczego ukrywać tylko po to, by innych zadowolić. Albo uszanują moją decyzję, albo do widzenia! – prychnęła.

Byłam załamana. Znałam swoich bliskich i wiedziałam, że nie są otwarci na takie nowości. I że oberwie się nie tylko Marysi, ale także mnie. Ona na pewno nie chciała nikogo obrazić… I tym razem się, niestety, nie pomyliłam. Kilka dni później odwiedziła mnie kuzynka. Wpadła bez uprzedzenia, późnym popołudniem. Aż kipiała ze złości.

– Twoja córka mnie obraziła! – wrzasnęła.
– Marysia? To niemożliwe! – odparłam.

– Tak twierdzisz? No to posłuchaj. Wpadłam do niej zobaczyć Oleńkę. Przyniosłam w prezencie taki śliczny różowy komplecik do wózka. Poduszeczkę, kocyk, prześcieradełko. Wszystko z firmowego sklepu. Byłam pewna, że się ucieszy. A ona co? Powiedziała, żebym zabrała to do domu. Bo Aleks nie będzie chodzić w różowym – aż się zachłysnęła.

– No i co dalej? – wykrztusiłam, choć domyślałam się, co usłyszę.
– Oczywiście zrobiło mi się bardzo przykro. Schowałam jednak dumę do kieszeni i przypomniałam, że różowy to idealny kolor dla dziewczynki. I dlatego nie rozumiem, dlaczego się dąsa. A ona mi na to, że zamierza wychowywać córkę w duchu gender i w związku z tym od różowego koloru będzie ją trzymać z daleka. Tak samo jak od lalek i zabawy w sprzątanie i gotowanie. Wyobrażasz to sobie?
– Wyobrażam, wyobrażam. Też byłam zdziwiona, gdy to usłyszałam – westchnęłam, nie kryjąc smutku.
– Wiedziałaś? – Asia wybałuszyła oczy.
– Owszem. Coś tam mi napomknęła, niedługo przed porodem…
– I nic nie zrobiłaś? – przerwała mi.
– A co miałam zrobić? Marysia jest dorosła, no i ma charakterek. A poza tym miałam nadzieję, że jej ten głupi pomysł wywietrzeje z głowy. Nawet zięć się nie przejął…
– Ale nie wywietrzał!
– No nie… – spuściłam wzrok.
– I tak spokojnie przeszłaś nad tym do porządku dziennego? No wiesz, nie spodziewałam się tego po tobie. Twoja córka wyznaje szkodliwe lewackie poglądy, a ty milczysz! – skrzywiła się Zofia.
– Jak jesteś taka mądra, to mogłaś sama przemówić jej do rozumu! – zdenerwowałam się.
– Próbowałam, oczywiście, że próbowałam. Tłumaczyłam, że to zło i obraza boska, cios przeciwko rodzinie, że jej córka będzie nienormalna…
– Wysłuchała cię?
– Nie! Zachowała się karygodnie! Wywracała oczami, wzdychała, robiła głupie miny. Myślałam, że ją walnę! A na koniec spojrzała na mnie z wyższością i oświadczyła, że cywilizowani ludzie już zrozumieli, że płeć fizyczna nie zawsze idzie w parze z kulturową. A skoro nie potrafię tego zaakceptować, to znaczy, że się do nich nie zaliczam. Słowem zwyzywała mnie od ciemnot! – kuzynka aż się gotowała z oburzenia.
– E, tam, nie bierz tego do siebie, Marysia pewnie się przejęzyczyła… Co innego miała na myśli – próbowałam tłumaczyć córkę.
– Nie broń jej! Dokładnie wiedziała, co mówi! Diabelskie nasienie! Skąd się takie biorą?! Ja na twoim miejscu…
– I co było dalej? – przerwałam.
– Jak to co? Zapakowałam komplecik do torby i wyszłam, trzaskając drzwiami. I zapowiedziałam, że moja noga więcej u niej nie postanie! Zaraz potem wsiadłam w samochód i przyjechałam do ciebie. Miałam nadzieję, że razem wymyślimy, jak wyciągnąć tę głupią dziewczynę z bagna. No ale widzę, że ty nie zamierzasz się jej przeciwstawić…
– Szczerze? Nie! Nie chcę kłócić się z córką! Jak pójdę z nią na wojnę, to nie pozwoli mi widywać mojej wnuczki!
– Oczywiście zrobisz, jak zechcesz. Ale na moją przychylność nie licz. Nie będę zadawać się z degeneratami – wysyczała Asia, a potem wstała i po prostu wyszła.

Byłam zdruzgotana. Czułam, że za chwilę chwyci za komórkę i opowie o naszej rozmowie wszystkim w rodzinie i zaczną się kłopoty. I znowu moje przeczucia, niestety, się sprawdziły. Przez następne dni odebrałam dziesiątki telefonów. Wujkowie, ciocie, kuzynki, kuzyni… Wszyscy dopytywali się, czy z Marysią to prawda i co zamierzam z zrobić. Gdy odpowiadałam, że raczej nic, byli oburzeni.

Niektórzy nawet rzucali słuchawką i grozili, że jeśli Marysia się nie opamięta, to tak jak Asia zapomną o jej istnieniu. I o moim przy okazji też. Najsmutniejsze jest to, że córka wcale się tym nie przejmuje. Śmieje się i mówi, że nie zamierza zadawać się z ciemnotą! Łatwo powiedzieć! Przecież to nasi bliscy! Szlag by trafił tego, kto wymyślił ten przeklęty gender. Niech smaży się w piekle!

Czytaj także:
Byłam pewna, że to kochanka mojego męża. Okazało się, że to... dorosła córka
Mamie nie pasowała żadna moja dziewczyna. Z Justyną było inaczej
Mając 40 lat, musiałam wprowadzić się do rodziców. Za nic mieli moją prywatność

Redakcja poleca

REKLAMA