„Moja córka ma 4 dzieci z 3 tatusiami. Ze wstydu najchętniej zapadłabym się pod ziemię, idąc z tą dzieciarnią po ulicy”

babcia z wnuczką fot. Getty Images, Layland Masuda
„Ten cały Rafał, nie byłby kolejnym bawidamkiem mojej Paulinki, gdy nie zniknął tuż po porodzie. Udało mu się wytrwać w roli rodzica do narodzin Lenki, kiedy to zapytał pielęgniarkę o drogę do wyjścia – i tyle go widzieliśmy”.
/ 18.09.2024 20:30
babcia z wnuczką fot. Getty Images, Layland Masuda

Mam tak dziwną rodzinę, że albo do reszty spalę się ze wstydu, albo to sąsiedzi pospadają z krzeseł z zazdrości. Tatuś pierwszego dziecka mojej Paulinki robi za Norwida. Tatuś numer dwa na porodówce odwalił taki numer, że do dzisiaj to rodzinna legenda. A tatuś numer trzy? Cóż, jego zawód sprawia, że tamci dwaj trzęsą portkami ze strachu.

Patrzą na mnie jak na dziwadło

Kiedy idę na miasto obwieszona dziećmi, czuję się jak cyrkowy wielbłąd na występie. Serio, już sama nie wiem, co mam ogarniać najpierw – czy żeby dzieci się nie rozbiegły jak gołębie na rynku, czy może żeby załatwić sprawy, czy może skupić się na tych wszystkich ciekawskich spojrzeniach. A ludzie patrzą tak, jakby niby przed siebie, w jakąś dal pełną filozoficznych przemyśleń. No, ale nie dam się nabrać – z tych zaciśniętych w dzióbek ust wyczytać można tylko jedno... pogardę? Albo coś na kształt „Och, co za odwaga, żeby wyjść z takim tabunem!”.

Czasem ktoś jednak wprost zagaduje:

– I jak tam, pani Marysiu? Jak pani sobie z tym wszystkim radzi? – ton troskliwy, a w domyśle: Kiedy to się w końcu rozleci?.

Mam gdzieś takie troski. Najchętniej schowałabym się pod ziemię, ale odpowiadam:

– E tam, nie jest tak źle, córka na weekend zostawiła maluchy, bo na zjazd na studiach pojechała.

Poprawiam koronę, unoszę głowę i idę dalej, jakbym właśnie wróciła z jakiejś królewskiej misji.

Jakby ktoś przywalił mi patelnią

Patrzę na te moje wnuki i w głowie leci mi replay, jak to się w ogóle zaczęło. Najpierw był Karolek, teraz ma osiem lat. Córka urodziła go w czasie matur, co oczywiście było fantastycznym momentem na start kariery w macierzyństwie. Powiedziała o ciąży dopiero, kiedy nie dało się tego dłużej ukryć.

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć... – zaczęła wiercić się na krześle.

Już wtedy wiedziałam, że szykuje się coś, co zmieni moje życie na zawsze. Odłożyłam gazetę, skrzyżowałam ręce i czekałam na wyrok.

– Bo... jestem w ciąży.

Cisza. A potem bum! Jakby ktoś przywalił mi patelnią prosto w głowę. Otworzyłam usta, zamknęłam, znowu otworzyłam, czując się wręcz rybą wyrzuconą na brzeg. Kiedy odzyskałam mowę, zapytałam:

– W ciąży? Ty? Z kim?

Oczywiście intuicja podpowiadała mi, że nie z żadnym księciem na białym koniu.

– Z Damianem. Ale spokojnie, on mnie kocha i zaopiekuje się mną i dzieckiem.

Jasne, na pewno.

Ile można?

Pamiętam, jak ten cały Damian kiedyś wpadł do domu – romantyczny blondyn z długimi włosami, którego największym dylematem było, czy iść do kina czy na piwo. Już to widziałam, a wręcz nie widziałam tego, jak Damianek jedną ręką bawi dziecko, a drugą bierze się za robotę, by utrzymać młodą żonę i matkę. I miałam rację, Damian rozpłynął się w mętnej aurze, którą roztaczał wokół siebie.

I tak na świat przyszedł Karolek. W czasie matur. Życie to groteska, wiadomo.

Potem przyszedł czas na tatę numer dwa, bo córka postanowiła, że na nowy początek najlepiej zmienić partnera. Kolejna niespodzianka, bo przecież życie nie może toczyć się spokojnym torem.

– Mamo, jestem w... – nie musiała dokańczać, a to, co nie mogło przejść jej przez gardło, nie umiało przejść przez mój mózg. Czy ona testuje moją cierpliwość? Boże!

– Znowu?! – tym razem wydarłam się chyba na całe osiedle.

– No, z Rafałem, ale to nic poważnego – powiedziała, jakby mówiła o zgubionej czapce.

No i takim cudem na świecie pojawiła się Lenka, dzisiaj sześciolatka. Ten cały Rafał, nie byłby kolejnym bawidamkiem mojej Paulinki, gdy nie zniknął tuż po porodzie. Udało mu się wytrwać w roli rodzica do narodzin Lenki, kiedy to zapytał pielęgniarkę o drogę do wyjścia – i tyle go widzieliśmy. Może to i dobrze, bo najmniej pasował na męża Pauliny – z zawodu kierowca ciężarówki, a z zainteresowań co najwyżej pasjonat meczów piłki nożnej.

Zapaliła mi się w głowie czerwona lampka

Potem były trzy lata spokoju, więc myślałam, że mojej córce wywietrzały z głowy nieodpowiedzialne zachowania. Miała znowu jakiegoś kolegę, ale naprawdę myślałam, że zmądrzała. Aż pewnego dnia Paulina znów stanęła przede mną z miną kota, który właśnie ukradł śmietanę:

– Mamo, bierzemy z Dominikiem ślub. Cieszysz się?

Ślub? Moja Paulina? Świetnie, tylko czemu nagle zapaliła mi się w głowie czerwona lampka?

– Nie mów, że znowu...

Pochyliła głowę i zaczęła miętolić róg bluzki. Pamiętam, że miała taką niebieską z koronkami.

– No... właściwie tak, ale tym razem Dominik mi się oświadczył, zobacz – wyciągnęła do palec z delikatnym, srebrnym pierścionkiem.

Na bogato to się mój przyszły zięć nie zapowiadał, skoro nawet złotego pierścionka nie potrafił kupić. Chyba zauważyła moją kwaśną minę, bo szybko dodała:

– Oszczędzamy na wesele.

Trochę mnie uspokoiła, muszę przyznać. Dominik też zrobił na mnie całkiem niezłe wrażenie. Nie chodzi nawet o to, że przyszedł z bukietem fiołków dla mnie, które to fiołki uwielbiam, o czym musiał się dowiedzieć – bo to przecież nie są typowe kwiaty dla teściowej.

– Studiuję prawo i mam zapewnioną aplikację w kancelarii mojego ojca – powiedział dumnie.

Nadal tego nie zrobili

Musiał naprawdę zakochać się w tej mojej Paulince, skoro taki gość zdecydował się wziąć na siebie wychowanie dwójki nie swoich dzieciaków.

– Dominik pomaga mi wyegzekwować lepsze alimenty od od ojców moich dzieciaków – powiedziała z dumą Paulinka.

– Damiana to trzeba ogarnąć, żeby w ogóle cokolwiek płacił – zauważyłam, bo z tego co słyszałam, to jakiś wieczny student, do tego polonistyki, filozofii i innych takich, a zawodowo zajmuje się tylko pisaniem wierszy.

– Tak, ogarniamy to – uśmiechnął się do mnie Dominik.

I tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie z Dominikiem. Trzymać to się trzymają do dzisiaj. Majusia ma już dwa latka, Kubuś roczek, a ślubu nadal nie wzięli, bo Dominik kończył studia. Na szczęście od dwóch miesięcy rzeczywiście pracuje w kancelarii swojego ojca... Może jednak wszystko wyjdzie na prostą, a moja córka rzeczywiście ułoży swoje życie. Może jeszcze będę dumną teściową pana radcy prawnego z własną kancelarią. Może do trzech razy sztuka...

Jeszcze sąsiedzi pospadają z krzeseł, jak córka z zięciem kupią sobie willę. A mieć w rodzinie prawnika to duża korzyść. Dominik rzeczywiście pozałatwiał alimenty od ojców maluchów. Paulinka też robi za kilka miesięcy magisterkę z filologii angielskiej i planuje zatrudnić się w szkole jako nauczycielka. Może w końcu uda się posklejać tę naszą patchworkową rodzinę. 

Maria, 47 lat

Czytaj także:
„Teściowa ma więcej absztyfikantów niż w lesie jest grzybów. Ukrywam to przed mężem, bo biedak ma mamę za wzór cnót”
„Mąż żałował córce na lizaka, a z kolegami co wieczór chodził do baru. Nie mogłam się postawić, bo sama nie zarabiałam”
„Jako masażysta mam dojście do jędrnych ciałek. Żona musi się pogodzić, że moje ręce sprawiają przyjemność innym paniom”

Redakcja poleca

REKLAMA